FSRU w Gdańsku – dlaczego?
Polska w 2022 zużyła około 17 mld m sześc. gazu, , natomiast przy uwzględnieniu zatłaczania magazynów krajowy system przesłał ok. 19 mld m sześc. Jest to wyraźnie mniej niż w latach 2020-2021, przed kryzysem energetycznym, kiedy roczne zużycie kształtowało się na poziomie 20-22 mld m sześc. rocznie. W 2023 roku trend spadkowy zużycia może się utrzymać. Poza wspomnianym kryzysem energetycznym czynniki takie, jak wojna w Ukrainie czy niestabilna sytuacja gospodarcza po pandemii COVID zaburzyła światowy, a w konsekwencji również polski rynek gazu. Nadzwyczajne oszczędności wynikające z wysokich cen nośników energii odbiły się na danych dotyczących ich konsumpcji. Jednak nie jest to trend stały, a krajowe prognozy wskazują na powrót na ścieżkę wzrostu konsumpcji gazu w Polsce – czy to się komuś podoba, czy nie.
Dzisiaj polski „miks” gazowy opiera się na trzech filarach. Pierwszym jest gazoport w Świnoujściu, będący na finalnym etapie rozbudowy. Od 2024 roku jego roczna przepustowość będzie wynosiła 8,3 mld m sześc. gazu przy obecnych 6,2 mld m sześc. Drugim jest Baltic Pipe. Gazociąg umożliwia import z szelfu norweskiego 10 mld m sześc. gazu rocznie, przy czym 80 procent mocy gazociągu zarezerwowane jest przez PGNiG. Warto podkreślić, że obecnie około połowa przesłanego gazu tą magistralą pochodzi z własnego wydobycia PGNiG w Norwegii, a z czasem udział ten ma się zwiększyć. Trzecim istotnym źródłem jest wydobycie krajowe, dziś rzędu 3,5 mld m sześc. gazu wysokometanowego rocznie. Łącznie zatem zdolności pokrycia krajowego zapotrzebowania na gaz oscylują wokół 19-21 mld m sześc. Jest to wystarczające do pokrycia dzisiejszego zapotrzebowania, z zachowaniem pewnego marginesu bezpieczeństwa. Poza trzema głównymi filarami istnieją jeszcze połączenia międzysystemowe z naszymi sąsiadami – Litwą, Niemcami, Słowacją czy Czechami. Te dwukierunkowe połączenia uzupełniają bilans przepustowości punktów wejścia gazu do Polski, jednak samodzielnie nie mogą w pełni zabezpieczać dostaw gazu do Polski – Czechy i Słowacja sprowadzają albo gaz rosyjski, z kierunku wschodniego lub południowego w przyszłości (Turkish Stream), albo opierają się na dostawach z Niemiec. Niemcy same potrzebują znaczących wolumenów gazu (zużycie na poziomie około 80 mld m sześc.) które dziś pochodzą albo z Norwegii, albo simportowane drogą morską (LNG z USA, Kataru, państw Afryki). Połączenie z Litwą to na dziś jedynie około 2 mld m sześc. gazu.
Kolejny filar
Emocje budzi realizacja kolejnego projektu, tym razem pływającego gazoportu FSRU (Floating Storage and Regasification Unit) w Zatoce Gdańskiej. Inwestor – Gaz-System – jest w trakcie przeprowadzania konsultacji w sprawie budowy inwestycji w części podmorskiej. Zgodnie z planem, finalizacja inwestycji ma nastąpić w 2027 roku. Terminal przystosowany będzie do prowadzenia procesu regazyfikacji na poziomie 6,1 mld m3 paliwa gazowego rocznie, z możliwością rozbudowy mocy nowego terminala poprzez dostawienie drugiej jednostki. Jeśli na rynku pojawią się potrzeby w zakresie większej ilości LNG i zostaną dokonane wiążące rezerwacje mocy – wówczas GAZ-SYSTEM podejmie stosowne decyzje inwestycyjne wobec FSRU 2. Czym jednak jest FSRU? W największym uproszczeniu to statek, który wyposażony jest w specjalistyczny sprzęt pozwalający na odbieranie gazu w formie skroplonej z innego statku (metanowca). Gaz ten jest magazynowany na jednostce FSRU, ogrzewany i doprowadzany do formy lotnej. Po jego rozprężeniu gaz tłoczony jest do sieci przesyłowej i dalej wprowadzany do krajowego systemu gazowniczego. Na infrastrukturę terminala FSRU składa się jednostka regazyfikująca (sam statek), pirs i nabrzeże cumownicze z instalacją wysyłkową, podmorski gazociąg, tłocznie gazu i gazociąg łączący instalacje z głównym gazociągiem przesyłowym. Na pomysł budowy FSRU w Zatoce Gdańskiej od razu negatywnie zareagowały organizacje ekologiczne. Według ich argumentów budowa zniszczy plażę oraz zagrozi istnieniu morskim ssakom, rybom i ptakom żyjącym na sąsiadującym obszarze podlegającym ochronie Natura 2000. Dodatkowo, jak wskazuje Greepneace w swoim sprzeciwie (…) Jego głównym odbiorcą będzie Orlen, który poprzez rozbudowę infrastruktury gazowej chce doprowadzić do trwałego uzależnienia Polski od kolejnego paliwa kopalnego. Transformacja energetyczna oparta o gaz ziemny to kosztowna pułapka, która podważa bezpieczeństwo energetyczne Polski i interes ekonomiczny polskiego społeczeństwa. Budowa nowej infrastruktury gazowej do importu gazu nie przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa Polski. Realizacja tego planu oznacza, że Polska nadal pozostanie uzależniona od zewnętrznych dostaw tego paliwa. Planowana budowa terminala to także marnotrawstwo miliardów złotych w imię zysków koncernów paliwowych. Już w teraz posiadamy infrastrukturę do importu gazu do Polski, której możliwości odbioru i przesyłu gazu przekraczają prognozowane zapotrzebowanie na gaz w 2030 roku. Nowe inwestycje po prostu nie są już potrzebne.
