Magdalena Melke: W tym tygodniu zakończył się dwudniowy szczyt, organizowany przez Ukrainę i Szwajcarię. Na jego zakończenie wezwano do powrotu elektrowni jądrowej na Zaporożu pod kontrolę Ukrainy, umożliwienia krajowi eksportu żywności ze wszystkich portów, a także całkowitej wymiany jeńców wojennych i zwrotu ukraińskich dzieci zabranych przez Rosję.
Czy z perspektywy Ukrainy szczyt przyniósł wymierne skutki?
Dr Daniel Szeligowski, koordynator programu Europa Wschodnia w PISM: Proszę patrzeć na ten szczyt jako element pewnego procesu, a nie pojedyncze, zamknięte wydarzenie. Obecnie obie strony – Ukraina i Rosja – mają świadomość, że wojna nie zostanie rozstrzygnięta w najbliższym czasie. W związku z tym zarówno Moskwa, jak i Kijów, starają się pokazać społeczności międzynarodowej, zwłaszcza USA, że są gotowe do potencjalnych rozmów.
Oczywiście obie strony mają własne warunki. Strona ukraińska przedstawiła je w formule propozycji pokojowej prezydenta Zełenskiego, która zawiera 10 punktów, a strona rosyjska wróciła do rozmów ze Stambułu z wiosny 2022 roku.
Postrzegam szczyt w Szwajcarii jako swego rodzaju przygotowanie do przyszłego starcia dyplomatycznego – po wyborach w USA nowa administracja najpewniej będzie się starała naciskać na rozmowy pokojowe między Kijowem a Moskwą. Dlatego też oba kraje przygotowują się do takiego „starcia” i zbierają jak najszersze międzynarodowe koalicje, które ich poprą.
Szczyt pokojowy w Szwajcarii pokazał, że Ukraina cieszy się poparciem kilkudziesięciu państw świata – nie wszystkich oczywiście, jednak grono jest spore. Zgromadzenie tych państw razem, zwłaszcza pozaeuropejskich, z pewnością jest sukcesem Kijowa. Chodziło właśnie o dotarcie do przedstawicieli Globalnego Południa. Z drugiej strony widzimy rysującą się kontrkoalicję na linii Rosja-Chiny-Brazylia, pewnie jeszcze kilka państw je poprze.
Z tego względu szwajcarskiego szczytu absolutnie nie można oceniać przez pryzmat tego, czy przyniesie on zakończenie wojny w najbliższym czasie. Nie przyniesie.
Na konferencji w Szwajcarii pojawiło się ostatecznie 78 krajów ze 160 zaproszonych. Wśród obecnych zabrakło Chin, Arabii Saudyjskiej i Pakistanu oraz prezydenta USA.
Czy taka ilość uczestników zadowoliła Kijów? Jak bardzo brakowało na nim Chin?
Uważam, że liczby nie mają tutaj dużego znaczenia. Sednem sprawy pozostaje to, że Ukraina przedstawiła własną propozycję pokojową, opierającą się na odzyskaniu pełnej integralności terytorialnej. Kluczowe jest, czy ta formuła przebije się do międzynarodowej opinii publicznej i zyska poparcie największych i najsilniejszych państw świata, mających wciąż jakiś wpływ na Rosję.
Nie ma znaczenia, czy ukraińska formuła zyska na popularności wśród 10 kolejnych pozaeuropejskich krajów, ponieważ i tak nie są one w stanie wpłynąć na decyzje Moskwy. W tym kontekście Kijowowi zależy raczej, aby nie pojawiały się alternatywne plany uregulowania konfliktu.
Przez długi czas, gdy toczyły się rozmowy o ukraińskiej propozycji na szczeblu rządowych doradców, udawało się uniknąć proliferacji planów. Teraz Ukraina powiedziała „sprawdzam”, doprowadzając do szczytu pokojowego, co było ryzykownym ruchem.
Kijów niejako postawił zaproszone kraje przed faktem dokonanym, poprosił je o podpisanie się pod deklaracją, uznającą integralność terytorialną Ukrainy. Okazało się, że wiele państw nie jest gotowych do takiego kroku. To sprawia, że w najbliższym czasie ponownie będziemy obserwować pojawianie się planów alternatywnych – jak np. propozycja chińsko-brazylijska. Brak Pekinu na szczycie jest znaczący, bo wskazuje, że pojawi się stamtąd silna kontrpropozycja, wokół której również może zebrać się międzynarodowa koalicja.
Pod koniec dwudniowej konferencji wystosowano wspólny komunikat, w którym mówiono, że „poszanowanie integralności terytorialnej i suwerenności (…) może i będzie służyć jako podstawa do osiągnięcia wszechstronnego, sprawiedliwego i trwałego pokoju na Ukrainie”. Jednak Indie, Meksyk, Arabia Saudyjska, Republika Południowej Afryki, Tajlandia i Zjednoczone Emiraty Arabskie nie podpisały końcowego dokumentu.
Jaki sygnał został wysłany przez kluczowych graczy Globalnego Południa dla Ukrainy? I czy Kijów zdołał przekonać je do swoich racji?
Sygnał jest dość jasny. Podstawowa propozycja ukraińska zakłada, że kompromis nie może być kompromisem terytorialnym i musi oznaczać pełne odzyskanie kontroli nad własnymi ziemiami. Kontrpropozycja, która może się cieszyć dużym poparciem społeczności międzynarodowej, w tym państw Globalnego Południa, zakłada natomiast, że elementem kompromisu będą terytorialne ustępstwa Ukrainy.
W ten sposób należy interpretować chociażby brak zgody Indii na podpisanie się pod końcowym dokumentem szczytu pokojowego w Szwajcarii. Stało się to właśnie z powodu wzmianki o zachowaniu integralności terytorialnej Ukrainy – ergo: kraje te uważają, że Kijów powinien oddać część terytoriów Rosji.
Wspomniał Pan już, że celem ostatniego szczytu pokojowego było nie tyle wypracowanie konkretnych rozwiązań, co utworzenie koalicji poparcia dla Ukrainy. Zaznaczył Pan również wagę zbliżających się wyborów w USA. Czy można powiedzieć, że to właśnie jest głównym celem organizowania tego typu szczytów pokojowych przez Kijów – pokazanie przyszłemu prezydentowi USA, że Kijów ma międzynarodowe poparcie?
Ukraina dążyła do zorganizowania tego szczytu już od dłuższego czasu. Jest to zdecydowanie wyraz przygotowywania się do przyszłej dyplomatycznej potyczki. Najbliższe miesiące, jakie pozostały do wyborów w USA, z pewnością zostaną wykorzystane przez Kijów do tego, aby wspierająca go koalicja była jak największa.
Jeżeli pojawi się ewentualna presja na Ukrainę po wyborach w Stanach Zjednoczonych, to będzie ona gotowa odpowiedzieć, że jest otwarta na rozmowy pokojowe i przedstawia własny plan, popierany przez kilkadziesiąt państw świata. Powinien być to punkt wyjścia do dalszych rozmów.
W jaki sposób szczyt został odebrany przez ukraińskie społeczeństwo oraz jak prezentuje się w kontekście polityki wewnętrznej kraju?
Szczyt pokojowy z pewnością został zaprezentowany przez władze ukraińskie jako sukces. Natomiast komunikacja sukcesu, prowadzona przez Kijów na użytek wewnętrzny, również posiada pewne minusy, choćby zawyżanie oczekiwań, co w długim okresie może się negatywnie odbić na pozycji samego prezydenta Zełenskiego.