Niespokojne Morze Czerwone
Od początku konfliktu między Hamasem a Izraelem Huti przeprowadzają ostrzał strony izraelskiej. Dodatkowo zintensyfikowali oni ataki za pomocą rakiet i dronów na statki pływające po Morzu Czerwonym. Jak donosi Politico, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy na wspomnianym akwenie niszczyciele Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych zestrzeliły 38 dronów i wiele rakiet. Zgodnie z informacjami podanymi przez The Hill, jeszcze we wtorek 26 grudnia Huti wystrzelili rakiety przeciwko MSC United VIII, kontenerowcowi należącemu do MSC Mediterranean Shipping.
Według cytowanego przez Reuters oświadczenia, wydanego przez Huti pod koniec bieżącego roku, ataki stanowią odpowiedź na bombardowanie przez Izrael Strefy Gazy. „Międzynarodowa koalicja, którą Ameryka ogłosiła pod pretekstem ochrony żeglugi morskiej na Morzu Czerwonym, jest sojuszem mającym na celu ochronę izraelskiego podmiotu i izraelskich statków. Jest to integralna część agresji przeciwko narodowi palestyńskiemu, Gazie oraz narodom arabskim i islamskim” – oświadczyło biuro polityczne ugrupowania.
„Ma ona na celu zachęcenie syjonistycznego podmiotu do kontynuowania brutalnych zbrodni przeciwko narodowi palestyńskiemu w Strefie Gazy, koalicja ta jest sprzeczna z prawem międzynarodowym i nie chroni żeglugi morskiej, ale raczej jej zagraża i dąży do militaryzacji Morza Czerwonego na korzyść podmiotu izraelskiego. Siły zbrojne Jemenu nie stanowią żadnego zagrożenia dla żadnego kraju, atakujemy tylko izraelskie statki lub statki zmierzające do izraelskich portów” – zadeklarowało ugrupowanie. Jak podaje Reuters, izraelski port w Eljacie odnotował spadek aktywności o nieomal już 85 procent w związku z atakami Huti.
Jednocześnie, jak podaje Reuters, Mohammed Ali al-Houthi, członek Najwyższej Jemeńskiej Rady Politycznej, potwierdził na antenie irańskiej telewizji Al-alam, że każdy kraj, który wystąpi przeciwko Jemenowi, zostanie „namierzony” na Morzu Czerwonym. Według obecnych szacunkowych danych podawanych przez Reuters, od 7 października zabito ponad 19 tys. Palestyńczyków w Gazie. Przy rozpoczęciu ataku terrorystycznego przez Hamas zabito ok. 1300 Izraelczyków.
Przepływ 12 procent globalnego handlu zagrożony
Ataki przeprowadzane na Morzu Czerwonym stanowią zagrożenie dla płynności światowego handlu, ponieważ zakłócają biegnący przez Kanał Sueski szlak, łączący Europę i Amerykę Północną z Azją. Stanowi on najkrótszą drogę morską między obydwoma kontynentami i skraca przewóz towarów o ponad 7 tys. kilometrów. Trasa obsługuje zazwyczaj ok. 12 procent globalnego handlu, a na statkach przewożone są surowce naturalne (w tym ropa naftowa czy rudy metali) oraz produkty rolnicze i przemysłowe. Tą samą drogą transportuje się ok. 7 procent światowej ropy naftowej i 8 procent LNG.
Jak podaje Reuters, koncern naftowy BP tymczasowo wstrzymał wszystkie tranzyty biegnące przez Morze Czerwone. Również grupa tankowców Frontline zadeklarowała, że jej jednostki będą unikać tego szlaku morskiego, a wiele firm spedycyjnych przekierowało dostawy tradycyjnie biegnące przez Kanał Sueski na Przylądek Dobrej Nadziei. Wydłuża to czas podróży produktów nawet o 12 dni, tym samym zwiększając koszty przewozu. Dodatkowym problemem pozostaje słabe wyposażenie afrykańskich portów, które narażone będą na zwiększony ruch, a także ryzyko związane ze złymi warunkami pogodowymi w tamtym regionie geograficznym.
Zgodnie z szacunkami platformy towarowej Xeneta wydłużenie trasy będzie kosztować do 1 mln dolarów dodatkowego paliwa za każdą podróż w obie strony między Azją a Europą Północną. Jak podaje Reuters, główną obawą jest to, że zakłócenia okażą się na tyle poważne, że zapoczątkują nową rundę globalnej inflacji.