Czy tak rzeczywiście jest?
Energetyka i ciepłownictwo motorem konsumpcji
Ekolodzy powołują się na raport Insitute for Energy Economics and Financial Analysis, który prognozuje, że do 2030 roku zapotrzebowanie na LNG w Europie będzie spadać w stosunku do zainstalowanych mocy regazyfikacyjnych. Już dziś według raportu IFEEAFA europejskie wykorzystanie terminali LNG od stycznia do września 2023 roku wyniosło jedynie 53 procent. Te dane i prognozy, według organizacji ekologicznych, mają wskazywać na konieczność zarzucenia projektu budowy FSRU w Gdańsku. Zarzucenia, ponieważ zużycie gazu w Europie będzie spadać, a istniejąca infrastrukturą wystarczy do pokrycia zapotrzebowania. To mylne spojrzenie, które nie ma pokrycia w rzeczywistości Europy Środkowej.
Zacznijmy od zapotrzebowania Polski na gaz. Dziś około 70 procent energii elektrycznej w Polsce jest wytwarzana z wysoko emisyjnego i szkodliwego węgla – zarówno kamiennego, jak i brunatnego. Paliwo to spalane jest w kotłach w elektrowniach zawodowych i elektrociepłowniach. Dodatkowo, zdecydowana większość z ponad 400 ciepłowni wytwarzających ciepło na rzecz systemu grzewczego polskich miast jest opalana węglem kamiennym – roczne zużycie tego paliwa przez ciepłownie i elektrociepłownie wynosi około 10 mln ton. Zarówno elektroenergetyka, jak i ciepłownictwo to branże, które pilnie potrzebują transformacji. Zarówno ze względów ekonomicznych, jak i technicznych czy klimatycznych.
Transformacja w głównej mierze, jak wskazuje sama branża, konieczna będzie przy dużym udziale gazu. Gaz ziemny jest bardziej ekologiczny niż inne paliwa kopalne, o znacznie zredukowanej emisji substancji chemicznych w procesie spalania, ale jednak pozostaje niskoemisyjnym źródłem energii. Cechuje się ono jedynie o połowę niższą emisyjnością CO2 od węgla, sam metan jako gaz cieplarniany jest również znacznie bardziej niebezpieczny dla klimatu niż dwutlenek węgla. Dodatkowo gaz jest, zwłaszcza w ostatnim czasie, niestabilny cenowo. Pomimo powyższych wad jest jednak paliwem, które łatwo dostosować do potrzeb branży, technologia jest relatywnie tania i prosta w budowie, a sam profil produkcji pozwala na jego sterowalność, co jest szczególnie ważne w takich sektorach jak elektroenergetyka czy ciepłownictwo. W 2023 roku zainstalowane moce gazowe w elektroenergetyce wynoszą 4,6 GW. Do września wyprodukowano w nich 9,1 TWh energii, co odpowiada 8,3 procent całkowitej produkcji energii w Polsce.
Według Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku, moce zainstalowane TYLKO w sektorze produkcji energii elektrycznej w 2035 roku mogą wynieść 24,5 GW. Dodatkowo ponad 10 GW ma zostać zainstalowane w dużych zawodowych elektrociepłowniach i pracować w skojarzeniu (kogeneracja). Obecnie planuje się lub już buduje kilka dużych elektrowni gazowych – Dolna Odra (1,4 GW), Ostrołęka C (0,75 GW), Kozienice (2,2 GW), Grudziądz (0,55 GW), Rybnik (0,88 GW), Łagisza (0,4 GW). Poza tymi inwestycjami rozważane są kolejne m.in. w Gdańsku i Gdyni, a także gazyfikacja innych obiektów np. elektrociepłowni Siekierki w Warszawie.
