W ciągu ostatnich kilku lat w przestrzeni internetowej pojawiało się wiele artykułów poświęconych tzw. kryzysowi psychicznemu. Media, opierając się na statystykach i badaniach ankietowych, biły i nadal biją na alarm, że Polacy masowo zaczynają doświadczać problemów ze zdrowiem psychicznym. Taka narracja może wydawać się z pozoru słuszna. Jednak wgłębienie się w temat pokazuje, jak niewiele uwagi media poświęcają temu zagadnieniu. A jeżeli to robią, to „po łebkach”.
Powszechnie w mediach pojawia się narracja, że pod wpływem wzrostu samotności ludzie coraz bardziej interesują się psychoterapią i psychiatrią. Ma to być wynikiem wpływu m.in. bieżących wydarzeń geopolitycznych, takich jak rosyjska inwazja na Ukrainę. Czy jednak takie wnioski są rzeczywiście słuszne?
Wykres 1: Indeks wyszukiwań Google Trends haseł „psycholog” i „psychiatra”
Wykres 2: Indeks wyszukiwań Google Trends dla wybranych haseł dot. zdrowia psychicznego1
Wykres 3: Indeks wyszukiwań Google Trends dla hasła „wypalenie zawodowe”
Powyższe wykresy sugerują, że o ile w krótkim terminie możemy faktycznie zakładać wpływ bieżących wydarzeń na zdrowie psychiczne, o tyle długoterminowy trend sugeruje coś zupełnie innego. Od czasu, gdy wyszukiwarka Google publikuje dane na temat zainteresowania poszczególnymi hasłami, te dotyczące zdrowia psychicznego przez praktycznie cały czas cieszą się rosnącym zainteresowaniem użytkowników. Jednocześnie, wahliwe zainteresowanie tematem wypalenia zawodowego w dłuższym horyzoncie czasowym nie współgra z pozostałymi tematami. Jakie może być alternatywne wytłumaczenie tej sytuacji?
Może właściwe jest założenie, że tak naprawdę z tymi kwestiami my jako społeczeństwo mieliśmy do czynienia także wcześniej, w porównywalnym stopniu? Wtedy różnicą, która zaszła, najprawdopodobniej nie jest pogorszenie się stanu zdrowia Polaków, lecz sprawa dokładnie odwrotna – dążenie do poprawy zdrowia. Polacy uczą się, że ich bieżące sytuacje to nie jest ich osobisty problem– to jest coś, co ma swoją nazwę i jest udokumentowane. A co najważniejsze, da się na to wpływać za pośrednictwem psychoterapii lub leków od psychiatry.
Kiedy weźmiemy tę kwestię pod uwagę, to może okazać się, że „kryzys zdrowia psychicznego” jest tak naprawdę czymś dobrym, a przynajmniej początkiem czegoś dobrego. Bo nieadresowane problemy ze zdrowiem psychicznym to nie tylko problemy tych poszczególnych osób. To także niezrealizowane szanse – praca poniżej kwalifikacji, niemożność podjęcia pracy, błędy i utrata kontroli nad własnym czasem – które generują ogromne, trudne do zdefiniowania koszty dla gospodarki.
O komentarz poprosiliśmy prof. Justynę Ziółkowską z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu:
Ocena bieżącej sytuacji związanej ze zdrowiem psychicznym zależy od przyjętej perspektywy. Gdy przyjmujemy perspektywę indywidualnego człowieka, który cierpi i potrzebuje pomocy psychologicznej, a najbliższy dostępny termin wizyty u psychologa jest dopiero za kilka miesięcy, to widzimy problem. Tak samo w sytuacji, gdy osoba jest w kryzysie psychicznym, ale nie ma dla niej miejsca w najbliższym z perspektywy jej miejsca zamieszkania szpitalu. Patrząc z takiej perspektywy każda taka sytuacja jest zła.
Ale gdy mówimy o zdrowiu psychicznym, to mówimy także o osobach, które chcą żyć lepiej, pełniej, w zgodzie ze swoimi celami i wartościami. Takie osoby są w stanie funkcjonować bez wsparcia psychologicznego, ale chcą z niego skorzystać właśnie po to, by nauczyć się żyć lepiej.
