Magdalena Melke: Zacznijmy od podstaw: na czym polegają wybory do Parlamentu Europejskiego i jaka jest rola tego organu w Unii Europejskiej? W jaki sposób nasz głos wpłynie na funkcjonowanie samej UE oraz tworzenia unijnego prawa?
Dr Melchior Szczepanik, dyrektor biura PISM w Brukseli: W największym skrócie można powiedzieć, że PE odgrywa kluczową rolę w procesie tworzenia legislacji europejskiej. Aby UE mogła podejmować decyzję musi dojść do porozumienia między Parlamentem Europejskim (w którym zasiadają przedstawiciele wybrani bezpośrednio przez obywateli państw członkowskich) i Radą Unii Europejskiej (gdzie zasiadają przedstawiciele rządów).
Można powiedzieć, że bez zgody PE właściwie nic nie może się wydarzyć w UE. Przykładowo, parlament musi zatwierdzić kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej, a następnie całą Komisję. Zatwierdza również wieloletni budżet Unii oraz akty prawne dotyczące poszczególnych polityk unijnych. Do wyjątków należy wspólna polityka zagraniczna, na którą Parlament ma mniejszy wpływ.
Czy Parlament Europejski jest równie ważny, co Komisja Europejska?
To dwa ciała o trochę innych zadaniach. Celem Komisji jest przedstawianie inicjatyw legislacyjnych i czuwanie nad tym, aby decyzje podejmowane na poziomie europejskim były odpowiednio wdrażane przez państwa członkowskie. KE jest strażniczką traktatów i to od niej wypływają propozycje legislacyjne – ocenia, w jakich obszarach powinna działać UE. Komisja ma ocenić, gdzie znajduje się wspólny interes europejski. Następnie parlament i przedstawiciele państw członkowskich muszą się porozumieć, czy przedstawioną propozycję przyjąć, czy ją zmodyfikować.
Obecnie w Parlamencie Europejskim zasiadają członkowie wybierani w państwach członkowskich. Każdemu krajowi jest przypisana określona liczba europosłów, która jest skorelowana z liczbą ludności. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z oddzielnymi wyborami w państwach członkowskich.
Chociaż krąży pomysł, aby stworzyć dodatkowy okręg, obejmujący całą wspólnotę i z niego wybierać dodatkową liczbę 20-30 posłów. Dzięki temu wybory nabierałyby bardziej ogólnoeuropejskiego charakteru, a osoby kandydujące w tym okręgu teoretycznie powinny prowadzić kampanię we wszystkich państwach członkowskich. Jednak jest to jedynie propozycja Parlamentu Europejskiego, nie zatwierdzona przez przedstawicieli państw członkowskich.
Na razie europosłowie wybierani są w państwach członkowskich na przestrzeni kilku dni. Przy czym nie zapominajmy, że w danym państwie mogą kandydować przedstawiciele wszystkich państw członkowskich. Przykładowo, w Polsce mógłby kandydować również Hiszpan czy Francuz.
Odwieczną bolączką wyborów do Europarlamentu była niska frekwencja, która w latach 1979-2014 stale spadała, osiągając 42,6 procent dekadę temu. W 2019 roku nastąpiło odbicie frekwencji do 50,7 procent, co – zdaniem niektórych – wskazywało na chęć obywatelu do zwiększenia roli legislacyjnej PE.
Czy podczas zbliżających się wyborów możemy spodziewać się wzrostu frekwencji?
Rzeczywiście, frekwencja pozostaje trochę rozczarowująca. Stanowi odbicie dość powszechnego poczucia, że wybory do PE są mniej ważne niż wybory do parlamentów państw członkowskich. Myślę, że nadal nie do wszystkich obywateli dotarła informacja, jaką rolę odgrywa Parlament Europejski i nie wszyscy ją rozumieją.
Jak już wspomnieliśmy, PE to kluczowa instytucja unijna, wpływająca na wiele aspektów życia obywateli. Decyduje chociażby o unijnym budżecie (z którego finansowana jest polityka rolna oraz polityka spójności) czy regulacjach dotyczących wspólnego rynku (a przez to wpływa na prawa i obowiązki przedsiębiorców).
Nie spodziewam się znaczącego wzrostu frekwencji wyborczej. Myślę, że delikatny wzrost, który miał miejsce w 2019 roku, wynika z dwóch rzeczy. Z jednej strony wiedza o znaczeniu PE coraz mocniej przenika do europejskich społeczeństw. Z drugiej strony polaryzacja, którą obserwujemy w odniesieniu do przyszłości UE, sprzyja zwiększonemu zainteresowaniu obywateli, zachęcając do udziału w wyborach.
Coraz mocniej zarysowuje się kilka różnych wizji przyszłości UE. Dostrzegają to także obywatele i coraz większa część z nich widzi, że ich głos ma znaczenie i może przełożyć się na konkretne zmiany w Unii.
