Magdalena Melke: W jak wielkim stopniu ceny energii oraz odpowiednich surowców energetycznych wpływają na kształtowanie się cen w branży cementowej?
Krzysztof Kieres, Przewodniczący Stowarzyszenia Producentów Cementu: Zanim odpowiem na to pytanie, zaznaczę, że każdy z producentów samodzielnie prowadzi politykę cenową. Jako Stowarzyszenie jedynie zbieramy dane statystyczne i reprezentujemy branżę na arenie krajowej i międzynarodowej.
Mówiąc ogólnie: z drogich surowców nie da się wytworzyć taniego produktu. Jako przykład podam rok bazowy 2021 – przy powiększającym się popycie (rekordowa konsumpcja cementu na poziomie 19,3 mln ton) istniała pokusa wzrostu cen. Jednocześnie ceny surowców i komponentów produkcji pozostawały dość stabilne, w związku z czym cement zdrożał jedynie o ok. 6 procent. Natomiast w 2022 roku energia zdrożała dwu- i trzykrotnie – spowodowały to wszystkie bezprecedensowe działania na rynkach energetycznych, niezależnie od wojny w Ukrainie. Ponieważ udział energii elektrycznej w produkcji cementu stanowi ok. 35 procent, każde wahnięcie w tym obszarze powodowało znaczącą zmianę.
Wspomniał Pan o zwiększeniu cen energii niezależnych od wybuchu wojny – czy mógłby Pan je krótko scharakteryzować?
Przede wszystkim mowa o polityce klimatycznej UE i próbach wdrożenia zielonej transformacji. Znaczna skala produkcji oraz nieprzygotowanie polskiej infrastruktury do odbierania rozproszonej energii wytworzonej przez prosumentów powoduje, że “zielona” energia również jest droga. Kolejnym elementem znacząco wpływającym na koszt produkcji cementu są ceny emisji CO2, wyznaczane przez system handlu emisjami EU ETS – jego restrykcjami objęto najbardziej energochłonne i emisyjne przemysły. EU ETS miał skłonić branże do inwestowania w zielone technologie zmniejszające ilość wydzielanego CO2, jednak w przypadku naszego sektora możliwości te pozostają znacznie ograniczone. W wyniku redukcji węglanu wapnia do wapienia powstaje CO2, które się ulatnia – jest to tzw. emisja procesowa. Nie mamy wpływu na ten element produkcji, a stanowi on ok. 63 procent emisji.
Czyli branża cementowa zawsze w ok. 60 procent będzie emitowała CO2?
Zawsze. Drugi komponent to emisje związane z koniecznością wytworzenia odpowiednio wysokich temperatur w piecu klinkierowym – aby węglan wapnia przekształcił się do postaci wapienia (klinkieru), należy użyć paliw, które rozgrzeją piec do pożądanych temperatur (ok. 2000-2200 stopni Celsjusza). Obecnie w większości cementowni używa się w tym celu węgla. W znacznej mierze stosujemy paliwa alternatywne zastępujące węgiel, niestety nie posiadają one wystarczającej kaloryczności, dlatego pewien udział węgla pozostaje niezbędny.
Na początku transformacji energetycznej branża cementowa stosowała w 100% węgiel, obecnie zredukowaliśmy jego udział do 20 procent. Pozostała część została zastąpiona przez paliwa alternatywne.
Rozumiem, że paliwa alternatywne obecnie używane przez polską branżę cementową są zgodne z wymogami stawianymi przez zieloną transformację?
Jak najbardziej. Posiadają również znaczną przewagę nad tradycyjnymi spalarniami śmieci, ponieważ paliwa alternatywne spalają się w naszych piecach bez żadnych produktów ubocznych – wszystko zostaje wbudowane w strukturę klinkieru, bez negatywnych skutków ubocznych również na dalszych etapach przeróbki cementu. Prowadziliśmy badania dotyczące wymywalności metali ciężkich z betonu i potwierdziły one, że proces spalania paliw alternatywnych jest całkowicie bezpieczny i bardzo dobrze wpisuje się w filozofię gospodarki obiegu zamkniętego.
Od początku transformacji, branża cementowa ograniczyła całościowe emisje o 30 procent. Natomiast element emisji procesowej, o której już wspominaliśmy, jest niemożliwy do uniknięcia. Właśnie dlatego nie mówimy o bezemisyjnej gospodarce, ale o gospodarce neutralnej pod względem klimatycznym – w związku z czym powstałe CO2 należy wychwycić i uwięzić. Tworzy to kolejne wyzwania dla sektora cementowego.