O rosnącej roli energetyki i ciepłownictwa w Polsce mówi POLON.pl również Dr Tomasz Włodek, ekspert rynku gazu i wykładowca AGH w Krakowie –„W najbliższych latach ogólnie spodziewany jest wzrost zużycia gazu ziemnego w Polsce indykowany uruchamianiem nowych gazowych jednostek wytwórczych, zarówno w energetyce zawodowej jak w ciepłownictwie i przemyśle. W przypadku mniejszych odbiorców systemu dystrybucyjnego spodziewane jest jednak odwrócenie tego trendu i stopniowy spadek zapotrzebowania na gaz, w szczególności po 2030 roku, co ma związek z realizacją celów polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Nie oznacza to jednak szybkiego odwrócenia trendu polegającego na odejściu od paliw gazowych, należy spodziewać się dynamicznego rozwoju segmentu gazowych paliw odnawialnych (w kontekście sieci dystrybucyjnej przede wszystkim biometanu).” – mówi nam Włodek.
W 2023 roku energetyka odpowiada za około 3 mld m sześć zużytego gazu. Zgodnie z prognozami Gaz-System przedstawionymi w Krajowym Planie Rozwoju Systemu Przesyłowego na lata 2024-2033, w szczytowym momencie – 2028-2031 roku udział energetyki w konsumpcji gazu wzrośnie do nawet 11,8 mld m sześc. gazu w scenariuszu umiarkowanym. W scenariuszu bardziej pesymistycznym – zachowawczym, roczny wzrost zużycia gazu sięgnie 9,8 mld m sześc. gazu. Będzie to wynikało z oddawania kolejnych bloków gazowych. Jeżeli uwzględnimy plany inwestycyjne zawarte w PEP2040, to szczyt zapotrzebowania na gaz w energetyce przypadnie na lata 2035-37 kiedy zużycie gazu w energetyce może skoczyć do 13,4 mld m sześc. rocznie.
Co warte podkreślenia, szacunki te nie biorą pod uwagę wspomnianych wcześniej lokalnych ciepłowni, które licznie planują konwersję z węgla na gaz. Będzie się to odbywało w głównej mierze przy wykorzystaniu zasobów Polskich Sieci Gazowniczych, które nie są uwzględniane w planie inwestycyjnym Operatora Systemu Przesyłowego.
Najnowsza prognoza konsumpcji gazu w Polsce w ciągu następnych 10 lat jest bardziej konserwatywna niż poprzednie prognozy dotyczące tego okresu. Gaz-System w tych przewidywaniach bierze pod uwagę wpływ m.in. kryzysu energetycznego czy spowolnienia gospodarki. Można zatem uznać, że prognozy te są najbliższe rzeczywistości w kontekście krajowego zapotrzebowania na gaz.
W dwóch wariantach – zachowawczym i umiarkowanym, Gaz-System przewiduje różne warianty zużycia gazu. W wariancie zachowawczym szczyt konsumpcji przypadnie na lata 2028-2030, kiedy zużywać mamy w Polsce ponad 24 mld m sześc. gazu. W wariancie umiarkowanym zużycie gazu ma wynieść ponad 28 mld m sześc. Rocznie, począwszy od początku czwartej dekady XXI wieku.
Co z tych szacunków wynika w kontekście konieczności budowy FSRU? Bez niego zaspokojenie potrzeb Polski na błękitne paliwo w najbliższych latach nie będzie możliwe. Błędne, wręcz przekłamujące jest zatem posiłkowanie się raportem, mówiącym o spadku konsumpcji gazu w Europie. Dla przykładu – raport wskazuje, że średnie wykorzystanie terminali LNG w Europie wyniosło w ciągu 9 miesięcy 2023 roku 53 procent. Jednak ten sam raport wskazuje, że wykorzystanie terminala LNG w Świnoujściu przekracza 80 procent, co należy do najwyższych poziomów na kontynencie – byłoby więcej, gdyby nie miesiąc remontu i konserwacji instalacji w sierpniu.
O ile przykładowo w Hiszpani, która wykorzystuje 6 gazoportów, zużycie gazu może spadać, a w konsekwencji zmniejszać się wykorzystanie terminali LNG, o tyle w Polsce, gdzie w najbliższych latach mamy mieć dwa takie obiekty, a zużycie gazu rosnąć, sytuacja może być całkiem odmienna.