W PE znajduje się 8 partii, gdzie do największych należą: chrześcijańsko-demokratyczna Europejska Partia Ludowa (EPL), socjaldemokratyczny Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim (S&D) oraz centro-liberalna partia Odnówmy Europę (RE).
Jakie są przewidywania dotyczące rozłożenia się głosów w partiach PE?
Jeśli spojrzymy na sondaże, można powiedzieć, że wynik wyborów będzie kontynuacją obecnej politycznej równowagi sił – jednak dojdzie w jej ramach do pewnych korekt. Wspomniane trzy centrowe siły polityczne (od centro-lewicy do centro-prawicy), czyli S&D, RE oraz EPL, obecnie stanowią większość w PE i, negocjując między sobą, tworzą stanowisko parlamentu i wpływają na kształt europejskiego prawa. Ta sytuacja się utrzyma, ponieważ partie te najpewniej uzyskają ok. 400 z 720 mandatów w PE. Jednak ich przewaga będzie mniejsza niż obecnie.
Urosną w siłę partie o charakterze nacjonalistyczno-konserwatywnym i eurosceptycznym. Mówimy tutaj przede wszystkim o dwóch frakcjach: Tożsamość i Demokracja (która skupia partie prawicowe, bardzo krytyczne wobec UE, tzw. twardych eurosceptyków) i Sojusz Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (który skupia partie konserwatywne, także krytyczne wobec UE jednak w mniejszym stopniu; członkowie uznają siebie za eurorealistów, ponieważ uznają korzyści z UE, jednak ich zdaniem integracja jest realizowana w niewłaściwy sposób, a dominujące siły polityczne pchają UE w niewłaściwym kierunku).
Te dwie frakcje wzmocnią swoją pozycję – obecnie posiadają 17 procent mandatów, w kolejnej kadencji ten odsetek może zwiększyć się do ok. 25 procent. Natomiast nadal nie będzie to pozycja gwarantująca kluczowy wpływ na kształt decyzji podejmowanych przez Parlament. Kluczowym znakiem zapytania pozostaje to, w jaki sposób ewolucja siły poszczególnych frakcji przełoży się na dynamikę polityczną w Europarlamencie.
Jak podaje Politico, Włochy, Finlandia, Słowacja, Węgry, Chorwacja i Czechy posiadają w rządzie skrajnie prawicowe partie. Francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen osiąga ponad 30 procent w sondażach, wyprzedzając znacznie Partię Renesansu prezydenta Emmanuela Macrona. Z kolei Alternatywa dla Niemiec (AfD) zajmuje drugie miejsce w sondażach – szczególnie wśród młodych wyborców.
Czy skrajności i populiści zyskują na sile w Europie? Jeśli tak, w jaki sposób może się to odbić na wynikach wyborów do Europarlamentu i jego kształcie po wyborach?
Wzrost poparcia dla tych partii na poziomie państw członkowskich przełoży sie na wzmocnienie frakcji eurosceptycznych w PE. Wśród wspomnianych już „twardych eurosceptyków” kluczową rolę odgrywa Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, które będzie prawdopodobnie miało 30 europosłów i może stać się największą delegacją partyjną w PE. Z kolei we frakcji skupiającej tzw. miękkich eurosceptyków, frakcji konserwatywnej, pierwszoplanową rolę będzie odgrywała delegacja partii Bracia Włosi premierki Włoch Giorgi Meloni.
Nie sądzę jednak, by przełożyło się to na znaczący wzrost wpływu tych partii w parlamencie. Nie mogą stać się języczkiem uwagi, ponieważ reprezentują zbyt skrajne nastawienie do integracji, mają więc ograniczone możliwości budowania koalicji i kompromisów. .
Jednak zwiększenie obecności partii tego nurtu może przełożyć się na dynamikę współpracy między trzema głównymi frakcjami w PE.. Jeśli trzy centrowe frakcje nie będą w stanie zbudować wspólnego stanowiska i dojdzie sporu między prawicą a lewicą, to w głosowaniach większe szanse na zwycięstwo będzie miała centroprawica (tj. frakcja EPL), gdyż prawdopodobnie to jej stanowisko poprą również eurosceptycy, których większość reprezentuje światopogląd konserwatywny w takich kwestiach jak gospodarka czy polityka klimatyczna.
Powiedziałbym więc, że po wyborach nie tyle wzrośnie zdolność eurosceptyków do wpływania na politykę UE, co zwiększy się pole manewru dla centroprawicy. Będzie to niekomfortowa sytuacja dla centrolewicy, która przedstawia siebie jako tamę wobec sił chcących rozmontowania integracji europejskiej. Dlatego też naciska na EPL, wymagając od niiej zobowiązania do rezygnacji z jakiejkolwiek współpracy z siłami eurosceptycznymi. Obserwujemy napięcia w centrowej, trójpartyjnej koalicji, jednak moim zdaniem one w naturalny sposób uwidaczniają się podczas kampanii wyborczej i ucichną po ukonstytuowaniu się nowego parlamentu. Po wyborach w Parlamencie nadal będzie dominować współpraca centrowych frakcji popierających zacieśnianie integracji.
