W trwającym obecnie maratonie wyborczym słyszymy liczne propozycje o wielorakim charakterze. Obniżki podatków, podwyżki świadczeń, inwestycje publiczne i wszelkie inne propozycje kosztują. Obietnice i koncepcje komitetów wyborczych są ważnym elementem demokracji i przedwyborczego karnawału. Funkcjonujemy jednak w dość trudnym gospodarczo czasie i w przeciwieństwie do roku 2015, istnieje ograniczona przestrzeń do ich realizacji. Dlatego po wyborach duża część z nich pozostanie niezrealizowana, a część realizowana będzie wymagała podniesienia podatków.
Udane lata dziesiąte
W latach 2014-2019 polska gospodarka znajdowała się na fali wznoszącej. Było to w dużej mierze spowodowane ożywiającą się gospodarką światową. Polskie PKB rosło wówczas rocznie o 4-5 procent, a inflacja pozostawała niska. To dawało dużą przestrzeń do realizacji postulatów wyborczych oraz ogłaszania ambitnych planów inwestycyjnych.
Wykres 1: PKB i inflacja w Polsce latach 10.
Źródło: Główny Urząd Statystyczny (GUS)
Wykres 2 – Budżet państwa polskiego w latach 2011-2022 oraz prognozy na lata 2023-2024
Źródła: Ministerstwo Finansów, GUS, Polski Instytut Ekonomiczny
W takich warunkach właśnie wprowadzano liczne nowe świadczenia: „Rodzina 500+”, program „Dobry Start”, rozpoczęto wypłacanie 13 emerytur. Ponadto w tym czasie ogłoszono budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, połączoną z programem sieci Kolei Dużych Prędkości. Można różnie oceniać ich zasadność, ale wiążące się z projektami wielomiliardowe wydatki wymagały zaplanowania sposobu, w jaki należy je sfinansować. Ówczesny wzrost gospodarczy przekładał się na wzrost dochodów budżetowych, który to w głównej mierze pozwalał na sfinansowanie wspomnianych programów.
Początek problemów
Gdy w 2020 roku wybuchła pandemia koronawirusa, wiele sektorów gospodarki zostało w znacznym stopniu zamrożone. Państwo podjęło wówczas działania osłonowe, które kosztowały prawie ćwierć biliona zł. Środki te nie pojawiły się w oficjalnym długu publicznym państwa – zostały one wypchnięte do funduszy celowych Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) i Polskiego Funduszu Rozwoju.
Po pandemii mieliśmy około pół roku względnego spokoju. Gospodarka powoli wracała do stanu sprzed zamknięcia. Inflacja zaczynała przyspieszać i przekroczyła cel inflacyjny. Z perspektywy finansowej największym problemem było jednak wprowadzenie „Polskiego Ładu”. Zaplanowana obniżka podatków została przeprowadzona w sposób chaotyczny, który przez brak transparentności został odebrany jako podwyżka podatków. W efekcie władza dokonała jeszcze większej obniżki, szkodząc tym samym dochodowej stronie budżetu państwa.
Z kolei w 2022 roku rosyjska agresja na Ukrainę spowodowała gwałtowny wzrost cen nośników energii. Polski rząd wprowadził działania osłonowe na ich ceny, rezygnując z części dochodów budżetowych i zwiększając wydatki. Ponadto w tym czasie podjęto decyzję o modernizacji i rozbudowie sił zbrojnych, co oznacza kolejne wielomiliardowe wydatki. Te również zostały częściowo wypchnięte poza budżet – za pośrednictwem Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych operowanego przez BGK.
A zegar tyka …
Bieżąca sytuacja sugeruje, że istnieje zapotrzebowanie wyższych dochodów budżetowych. Może o tym świadczyć proponowana na przyszły rok ustawa budżetowa. Planowany na przyszły rok deficyt budżetowy wynosi według oficjalnych szacunków 4,3 procent PKB, jednak analitycy Banku Handlowego szacują rzeczywistą wartość deficytu na 4,5 procent PKB. To świadczy o dużych potrzebach wydatkowych. Na potrzeby owych brakujących 4,5 procent PKB państwo polskie zaciągnie dług, który będzie musiał zostać obsłużony z przyszłych podatków.
Wiele grup społecznych będzie najprawdopodobniej w najbliższym czasie walczyć o wyższe wynagrodzenia. Do tych grup można zaliczyć m.in. nauczycieli, urzędników, pracowników socjalnych czy pracowników kultury. Być może zaobserwujemy „głosowanie nogami” ze strony przedstawicieli tych zawodów – część z nich będzie przenosić się do innych zawodów, a ich szeregi zasili coraz mniej osób. W przypadku niektórych z nich, np. nauczycieli, takiemu scenariuszowi najlepiej przeciwdziałać już teraz.
Struktura demograficzna Polski będzie również pogarszała się coraz bardziej. Prognozy Głównego Urzędu Statystycznego wskazują, że w 2060 roku populacja naszego kraju wyniesie 30,4 mln ludzi. Ta sama prognoza wskazuje na spadek liczby osób w wieku produkcyjnym i wynikającą z tego konieczność zwiększenia imigracji do Polski. Z tej perspektywy zachowanie obecnego wieku emerytalnego będzie w dłuższej perspektywie nie do utrzymania – alternatywą może być tylko ogromny wzrost podatków. Także starzenie się polskiego społeczeństwa będzie wymuszać wzrost wydatków z budżetu państwa na ochronę zdrowia.
W tym samym czasie polskie władze będą wprowadzać transformację energetyczną. Będzie to proces długi i kosztowny. Oficjalne plany rządu zakładają, że państwo zainwestuje w zieloną transformację 1,6 biliona zł do 2040 roku. O ile plany te są rozłożone w czasie i zapewne pojawi się wsparcie ze strony Unii Europejskiej, o tyle wkład państwa będzie na tyle istotny, że stanie się dodatkową zachętą w kierunku dalszego podnoszenia podatków.
Najbliższe lata upłyną nam najprawdopodobniej pod znakiem kolejnych podwyżek podatków. Potrzeby społeczne są bowiem tak duże, że nie ma innego wyjścia. Z kolei obniżki wydatków nie wygenerują aż tyle korzyści, a źle przeprowadzone mogą pogorszyć sytuację. Dlatego tak naprawdę pytanie nie brzmi „czy” podnosić podatki, ale „jak” podnosić podatki.
deficyt powinien wynosić mniej więcej -2% czyli powinniśmy spłacać długi z szybkością maksymalnych wsk. inflacji (cel inflacyjny). Może będzie to -0.3 a może -1.4% tego nie da się jasno określić.
Polska posiada największy na ŚWIECIE tzw. dług ukryty i nikt po za (tu jedna partia) nie myśli o tym by to zmienić.(choćby wprowadzić niemoralną emeryturę obywatelską równą dla wszystkich, ale nie ma innego wyjścia)
Można też zastanowić się nad pomysłem https://bonopublico.github.io/ maksymalnego podatku płaconego przez obywatela np. przychodowego lub nawet pogłównego.