Magdalena Melke: Wtorkowa wizyta premiera Orbána w Kijowie była pierwszą od 2022 roku. Z kolei 1 lipca Węgry objęły rotacyjną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Dlaczego polityk zdecydował się na przyjazd w tym momencie? Czy było to spowodowane okolicznościami zewnętrznymi, czy jednak polityką wewnętrzną Węgier?
Dr Jakub Bornio, Instytut Studiów Europejskich Uniwersytetu Wrocławskiego i Instytut Europy Środkowej w Lublinie: Uważam, że wszystkie czynniki o których Pani wspomniała nie wykluczają siebie nawzajem. Bezsprzecznie Orbán pojechał do Kijowa zarówno jako premier Węgier, jak i w roli przewodniczącego Rady UE – i to w drugim dniu prezydencji.
Jednak kolejnym, bardzo ważnym czynnikiem, który determinuje relacje Węgier z sąsiednimi krajami, jest kwestia mniejszości węgierskiej, będącej skutkiem traktatu z Trianon. Na przełomie 2023 i 2024 roku Ukraina poczyniła pewne koncesje. Mając na uwadze swoją integrację z UE, zaadoptowała prawo, które w pewien sposób liberalizowało wcześniejsze podejście Kijowa wobec mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu w zakresie szkolnictwa. Mniejszość węgierska otrzymała lepszy i szerszy dostęp do edukacji – wcześniej powstrzymywała ją niedostateczna dostępność języka węgierskiego, głównie dla starszych roczników uczniów.
Ten aspekt zdecydowanie wpływa na dynamikę relacji węgiersko-ukraińskich i nie możemy go pomijać podczas omawiania wizyty Orbána w Kijowie. Z kolei podczas wtorkowej wizyty ze strony premiera Węgier padały zobowiązania do tworzenia nowych szkół dla autochtonicznej ludności ukraińskiej oraz dla ukraińskich migrantów.
Premier najpewniej liczy na wzajemność. Trudno obecnie oszacować wielkość mniejszości węgierskiej na Ukrainie, przed pełnoskalową wojną w 2022 roku liczyła ona ok. 150 tys. osób. Oprócz szkolnictwa Orbánowi najpewniej zależy na kwestii podwójnych paszportów, zakazanych przez ukraińskie ustawodawstwo. Pomimo tego dokumenty były przekazywane węgierskim obywatelom Ukrainy.
Pamiętajmy, że ludzie, którzy mieszkają poza granicami Węgier, są de facto i de iure obywatelami innego państwa i otrzymując węgierski paszport będą mogli oddać głosy podczas wyborów na Węgrzech np. na Fidesz.
Zanim przejdziemy do pozostałych kwestii, zatrzymajmy się na mniejszości węgierskiej i traktacie podpisanym w Trianon w 1920 roku. Dlaczego ta kwestia jest nadal tak ważną sprawą w polityce wewnętrznej – i najwyraźniej zewnętrznej – współczesnych Węgier?
Traktat z Trianon był jednym z traktatów kończących I wojnę światową, po którym Węgry utraciły – z ich perspektywy – dwie trzecie swojego terytorium i znaczną część ludności, która pozostała poza granicami kraju. Ukuto nawet powiedzenie: Węgrzy jako jedyne z państw graniczą same ze sobą, właśnie ze względu na rolę mniejszości w tzw. Górnych Węgrzech na Słowacji, w Wojwodinie w Serbii, Siedmiogrodzie w Rumunii czy na Zakarpaciu na Ukrainie.
Po 1991 roku mniejszość węgierska stała się kluczową kwestią dla kolejnych rządów. Z kolei Viktor Orbán wykorzystał ten element do powiększenia swojej bazy wyborczej, choćby poprzez zapewnianie paszportów czy ogólne wspieranie mniejszości w zakresie np. dyplomacji sportowej. Nie zapominajmy też, że dla Węgrów ludność jest szczególnym zasobem, przede wszystkim z powodu utrudnionej madziaryzacji (jedną z przeszkód jest chociażby poziom skomplikowania języka węgierskiego). Z tego powodu mniejszość węgierska jest szczególnie ważna.
Przejdźmy do kwestii handlowych. Viktor Orbán oznajmił w Kijowie, że „Ukraina i Węgry próbują przełamać wcześniejsze nieporozumienia i skupić się na przyszłości”. Orbán mówił również, że Węgry chcą podpisać z Ukrainą szerokie dwustronne porozumienie o współpracy, wspominał o modernizacji gospodarki Ukrainy oraz współpracy infrastrukturalnej czy energetycznej.
Na ile takie umowy mogą być korzystne dla Budapesztu? Komu bardziej mogą się przydać i czy w ogóle położony jest na nie realny nacisk?
Powiem tak: osobiście nie spodziewam się znaczących przełomów po ostatniej wizycie, wliczając w to kwestie handlowe. Z perspektywy Węgier bez wątpienia istotny jest tranzyt ropy naftowej przez Ukrainę. Budapeszt dalej importuje ten surowiec z Rosji.
Kolejną kwestią są inwestycje w odbudowę Ukrainy. W swojej polityce Węgry dążą do dywersyfikacji źródeł, również upatrując w tym szansy na korzyści dla ich krajowych firm. Węgrzy zainwestowali już przykładowo w odbudowę zniszczonej ukraińskiej szkoły.
Jednak huczna zapowiedź podpisania nowego porozumienia, regulującego wspomniane kwestie bilateralne, moim zdaniem nie poskutkuje znaczącym ożywieniem wzajemnych stosunków handlowych między Kijowem i Budapesztem.
