Szymon Wieczorek, POLON.pl: Jesteśmy dzisiaj znacznie bogatszym społeczeństwem niż choćby 10 lat temu. Ale ten rozwój powoduje też, że dylematy o charakterze fiskalnym będą pełniły znacznie większą rolę.
Stanisław Kluza: Według mnie dość istotną pułapką rozwojową dla Polski jest obserwowany w ostatnich 8 latach wzrost fiskalizmu i pewne ograniczanie swobód gospodarczych. Chcąc nadal nadganiać zaległości rozwojowe, Polska powinna być krajem atrakcyjnym do rozwijania w nim działalności gospodarczej, w tym innowacyjnej. Kto i jak sfinansuje działania rozwojowe i innowacyjne? Moim zdaniem Polska na dzisiejszym etapie rozwoju nie ma miejsca do podnoszenia podatków. Wręcz przeciwnie, jest wiele bardzo konkretnych podatków, których zniesienie lub ograniczenie mogłoby wręcz stanowić bodziec rozwojowy.
Pamiętajmy, że inwestorzy patrzą na koszty zarówno patrząc na już istniejącą siatkę podatkową, jak i na ryzyka mogące się zmaterializować. Ze względu na wojnę w Ukrainie Polska jest krajem przyfrontowym. A skoro mamy wyższą miarę ryzyka geopolitycznego, to inwestorzy muszą dostać w zamian ofertę dodatkowej przewagi albo atrakcyjności w innym aspekcie. Nie chcą swego kapitału nadmiernie zaryzykować i musimy to rozumieć.
Polska nie ma miejsca do gwałtownego i skokowego podnoszenia podatków. Polska ma natomiast pewien potencjał do zwiększania przychodów podatkowych w inny sposób. Przede wszystkim uszczelniając system podatkowy. Odnosząc się do 8 minionych lat, wbrew zapewnieniom politycznym w Polsce nie doszło do istotnego uszczelnienia systemu podatkowego. O tym może świadczyć chociażby to, że w Polsce zamożniejsze podmioty potrafią relatywnie łatwiej omijać system podatkowy. Polska powinna lepiej rozpoznać tę kwestię. W tym konkretnym przypadku, może zainspirować się standardami wypracowywanymi w innych krajach, np. wprowadzając CIT minimalny. Tym bardziej, że omijanie CIT daje nieuczciwą przewagę konkurencyjną.
W mojej ocenie jest duża potrzeba wprowadzenia w Polsce CIT minimalnego, który mógłby wręcz pozwolić obniżyć ten podatek wszystkim firmom. Bez względu na to, czy firma przynosi zyski, jeżeli dokonuje nadmiernie dużo optymalizacji podatkowych unikając w ten sposób całości lub dużej części CITu, to i tak przy CIT minimalnym musiałaby go zapłacić w wysokości związanej ze skalą swojej działalności biznesowej. Taki CIT należy przypisać do takich pozycji w rachunku wyników, których nie da się ukryć albo zmniejszyć poprzez operacje księgowe.
Kolejna rzecz, żeby Polska była atrakcyjna dla młodych ludzi, powinniśmy lepiej rozwiązać politykę mieszkaniową. Ta kwestia generalnie w Europie nie jest dzisiaj dobrze rozwiązana. Ale Polska jest dobrym przykładem, jakich rozwiązań nie projektować. Przez ostatnie dziesiątki lat w Polsce powstało bardzo wiele programów mieszkaniowych, ale one tak naprawdę stymulowały bodziec popytowy. Po stronie potencjalnych nabywców była grupa ludzi, którym zwiększono możliwości zakupowe i najczęściej kończyło się to wzrostami cen. Nieprzemyślane programy mieszkaniowe zazwyczaj prowadziły do wzrostu popytu na mieszkania przy ich relatywnie stałej podaży.
Także system podatkowy skłania Polaków do inwestowania w mieszkania bardziej niż w instrumenty finansowe.
To prawda. Ale w rezultacie największymi beneficjentami tych polityk były banki i deweloperzy. Niestety, nie było w tym gronie ani państwa, ani podatników, ani tym bardziej tych, którzy tych mieszkań potrzebowali. Kluczem do rozwiązania problemów mieszkaniowych w Polsce jest stworzenie właściwej stymulacji podażowej. Istnieje całkiem duży bank ziemi w zasobach samorządowych, jak również w zasobach szeroko rozumianego mienia Skarbu Państwa. To na tych gruntach mogłyby powstawać nowe mieszkania.
Istnieje kilka dobrych publikacji dotyczących historii polityk mieszkaniowych w Polsce, z których można byłoby trochę skorzystać, w szczególności odnosząc się do omówienia okresu dwudziestolecia międzywojennego. Wtedy, pamiętajmy, powstało nieco pomysłów rozwiązywania problemów mieszkaniowych w Polsce.Nie zostały one w pełni zrealizowane z powodu wojny, ale były w całkiem zaawansowanym stadium. Przykładem jest tu choćby Warszawa, gdzie widać skalę poszerzania się miasta w dwudziestoleciu międzywojennym.