Branża cementowa w Polsce komunikuje, że dąży do osiągnięcia neutralności emisyjnej w 2050 roku. W ramach działań dekarbonizacyjnych wymienia się m.in. technologie CCS/U, służące do wychwytywania CO2.
Wspomniane wychwytywanie CO2 jest jak najbardziej możliwe, co potwierdziły zlecone przez nas wyniki badań prowadzonych przez Akademię Górniczo-Hutniczą. Pozostaje kwestia jego magazynowania. Trwają próby wykorzystywania CO2 jako półproduktu innych komponentów chemicznych czy paliw syntetycznych, jednak trudno w tym momencie mówić o bezpośrednim przetwarzaniu. W związku z tym pojawił się pomysł skroplenia CO2 i wtłoczenia go pod odpowiednim ciśnieniem w struktury geologiczne, takie jak kawerny solne, aby tam poczekały na docelowe wykorzystanie przez przyszłe pokolenia.
Przede wszystkim wspomniane technologie są bardzo drogie. W AGH opracowano wstępny kosztorys (bazujący na cenach z 2022 roku), z którego wynikało, że przy każdej cementowni produkującej klinkier powinien powstać zakład wychwytujący CO2 o kosztach budowy od 0,5-1,5 mld złotych (mniej więcej tyle, ile kosztuje budowa nowej cementowni). Dodatkowo, technologie o których mówimy są również bardzo energochłonne – potrzebowałyby dodatkowej ilości energii elektrycznej przeznaczanej na wyłapywanie CO2, powstałego z produkcji cementu. Jeślibyśmy pobierali wspomnianą energię z „nieczystych” źródeł, doprowadzilibyśmy do zupełnie paradoksalnej sytuacji, że aby zredukować emisję, musimy spowodować dodatkową emisję. Właśnie dlatego energia pozyskiwana przez takie zakłady musi być „zielona”.
Obecnie branża pracuje nad dwoma takimi projektami – najbardziej zaawansowany to Lafarge na Kujawach, gdzie pozyskano ogromne dofinansowanie z UE, jednak zakład musi również dołożyć własne środki. Celem jest całkowite wychwycenie CO2 powstałego podczas emisji procesowej.
W tym miejscu dochodzimy do kolejnej przeszkody, związanej ze składowaniem wychwyconych emisji. Obecnie w Polsce prawo nie pozwala na transport i składowanie CO2 na terenie kraju.
Istnieje bezpośredni zakaz czy nie zostały stworzone odpowiednie warunki prawne?
Nie zostały stworzone odpowiednie warunki prawne. Prowadzimy intensywne rozmowy z Zespołem Parlamentarnym ds. Rozwoju Przemysłu Cementowego podkreślając, że bez otoczki legislacyjnej transformacja trafi w próżnię. W związku z tym zintensyfikowano prace nad zmodyfikowaniem prawa geologicznego. Wiemy, że projekt trafił na Radę Ministrów i został zatwierdzony, w najbliższym czasie liczymy na jego uchwalenie przez Sejm jeszcze przed końcem kadencji, aby uniknąć dalszego przedłużania procesu legislacyjnego.
Wspomniany Lafarge ma czas do końca 2027 roku na rozliczenie się z otrzymanych środków. Skroplony CO2 zostanie przetransportowany cysternami na wybrzeże, skąd tankowcami popłynie na szelfy norweskie, gdzie zostanie w nie bezpiecznie wtłoczony. Działanie takie znacząco zwiększa już i tak wysokie koszty wychwytywania i składowania CO2.
Prawo geologiczne przewiduje, że nawet po jego uchwaleniu niezbędny jest okres kilku lat, aby wytypować obszary geologiczne, przeprowadzić niezbędne badania, udzielić koncesji operatorom zarządzającym rurociągami i składowaniem CO2.
Czy mamy w Polsce korzystne warunki geologiczne?
Tak, kawerny solne wstępnie zlokalizowano je na Kujawach, ale również na południu kraju, tam, gdzie znajduje się większość cementowni. Z pewnością optymalizuje to kwestie transportu. Oczywiście wymagana jest odpowiednia infrastruktura, rurociągi, operatorzy systemu. Pojemność wstępnie rozpoznanych struktur geologicznych wynosi ok. 3 mld m3, co pokryłoby kilkadziesiąt lat całościowych emisji sektora w Polsce.