Wydaje się, że najgłośniejszym echem odbiła się prośba Orbána o rozważenie przez Zełenskiego szybkiego zawieszenia broni, które mogłoby przyspieszyć rozmowy pokojowe. Podobną narrację słyszymy od think-tanków współpracujących z Donaldem Trumpem.
Skąd taka propozycja, skoro to Rosja rozpoczęła wojnę, a Orbán ma kontakt z prezydentem Władimirem Putinem? Warto zaznaczyć, że do tej pory premier Węgier nie określił Putina mianem „zbrodniarza wojennego” a także przez długi czas blokował przyznanie Ukrainie przez UE pomocy w wysokości 50 mld euro.
Poruszyła Pani kilka wątków. Po pierwsze, nadal obserwujemy blokowanie przez Budapeszt rozmaitych funduszy czy środków pomocy dla Ukrainy – mowa także o aspektach zbrojeniowych.
Po drugie, w trakcie wizyty Orbána w Kijowie, minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó rozmawiał ze swoim moskiewskim odpowiednikiem, Siergiejem Ławrowem. Nie jest tak, że Budapeszt porzucił swoją dotychczasową strategię i „narrację pokoju”.
Orbán podczas konferencji w Kijowie nie wprowadził zmiany w dotychczasowej narracji – jest to komunikat, wielokrotnie powtarzany przez Budapeszt w ciągu ostatnich miesięcy. Moim zdaniem premier Węgier oczekuje obecnie na wynik wyborów prezydenckich w USA i stanowi to pewną cezurę czasową, kształtującą politykę zagraniczną kraju w najbliższych miesiącach. Dodatkowo, Orbán wydaje się wierzyć w zwycięstwo Rosji – nie w kontekście konfliktu Rosji a Zachodu, tylko Rosji a Ukrainy. Być może premier Węgier liczy, że zostanie wynagrodzony w przyszłości za swoją lojalność.
Uważam również, że polityka zagraniczna Orbána zostanie ostatecznie zweryfikowana przez Waszyngton pod nową administracją (bądź kontynuacją starej). Osobiście sądzę, że nawet jeśli to Donald Trump wygra wybory, może okazać się, że nie nastąpi rewolucja w zakresie wsparcia Ukrainy i Europy Środkowo-Wschodniej. Taka sytuacja byłaby dość problematyczna dla Orbána. Zaznaczam jednak, że na razie nic nie jest pewne i do listopada wiele może się zmienić.
Prowadzi nas to do kolejnego pytania: w co gra Orbán? Wielokrotnie określany jest jako jeden z najbardziej prorosyjskich polityków UE. Czy można jednoznacznie określić go mianem sympatyka Kremla, czy czysto oportunistycznie stara się grać przede wszystkim w interesie Węgier – przynajmniej w jego mniemaniu?
Trudno ocenić. Podobnym pytaniem jest, czy polityka Węgier jest prochińska. Zdecydowanie tak, ale tylko, jeśli porównamy ją do polityki np. Litwy. Podobnie możemy stwierdzić, że Budapeszt prowadzi prorosyjską politykę, jeśli porównamy ją do polityki Polski.
Viktor Orbán bezsprzecznie dywersyfikuje wektory polityki zagranicznej. Obecnie Moskwa może dać mu więcej niż Kijów, stąd naturalnie wynika pewna współpraca kosztem Ukrainy. Jednocześnie, choć Budapeszt nie przekazuje uzbrojenia Ukrainie, to świadczy dla niej pewne usługi – np. w postaci szkolenia medyków pola walki czy sprzedaży ropy naftowej dla wojska.
Jednocześnie Orbán buduje illiberalny front z wieloma politykami, a ideologicznie jest mu całkiem blisko do Putina. Zdaniem Orbána obserwujemy obecnie zmierzch liberalizmu i wydaje się, że jest to jego diagnoza struktury międzynarodowej. Dlatego też buduje koalicję z politykami – od Słowacji, przez Rosję, po Stany Zjednoczone – z którymi mógłby zbudować wspólny front. Wydaje się wierzyć w multipolaryzację i stara się realizować interes państwowy Węgier (tak, jak on go rozumie) w zmieniających się warunkach politycznych.
Rozumiem, że Pańskim zdaniem zbyt wiele nie wyniknie z ostatniej wizyty Orbána w Kijowie.
Najpewniej nie. Narracja pokojowa była rdzeniem wizyty, najpewniej Orbán chciał się również pokazać jako konstruktywny gracz tuż po przejęciu prezydencji w Radzie UE.
Nie zapominajmy także o różnicy perspektyw. Orbán nie rozumie Rosji tak, jak Polska czy kraje bałtyckie. Budapeszt nie kształtował swojego myślenia geopolitycznego na Europie Wschodniej, tylko na Bałkanach. Węgrzy niewiele wiedzą o Rosji czy Ukrainie.
Węgrzy znajdują się w Kotlinie Karpackiej i nie odczuwają bezpośredniego zagrożenia wojną. Ponadto dochodzi do tego perspektywa historyczna. Orbán wielokrotnie podkreślał, że nikt nie zmusi Węgier do skonfliktowania się z Turcją, Rosją czy Niemcami. Pamiętajmy o pewnym micie historycznym, popularnym na Węgrzech, według którego Budapeszt został wciągnięty zarówno do I, jak i do II wojny światowej – obie zakończyły się klęską. Dodatkowo, na froncie wschodnim generacyjnym doświadczeniem była bitwa pod Donem, w której wielu Węgrów straciło życie.
Budapeszt czuje się historycznie pokrzywdzony i widzi, że wielokrotnie rywalizacja z wielkimi mocarstwami źle się dla nich kończyła. Dlatego też starają się uprawiać politykę neutralności i tzw. politykę pokoju.