Magdalena Melke: Na jakie rodzaje dezinformacji jesteśmy najbardziej narażeni w Polsce? Przez kogo są one najczęściej wytwarzane?
Michał Marek, autor monografii naukowej “Operacja Ukraina. Kampanie dezinformacyjne, narracje, sposoby działania rosyjskich ośrodków propagandowych przeciwko państwu ukraińskiemu w okresie 2013-2019”, założyciel Fundacji Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa: W Polsce istnieje rozbudowana siatka koniunkturalistów, czyli osób, które z różnych powodów dezinformują obywateli i nie współpracują z żadnymi strukturami wywiadowczymi innych państw. Poprzez szerzenie dezinformacji realizują oni swoje prywatne, partykularne interesy. Aby taka osoba zaistniała w mediach i przykuła uwagę odbiorcy musi budować przekaz kontestujący narracje podawane przez tzw. mainstream. Koniunkturaliści zarabiają właśnie na budowaniu tej kontry, chociażby przez YouTube, żerując na ludzkiej naiwności.
Poprzez swoje działania mogą również budować kapitał polityczny, czego przykładem może być akcja „Stop ukrainizacji Polski”. Z jednej strony widzimy w tym działania stricte polityczne, jednak z drugiej strony te narracje były również podchwytywane przez stronę rosyjską. W przypadku polskiej infosfery coraz większym problemem są koniunkturaliści, rozsiewający dezinformacje czy to w kwestii covidu, czy też wojny na Ukrainie lub wydarzeń w Izraelu.
Poza tym mamy polskojęzyczne źródła rosyjskie, mamy również w Polsce osoby wspierające rosyjskie służby. Zarówno te jednostki, jak i środowiska otwarcie prorosyjskie dezinformują nas zgodnie z interesem Kremla. Gdy połączymy koniunkturalistów z osobami, które realizują interesy Rosji oraz z polskojęzycznymi, rosyjskimi źródłami, powstaje wtedy dość mocna mieszanka, potrafiąca wpływać na ten już mocno zradykalizowany element polskiego społeczeństwa.
W raporcie “Rosyjska wojna dezinformacyjna przeciwko Polsce” napisanym przez Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji oraz Fundację im. Kazimierza Pułaskiego z 2017 roku wśród głównych rosyjskich linii narracyjnych wrogich Polsce wymieniano m.in. niszczenie pomników sowieckich żołnierzy, współodpowiedzialność Polski za wybuch II wojny światowej czy polskie roszczenia terytorialne wobec Ukrainy.
Polska kreowana jest na zagrożenie – ma być ona krajem, który zagraża pokojowi w regionie, w bezpośredni sposób zagraża Białorusi oraz Ukrainie czy też Obwodowi Królewieckiemu. Z jednej strony Polska ma zaatakować Białoruś, militaryzować się i próbować wywołać wojnę, z drugiej strony ma zaanektować zachodnią Ukrainę czy też wywołać wojnę w okolicy Przesmyku Suwalskiego. Kiedyś pojawiały się nawet przekazy mówiące o tym, że mamy się przygotowywać do ataku na Niemcy, jednak to już przebrzmiało.
Stałym elementem pozostają przekazy kreujące nas na zagrożenie. Chodzi tu o element kreowania Mińska i Moskwy jako oblężonej twierdzy, którą Warszawa – wraz z Zachodem – mają napaść, wywołując wojnę. Pamiętajmy, że w rosyjskim przekazie wątki dotyczące Polski wiążą się bezpośrednio z działaniami służącymi deprecjonowaniu całego NATO oraz Unii Europejskiej. Polska zdecydowanie jest najgorszym „diabłem” z całego zbioru diabłów.
W jakim stopniu takie opowieści rezonują wśród społeczeństwa rosyjskiego? Czy ktoś posiada na ten temat wiarygodne dane?
Niestety możemy się tego jedynie domyślać, dysponując nagraniami oraz wpisami znalezionymi w sieci. W mojej ocenie nie ma wątpliwości, że narracja, kreująca Polskę na zagrożenie dla Białorusi i Rosji oraz wskazująca nas jako stronę współodpowiedzialną za wybuch wojny na Ukrainie, jest absolutnie kluczowa dla Rosjan i aparatu moskiewskiego. Większość społeczeństwa na pewno te tezy popiera i absorbuje je.
Czy podobnego rodzaju komunikaty i linie narracyjne są rozpowszechniane wśród Ukraińców? Na ile są one skuteczne?
