Szymon Wieczorek, POLON.pl: Dużo swego czasu w różnych dokumentach poświęcano miejsca projektowi pieniądza cyfrowego banku centralnego. Na jakim etapie są przygotowania i prace nad tą koncepcją środka płatniczego? Ona nie jest jednoznaczna, jeżeli chodzi o odbiór zarówno przez banki komercyjne, jak i część społeczeństwa, która miała by go używać.
dr Marek Dietl, Prezes Zarządu GPW: Na świecie już ponad 100 państw jest na różnym etapie przygotowań do wprowadzenia cyfrowej waluty. Jednym ze światowych liderów prac nad CBDC są Chiny, które chcą wykorzystać cyfrowy pieniądz do promocji juana i zwiększania jego udziału w międzynarodowych płatnościach oraz w globalnym systemie rezerw. Sprzyja im obserwowana na świecie tendencja do „dedolaryzacji”. Szacuje się dziś na przykład, że w handlu surowcami jest obecnie około 40 proc. transakcji mniej w dolarze niż w juanie. Wynika to głównie z politycznej aktywności Chin na Bliskim Wschodzie, ale prostota w korzystaniu z cyfrowego juana pomaga Pekinowi zwiększać popularność swojej waluty.
Materializuje się powoli to, o czym mówiliśmy 3-4 lata temu, że cyfrowy pieniądz banku centralnego będzie miał olbrzymie znaczenie – może nie zmieni o 180 stopni reguł gry w świecie finansów, ale będzie stanowił wyraźną zmianę jakościową. Z perspektywy rynku kapitałowego cyfrowy pieniądz to absolutna rewolucja: całkowicie cyfrowe pierwsze emisje obligacji – bez pośredników i w czasie rzeczywistym, cyfrowy proces zatwierdzania prospektu, etc. Pieniądz banku centralnego pozwoli poprawić płynność czy zmniejszyć spready w związku z brakiem ryzyka niewypłacalności. Nie pociąga przy tym za sobą żadnych impulsów inflacjogennych. Dla rynku kapitałowego wprowadzenie walut cyfrowych to sprawa bezdyskusyjnie korzystna. Nie mogę wyobrazić sobie żadnych negatywnych aspektów korzystania z CBDC dla inwestorów. Nasz cel to możliwość finansowania się pieniądzem banku centralnego na rynku kapitałowym.
Natomiast mam świadomość, że z dobrodziejstw rynku kapitałowego korzysta dziś mniej niż 1 proc. społeczeństwa, dlatego przydatność waluty cyfrowej na giełdzie nie musi być decydującym argumentem w społecznej dyskusji na temat przyjmowania CBDC. Dla samego rynku kapitałowego nikt nie wprowadzi cyfrowego pieniądza.
W koncepcji pieniądza cyfrowego banku centralnego znacznie częściej podnoszony jest argument o aspekcie programmable money, czyli nadawaniu specyficznych właściwości emitowanemu pieniądzowi.
Programowalność cyfrowego pieniądza jest jego wielką zaletą i istotną przewagą nad tradycyjnym pieniądzem. Bank centralny może emitować cyfrowy pieniądz z określonym przeznaczeniem lub terminem, do którego można go wykorzystać. CBDC oferuje zatem nowe możliwości prowadzenia polityki monetarnej za pomocą szybkiego regulowania ilości pieniądza w obiegu. Pomoże to także w prowadzeniu polityki społecznej precyzyjnie kierowanej do potrzebujących lub przeznaczanej wyłącznie na konkretne cele, np. na leki. To rewolucja w zarządzaniu polityką gospodarczą i społeczną państwa.
Dla indywidualnych użytkowników zaletą jest na pewno możliwość lokowania pieniędzy bezpośrednio w banku centralnym i po jego stopie referencyjnej. Bank centralny daje wówczas finansowanie bankom komercyjnym, które prześcigają się, kto lepiej zarządza ryzykiem przy udzielaniu kredytów.