Obecnie Polska emituje ok. 304 mln ton CO2 rocznie. Już wiemy, że największy emitent, tj. branża energetyczna, nie przystąpi do systemu wychwytywania dwutlenku węgla, ze względu na brak opłacalności inwestycji w infrastrukturę – przede wszystkim dlatego, że w perspektywie kolejnej dekady mamy odejść od węgla. Wszystkie pozostałe przemysły energochłonne – azotowe, nawozowe, petrochemiczne, hutnicze – będą zmuszone podjąć samodzielnie takie działania. Wspomniane projekty, jak Lafarge na Kujawach, traktujemy jako pilotażowe, będące podpowiedzią dla branży, które techniki i rozwiązania są skuteczne.
W jaki sposób reforma systemu EU ETS wpływa na funkcjonowanie branży cementowej w Polsce i jakie są największe wyzwania dotyczące stosowania tego mechanizmu?
Przede wszystkim EU ETS miał skłaniać branże do badań technologicznych, nowych inwestycji, celem redukcji bądź uniknięcia CO2. Nie jest to całkowicie możliwe w branży cementowej i dlatego zmuszeni jesteśmy do inwestowania w o wiele droższe technologie wychwytywania. System mógłby spełniać swoje zadanie, gdyby stymulował rozwój inwestycji, jednak mamy też wrażenie, że EU ETS posiada charakter systemu spekulacyjnego. Niekiedy bez żadnego powodu ceny emisji szybują na poziomy zupełnie nieakceptowalne, które nie tylko zniechęcają do inwestowania, ale w ogóle do prowadzenia biznesu. Pierwotnie zakładaliśmy, że poziom 30-35 euro za tonę emisji będzie poziomem zachęcającym do inwestycji. Natomiast jeśli już w tym roku kilkukrotnie dobiliśmy do poziomu 100 euro, to jest on zabójczy dla przemysłu cementowego.
EU ETS stanowi dwukrotny element kosztów: po pierwsze, przemysł cementowy musi dokupywać 20 procent praw do emisji, po drugie pośredni koszt zawiera się w cenie energii. Polski bilans energetyczny, oparty głównie na węglu, skutkuje naliczaniem przez producentów energii kosztów emisji, w związku z czym sama energia jest droższa. Konsumenci i gospodarstwa domowe są objęte programami ochrony, natomiast przemysł musi płacić. Jest to impuls inflacyjny, przed którym przestrzegaliśmy.
Zostały opracowane pewne programy pomocowe – zabiegaliśmy o to, aby na poziomie UE przemysł cementowy został objęty wsparciem systemowym. Istnieje lista branż, które są uprawnione do pomocy publicznej w przypadku nadzwyczajnego wzrostu kosztów pośrednich, czyli np. energii elektrycznej. Niestety, przemysłu cementowego na tej liście nie ma, a Parlament Europejski raczej dąży do tego, aby wspomnianą listę skracać. Sprawa nie jest jeszcze zamknięta, nadal prowadzimy dyskusje. Dwukrotnie odbyliśmy misję gospodarczą, podczas której spotkaliśmy się z europosłami z Polski i z zagranicy. Mieliśmy pozytywne doświadczenia związane ze współpracą ponad podziałami politycznymi.
Ostatecznie Parlament UE zdecydował, że redukcja bezpłatnych uprawnień będzie postępować – ma zakończyć się w 2034 roku, kiedy już przemysł cementowy będzie musiał kupować 100 procent uprawnień do emisji. Na razie zaczynamy małą redukcją od 2026 roku, będzie się ona zwiększać do 2030 roku w postępie geometrycznym.
Pośrednim skutkiem wzrostu cen cementu, wywołanym kosztami CO2, staje się import produktu zza granic UE, m.in. z Turcji czy Białorusi. Zapobiec temu ma Mechanizm Ochrony Granic (CBAM), który powinien zostać wprowadzony od 2026 roku. Jakie jest Pańskie zdanie na temat skuteczności mechanizmu oraz przyszłości konkurencyjności branży zarówno w Polsce, jak i na terenie UE?