Ukraińcy, mimo wszystko, częściowo funkcjonują nadal w przestrzeni informacyjnej, która jest rosyjskojęzyczna i spoglądają na media rosyjskojęzyczne. Odsetek ten zmniejszył się po lutym 2022 roku, jednak nadal część społeczeństwa chce zobaczyć, jaki obraz rzeczywistości kreują Rosjanie. Społeczeństwo ukraińskie jest już raczej odporne na rosyjską dezinformację, jednak mimo wszystko Moskwa może oddziaływać na Kijów poprzez źródła, które nie wyglądają bezpośrednio na rosyjskie, starając się imitować źródła niezależne od Federacji Rosyjskiej. Szczególnie poprzez kanały Telegram Rosjanie starają się przemycać swoją narrację i taka forma komunikatu w jakimś stopniu działa na społeczeństwo ukraińskie.
Rosyjskie narracje antypolskie na Ukrainie kreują nas na zdrajców w kontekście kryzysu zbożowego, na stronę, która zadała cios w plecy Kijowowi i nie jest sojusznikiem godnym pełnego zaufania. Takie i podobne linie narracyjne mogą trafiać do Ukraińców, choć raczej w niewielkim stopniu. Rosjanie starają się również wzmacniać przekazy o tym, że Polska chce zająć zachodnią Ukrainę i odpowiada za rozpoczęcie wojny. Ukraińcy raczej się z tego śmieją, niż w to wierzą.
Jakie są główne sposoby działania i cele rosyjskiej dezinformacji w Polsce? Czy i jeśli tak to w jakim stopniu wykorzystany został polsko-ukraiński spór dotyczący importu zboża przez rosyjską dezinformację?
Po pierwsze, obecnie Rosjanie w Polsce starają się wpływać na preferencje wyborcze Polaków w kontekście wyborów parlamentarnych – ten kierunek jest dość intensywnie eksploatowany przynajmniej przez ostatnie pół roku. Moskwa stara się zniechęcić Polaków do głosowania na wiodące partie polityczne, na partię rządzącą oraz kluczową partię opozycyjną. Środowiska prorosyjskie oraz źródła rosyjskiestarają się również lobbować na rzecz jednej ze struktur politycznych, odpowiedzialnej za wzmacnianie przekazów „Stop ukrainizacji Polski”, starając się przedstawić ją jako jedyną niezależną partię, mogącą wyrwać Polskę z okowów USA czy Izraela i doprowadzić do normalizacji relacji z Rosją.
Z jednej strony wprowadza się narrację o tym, że polityka obecnego rządu doprowadza do wszelakich nieszczęść – w tym wariancie pomoc udzielana Ukrainie jest największym kłopotem dla Polaków, generującym ogromny kryzys. Działanie ma na celu przejaskrawienie problemu czy ich generowanie, wskazywanie „choroby”, a następnie pokazywanie remedium w postaci braku głosowania na dwie główne partie, zachęcając do oddania głosu na kogoś nowego.
Rosjanie zdecydowanie starają się podsycać nastroje antyamerykańskie i antyukraińskie, co też łączy się z próbą wpływu na preferencje wyborcze. W związku z tym partie opowiadające się za współpracą z USA i Ukrainą są partiami, które są „antypolskie” według tej narracji.
Czy można powiedzieć, że główną strategią narracji rosyjskiej będzie wbicie klinu w międzynarodowe relacje Polski z jej sojusznikami?
Również, jednak obecnie Rosjanie skupiają się głównie na kreowaniu nastrojów antyukraińskich, antyamerykańskich, wpływaniu na preferencje wyborcze, zakorzenianie negatywnego odbioru NATO.
Jeśli chodzi o oddziaływanie na arenie relacji międzynarodowych, to oczywiście Rosjanie również tam działają, jednak nie poprzez polską infosferę. W tym wypadku celem Moskwy jest deprecjonowanie obrazu Polski w zachodnich mediach, poprzez prorosyjskich influencerów i pseudoekspertów, a także dziennikarzy. Starają się zniechęcać społeczeństwa państw zachodnich do Polski, nie tylko we Francji czy Niemczech, lecz również w Afryce, gdzie oskarża się ją również o ponoszenie odpowiedzialności za niedostateczne dostawy zboża.
Do wyborów parlamentarnych pozostał mniej niż tydzień. Czy obserwuje Pan jakieś konkretne działania dezinformacyjne ze strony rosyjskiej dotyczące sytuacji politycznej w Polsce lub jej stosunków na arenie międzynarodowej?
Warto dodać, że prorosyjscy aktywiści intensywnie działają w kontekście kryzysu i wojny izraelsko-palestyńskiej. Obecnie mamy do czynienia z falą teorii spiskowych, typowych rosyjskich wstawek i wątków dezinformacyjnych, np. dotyczących tego, że Ukraińcy przekazali zachodnią broń Hamasowi, wspierając terrorystów.
