Unia wypycha Ameryką w objęcia Chin i Rosji
W czerwcu 2019 roku Unia Europejska i kraje południowoamerykańskiej grupy Mercosur zawarły historyczną umowę stowarzyszeniową, która, gdyby weszła w życie objęła strefą wolnego handlu ponad 780 mln konsumentów, którzy odpowiadają za wytwarzanie 25 procent globalnego PKB. Umowa jednak utknęła w martwym punkcie ze względu na wpływowe lobby przeciwko, głównie za sprawą europejskiego sektora rolnego, które widzi ogromne zagrożenie w tańszych producentach z Ameryki. Przeciwko są również ekolodzy, którzy podnoszą problem rabunkowej eksploatacji lasów równikowych w Ameryce.
Cześć argumentów podnoszonych przez przeciwników umowy oczywiście jest uzasadnionych, jednak UE popełnia w ten sposób strategiczny błąd z perspektywy geopolityki. Zwłaszcza dziś, kiedy rosną coraz większe podziały pomiędzy Zachodem a tzw. Globalnym południem. Sprzeciw wpływowych korporacji i lobbystów w Europie na podpisanie porozumienia powoduje, że Ameryka Południowa szuka alternatyw i innych partnerów. CI znajdują się w Chinach, Indiach czy Rosji. Współpraca z nimi nie spowoduje, że lasy Amazoni zyskają dodatkową ochronę, nie spowoduje intensywniejszej walki z globalnym ociepleniem, a samą Europę pozbawi w konsekwencji wpływu na polityczny kierunek obierany przez większą część krajów Ameryki.
Trudności ze sformalizowaniem umowy są dobrze znane i nie są wcale czymś nowym. Negocjacje rozpoczęły się jeszcze w 1999 roku i kilkukrotnie były paraliżowane z powodu różnic zdań w kwestii m.in. dostępu producentów rolnych z Ameryki Południowej do rynku w Europie. Przez lata umowa pozostawała w zamrożeniu, czekając na lepszy klimat do prowadzenia rozmów i dojścia do kompromisu. Obie strony były przez lata zajęte ważniejszymi dla siebie sprawami. UE procesem rozszerzenia m.in. o państwa Europy Środkowej i Wschodniej, a Ameryka boomem gospodarczym Chin, który odcisnął swe piętno na krajach Ameryki Łacińskiej. Sytuacja na globalnej szachownicy zaczęła gęstnieć i robić się coraz bardziej zagmatwana.
W 2019 roku w blasku fleszy udało się osiągnąć porozumienie co do pryncypiów umowy. Miał to być sukces i odrodzenie pozycji UE na świecie, i uzyskanie wpływów gospodarczych i politycznych w teorii bliskiej kulturowo Ameryce Południowej. Zwłaszcza, że pozycja państw UE w relacjach gospodarczych z roku na rok malała. Dla przykładu w 1999 roku UE odpowiadała za 40 procent brazylijskiego eksportu rolnego. W 2022 roku udział ten spadł do 15 procent. Szczególnie widać to w sektorze hodowlanym – obecnie udział UE w eksporcie wynosi tylko 5 procent, podczas gdy w 1999 roku jedna trzecia eksportu Brazylii z tego segmentu rolnego szła do Europy.
Porozumienie choć miało na celu utworzenie strefy wolnego handlu pomiędzy oboma blokami, nie spowodowałoby całkowitego otwarcia europejskiego rynku na produkty rolne produkowane na obszarze Mercosur. System dopłat, przewaga technologiczna europejskiego rolnictwa pozwalałaby niwelować ewentualną cenową przewagę krajów Ameryki. Wolne kwoty cłowe np. na import wołowiny przełożyłby się w niewielkim stopniu na zmianę bilansu handlowego pomiędzy Unią a Mercosurem. Inaczej wyglądałaby sytuacja z perspektywy przemysłowej, i to na niekorzyść biznesu w Ameryce.
Umowa ta dałaby europejskim producentom, zwłaszcza sektora motoryzacyjnego dostęp do dotychczas zamkniętych i bardzo chłonnych rynków m.in. Brazylii czy Argentyny. Poza kwestiami handlu umowa miała również liberalizować kwestie zamówień publicznych (sama Brazylia to około 200 mld euro rocznie), walkę z korupcją, współprace w zakresie polityki społecznej i środowiskowej, nowe podejście do przepisów chroniących własność intelektualnych, co dotychczas jest jednym z kluczowych problemów w relacjach Ameryka-Europa. Kluczowe jednak była kwestia środowiskowa. Po rządach Jaira Bolsonaro w Brazylii, społeczność międzynarodowa przekonana została, że brazylijskie rolnictwa jest głównym odpowiedzialnym za niszczenie lasów Amazonii. To spowodowało znaczny opór w Europie co do ratyfikacji umowy z Mercosurem. Tutaj część argumentów jest słuszna. Duża część wylesienia w Brazylii spowodowana jest uprawą soi czy wołowiny. Brazylia jest również znana z nadmiernego stosowania pestycydów w rolnictwie.
Europejska percepcja ma jednak tendencje do upraszczania niezwykle złożonej rzeczywistości. Problem wylesienia Amazonii nie jest jedynie odzwierciedleniem brazylijskiej działalności rolnej, ale produktem ubocznym wielowiekowej polityki gospodarczej i mentalności odziedziczonej po europejskim systemie kolonialnym, skupionym wyłącznie na rabunkowej eksploatacji bez zrównoważonego podejścia i szacunku do środowiska czy czynników społecznych. Do lat 80 XX wieku Amazonia była uznawana jako jedna z głównych przeszkód rozwoju gospodarczego Brazylii, a państwo aktywnie uczestniczyło w jej niszczeniu – z poklaskiem wielu zagranicznych korporacji.
Aktywność wylesienia uległa znacznemu spadkowi w stosunku do początku XXI wieku. Bez zmiany systemu gospodarczego i aktywnego finansowania innych obszarów gospodarczych w Brazylii, również zewnętrznego, nie ma co liczyć na całkowite zaprzestanie degradacji tego cennego przyrodniczo obszaru. Tu nie można być naiwnym.
W tym celu też Ameryce pomogłaby umowa Mercosur-UE. Pozwoliłoby na znalezienie nowych obszarów współpracy, skupienia się na elementach zrównoważonego rozwoju z poszanowaniem środowiska i czynników społecznych. Izolacja Brazylii, czy innych państw Ameryki, poprzez wstrzymanie procesu umowy o wolnym handlu spowoduje coś z goła odmiennego. Zamiast cywilizowanej Europy współpracę zaoferują Chiny, Indie, Rosja i państwa Afryki, którym w ogóle nie zależy na kwestiach środowiskowych. Ale to tylko wycinek problemów. Współpraca z „globalnym południem” spowoduje przechylenie szali „sympatii” z Zachodu na Wschód, i to może być niebezpieczne dla całej globalnej polityki.
Komentarzy 1