Tankowce omijają Morze Czerwone
Po rozpoczęciu 12 stycznia przez Amerykanów i Brytyjczyków operacji morsko-powietrznej przeciwko jemeńskiemu ugrupowaniu Huti, coraz większa liczba właścicieli tankowców decyduje się na ominięcie Morza Czerwonego, wydłużając tym samym czas transportu towarów i surowców przynajmniej o kilka dni. Zachodnie bombardowania stanowiły odpowiedź na ataki bojowników na statki handlowe, koncentrujące się na obszarze cieśniny Bab al-Mandab. Celem Huti jest wsparcie palestyńskiej społeczności oraz Hamasu w Strefie Gazy. Ostrzał Gazy, przeprowadzany przez siły izraelskie w odwecie za akcję terrorystyczną Hamasu, trwa od 7 października.
15 stycznia Huti trafili rakietą kontenerowiec Gibraltar Eagle płynący przez wody Jemenu, jednak jak poinformowało Centralne Dowództwo USA, statek nie zgłosił „żadnych obrażeń ani znaczących uszkodzeń” i kontynuował podróż. Jak podawał Reuters, kolejną oznaką eskalacji napiętej sytuacji jest przejęcie 11 stycznia przez Iran tankowiec St. Nikolas z iracką ropą przeznaczoną dla Turcji, w odwecie za konfiskatę tego samego statku i jego ropy w zeszłym roku przez Stany Zjednoczone. Waszyngton potępił konfiskatę, oznajmiając, że irańskie siły bezprawnie wkroczyły na pokład tankowca.
Według danych podanych przez agencję Reuters, w wyniku tych wydarzeń niemal 10 tankowców zdecydowało się na ominięcie akwenu Morza Czerwonego i dokonanie niezbędnych objazdów. Duńska grupa tankowców Torm poinformowała, że podjęła decyzję o wstrzymaniu wszystkich tranzytów przez południowe Morze Czerwone. Alternatywna droga do europejskich portów biegnie wokół Przylądka Dobrej Nadziei.
Niewielkie skoki
Jak podawał Financial Times, 12 stycznia cena ropy osiągnęła wartość rzędu 80 dolarów za baryłkę, zaliczając tym samym kolejny krótkotrwały wzrost. Skok był wynikiem amerykańskiego i brytyjskiego ataku na cele Huti. Jednocześnie międzynarodowe Stowarzyszenie Niezależnych Armatorów Tankowców Intertanko, reprezentujące ok. 70 procent wszystkich tankowców z ropą, gazem i chemikaliami w obrocie międzynarodowym ostrzegło swoich członków, aby „trzymali się z daleka” od atakowanego przez Huti obszaru.
Jak zaznacza dr inż. Paweł Poprawa, adiunkt na Wydziale Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, historycznie rzecz biorąc rynki ropy naftowej zawsze były niezwykle wrażliwe na zaburzenia po stronie popytu czy podaży. „Równowaga jest bardzo delikatna i niewielkie czynniki powodują znaczącą reakcję cenową. Obecnie obserwujemy pewną formę zagrożenia podaży, co nie jest zjawiskiem nowym przez ostatnie lata” – komentuje naukowiec.
„Spoglądając na ceny ropy naftowej, jakie kształtowały się przez ostatnie tygodnie, zobaczymy, że są one w miarę stabilne i niezbyt wysokie. Obecnie utrzymują się na poziomie poniżej 80 dolarów za baryłkę. Z przyzwyczajenia może nam się wydawać, że jest to wysoka cena, jednak należy uwzględnić wpływ inflacji z ostatnich kilku lat” – mówi dr inż. Poprawa.
Zaznacza jednocześnie, że w ostatnim czasie ceny utrzymywały się na dość stabilnym poziomie i nie widać, aby rynki zareagowały nerwowo na sytuację na Morzu Czerwonym. „Oczywiście, mogą pojawić się incydenty, kiedy łańcuch dostaw zostanie zaburzony, a cena ropy będzie musiała na to zareagować podwyżką. Jednak w dłuższej perspektywie wydaje mi się, że różnica w sile polityczno-militarnej po stronie dostawców ropy a organizacji zaburzającej jej przepływ jest taka, że eksporterzy ropy raczej poradzą sobie z tą sytuacją” – komentuje ekspert.
