Magdalena Melke: CHP zanotowała największy triumf w Stambule, gdzie Ekrem Imamoğlu został ponownie wybrany na burmistrza. Stambuł zamieszkuje 18 procent populacji kraju. Co sprawiło, że po porażce odniesionej w ostatnich wyborach parlamentarnych opozycja wygrała wybory regionalne?
Dr Karolina Wanda Olszowska, prezeska Instytutu Badań nad Turcją oraz asystentka badawcza w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego: Przede wszystkim wszyscy zapomnieliśmy, że wybory regionalne i prezydenckie rządzą się innymi prawami. Podczas wyborów lokalnych kandydatom o wiele łatwiej jest dotrzeć do swoich wyborców, nie potrzebują ogólnonarodowych mediów, wystarczą kampanie bezpośrednie. Wyborcy nierzadko również znają swoich kandydatów.
Obecne wybory regionalne okazały się dla analityków sporym zaskoczeniem – nikt nie spodziewał się, że Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) przegra wybory, szczególnie, że nie przegrała ich do 2002 roku. Po klęsce opozycji w wyborach parlamentarnych i prezydenckich wydawało się, że nawet wyborcy partii opozycyjnych sami nie wierzyli w zwycięstwo. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich, tak się nie stało.
Na zwycięstwo nałożyło się kilka czynników. Po pierwsze, wspomniana już specyfika wyborów lokalnych. Po drugie, pogłębiające się problemy ekonomiczne.
Czy ekonomia przeważyła nad czynnikami ideologicznymi?
Powiedziałabym, że to zbyt daleko idący wniosek. Po pierwsze, musimy wziąć jeszcze pod uwagę trzecią, islamistyczno-prawicową, odnowioną Partię Dobrobytu, która zebrała głosy AKP. Nie powiedziałabym, że ideologia nie ma znaczenia. Po prostu AKP walczyła z rywalem, który odebrał jej ponad sześć procent głosów.
Po drugie, ekonomia ma duże znaczenie biorąc pod uwagę, że Turcy są coraz biedniejsi. Nie podwyższono poziomu minimalnego poziomu emerytury, która obecnie wynosi 10 tys. lir. Szacuje się, że próg ubóstwa w Stambule to 20 tys. lir. Wysoka inflacja utrzymuje się na poziomie ok. 70 procent, podnoszone są stopy procentowe – z 8,5 procent do ponad 45 procent licząc od czerwca 2023 roku. Wszystko to wpływa na raty kredytów czy kart kredytowych.
Wszystko to ma znaczenie, jeśli chodzi o poziom niezadowolenia społecznego.
Czynniki mocno się na siebie nałożyły. Po trzecie, konkurent ze Stambułu, Murat Kurum, nie był wyrazistą postacią ani znanym politykiem. Jego kandydatura była odbierana jako zabieg Erdoğana – wszyscy mieli wiedzieć, że to nie Kurum a Erdoğan jest właściwym przeciwnikiem Ekrema Imamoğlu.
Jednak nie wszystkich wyborców AKP przekonała ta narracja i dlatego też wielu z nich nie poszło głosować. Frekwencja w wyborach regionalnych wyniosła 78 procent, co jak na Turcję jest słabym wynikiem. Zdaniem obserwatorów powinno to działać na niekorzyść tureckiej opozycji – zakładano, że wyborcy niegłosujący na AKP nie pójdą na wybory, bo nie będę wiedzieli, kogo poprzeć. Okazało się wręcz przeciwnie – to wyborcy AKP nie pojawili się przy urnach wyborczych.
Z czego to może wynikać? I ile wynosi standardowa frekwencja w tureckich wyborach?
Podczas wyborów parlamentarnych i prezydenckich frekwencja wyniosła ponad 88 procent, podobny wynik osiągnięto w ostatnich wyborach regionalnych.
Turcy traktują głosowanie jako przywilej wyrażania swojej woli – tym bardziej, że w wielu miejscach jest to ostatnia możliwość pokazania tego, co się myśli o wyborach politycznych.
Elektorat AKP z jednej strony jest w jakiś sposób zmęczony sposobem prowadzenia polityki, głównie z powodu ekonomii. Ewidentnie widzi jej mankamenty. Z drugiej jednak strony ich wyborcy nie zdecydowali się na oddanie głosu innym partiom.
Jakie znaczenie nadawałaby Pani wynikom wyborów regionalnych?
Jeżeli chodzi o główną partię opozycyjną – Republikańską Partię Ludową (CHP) – to przede wszystkim partia ta zauważyła sens dalszej walki i jednoczenia elektoratu. Imamoğlu wybił się na potencjalnego przywódcę, który może rzucić wyzwanie prezydentowi Erdoğanowi.
Byłabym jednak ostrożna. Do kolejnych wyborów mamy cztery lata i wszystko się może zdarzyć. Nie zapominajmy, że CHP nie wygra samodzielnie nadchodzących wyborów i będzie zmuszona do tworzenia koalicji. Ostatni sojusz posypał się tuż po przegranych wyborach parlamentarnych i prezydenckich, a wszystkie partie poszły do wyborów regionalnych osobno, w większości uzyskując bardzo niskie wyniki. Pytanie, czy uda się zjednoczyć opozycję i czy będzie się ona w stanie dogadać na tyle, aby móc coś zaproponować Turkom.
