Baku zdobywa Stepanakert
21 września, po rozpoczętej zaledwie dwa dni wcześniej akcji militarnej, Azerbejdżan przejął pełną kontrolę nad terytorium Górskiego Karabachu, a prezydent Ilham Alijew ogłosił zwycięstwo w przemówieniu telewizyjnym. Minister spraw zagranicznych Azerbejdżanu, Jeyhun Bayramov powiedział, że pojawia się „historyczna szansa” na nawiązanie lepszych stosunków z Armenią po blisko 30 latach konfliktu.
19 września 2023 roku Baku rozpoczęło „operację antyterrorystyczną” na terenie Górskiego Karabachu, mającą na celu „zapewnienie i przywrócenie struktury konstytucyjnej Republiki Azerbejdżanu”. Zdaniem Azerbejdżanu akcja ta była konieczna aby spacyfikować ormiańskich separatystów w regionie, choć sama Armenia stanowczo zaprzeczała brania udziału w jakichkolwiek operacjach wojskowych bądź obecności swojego wojska na terenie Karabachu.
„Sam fakt administracyjnego i militarnego przejęcia kontroli nad Górskim Karabachem nie kończy jeszcze konfliktu między Armenią a Azerbejdżanem“ – komentuje Kacper Ochman, analityk Kaukazu Południowego i Azji Centralnej. „Obecnie rozpocznie się kwestia otwarcia połączeń kolejowych i drogowych. Azerbejdżan mocno forsuje tzw. korytarz zangezurski, biegnący wzdłuż granicy z Iranem. Oznaczałoby to wytyczenie eksterytorialnej (bądź nie) trasy kolejowej i drogowej przez terytorium Armenii. Naturalnie Erywań nie chce się na to zgodzić”.
Jak poinformowała agencja Reuters, w środę siły bezpieczeństwa Azerbejdżanu miały zatrzymać Rubena Wardaniana, byłego szefa rządu parapaństwa Górskiego Karabachu. Dziennikarze powołali się na wypowiedzi żony Wardaniana, udzielone rosyjskim mediom. Wardanian miał zostać zatrzymany podczas przejazdu przez korytarz laczyński przy próbie wjazdu do Armenii.
„Nikol jest zdrajcą!”
20 września tysiące protestujących zebrało się w Erywaniu aby potępić postrzeganą porażkę rządu Armenii we wspieraniu Ormian z Górskiego Karabachu. Protestujący Ormianie zebrali się na Placu Republiki w centrum stolicy, a wielu z nich domagało się dymisji premiera Nikola Paszyniana, który przewodniczył państwu również w 2020 roku, kiedy miała miejsce II wojna karabaska. Uczestnicy protestów wyrażali swój żal związany z przegraniem wojny o Górski Karabach, pojawiły się również hasła: „Nikol jest zdrajcą!”. Politycy opozycji wygłosili ze sceny przemówienia potępiające Paszyniana. Wielu uczestników machało flagami Górskiego Karabachu, a niektórzy starli się z policją.
„Po 2018 roku w ramach protestów w Erywaniu do władzy doszedł Nikol Paszynian. Moskwa i Kreml raczej nieprzychylnie patrzyła na elitę polityczną, która doszła wtedy do władzy, przede wszystkim ze względu na posiadanie lepszych powiązań biznesowych z tzw. klanem karabaskim, który rządził Armenią poprzednio” – komentuje Ochman.
Zdaniem analityka nie można wykluczyć, że protesty przeciwko Paszynianowi są po części inspirowane przez Rosję: „Kreml posiada silne wpływy oraz zwolenników w Armenii. Wystarczy przyjrzeć się narracji rosyjskich mediów: nie zostawia się w nich na Paszynianie i jego ekipie politycznej suchej nitki, wybielając przy tym mirotworców rosyjskich, których zadaniem było pilnowanie porządku w Karabachu po 2020 roku”.
Ekspert zaznaczył również, że w 2021 roku Paszynian rozpisał przedterminowe wybory parlamentarne, podczas których jego ugrupowanie zdobyło decydującą przewagę i od tamtej pory posiada samodzielną większość parlamentarną. „Wydaje mi się, że popularność Paszyniana wciąż jeszcze jest spora, ponieważ bardzo duży odsetek głosujących Ormian nie ma zaufania do poprzednich elit. Klan karabaski i skupione wokół niego ugrupowania nie mają realnej siły politycznej, aby pozbawić Paszyniana władzy” – mówi analityk.
Niemniej jednak podkreśla również, że patrząc na wyniki wyborów lokalnych w Erywaniu, gdzie partia Paszyniana będzie zmuszona szukać koalicjanta w celu stworzenia większości w radzie miasta, można założyć pewien spadek popularności obecnego premiera.