Pojawiały się głosy, mówiące o przeniesienia produkcji cementu poza obszar UE, związane z postrzeganiem przemysłu jako niekorzystnego pod względem klimatycznym. Chodziło przede wszystkim o produkcję klinkieru, jako że przemiałownie nie powodują emisji. Na szczęście zrezygnowano z tego kontrproduktywnego pomysłu, a zamiast niego zaproponowano wprowadzenie mechanizmu CBAM – podatku węglowego pobieranego na zewnętrznej granicy UE. Dzięki niemu będziemy w stanie doprowadzić koszty produkcji spoza Unii do porównywalnych poziomów z tymi, które mają producenci w Europie. Uchroni to konkurencyjność sektora w UE. Potencjalną wadą CBAM może być to, że producenci europejscy również będą wliczać w cenę dodatkowy koszt CO2 bez obawy, że zostaną zalani tanim cementem z zewnątrz.
Czyli mechanizm najpewniej nie uchroni nas przed dalszą podwyżką cen cementu?
Obawiam się, że zwłaszcza w pierwszym okresie, CBAM może spowodować pewne zawirowania w tym zakresie. Natomiast jeżeli uda się wychwycić emisje, powstaje naturalnie kwestia kosztów wychwytu, przesyłania oraz składowania. Będzie to zupełnie nowy rachunek ekonomiczny.
Wyeliminowanie cementu z gospodarki nie jest możliwe. Po wodzie jest to najbardziej powszechnie stosowany materiał w cywilizacji: stanowi składnik wszelkich budowli infrastrukturalnych, dróg, wieżowców. Jego własności plastyczne i wytrzymałościowe, możliwości kształtowania formy, nie mogą być porównywane do szkła, drewna lub aluminium. Pozostałe materiały mogą być stosowane np. przy budowie domków jednorodzinnych, choć upieramy się, że ślad węglowy z budowy drewnianego domu jest wyższy niż ślad węglowy przy użyciu cementu. Przede wszystkim ze względu na problemy związane z utylizacją takiego drewna, które najczęściej jest wypełnione substancjami chemicznymi.
Cement jest niezbędny i lepiej, aby był produkowany w UE w kontrolowanych warunkach, spełniających wymagania polityki klimatycznej. Natomiast istnieje wiele uwarunkowań i przeszkód które należy pokonać, aby dojść do etapu neutralności klimatycznej sektora.
Czy uważa Pan, że CBAM jest dobrym rozwiązaniem w celu utrzymania konkurencyjności sektora cementowego w UE i uniknięcia importu z np. Białorusi czy Turcji?
CBAM jest niezbędny. Obecnie znajdujemy się w fazie pilotażowej, sprawdzamy, na ile system jest szczelny. W 2026 roku ma zostać wprowadzona jego ostateczna wersja. Import z Białorusi i Turcji stanowi zagrożenie dla przemysłu cementowego w Polsce, szczególnie cement dostarczany z Białorusi był bardzo uciążliwy i jako branża postulowaliśmy jego ograniczenie w sposób administracyjny. UE nie zgadzała się na to, argumentując to tym, że nie przekracza on 2 procent całości produkcji na rynku europejskim. Dopiero wojna i zaangażowanie Białorusi po stronie rosyjskiej spowodowało wprowadzenie zakazu importu w ramach sankcji gospodarczych.
Problem importu dotyczy również krajów południowych, jeszcze bardziej narażonych na tani produkt. Hiszpania, Włochy, Grecja, są wystawione na sprowadzanie cementu z państw Północnej Afryki. W kontekście ogólnoeuropejskim, wprowadzenie CBAM-u jest jak najbardziej słuszne. Nie stanowi on restrykcji wobec producentów spoza Unii, natomiast wyrównuje szanse i prawa konkurencyjne.
Jako przemysł cementowy nie czekamy na regulacje, nie jesteśmy zaskoczeni tym, co się dzieje, tylko wychodzimy naprzód i niekiedy nawet to my popychamy legislację, aby w momencie, w którym będziemy gotowi z technologią, prawo dopuszczało już niezbędne rozwiązania dla neutralności klimatycznej.
Jak obecnie wygląda konkurencyjność europejskiej branży cementowej? Polska jest na trzecim miejscu wielkości produkcji, ale czy sam sektor w UE jest rozwinięty, czy jednak jako Unia importujemy większość cementu z zagranicy?
Nie, przemysł cementowy jest dobrze rozwinięty. Mamy to szczęście, że branża została sprywatyzowana na przełomie wieków i każdy z nowych właścicieli zainwestował ogromne kwoty, aby udoskonalić i zracjonalizować technologię produkcji, a także ograniczyć w jak największym stopniu uciążliwość takiego zakładu dla okolicznych mieszkańców. Modernizacja branży w Polsce wynosiła ok. 10 mld złotych, dzięki czemu obecnie mamy jeden z najnowocześniejszych przemysłów w Europie.