Jak zaznacza cytowany przez Politico Fotios Katsoulas, główny analityk tankowców w S&P Global Market Intelligence, zaburzenie szlaku handlowego na Morzu Czerwonym jest szczególnie problematyczne w kontekście energii i dostaw ropy oraz gazu. Zdaniem eksperta oczekuje się, że popyt na paliwo do tankowców wzrośnie o 5 procent, a wyższe koszty paliwa, transportu i składek ubezpieczeniowych przełożą się na wzrost cen dla konsumentów. Jeszcze 26 grudnia cena ropy naftowej wzrosła o 2,5 procent.
Strażnik Dobrobytu pod przywództwem USA
Jak podawał Reuters, 19 grudnia USA rozpoczęły międzynarodową operację, której celem jest zabezpieczenie dróg handlowych na Morzu Czerwonym, m.in. poprzez przeprowadzanie wspólnych patroli na południowej części Morza Czerwonego oraz przyległej Zatoce Adeńskiej. Sekretarz obrony USA Lloyd Austin poinformował, że wśród państw należących do utworzonej operacji „Strażnik Dobrobytu” (ang. Operation Prosperity Guardian) znajduje się: Wielka Brytania, Bahrajn, Kanada, Włochy, Holandia, Francja, Norwegia, Seszele oraz Hiszpania.
„Morze Czerwone to najważniejsza droga wodna, mająca zasadnicze znaczenie dla wolności żeglugi oraz główny korytarz handlowy ułatwiający handel międzynarodowy (…) [ataki Huti] to międzynarodowe wyzwanie, wymagające wspólnych działań. Dlatego dzisiaj ogłaszam utworzenie operacji Prosperity Guardian. (…) Jej celem jest zapewnienie swobody żeglugi wszystkim krajom oraz wzmocnienie bezpieczeństwa regionalnego i dobrobytu” – zaznaczył Austin.
Według informatora Reutersa, który jest amerykańskim urzędnikiem wojskowym, operacja zakłada umieszczenie amerykańskich statków wojskowych w strategicznych obszarach, gdzie mogłyby zapewnić największe korzyści w zakresie bezpieczeństwa. W wyniku inicjatywy część globalnych przedsiębiorstw (w tym Maersk) zdecydowała się na wznowienie rejsów po akwenie Morza Czerwonego.
Według amerykańskiego sekretarza obrony za atakami Huti stoi Iran, jednak Teheran oficjalnie zaprzecza, jakoby miał być zamieszany w planowanie ataków przez jemeńskie ugrupowanie. Doniesieniom tym zaprzeczył irański wiceminister spraw zagranicznych, Ali Bagheri Kani, cytowany przez Reutersa: „Opór [Huti] ma własne narzędzia władzy i działa zgodnie ze swoimi decyzjami i możliwościami”.
Zdaniem Marcina Krzyżanowskiego z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ, który wypowiadał się dla Polon.pl odnośnie zaangażowania Iranu w konflikt między Izraelem a Hamasem, założenie bezpośredniego sterowania działaniami rebeliantów przez Teheran jest zbytnim uproszczeniem. „Huti nie są tylko i wyłącznie marionetką Teheranu. Mało tego, o ile walka Hamasu sięga swoimi korzeniami końcówki lat 80., o tyle Huti walczą w Jemenie od lat 60. XX wieku. Wojna domowa w Jemenie trwa w różnych formach już blisko 70 lat” – mówił Krzyżanowski.
Huti są częścią grupy plemion z północnego Jemenu i należą do zajdytów, będących szyickim odłamem islamu. Pod koniec lat 90. XX wieku założyli ugrupowanie polityczne, a następnie wojskowe, którego sloganem jest: „Bóg jest największy, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przekleństwo Żydom, zwycięstwo islamowi”. Otwarcie sprzeciwiają się rządzącemu Jemenem prezydentowi Raszadowi al-Alimiemu. Jak podaje Deutche Welle, jemeński rząd wspierany przez Arabię Saudyjską kontroluje południe kraju, a rebelianci Huti zajmują jego północną część. Bojownicy wspierani są, m.in. finansowo, przez Iran.
Źródło: reuters.com, dw.com, politico.eu, thehill.com