Rewolucja technologiczna stopniowo nadaje gospodarce charakter wirtualny i transgraniczny. Relacje wykreowane na tym tle często umykają regulacjom krajowym i ewoluują zbyt szybko, aby możliwe było ich proste usankcjonowanie. Wystarczy wspomnieć kryptowaluty, których regulacja prawna do dziś ma charakter szczątkowy, realizowany głównie na styku z tradycyjnymi formami prowadzenia działalności, np. poprzez nałożenie obowiązków AML na giełdy kryptowalutowe czy blokowanie rachunków bankowych. Poza nielicznymi wyjątkami, kryptowaluty zasadniczo wciąż jednak pozostają poza zasięgiem ustawodawstw na całym świecie.
Na tle tych stosunków dochodzi i coraz częściej dochodzić będzie do rozmaitych sporów o charakterze prywatnym, regulacyjnym a nawet karnym. Łamanie regulacji usług płatniczych, spory o zapłatę, naruszenie praw autorskich czy praw do znaku towarowego, nadużycia w zakresie danych osobowych, kradzież informacji poufnych, oszustwa i pranie pieniędzy, czy naruszanie dóbr osobistych użytkowników social media to tylko kilka najbardziej oczywistych punktów zapalnych nowej gospodarki.
Poszukiwanie ochrony przed sądem nie w każdym przypadku będzie miało sens. Bolączki polskiego wymiaru sprawiedliwości są powszechnie znane, wskazuje je zresztą European Justice Scoreboard. Chociaż polskie sądy radzą sobie stosunkowo dobrze w wydawaniu orzeczeń i czeka się na nie relatywnie krótko, to sprawy bardziej specjalistyczne rozstrzygane są nieśpiesznie. Na decyzję sądową w obszarze ochrony konsumenta czeka się ponad 700 dni, a urzędniczą ponad 400. Składając prośbę o zaprzestanie naruszania zasad komunikacji elektronicznej należy uzbroić się w cierpliwość, sąd I instancji podejmuje bowiem decyzję po blisko 180 dniach. We wszystkich tych obszarach jesteśmy w niechlubnej czołówce unijnej. Sędziowie nawigują po nieznanych im wodach i nie czują się w tym zbyt pewnie. Zadanie im stawiane jest zresztą bardzo trudne: jak roztrzygać spór dotyczący technologii, której ustawodawca sam nie zdołał dotychczas skutecznie uregulować i którą sąd nie do końca jest w stanie zrozumieć? W efekcie tych i innych problemów o charakterze systemowym, czas postępowania sądowego jest długi i w skrajnych przypadkach może sięgać nawet kilkunastu lat. Poziom rozstrzygnięć pozostawia zaś wiele do życzenia. Sędziowie nierzadko ukrywają się za literą przepisów czy bezkrytyczną parafrazą wniosków biegłęgo, wybierając rozwiązanie proste, formalnie zgodne z prawem, lecz niekonieczne sprawiedliwe i odpowiadające biznesowemu rozumieniu danej sytuacji.
Dlatego, w wielu przypadkach znacznie lepszym rozwiązaniem będzie prowadzenie sporu w arbitrażu (tj. przed sądem polubownym). Arbitrzy to zwykle praktycy ze sporym doświadczeniem, mający lepsze, bo specjalistyczne rozumienie wielu kwestii prawno-gospodarczych. Arbitraż jest przy tym znacznie szybszy, a spory są często rozstrzygane w ciągu roku lub dwóch lat. Co szczególnie istotne, tego typu postępowania są w gruncie rzeczy poufne. Rozprawy nie są jawne, a wydawane wyroki co do zasady nie są publikowane. Dzięki temu, strony sporów technologicznych, które z racji profilu działalności są szczególnie narażone na ryzyka utraty reputacji, mogą liczyć na to, że sprawa zostanie zachowana w tajemnicy.
Arbitraż nie jest jednak rozwiązaniem idealnym i, podobnie jak sądownictwo powszechne, ma swoje słabe strony. Podstawowym jego mankamentem są koszty, przekraczające kilkukrotnie koszty procesu sądowego. Jest on też gorszym rozwiązaniem w nagłych przypadkach – wtedy, gdy stronie zależy na uzyskaniu zabezpieczenia ex parte. Procedura sądowa umożliwia obecnie zaskoczenie drugiej strony zabezpieczeniem. Sąd udziela go na podstawie wniosku rozpoznanego na posiedzeniu niejawnym, bez udziału drugiej strony, która o fakcie dowie się dopiero na etapie egzekucji. Osiągnięcie tego efektu nie jest w pełni możliwe w arbitrażu. Wreszcie, praktycy arbitrażowi stosunkowo często narzekają na zbyt dużą ostrożność arbitrów w stosunku do stron, co czasami prowadzi do wyroków nieodpowiadających literze prawa.
Jak więc rozstrzygać nowe spory technologiczne, w sądzie czy w arbitrażu? W niektórych przypadkach arbitraż w ogóle nie będzie możliwy, np. przy sporach o charakterze regulacyjnym. Czasami w interesie stron będzie rozstrzyganie sporu w sądzie, choćby ze względu na niższe koszty postępowania. Arbitraż może zaś okazać się lepszym wyborem wtedy, gdy strony przewidują, że spór będzie miał charakter wysoce specjalistyczny, zawiły i wymagający szczególnego wyczucia biznesowego. Jeszcze częściej, prowadzenie sporu w ogóle nie będzie się opłacać, niezależnie od forum, np. ze względu na praktyczne trudności w egzekucji ewentualnego wyroku. Nie ma więc uniwersalnej one-size-fits-all odpowiedzi na postawione powyżej pytanie. Podobnie jak krawiec zbierający dokładne wymiary klienta przed uszyciem garnituru, tak i doradca prawny powinien najpierw zebrać dane umożliwiające dostosowanie sposobu rozstrzygnięcia sporu do oczekiwań stron. Tylko wtedy wiadomo, czy spór „się opłaca”.