Programowalność waluty może mieć olbrzymie znaczenie systemowe, np. wprowadzenie cyfrowego euro mogłoby pomóc uratować strefę euro, która trzeszczy w szwach. Strefa przechodzi z kryzysu w kryzys, bo nie ma dostatecznej konwergencji pomiędzy krajami strefy euro. Duży rozstrzał inflacji w tych krajach uwypuklił ułomność polityki monetarnej, prowadzonej w tak zróżnicowanych gospodarkach. Co do zasady, inflacja w krajach wschodniej flanki UE była podobna do inflacji w Polsce. Gdyby te kraje miały np. złotego zamiast euro, to szybciej poradziłyby sobie z inflacją.
Strukturalne różnice między krajami czy regionami można by załagodzić zastosowaniem pewnego rodzaju cashbacku. Ci, którzy płacą cyfrowym pieniądzem w krajach czy regionach słabiej rozwiniętych, dostają pewnego rodzaju rabat w postaci zwrotu części środków na konto, mimo że ceny są wszędzie jednakowe. To mogłoby być narzędzie prowadzenia polityki regionalnej na poziomie UE, ale można sobie też wyobrazić zastosowanie takiego narzędzia w Polsce. Cyfrowy pieniądz daje możliwość oddziaływania nie tylko na to, co ludzie konsumują, ale gdzie – w znaczeniu terytorialnym – wydają pieniądze. Daje to możliwość efektywnego sterowania polityką regionalną, ten temat jeszcze nie wybrzmiał w debacie publicznej na temat CBDC. Warto też pamiętać, że programowalność waluty cyfrowej i realizowanie płatności w czasie rzeczywistym oznaczają olbrzymi zasób danych dla banku centralnego, który może dzięki temu na bieżąco reagować na jakiekolwiek wahania w gospodarce.
Programowalność CBDC może być postrzegana także jako wada, bo jest jednak ingerencją w swobodę zarządzania pieniądzem. Osobną kwestią jest również przekonanie konsumentów do tego, że cyfrowy pieniądz może dawać podobną anonimowość, jak pieniądz tradycyjny. Technologicznie jest możliwe, by nikt nie miał dostępu do tego rodzaju danych, ale problemem może być duża obawa psychologiczna w społeczeństwie przed brakiem anonimowości.
Przy wykorzystaniu blockchain nie można (praktycznie) mówić o anonimowości…
Ten problem można rozwiązać w ten sposób, że przekazywany jest kod do weryfikacji autentyczności transakcji, a nie weryfikacji tego, kto jest posiadaczem CBDC. To dodatkowa komplikacja, ale technologicznie do zrealizowania. Zanonimizowanie użytkowników może z kolei stwarzać pole do nadużyć, ale w imię wolności indywidualnej wszystkich użytkowników musimy wziąć pod uwagę sytuacje, że część z nich będzie z tego korzystać w sposób nieuczciwy. Rolą odpowiednich służb będzie wyłapywanie takich przypadków.
Kolejne pytanie odnosi się do przyjętej w październiku 2019 roku Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego. Czy od momentu jej przyjęcia zaobserwowaliśmy wzrost jakości oferowanych produktów finansowych oferowanych przez podmioty finansowe?
Warto mieć na uwadze, że procesy instytucjonalne na rynku kapitałowym trwają niezwykle długo, a pierwsze zmiany wynikające ze Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego miały dość wąski zakres i weszły w życie relatywnie niedawno. Obecnie rząd pracuje nad pakietem zmian, który obejmuje około 2/3 tego, co zaproponowano w SRRK. Mam nadzieję, że jeszcze przed wyborami uda się rządowi skierować te projekty do parlamentu.