Kolejnym elementem jest zapotrzebowanie na przeładunek gazu zakontraktowanego przez Orlen (PGNIG) w ramach kontraktów LNG z Katarem, USA oraz innymi podmiotami. Portfel zamówień LNG Orlenu to na dziś ponad 14 mld m sześc. LNG (po regazyfikacji). Ponad 11 mld m sześc. będzie pochodzić z różnych umów z USA oraz około 3 mld m sześc. z umowy z Qatargas. Większa część umów jest podpisana w formule elastycznej dostawy do wybranego przez kupującego terminala (tzw. Free on Board). Jednak wskazany wolumen, gdyby zaszła taka potrzeba, nie jest możliwy do rozładowania w Polsce przy obecnym poziomie regazyfikacji oferowanej przez terminal w Świnoujściu. Gdyby doszło do wyłączenia Baltic Pipe, to właśnie ten gaz musiałby trafiać w całości do naszego kraju. Część z tych kontraktów będzie wchodziła w życia po 2026 roku, a więc w czasie, kiedy budowany będzie FSRU w Zatoce Gdańskiej.
Gazowa rola Polski w Europie
Ostatnim z powodów dlaczego potrzebujemy FSRU jest kwestia wsparcia sąsiadów w kontekście dostaw gazu. Ukraina zapowiedziała, że nie przedłuży umowy tranzytowej na przesył rosyjskiego gazu. Obecna umowa wygasa pod koniec grudnia 2024 roku. Jeżeli rzeczywiście tak się stanie, to m.in. Słowacja i Węgry pozostaną bez dużej części rosyjskiego gazu, który stanowi zdecydowaną większość błękitnego paliwa konsumowanego w tych państwach. Wtedy może się okazać, że konieczne stanie się dostarczanie gazu z innych kierunków, m.in. Polski, która posiada interkonektor gazowy ze Słowacją otwarty w 2022 roku.
Również Ukraina w kolejnych latach będzie musiała szukać dostaw gazu z zagranicy. Polska wydaje się naturalnym partnerem do tego typu projektów, tak jak już dzisiaj dzieje się w przypadku importu gotowych paliw na Ukrainę przy wykorzystaniu polskiej infrastruktury portowej. Między innymi dlatego Orlen zdecydował się na zarezerwowania całości dostępnej mocy FSRU. Terminal FSRU może pomóc w uniezależnieniu państw Europy Środkowej od rosyjskiego gazu, co ze względów oczywistych powinno dziś być priorytetem dla Europy.
Każda inwestycja powinna być realizowana z poszanowaniem prawa i kwestii środowiskowych.. W wielu przypadkach nie jest możliwe uniknięcie ingerencji w środowisko mimo podejmowanych przez inwestorów działań minimalizujących i kompensacyjnych. Dialog społeczny i stosowanie nowoczesnych technologii pozwalają znaleźć rozwiązania korzystne dla przyrody i otoczenia. Te zagadnienia oraz rynkowe prognozy zużycia są ważne dla realizacji inwestycji, ale powinny być równoważone z potrzebą bezpieczeństwa państwa i nie mogą stopować inwestycji o strategicznym charakterze. Gaz nie stanowi rozwiązania pozbawionego wad. Z pewnością za 20-30 lat gaz będzie rugowany z europejskich miksów, jak dzisiaj dzieje się z węglem. Jednak w polskim przypadku nie ma dobrej alternatywy. Atomu u nas brak, dużych hydroelektrowni również. To te źródła w wielu państwach ratują system przed deficytem energii. Z czasem inwestycje gazowe będą modyfikowane po to, aby wykorzystywać biometan wytworzony np. z substratów rolniczych czy zielonego wodoru.
To jednak przyszłość. Na dzisiaj musimy skupić się na transformacji i zabezpieczeniu dostaw gazu. Bez FSRU w Zatoce Gdańskiej skazani będziemy na sprowadzanie gazu np. z Niemiec. Nasi zachodni sąsiedzi z pewnością ucieszyliby się z tej sytuacji – wszak przesył każdego metra sześciennego gazu przez gazociągi niemieckie będzie musiał być opłacony, co będzie oznaczać wysokie koszty dla polskiego odbiorcy. Nie stać nas na brak pływającego terminala, a czas nas goni.
Gazoport powinien być na środkowym wybrzeżu. Zdala od Rosji i Niemiec. Inwestycja pewnie niewiele droższa i może dałaby impuls do rozwoju gospodarczego tego regionu.
Tam nie ma odpowiednich warunków środowiskowych. Terminal będzie wystawiony na sztormy. Za zatoce jest naturalny falochron w postaci półwyspu helskiego.
A czy jest to SKĄD brać….? Amerykanie się nie wywiązują.