Podobnego zdania jest Dorota Sierakowska, analityczka specjalizująca się w rynku surowcowym: „Na początku bieżącego roku notowania ropy naftowej były w dużym stopniu wspierane przez obawy o eskalację konfliktu na Bliskim Wschodzie. Nastroje dodatkowo zaogniły ataki wojsk amerykańskich i brytyjskich na cele związane z jemeńskimi bojówkami Huti, wspieranymi przez Iran. Bojówki te w poprzednich tygodniach atakowały statki przepływające przez Morze Czerwone, co zmusiło niektóre firmy transportowe do przekierowywania jednostek na dalszą trasę wokół Afryki”.
Jak zaznacza ekspertka, o ile firmy transportowe przywróciły już transport przez Morze Czerwone, o tyle ataki Huti nie ustają. „Na razie jednak zdania co do możliwości rozwinięcia konfliktu szerzej są podzielone: główny gracz polityczny w regionie, Arabia Saudyjska, wyraźnie apeluje o wstrzymanie ataków i próby dyplomatycznego rozwiązania sprawy. W rezultacie, sytuacja na Bliskim Wschodzie na razie nie przekłada się istotnie na produkcję czy też eksport ropy naftowej” – podkreśla analityczka.
Dostawy do Polski
Jak podał Reuters 15 stycznia, QuatarEnergy – będący drugim co do wielkości eksporterem LNG na świecie – wstrzymał wysyłanie tankowców przez Morze Czerwone ze względu na ataki jemeńskich rebeliantów. Alternatywna trasa wokół Przylądka Dobrej Nadziei może wydłużyć rejs z Kataru z 18 do 27 dni, co z kolei skutkowałoby zwiększeniem ceny ładunku o ok. 1-1,3 euro za MWh. Jak zaznaczył Orlen w komentarzu dla Polon.pl, spółka „na bieżąco monitoruje sytuację na Morzu Czerwonym i pozostaje w stałym kontakcie z kontrahentem, aby zapewnić terminowość realizacji dostaw LNG do terminalu w Świnoujściu”.
„Często myślimy, że to gaz jest kluczowym surowcem w kontekście naszego bezpieczeństwa energetycznego, jednak to dość fałszywe przekonanie” – zaznacza dr inż. Poprawa. „W rzeczywistości Polska jest małym konsumentem gazu i dużym konsumentem ropy naftowej. W przypadku ropy konsumujemy ok. 0,6 procent globalnego zużycia, to jest 0,6 mln baryłek dziennie. Dodatkowo, ze względu na rozwój gospodarczy, to zużycie szybko rośnie. Biorąc pod uwagę cały miks energetyczny naszego kraju, najpewniej moglibyśmy uprościć udział ropy do jednej czwartej w strukturze pierwotnych nośników energii”.
Jak podkreśla ekspert, w ciągu ostatniej dekady Polska przekształciła swoją strukturę dostaw – obecnie niemal w całości opiera się ona na transporcie drogą morską. Zdaniem dra inż. Poprawy, zmieniło to także ekspozycję naszego kraju na globalne problemy związane z bezpieczeństwem dostaw. „W tej chwili naszym kluczowym dostawcą jest i będzie Arabia Saudyjska, w związku z tym wydarzenia na Morzu Czerwonym pozostają dla nas istotne” – zaznacza ekspert. „Ropa przypływa do Polski także z USA, Norwegii czy krajów afrykańskich, jednak Arabia Saudyjska pozostaje zdecydowanie kluczowym dostawcą”.
Dr inż. Poprawa zaznacza również, że ewentualne zaburzenia w polskim łańcuchu dostaw odbiją się na sytuacji w pozostałych krajach regionu: „Obecnie odbieramy ropę w Gdańsku, w Porcie Północnym. Istotnym pozostaje to, że firma Orlen jest odpowiedzialna za rafinerię Możejki na Litwie i Litvinov w Czechach, jest więc importerem ropy także do tych krajów. Znaczenie Polski na rynku ropy naftowej jest większe niż jedynie w odniesieniu do naszego kraju”.