Technologia nie zmieniła się zasadniczo od 50 lat – być może nie istniała presja w pozostałych krajach Europy, aby go tak unowocześnić jak u nas, ale mimo wszystko w całej Unii produkujemy ok. 180-200 mln ton cementu. Polska ze swoją produkcją ok. 18 mln ma prawie 10 procent udziału. Jedynie Niemcy i Włosi produkują więcej. Trzeba jednak też powiedzieć, że są to większe kraje, stymulujące swoim działaniem popyt. Przykładowo, Niemcy, gdy już się nasycili i dokonali większości inwestycji infrastrukturalnych, wymyślili wdrażanie sieci superszybkich pociągów, które ożywiły całą gospodarkę.
To, że Polska ma ponad proporcjonalne zużycie cementu, wynika też z faktu nadrabiania zaległości cywilizacyjnych wobec Zachodu – dopiero budujemy autostrady, zbiorniki wodne, elektrociepłownie itd. W kolejnych etapach rozwoju popyt na cement ma charakter restytucyjny – odnawia się domy, autostrady itd.
Czyli obecnie będziemy potrzebować więcej cementu aby przeprowadzić transformację energetyczną, a jednocześnie transformacja sprawia, że cement jest droższy.
Dokładnie. Przede wszystkim jest to spowodowane konstrukcją polskiego miksu energetycznego, którego większość oparta jest nadal na węglu. Widzę tutaj grzech zaniechania – przynajmniej od dekady wiemy, w jaki sposób będzie wyglądać polityka klimatyczna.
Nie zbudowano alternatywy dla węgla, infrastruktury do odbioru rozproszonej produkcji energii elektrycznej wychodzącej od prosumentów, sieci są przeciążone. Przez to nie wykorzystujemy w pełni nawet już zainstalowanych mocy OZE, a byłoby to potężne źródło zielonej energii – należy ją odebrać, zmagazynować, przetworzyć, zapewnić bazę energetyczną. Jak najbardziej, musi istnieć stabilizacja w systemie na czas, gdy odnawialne źródła energii nie są w stanie jej produkować. Jednak musimy zachować odpowiednie proporcje.
Dla branży cementowej najkorzystniejsza byłaby jak najszybsza modernizacja sieci przesyłowych oraz zwiększenie bezemisyjnych źródeł energii, m.in. OZE.
Oczywiście, zwłaszcza w kontekście budowy zakładów mających wychwytywać CO2. Pewna część węgla będzie niezbędna dla przemysłu, ale nie jako źródło energii elektrycznej. Można jeszcze mówić o gazie, jest on też, powiedzmy, paliwem przejściowym. Jednak za kilkanaście lat zostanie on wyeliminowany. Można mówić o wodorze, jednak na razie nie mamy ani takich technologii, ani wystarczającej ilości samego wodoru.
Wiele mówi się o konieczności odbudowy Ukrainy po zakończeniu wojny – jakie szanse widzi Pan dla polskiej branży cementowej oraz ewentualnej polsko-ukraińskiej współpracy w tym zakresie?
Przy odbudowie Ukrainy z pewnością zacznie się brutalna gra interesów, kto bardziej dobierze się do tego „tortu”. Nasz zachodni sąsiad ma ogromny apetyt w tym względzie. Po pierwsze niezbędne są pieniądze. Po drugie, przemysł cementowy ma charakter lokalny, związany głównie ze złożami niezbędnymi do produkcji klinkieru i cementu, w związku z czym długi czas konkurencja zagraniczna nie była nawet problemem. Koszty transportu sprawiały, że było to nieopłacalne. W Polsce granicą opłacalności jest transport cementu na odległość ok. 200-300 km. Widzimy rolę przemysłu cementowego w ten sposób, aby pozwolić jak najszybciej odbudować zniszczone zakłady, by mogły ruszyć z własną produkcją. W pierwszym okresie możliwy będzie transport cementu, ponieważ mamy w Polsce wystarczającą nadwyżkę, która może być przeznaczona na eksport. Kolejno muszą zostać wznowione produkcje w lokalnych zakładach. Prosze pamiętać, że świat pozostaje zglobalizowany, a producenci cementu będący właścicielami zakładów w Polsce mają również zakłady na Ukrainie – z tego powodu najpewniej powstaną plany optymalizacji w ramach samych koncernów.
Dziękuję za wywiad.
Dziękuję.