Bułgarska droga z tureckim udziałem
Bułgaria przez lata aktywnie opowiadała się za współpracą energetyczną z Federacją Rosyjską co przekładało się na realizacji i uczestnictwie spółek rosyjskich w kilku projektach energetycznych. W przeszłości Bułgaria przychylnie patrzyła na budowę gazociągu South Stream, który ostatecznie został porzucony w 2014 r. Niemniej jednak była także zainteresowana kolejnym projektem rosyjskim, a więc budowy gazociągu TurkStream/Balkan Stream. Jednocześnie właścicielem jedynej i największej w regionie rafinerii w Burgas jest rosyjska spółka Lukoil.
O wpływy i możliwość wykorzystania tranzytowej pozycji Bułgarii działania podejmuje również Turcja. Jednym z przejawów najnowszej kooperacji jest umowa z 2023 roku, która w teorii miała umożliwić Bułgarii dostęp do tureckich terminali LNG. Zawarta jednak umowa pomiędzy spółkami Bulgargaz oraz BOTAŞ jest przedmiotem obecnie krytyki nowego rządu premiera Nikołaja Denkowa, który zlecił dochodzenie tej. Niewątpliwie jest to próba rozliczenia polityki rządu technicznego premiera Gyłyba Donewa, a pośrednio także Rumena Radewa, prezydenta Bułgarii, który administrował państwem tylko z jedną krótką przerwą poprzez rządy techniczne od kwietnia 2021 roku do kwietnia 2023 roku (efekt 5 wyborów parlamentarnych, które nie dawały możliwości utworzenia stabilnego rządu).
W dniu 3 sierpnia 2023 roku Nikołaj Denkow poinformował, iż zlecił dochodzenie dotyczące ogłoszonej w styczniu 2023 r. długoterminowej umowy pomiędzy spółkami Bulgargaz oraz BOTAŞ. Umowa – zgodnie z ówczesnymi deklaracjami – zakładała, że Bulgargaz uzyska dostęp do terminali LNG w Turcji oraz sieci przesyłowej tego państwa poprzez punkt Strandzha-Malkoclar (obie spółki mają dostęp do nominacji w tym punkcie po 50%). Tym samym spółki uzgodniły sposób korzystania z gazociągu transbałkańskiego, którym w przeszłości były realizowane dostawy gazu ziemnego z Federacji Rosyjskiej do Turcji. Takie dostawy wstrzymano w 2020 r. po uruchomieniu gazociągu TurkStream/Balkan Stream. W ramach umowy dostawy będą miały miejsce w oparciu o rewers na tym gazociągu.
Obecnie umowa budzi sporo kontrowersji, z kilku powodów. Zarówno koszty umowy są problematyczne, gdyż Bulgargaz jest zobowiązany do uiszczania dziennych opłat serwisowych na rzecz spółki BOTAŞ, niezależnie od tego, czy są realizowane dostawy gazu ziemnego z Turcji do Bułgarii. Kwestią sporną jest nierównomierność relacji pomiędzy spółkami, gdyż BOTAŞ otrzymał dostęp do sieci gazociągowej Bułgarii, co może ograniczyć funkcjonowanie bułgarskiego przedsiębiorstwa. Jednocześnie najbardziej kontrowersyjnym tematem jest źródło pochodzenia surowca, ponieważ rośnie obawa, że poprzez gazociąg będzie dostarczany gaz ziemny z Federacji Rosyjskiej. W ramach umowy spółka BOTAŞ może podnajmować swoją przepustowość na granicy stronom trzecim.
Niewątpliwie umowa jest póki co niekorzystna dla Bułgarii, ale pełny obraz wpływu porozumienia na bezpieczeństwo energetyczne tego państwa będzie znany po zakończeniu dochodzenia. Dla Turcji, która podejmuje aktywne działania na rzecz budowy hubu gazowego w regionie w oparciu o gaz ziemny z Rosji, Iranu, Azerbejdżanu, terminale LNG oraz krajowe wydobycie dostęp do infrastruktury niejako eksportowej jest kluczowy do tych planów. W ostatecznym rozrachunku to Turcja może w kolejnych latach być gwarantem bezpieczeństwa energetycznego państw Europy Środkowej i Południowej i tym samym uzyskać znaczne korzyści polityczne z pełnienia tak ważnej funkcji w regionie.