Zarzutem, który kierowano w stronę powstałej koalicji było to, że między członkami brakowało zgody niemal co do każdego aspektu funkcjonowania państwa. Nie wiemy też, na ile innym politykom Republikańskiej Partii Ludowej spodoba się namaszczenie Imamoğlu na głównego konkurenta Erdoğana. Oczywiście, ma on o wiele większe szanse niż Kemala Kılıçdaroğlu, jednak nie przesądza to pełnego poparcia partyjnych kolegów. Na scenie pojawia się również nowy przewodniczący CHP, który co prawda pokazywany jest jako marionetka, stojąca na czele partii – nie jest jednak powiedziane, że to człowiek pozbawiony ambicji politycznych.
Należy obserwować AKP. Po pierwsze, czy wyciągnie wnioski. Dochodzą do nas niepokojące informacje ze wschodnich prowincji kraju, gdzie wygrała prokurdyjska partia DEM. Kilka minut przed zakończeniem głosowania Ministerstwo Sprawiedliwości podważyło kandydata partii prokurdyjskiej, mówiąc, że odebrano mu czynne i bierne prawa wyborcze. Jednak odbyło się to kilka lat wcześniej i wspomniane prawa mu przywrócono na podstawie zignorowanego obecnie wyroku sądowego. Jego miejsce ma zająć drugi w kolejce burmistrz z ramienia AKP, który otrzymał znacznie mniejszą ilość głosów i punktów procentowych.
Wywołało to protesty w wielu prowincjach, a w kilku z nich wprowadzono 15-dniowy zakaz spotykania się i organizowania protestów. Żandarmeria również wyszła na ulice, choć nie doszło do zamieszek czy jakichkolwiek krwawych działań. Jednak jest to niepokojące – tym bardziej, że tak wielu kandydatów (i to nawet sojuszników AKP) powiedziało, że stanowi to pogwałcenie demokracji.
Powstało powiedzenie, że tam, gdzie wygrywa AKP, nie ma drugiego liczenia głosów, a tam, gdzie przegrywa, niemal zawsze ponownie liczy się głosy sprawdzając, czy na pewno przegrali.
Jest zbyt wcześnie na podsumowania. Wydawałoby się, że po przemówieniu balkonowym, kiedy Erdoğan ogłosił wyniki, zostaną one po prostu przyjęte do wiadomości. Na dobrą sprawę władza nadal znajduje się w ręku partii Erdoğana.
Dodatkowo, AKP chce rozmawiać o możliwości zmiany konstytucji, do czego potrzebuje większości parlamentarnej. Obecnie Erdoğan nie posiada wymaganych ⅗ głosów (nawet z koalicją), jednak w gruncie rzeczy niewiele do tego brakuje – jedynie 41 głosów na 600 miejsc w parlamencie. Erdoğan jest w stanie przekonać część opozycji – tym bardziej, że partie, które uzyskały bardzo niskie wyniki w wyborach, zostały utworzone przez dawnych członków AKP i były z nią blisko związane.
Czy można powiedzieć, że wynik wyborów regionalnych w jakiś sposób zmieni politykę AKP, choćby w zakresie kwestii ekonomicznych?
Na pewno AKP będzie się starała poprawić krajową gospodarkę. Nie wierzę, że odejdą od konserwatywnej polityki i podwyższania stóp procentowych, ponieważ zdają sobie sprawę, że jeżeli chcą ratować gospodarkę długoterminowo, to są rzeczy, które zdaniem ekonomistów należy wprowadzić.
Ekonomia jest bez wątpienia najważniejszym czynnikiem, dlatego też w nowym rządzie, który powstał po wyborach majowych, znajduje się wielu specjalistów z tego obszaru. To oni mają przyciągnąć do Turcji inwestycje. Podniesienie stóp procentowych, mimo niezadowolenia społecznego, było w dużym stopniu związane z chęcią przyciągnięcia zachodnich inwestorów. Obserwowany od maja prozachodni zwrot Turcji również jest tego wyrazem.
Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to właśnie kryzys ekonomiczny wyciągnął AKP do władzy i to właśnie kryzys może ją od tej władzy odsunąć. AKP ma jeszcze cztery lata – nawet jeśli w najbliższym czasie sytuacja gospodarcza się pogorszy, przed kolejnymi wyborami niewiele osób będzie o tym pamiętać.
Ekonomia odbija się na jakości życia ludzi oraz na ich poparciu dla rządu. Wcześniej Erdoğan dbał o najbiedniejszych mieszkańców Turcji i to właśnie ten elektorat pozwolił mu się wybić. Obecnie trudno jest się o nich troszczyć, jeśli zapowiedziana w grudniu płaca minimalna o wartości 17 tys. lir do stycznia bieżącego roku straciła na wartości 25 procent w przeliczeniu na dolara. Warunki gospodarcze w Turcji są bardzo ciężkie.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.