Według Ochmana Paszynian zdał sobie sprawę, że poważniejsze angażowanie się w kwestię karabaską może przynieść więcej szkód niż pożytku. „Wiedział, że jeżeli Erywań otwarcie stanąłby po stronie karabaskich Ormian, to być może dałoby to pretekst Azerbejdżanowi do podniesienia tematu regionu Sjunik i korytarza zangezruskiego. Wydaje mi się też, że Paszynian zdał sobie sprawę, że w Karabachu nie ma już sprzymierzeńców, a Ormianie którzy tam pozostali i rządzili nieuznanym przez nikogo parapaństwem bardziej skłaniają się ku Rosji niż macierzy”.
Analityk dodał, że ormiańska armia nie ma obecnie możliwości militarnego oddziaływania na Karabach, ponieważ została zdziesiątkowana w trakcie II wojny karabaskiej. „Armenia musi skupić się teraz na regionie Sjunik, ponieważ to on będzie w ogniu uwagi” – podkreśla Ochman.
Nachiczewan i region Sjunik
Nachiczewan (a właściwie Nachiczewańska Republika Autonomiczna) jest autonomiczną jednostką administracyjną Azerbejdżanu i stanowi pas terytorium położony między Armenią, Iranem i Turcją, obfitujący w pola roponośne i jest oddzielony od reszty kraju. W czasach sowieckich Nachiczewan był skomunikowany z Azerbejdżanem drogą i linią kolejową, ale połączenia te wypadły z użytku, gdy Azerbejdżan i Armenia przystąpiły do wojny w latach 90. Po 2020 roku Baku wezwało do przywrócenia połączeń transportowych, jednak praca nad ich odbudową osłabła.
25 września prezydent Erdoğan złożył jednodniową wizytę w Nachiczewaniu na zaproszenie prezydenta Alijewa, gdzie obaj mieli nalegać na utworzenie połączenia lądowego między Nachiczewanem a resztą Azerbejdżanu poprzez korytarz zangezurski, biegnący wzdłuż granicy z Iranem. Oznaczałoby to wytyczenie, najpewniej eksterytorialnej, trasy kolejowej i drogowej przez terytorium Armenii.
Jak zaznacza Ochman, zdobycie pełnej kontroli nad Górskim Karabachem w znacznej mierze rozwiązało problem Nachiczewania dla Azerbejdżanu. „Korytarz zangezurski znajduje się na bezpośredniej agendzie Baku, jeśli chodzi o rozwiązanie kwestii Nachiczewania. Jeśli udałoby się połączyć ten obszar z Azerbejdżanem właściwym poprzez ormiański region Sjunik, to Baku uzyskałoby bezpośrednie połączenie z Turcją” – zaznacza analityk.
„Korytarz zangezurski dotyka również żywotnych interesów Iranu” – mówi Ochman. „Dla Teheranu Erywań pozostaje ważnym partnerem ze względu na stałe obłożenie Iranu międzynarodowymi sankcjami. Z kolei Armenia mocno korzysta na dużej podaży irańskiego gazu i ropy, dzięki którym dywersyfikuje dostawy otrzymywane z Rosji. Iran pozostaje także ważnym partnerem w kwestii uzbrojenia i bezpieczeństwa”.
Kolejną kwestia pozostaje należąca do Armenii prowincja Sjunik. W pierwszych latach powstawania ZSRR zdecydowano o losie granic spornych terytoriów między Azerbejdżanem i Armenią. Należały do nich: Górski Karabach, Nachiczewan i Zangezur (Sjunik i Wajoc Dzoru). Decyzją władz bolszewickich i zgodnie z polityką narodowościową Stalina zadecydowano, że Górski Karabach zostanie obwodem autonomicznym w ramach Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej (SRS), Nachiczewan republiką autonomiczną w jej ramach a Zangezur zostaną włączone do Armeńskiej SRS. Regiony włączone do danych SRS najczęściej nie odpowiadały im pod względem etnicznym.
Obecnie Alijew określa ormiańską prowincję Sjunik mianem „zachodniego Azerbejdżanu” lub „zachodniego Zangezuru”, wzmacniając ponownie narrację o historycznej przynależności tych terenów do Azerbejdżanu – mimo tego, że obecnie znajdują się one w międzynarodowo uznanych granicach Armenii.
„Nie można wykluczyć tego, że w regionie Sjunik może dojść do poważniejszej eskalacji. Niemniej mówimy tutaj już o bezpośrednim, uznanym międzynarodowo terytorium Armenii. Z pewnością jakikolwiek azerbejdżański atak na ten region byłby głośnym „sprawdzam” dla rosyjskich gwarancji. Jeżeli Moskwa by nie zareagowała, oznaczałoby to, że całkowicie przestaje wspierać Armenię, a dodatkowo nie jest wiarygodna jako sojusznik” – zaznacza Ochman.