Najważniejszą kwestią jest zmiana oferty produktowej i zmiana myślenia. Dzisiaj szczególnie doskwiera słaba lokalna oferta firm inwestycyjnych w zakresie pasywnego inwestowania. Coraz więcej firm oferuje zagraniczne ETF-y, ale to nie rozwiązuje podstawowego problemu, jakim jest obniżenie kosztów kapitału dla przedsiębiorstw w Polsce. Bo jeśli już, to obniża to koszty globalnym graczom. Wciąż też mamy do czynienia z relatywnie małą popularnością bardziej wysublimowanych produktów finansowych, które mogłyby mitygować ryzyko. Także oferta dla mass afluent, których jest już dość duża liczba, nie jest atrakcyjna. Wynika to z tego, że doradcy finansowi są często powiązani z jakąś polityką produktową, czy to banków, czy instytucji finansów. Nie wykształciło się w Polsce jak dotąd niezależne doradztwo finansowe dla masowego klienta, które pomagałoby lokować kapitał po niskich kosztach, tak by klient mógł jak najwięcej wyciągnąć z rynku kapitałowego.
Zatem – ani nie jesteśmy w stanie stworzyć tanio portfela instrumentów pasywnych, ani też nie jesteśmy w stanie tanio zbudować portfela, który pomagałby realizować nasze cele inwestycyjne w oparciu o jakąś domieszkę aktywnego zarządzania i wzięcie aktywnego ryzyka. To szczególnie niedobre połączenie. Z jednej strony ludzie nie ufają doradcom finansowym, z drugiej w doradztwie brakuje dziś prawdziwej niezależności i skoncentrowania na sukcesie klienta. Na to nakłada się trzeci element: ci, którzy chcą być wealth managerami i pracować w środowisku proklienckim, często wyjeżdżają z Polski. Brakuje instytucji, które działałyby w sposób wzorcowy.
W wielu aspektach zmiany legislacyjne pomogą rynkowi kapitałowemu, ale strukturalnym problemem jest ograniczony rozwój instytucjonalny w zakresie oferty dla klienta. Dobrym rozwiązaniem jest np. komponent wynagradzania od sukcesu, który pomaga efektywnie zarządzać aktywami. W Polsce high watermark jest rzadko stosowany. Jest jeszcze olbrzymia przestrzeń, by zrobić coś na rzecz mass afluent.
Od 2020 roku do chwili obecnej odbyło się 37 debiutów na Głównym Rynku GPW. Czego nauczyliście się jako giełda z tych debiutów? Wszak odbyły się one w bardzo specyficznym okresie patrząc na sytuację globalną.
Cały czas IPO na warszawskiej Giełdzie to około 15 proc. debiutów na rynku europejskim. Niestety, w Europie jest dziś duży problem z debiutami, sytuacja na GPW nie odbiega od tego, co dzieje się na innych parkietach.
Nasz rynek krajowy jest na tyle mocny, że udają się nie tylko małe i średnie IPO, ale także bardzo duże debiuty – spektakularnym przykładem jest Allegro. Dzięki temu, że jesteśmy rynkiem rozwiniętym, można dotrzeć z ofertą do inwestorów na całym świecie. Doradcy Allegro razem ze spółką wykonali gigantyczną pracę, dotarli do naprawdę małych funduszy technologicznych zlokalizowanych nawet 15 tys. km stąd. To olbrzymi sukces i wspaniała reklama polskiego rynku. To, co szczególnie mnie cieszy, to debiuty spółek z około 1 mld zł przychodów – nie gigantycznych, ale dużych jak na polskie warunki.
W nowej strategii chcemy położyć duży nacisk na szereg produktów dla emitentów oraz na promocji Giełdy, na tym się chcemy mocniej skoncentrować. Potencjalni debiutanci powinni wcześniej z nami współpracować, jeździć z nami na roadshow i poznawać się z inwestorami. Chcemy tworzyć sensowną mieszankę lokalnej i zagranicznej bazy inwestorskiej.
Pierwszą część rozmowy z prezesem GPW znajdą państwo TUTAJ
https://polon.pl/finanse/prezes-gpw-zmiennosc-napedza-gielde-i-niestraszne-jej-labedzie
Cyfrowy pieniadz, nie wiem czy w czasach wojny jest to dobre rozwiązanie.