Nie zapominajmy, że fale dezinformacyjne będą pojawiać się w tym tygodniu wyjątkowo intensywnie i warto zachować zdrowy rozsądek do otrzymywanych wiadomości. Pamiętajmy, że tam, gdzie rodzą się emocje, bardzo szybko wyłącza się rozum i łatwo można rozpowszechniać wirusowo konkretne treści. Zachowujmy rozsądek i pamiętajmy, że to my – każdy z nas – ma możliwość zatrzymania dezinformacji, choćby poprzez nieprzekazywanie jej dalej. Nie podawajmy dalej komunikatów mocno wpływających na emocje, zastanówmy się, czy aby na pewno przekazywane informacje są logiczne.
Podczas czerwcowej konferencji “Dezinformacja jutra. Przyszłość wojny informacyjnej” szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta Marcin Przydacz powiedział, że świadomość rosyjskiej dezinformacji jest w Polsce większa w porównaniu do innych krajów. Czy uważa Pan to stwierdzenie za prawdziwe? Gdzie widzi Pan możliwe obszary do poprawy?
Jeżeli porównamy świadomość zagrożeń informacyjnych czy też odporność na rosyjską dezinformację w Polsce, to w mojej ocenie Polska jest odporniejsza niż nasi sąsiedzi i sojusznicy z Zachodu, czy też państwa globalnego Południa. Wynika to chociażby z głęboko zakorzenionego sceptycyzmu dotyczącego strony rosyjskiej, więc sam ten fakt uniemożliwia Moskwie pewne działania. Dodatkowo nasze społeczeństwo, mimo wszystko, jest zaangażowane intelektualnie w obserwowanie tego, co się dzieje na arenie międzynarodowej i na wschodzie. Polskie społeczeństwo posiada większą wiedzę – być może czasem jest to wiedza pozorna, jednak zainteresowanie sytuacją i posiadanie pewnej bazy intelektualnej dotyczącej wojny na Ukrainie , stanowi o wiele większy pozytywny kapitał niż to, co wie przeciętny Europejczyk z Zachodu jeśli chodzi o region Rosji, Białorusi i Ukrainy.
Niestety jesteśmy również skłonni do wiary w wiele teorii spiskowych. Strona rosyjska nie bez powodu w swoich działaniach odnosi się do rozmaitych stereotypów czy głęboko zakorzenionych mitów. Praktyka dezinformacji mówi o tym, że na początku należy zidentyfikować mity obecne w społeczeństwie, a kolejno na nich grać. Należy być świadomym tego, że czasem możemy usłyszeć przekaz, który absolutnie zgadza się z naszym światopoglądem, przez co z nim rezonujemy – podoba się nam, potwierdza nasz sposób myślenia i podajemy go dalej. Jednak każdy z nas powinien się zatrzymać i wiedzieć, że czasem nawet to, co absolutnie nam odpowiada, może być dezinformacją i fałszem.
Biorąc pod uwagę codzienny “szum informacyjny” który nas spotyka, jakie działania związane z “higieną” informacyjną oraz doborem źródeł mógłby Pan polecić?
Po pierwsze, bardzo ważne jest robienie odpowiednio długich przerw od napływu informacji, szczególnie z sieci społecznościowych. Nic się nie stanie, jeżeli na dzień lub dwa odłączymy się od toku wydarzeń. Z drugiej strony czymś dla mnie niezrozumiałym jest to, że ludzie tak często uważają źródła anonimowe jako bardziej wiarygodne. Chodzi mi tutaj o anonimowe komentarze czy konta na Twitterze, pozycjonujące się jako autorytety.
Jeżeli widzimy informację podaną przez źródła anonimowe, automatycznie powinniśmy mocno wątpić w to, co one publikują. Podobnie z tzw. portalami „alternatywnymi”, które nie mają nawet do końca sprecyzowanej redakcji, a nagłówki są głośne, pełne emocji – w takich wypadkach natychmiast powinna nam się zapalić czerwona lampka. Jeżeli widzimy coś niesamowitego, kontrowersyjną informację, nie podawajmy tego dalej, poczekajmy na weryfikację, zdementowanie komunikatu.
Każdy z nas może zatrzymać dezinformację, zatrzymując się nad nią, analizując ją przez chwilę. Zdecydowanie podchodzić z dystansem do publikowanych komentarzy w mediach społecznościowych.
Dziękuję serdecznie.
Dziękuję.