Wróćmy teraz do finansowania rozwoju technologicznego. Polska już na poziomie statystyk międzynarodowych wygląda bardzo kiepsko. U nas udział wydatków publicznych na naukę jest skrajnie niski. Dla działań o charakterze badawczo-rozwojowym sytuacja jest równie kiepska. Czyli de facto w Polsce w obszary badawczo-rozwojowe inwestuje się naprawdę mało.
Kto powinien inwestować w innowacje w Polsce?
Z reguły są dwie odpowiedzi na to pytanie – albo państwo, albo sektor prywatny. Jeżeli przyjmiemy, że państwo, to ma ono dwie ścieżki. Pierwsza – zwiększając podatki. Z kolei druga ścieżka wiedzie poprzez zadłużanie się. Z podnoszeniem podatków trzeba być bardzo ostrożnym, bo nie ma miejsca dla szybkiego i nieprzemyślanego zwiększania podatków dla samego wzrostu dochodów budżetowych. Takie podwyżki zniechęcałyby kapitał zagraniczny i polski do rozwoju. Z kolei zaciąganie długu może być prostsze. W Polsce miary długu publicznego nie są jeszcze tak duże, więc ten potencjał istnieje. Trzeba byłoby więc zadać inne pytanie.
Czy rentowność nakładów na działania badawczo-rozwojowe byłaby wyższa niż koszt obsługi tego długu? W mojej ocenie państwo polskie dzisiaj nie byłoby w stanie osiągnąć takiej rentowności. Mamy zbyt słabo rozwinięte kompetencje w finansowaniu i rozwijaniu projektów badawczych, rozwojowych i technologicznych. A więc Polska musi stworzyć dobre warunki dla sektora prywatnego do działalności badawczo-rozwojowej. Ale pamiętajmy, że w tej aktywności są projekty o charakterze wielkokosztowym i bardzo długim w czasie realizacji, których firmy prywatne nie będą skore podejmować. Jednak są też drobniejsze projekty, dzięki którym można stosunkowo łatwo i szybko otrzymać niewielkie, ale szybko wdrażane innowacje. I dzisiaj na świecie takich innowacji można dostrzec relatywnie dużo.
Jak regulacje państwa mogą wpływać na rozwój?
Kryzys lat 2008-2010 pokazał, że samoregulacja jest utopią. Państwo, które nie buduje reguł gry, nakłania różne sektory z sektorem finansowym na czele do mówienia, że mogą się regulować same dzięki swojej odpowiedzialności i doświadczeniu.
Jest to nieprawda. Eksperci często wskazywali na problematyczność takiego podejścia do sprawy, ale dopóki nie zostało to obnażone, to mit o samoregulacji sektorów funkcjonował. Konsekwencją samoregulacji jest prywatyzacja zysków, podczas gdy straty są przerzucane na wszystkich obywateli. Powinniśmy od takich scenariuszy odchodzić. Z drugiej strony, jeżeli się przereguluje dany obszar, stworzy zbyt ciasny gorset regulacyjny, to koszty działalności wybranych sektorów mogą być dla nich barierą rozwojową, a przy okazji są również przenoszone na klientów (czyli obywateli). Przy okazji przeregulowanie ogranicza swobodę konkurencji, jeżeli nadmiernie ingeruje w parametry produktów i usług. Jednocześnie przeregulowanie częściowo zdejmuje z podmiotów prywatnych poczucie odpowiedzialności za prowadzoną przez siebie działalność – jeżeli jest on formalnie zgodna z regulacjami.
W Polsce wszystkim potrzebny jest dobry bilans regulacji. Przeregulowanie hamuje rozwój, ale niedobór regulacji również to robi. Niedobór regulacji wystawia życie gospodarcze na zbyt częste lub zbyt głębokie zdarzenia o charakterze kryzysowym, a także wyższą premię za ryzyko niestabilności rynku. .
Jest jeszcze jedna ważna kwestia w obszarze polityk społecznych. Niestabilność społeczna, która może zaistnieć w przyszłości, może wynikać z poczucia niesprawiedliwego podziału korzyści z transformacji. Więc dzisiaj, projektując polityki regulacyjne, rządzący powinni kłaść większy nacisk na sprawiedliwy podział owoców wzrostu gospodarczego między różne grupy społeczne. Wrażliwość społeczna wkomponowana w sposób rządzenia państwem pozwala projektować lepsze, bardziej odporne rozwiązania w gospodarce, które bronią modelu standardów państwa demokratycznego w oczach obywateli.