Wzrost kosztów i opóźnienia
Premier Chin Li Qiang podkreślił podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos konieczność utrzymania globalnych łańcuchów dostaw jako “stabilnych i płynnych”, nie odniósł się jednak bezpośrednio do sytuacji na Morzu Czerwonym.
Jak informuje Reuters, część chińskich firm – takich jak BDI Furniture z siedzibą w USA – zadeklarowało, że zacznie polegać w większym stopniu na swoich fabrykach zlokalizowanych w Turcji czy Wietnamie, aby złagodzić skutki zakłóceń w handlu. Zdaniem cytowanego przez agencję informacyjną eksperta, Marca Castelliego, założyciela firmy IC Trade, niektóre przedsiębiorstwa chińskie mogą rozważyć przeniesienie większej części produkcji do Indii, skracając tym samym drogę do Europy o tydzień.
Według Reutersa, kontynuacja napiętej sytuacji na Morzu Czerwonym nakłada dodatkową presję na chińską gospodarkę, która zmaga się z kryzysem na rynku nieruchomości, słabym popytem konsumenckim, kryzysem demograficznym oraz powolnym, globalnym wzrostem. Zakłócenia pojawiają się tuż przed rozpoczęciem Nowego Roku Księżycowego w lutym, kiedy ok. 300 mln pracowników migrujących udaje się na urlop a większość fabryk jest zamykana.
Przekierowanie statków z Morza Czerwonego wokół Przylądka Dobrej Nadziei może wydłużyć trasę o ok. 2 tygodnie, przez co zmniejszy się globalna przepustowość kontenerów, a część łańcuchów dostaw może ulec zerwaniu. Według think-tanku Middle East Institute, Kanał Sueski odpowiada za transport ok. 60 procent chińskich towarów do Europy.
Chińscy producenci i właściciele przedsiębiorstw cytowani przez Reutersa przyznają, że wpływ ataków ugrupowania Huti na Morzu Czerwonym na chiński biznes jest znaczący, a część przedsiębiorców opóźnia dostawy towarów o niższej wartości i zastanawia się, czy będzie w stanie zagwarantować wynagrodzenia dla wszystkich pracowników.
Źródło: reuters.com