W naszych dyskusjach osoby, które wymagają pomocy skupiają naszą uwagę. Konsekwencje braku pomocy w tych sytuacjach mogą być poważne. To m.in.: wykluczenie z rynku pracy, trudności w życiu relacyjnym, a także ryzyko samobójcze. W przypadku tej grupy udzielenie pomocy psychologicznej i psychiatrycznej to konieczność.
Obecny kryzys zdrowia psychicznego oglądany z lotu ptaka pokazuje jednak pozytywne zjawisko. Mamy coraz większe zaufanie do psychologów, psychiatrów i innych specjalistów, do których możemy zgłaszać się z różnymi naszymi problemami natury psychicznej niż choćby kilka lat temu. Zaczynamy doceniać i zwracać uwagę na jakość naszego życia. Ten proces dzieje się również w skali całego świata.
Wiele lat temu w Wielkiej Brytanii była bardzo popularna kampania, której hasło brzmiało „Nie ma zdrowia bez zdrowia psychicznego”. Myślę, że to co obserwujemy, może być odzwierciedleniem tego, że coraz częściej nie myślimy już wyłącznie o swoim zdrowiu somatycznym. Coraz częściej zastanawiamy się nad naszym zdrowiem psychicznym i jaki jest wpływ naszego stanu psychicznego na funkcjonowanie w świecie.
Ale to jest powolny proces zmian. Dla znaczącej części ludzi pójście do psychologa czy psychiatry nie wynika z chęci poprawy swojego dobrostanu, nie jest ich wyborem, lecz koniecznością.
W tym kontekście trzeba pamiętać o pandemii, która była dla nas trudnym doświadczeniem. Duże zmiany w codziennym życiu generowały wiele obaw i czasami indywidualne sposoby radzenia sobie z problemami oraz odporność psychiczna nie były wystarczające, żeby sobie z nimi poradzić. W związku z tym część osób znalazła się w sytuacji, w której pomoc stała się koniecznością.
Według badań wzrost diagnoz zaburzeń lękowych i depresyjnych wyniósł 25% po pandemii COVID-19. Nawet przed pandemią tych diagnoz było bardzo dużo.
Taki wzrost jest dla każdego systemu bardzo dużym obciążeniem. Trudno się wobec tego dziwić, że szczególny wzrost obciążenia dotyczył oddziałów dziecięco-młodzieżowych. Wiek nastoletni jest czasem, w którym grupa rówieśnicza jest bardzo ważna. A w czasie pandemii większość nastolatków była zamknięta w domu pod opieką swoich rodziców.
Podobnie z młodszymi dziećmi, którym pandemia także mocno ograniczyła możliwości nabywania umiejętności społecznych. Tego czasu nie da się odrobić, musi zostać skompensowany w pewien sposób. I co ważne część dzieci poradziła sobie z tą problematyczną sytuacją, przy wsparciu rodziców oraz nauczycieli, a dla innych było to niewystarczające i potrzebują obecnie większego wsparcia.
Podsumowując, choć mierzymy się z dużą presją na system opieki medycznej, to warto podkreślić, że nakłada się to na ogólny wzrost świadomości na temat tego, że nasze życie psychiczne jest ważną częścią naszego codziennego życia. Co ważne, oswoiliśmy wizyty u psychologa i psychiatry i coraz częściej traktujemy je jak wizytę u każdego innego specjalisty – mówi prof. Justyna Ziółkowska z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu.
W obliczu tego także zwracanie uwagi na to, że system polskiej ochrony zdrowia nie radzi sobie z problemami psychicznymi Polaków, zmienia swój charakter. Bo to nie jest kryzys w złym znaczeniu słowa, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. To jest „klęska urodzaju” i gwałtowna zmiana, do której system musi się zaadaptować. Nie ma takiego systemu ochrony zdrowia, który byłby w stanie szybko to zrobić. Ale taka adaptacja jest konieczna i warto ją przeprowadzić nawet za cenę wyższych podatków.
- Termin „depresja” nie został tutaj użyty, ponieważ w kolokwialnym użyciu słowo „depresja” jest często używane zamienne z określeniami dot. emocji, np. „smutek” czy „niepokój”. ↩︎