W ciągu ostatnich miesięcy przez Europę przetoczyły się protesty rolników związane m.in. z Zielonym Ładem, a polityka energetyczna UE budzi wiele kontrowersji zarówno w zakresie tempa odchodzenia od paliw kopalnych, jak i przywracania atomu czy intensywnych inwestycji w OZE. Z kolei ostatnie zabicie niemieckiego policjanta w Mannheim przez nożownika Afgańskiego pochodzenia ponownie rozgrzewa debaty migracyjne w Niemczech, które równie silnie obecne są we Włoszech, Francji czy Grecji.
Jakie tematy mogą okazać się przeważającymi w wyborach do Europarlamentu? Gdzie zostanie położony nacisk i jaki kształt wobec tych polityk może przyjąć nowy parlament?
Można zdefiniować pewną grupę kluczowych tematów, wokół których zbudowana jest debata kampanijna, przy czym w poszczególnych państwach akcenty dyskusji się różnie rozkładają. Przede wszystkim na znaczeniu zyskało bezpieczeństwo, związane z wojną w Ukrainie i jej konsekwencji dla UE. Powiązane są z nią kwestie pomocy dla Kijowa, zdynamizowania europejskiego przemysłu zbrojeniowego czy współpracy z USA.
Do drugiej grupy należą tematy związane z Zielonym Ładem: w jaki sposób transformacja energetyczna powinna być zaplanowana, w jaki sposób ją zmodyfikować, jak równomiernie rozłożyć ciężar zmian na poszczególne państwa członkowskie i grupy społeczne.
Trzecia grupa to polityka migracyjna i wyzwania z tym związane. A na koniec, przyszłość UE – w jaki sposób powinna wyglądać przyszła współpraca między krajami członkowskimi. Zdaniem frakcji centrowych, z uwagi na fakt, że większość problemów ma charakter przekraczający granice państw członkowskich, konieczne staje się zacieśnienie współpracy i reforma procesów decyzyjnych, która umożliwi szybsze podejmowanie decyzji i pozbawi pojedyncze kraje możliwości blokowanie działania całej wspólnoty.
Z drugiej strony, eurosceptycy wychodzą z założenia, że współpraca nie jest skuteczna. Dlatego też należy starać się niektóre kwestie przekazać do decyzji poszczególnych państw członkowskich . Powstaje wówczas pytanie o rolę instytucji unijnych: czy należy je wzmacniać, czy uznać, że wspólny interes jest zbyt trudny do zdefiniowania, a same instytucje powinny zostać osłabione, a Unia – funkcjonować w oparciu o współpracę międzyrządową.
Po wyborach do PE odbędą się wybory na przewodniczącego Komisji Europejskiej (KE). Obecna przewodnicząca Ursula von der Leyen będzie musiała zdobyć nie tylko poparcie kwalifikowanej większości z 27 przywódców europejskich zasiadających w Radzie Europejskiej, ale również co najmniej 361 głosów od 720 nowowybranych posłów PE.
Jakie są szanse na jej wygraną i jakich ma kontrkandydatów?
Powiedziałbym, że szanse na reelekcję von der Leyen są bardzo duże. Przede wszystkim jej osiągnięcia są oceniane względnie pozytywnie – nie tylko przez analityków, lecz także przez samych liderów państw członkowskich.
Po drugie reelekcja przewodniczącej stanowi niejako wotum zaufania dla działań samych liderów państw członkowskich. Podkreślają oni, że UE funkcjonuje dobrze, również dzięki ich zaangażowaniu.
Po trzecie, nie ma poważnych kontrkandydatów dla Ursuli von der Leyen. Jej reelekcja ułatwi także cały proces tworzenia nowych instytucji po wyborach do parlamentu. Poszukiwanie innego kandydata prowadziłoby do długotrwałych dyskusji i sporów, co nie jest potrzebne UE w sytuacji konieczności szybkiego zwiększenia wsparcia dla Kijowa. Rozpoczynanie potencjalnie trudnych negocjacji wokół nowego przewodniczącego nie jest w interesie europejskich liderów.
Utrzymanie obecnej równowagi sił w strukturach UE sprzyja reelekcji von der Leyen. EPL, z której wywodzi się przewodnicząca, pozostanie największą frakcją w Europarlamencie, w związku z tym będzie miała mandat do obsadzenia stanowiska przewodniczącego Komisji Europejskiej.
Moim zdaniem Ursula von der Leyen może liczyć na poparcie trzech głównych frakcji w PE (a przynajmniej znakomitej większości ich członków), najpewniej zdobędzie tez część głosów Zielonych. Wydaje się również prawdopodobne, że zdobędzie poparcie partii Giorgi Meloni, czyli części frakcji konserwatywnej. Wynika to z tego, że to rząd Włoch nominuje włoskiego komisarza. Zakładam, że otrzyma on dość ważne stanowisko od von der Leyen i w związku z tym Meloni nie będą się opłacały próby wywrócenia obecnego układu.