Bezczynność Moskwy i (deklaratywne) poparcie Zachodu
Rosja przez długi czas nie reagowała na akcję militarną Azerbejdżanu, jednak we wtorek 26 września rosyjski MSZ podał w opublikowanym komunikacie, że Moskwa „podejmuje wysiłki na rzecz stabilizacji” w Górskim Karabachu, a wysłani przez nią żołnierze „monitorują przestrzeganie zawieszenia broni”. Jak zapewnił Kreml, „żołnierze zapewniają Ormianom pomoc humanitarną” a „bezdyskusyjnym priorytetem” pozostaje „zapobieżenie nowemu konfliktowi zbrojnemu i większej liczbie ofiar wśród ludności”.
Warto zaznaczyć, że zgodnie z informacjami udzielonymi przez The Guardian, w trakcie ataku zginęło przynajmniej kilku rosyjskich żołnierzy z kontyngentu pokojowego. Rosja jednak nie złożyła oficjalnie żadnych zażaleń z tego powodu, a Alijew miał zadzwonić na Kreml z przeprosinami.
Zdaniem Ochmana, nadchodzi czas weryfikacji stosunków rosyjsko-ormiańskich: „Pamiętajmy że Karabach nie był objęty żadnymi rosyjskimi gwarancjami, również tymi w ramach OUBZ. Natomiast fakt, że Moskwa nie wsparła Armenii w ataku na jej bezpośrednią granicę [mowa o ostrzale w regionie Sjunik prowadzonym przez Azerbejdżan w 2022 roku – przyp. red.] pokazał Erywaniowi, że nie może liczyć na rosyjskiego partnera i musi szukać sojuszników gdzie indziej.
„Rosja zdecydowanie chce być obecna w regionie Kaukazu Południowego, natomiast widać, że zmieniają się nieco wektory jej obecności. Wojna na Ukrainie naturalnie wpływa na obecność Rosji na Kaukazie, jednak dochodzi również kwestia niechęci Kremla do obecnie rządzących ormiańskich elit i premiera Paszyniana” – zaznacza Ochman.
Jeszcze 19 września działania Azerbejdżanu zostały skrytykowane przez dużą część środowiska międzynarodowego: Paryż oficjalnie potępił działania Baku; Austria, Niemcy, Luksemburg oraz Litwa wezwały do zaprzestania działań militarnych w Górskim Karabachu oraz „powrotu do dyplomacji”, a Unia Europejska, podobnie jak dyrektor Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, wezwała Azerbejdżan do zaprzestania działań wojskowych w Karabachu.
„Pamiętajmy, że na arenie międzynarodowej nikt nie uznawał Górskiego Karabachu. Ze strony USA czy państw członkowskich UE nie spodziewałbym się zwiększonego zaangażowania, nie licząc miękkich działań, takich jak np. zwiększona ilość wspólnych ćwiczeń wojskowych i manewrów, tak jak to miało miejsce ostatnio z USA” – mówi analityk. „Zobaczymy, czy nie pojawi się większy napływ amerykańskich inwestycji, ponieważ z okazji dnia niepodległości Armenii podobno pojawiła się depesza prezydenta Joe Bidena, w której zawarta była informacja o takich działaniach”.
Unia Europejska posiada również misję obserwacyjną na granicy Armenii i Azerbejdżanu (EUMA), którą rozpoczęła pod koniec lutego 2023 roku. W jej skład wchodziło 100 osób, w tym 50 nieuzbrojonych obserwatorów. Jej celem było ograniczenie możliwych wpływów rosyjskich w regionie, ale również zapobiegnięcie eskalacji konfliktu – do którego właśnie doszło. Jak stwierdziła cytowana przez Politico Karena Avedissian, starsza analityk w Regionalnym Centrum Demokracji i Bezpieczeństwa Armenii, UE traci wiarę i zaufanie Armenii jako niewiarygodny partner „mówiący o zachodnich wartościach, jednocześnie nie robiący nic, aby je utrzymać”.
5 października w Granadzie premier Armenii Nikol Paszynian oraz prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew odbędą zaaranżowane wcześniej spotkanie w Hiszpanii. Jak podaje Euractiv, w rozmowach wezmą udział także prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i szef Rady Europejskiej Charles Michel.
6 mld m3 gazu do Europy
W grę wchodzą interesy energetyczne. Jak zaznacza Forbes, w pierwszej połowie 2023 roku Baku eksportowało ok. 800 tys. baryłek ropy dziennie: 76 procent z nich płynie rurociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan (BTC) przez Gruzję do południowego wybrzeża Turcji. W tym samym czasie Baku wyeksportowało 6 mld metrów sześciennych gazu do Europy.
„Węglowodory są istotnym elementem polityki oddziaływania azerbejdżańskiego czy współpracy Baku z Brukselą, jednak nie jest on w stanie zastąpić Rosji w podaży gazu” – zaznacza Ochman. „Ilość surowca eksportowanego przez Azerbejdżan na teren Unii jest istotna dla Węgier, Rumunii, Albanii, Grecji oraz Włoch. Gdyby otworzyło się okienko możliwości eksportu z Azji Centralnej, np. Turkmenistanu (który ma czwarte największe złoża gazu na świecie) to Azerbejdżan nabiera bardzo ważnego znaczenia w kontekście kraju tranzytowego. Wydaje mi się, że zapasy gazu w Azerbejdżanie powinny starczyć na kolejne 25-40 lat”.
Dodatkowo, w lipcu zeszłego roku przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen złożyła wizytę Alijewowi, przeznaczając 60 mln euro z funduszy UE na projekt mogący zmobilizować do 2 mld euro inwestycji. Azerbejdżan określono również „kluczowym partnerem” w zakresie dostaw gazu ziemnego, zapowiadając rozbudowę południowego korytarza gazowego. Na tym samym spotkaniu uzgodniono, że Baku planuje wysłać około 20 mld metrów sześciennych gazu ziemnego do 2027 roku do Europy. Wspomniano również o wspólnych inwestycjach w zakresie energii odnawialnej w Baku. Jest to powiązane z koniecznością uniezależnienia się Europy od dostaw surowców energetycznych z Rosji, ponieważ wspomniany wolumen stanowi blisko 18 procent zapotrzebowania UE.
Blisko 60 posłów Parlamentu Europejskiego wezwało do nałożenia sankcji na Baku, jednak ich wprowadzenie w życie wydaje się mało prawdopodobne, ponieważ muszą one zostać podpisane przez państwa członkowskie – nie europosłów. W sankcje wątpi sam szef polityki zagranicznej Azerbejdżanu, Hikmet Hajiyev, określając ryzyko jako „irracjonalne”. Zgodnie z informacjami udzielonymi przez Politico, najbardziej sceptycznymi państwami do udzielenia pomocy były Węgry, Rumunia czy Austria.
120 tys. uchodźców do Armenii
Na samym początku rozpoczęcia ofensywy Paszynian oznajmił, że celem Azerbejdżanu jest „poddanie ludności Górskiego Karabachu czystkom etnicznym przy użyciu siły i pozbawienie ludności Górskiego Karabachu prawa do swobodnego i godnego życia we własnej ojczyźnie”. Znajdujący się na miejscu Gegham Stepanyan, obrońca praw człowieka, mówił również o martwych i rannych ormiańskich cywilach, szacując ich liczbę na ponad 200 osób.
Po zakończeniu akcji militarnej Bayramov potwierdził determinację Azerbejdżanu do zagwarantowania mieszkańcom Górskiego Karabachu „wszelkich praw i wolności” zgodnie z konstytucją kraju i międzynarodowymi zobowiązaniami w zakresie praw człowieka. Tym niemniej w ciągu kolejnych dni z regionu nastąpiła masowa ucieczka Ormian, obawiających się prześladowań etnicznych.
Jak informowała Samantha Power z Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID), w ciągu kilku dni do Armenii uciekło ok. 28 tys. osób, „wyczerpane, głodne i przerażone rodziny”. 29 września rosyjska agencja informacyjna RIA poinformowała o ponad 84 tys., powołując się na słowa rządu Armenii. Zdaniem ekspertów, tak intensywny napływ ludności może spowodować kryzys humanitarny w Armenii, która liczy 2,8 mln obywateli. Premier kraju, Nikol Paszynian, zadeklarował w piątek przydzielenie miejsc dla co najmniej 40 tys. osób.
26 września Dyrekcja Generalna ds. Europejskiej Ochrony Ludności i Pomocy Humanitarnej (ECHO) poinformowała o zapewnieniu pomocy humanitarnej w regionie Górskiego Karabachu w wysokości 5 mln euro. Jak zaznaczył Janez Lenarčič, komisarz ds. zarządzania kryzysowego: „Musimy być przygotowani na wsparcie tysięcy osób, które uciekły z Górskiego Karabachu, zwłaszcza że nadchodząca zima prawdopodobnie narazi uchodźców na dodatkowe wyzwania”. Jest to o wiele mniejsza pomoc niż ta, którą zaoferowały Stany Zjednoczone. Tego samego dnia Samantha Power z USAID ogłosiła przekazanie pomocy humanitarnej w wysokości 11,5 mln dolarów.