Magdalena Melke: Zacznijmy od Libanu. 30 lipca izraelskie wojsko (IDF) poinformowało, że zabiło najwyższego rangą dowódcę Hezbollahu, Fuada Shukra, w ataku lotniczym na Bejrut. Ostrzał był odwetem za transgraniczny atak rakietowy na Wzgórza Golan, w wyniku którego zabito 12 dzieci i młodzieży ze społeczności druzyjskiej.
Kim był Fuad Shukr i czy jego wyeliminowanie zaszkodzi funkcjonowaniu Hezbollahu?
Marcin Krzyżanowski, Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ: Fuad Shukr według źródeł izraelskich ponosił odpowiedzialność za zamachy na amerykańskich żołnierzy w latach 80. Przypisuje mu się również zaplanowanie ostatniego ataku na Izrael, w którym zabito 12 druzyjskich dzieci.
Bez względu na to, czy informacje o odpowiedzialności za konkretne zamachy są prawdziwe, nie ma wątpliwości, że Shukr był jedną z kluczowych postaci wojskowej działalności Hezbollahu.
Jednakże pomimo swojego niepodważalnego znaczenia dla organizacji, jego śmierć nie będzie miała wpływu na aktywność Hezbollahu. Pokazuje to historia organizacji oraz ostatnie dwudzieścia lat przeprowadzania tzw. target killings, czyli zamachów na wysoko postawionych członków organizacji terrorystycznych.
Metoda ta okazała się ostatecznie mało efektywna, ponieważ miejsce zabitych zajmują kolejne osoby, niejednokrotnie bardziej radykalne i lepiej wyszkolone, cechujące się większą ambicją niż wyeliminowani poprzednicy.
Dlatego nie spodziewam się, aby śmierć Shukra cokolwiek zmieniła w kwestii funkcjonowania samego Hezbollahu, aczkolwiek jest to jasny sygnał ze strony Izraela, że żaden atak na ich państwo nie pozostanie bezkarny, a członkowie tego typu organizacji muszą liczyć się z tym, że zostaną zabici.
W ostatnich miesiącach Hezbollah nasilił ataki na izraelskie instalacje wojskowe, argumentując to reakcją na bombardowania w Strefie Gazy. W odwecie Izrael przeprowadzał ataki powietrzne głęboko na terytorium Libanu.
Czy rząd w Libanie kontroluje sytuację i czy transgraniczne ostrzały mogą się intensyfikować? Oraz czy – biorąc pod uwagę sytuację polityczną w Bejrucie – możemy w jakikolwiek sposób mówić o rządowej kontroli nad obecną wymianą ognia?
Z przykrością muszę stwierdzić, że obecnie Liban jest przez wielu ekspertów uznawany za państwo upadłe, które nie kontroluje całości swojego terytorium. Liban praktycznie nie posiada żadnej kontroli nad Hezbollahem. Dlatego też trudno mówić o konflikcie libańsko-izraelskim sensu stricte, bardziej precyzyjnym określeniem byłoby mówienie o konflikcie Izraela z Hezbollahem – graczem niepaństwowym i niezależnym od libańskiego rządu.
Przenieśmy się do Iranu. Do zabójstwa Hanijja (który od niemal 20 lat był jednym z czołowych przywódców Hamasu) doszło zaledwie kilka godzin po ataku odwetowym na Bejrut. W wydanym oświadczeniu Hamas stwierdził, że Hanijj został zabity w „zdradzieckim syjonistycznym nalocie na jego rezydencję w Teheranie”, a organizacja terrorystyczna poprzysięgła zemstę. IDF nie potwierdza, że przeprowadziła atak.
W jaki sposób śmierć Hanijja może wpłynąć na funkcjonowanie Hamasu i wojnę w Strefie Gazy?
Najbardziej prawdopodobnym jest to, że za atakiem na Hanijja stoją izraelskie służby. Jednak ciekawym jest fakt, że ani strona izraelska, ani strona irańska nie wypowiadają się na temat tego, kto przeprowadził zamach. Biorąc pod uwagę doniesienia irańskich mediów i wypowiedzi urzędników, był to bliżej nieokreślony atak przeprowadzony przez nieznanych sprawców.
Z punktu widzenia świata i regionu to dobry znak, ponieważ „nieznani sprawcy” pozostają niewykryci, przez co ciężko przeprowadzić otwarty odwet, prowadzący do eskalacji konfliktu.
Oczywiście, Iran będzie się starał dokonać odwetu za ten bardzo brutalny policzek, wymierzony irańskim służbom i irańskiemu wywiadowi. Inna sprawa, czy będzie miał on możliwości, aby odpowiedzieć Izraelowi w adekwatny sposób.
Odnosząc się do funkcjonowania Hamasu – w tym przypadku, wbrew pozorom, śmierć Hanijja będzie miała większe reperkusje niż usunięcie Shukriego. Hanijja był człowiekiem rozpoznawalnym na salonach, zręcznym negocjatorem i dyplomatą.
Można powiedzieć, że był twarzą Hamasu w środowisku międzynarodowym.
Zgadza się. Dlatego też został zlikwidowany – aby pokazać, zgodnie ze słowami premiera Benjamina Netanjahu, że Izrael będzie ścigał przywódców Hamasu wszędzie, gdziekolwiek by się nie znajdowali.
Mamy tutaj do czynienia ze szczególną sytuacją. Co prawda nie pierwszy raz „nieznani sprawcy” zlikwidowali ważny cel (wystarczy wspomnieć o zamachu na irańskiego naukowca nuklearnego z 2020 roku), jednak obecnie może stanowić ona problem w rozmowach pokojowych dotyczących wojny w Strefie Gazy. Jednocześnie na razie nie widzimy realnych szans na osiągnięcie porozumienia i wymiany zakładników.
Śmierć Hanijji zapewne przyczyni się do niepokojów politycznych w strukturach Hamasu, jednak po wyłonieniu jego następcy wszystko powróci do szeroko pojętej normy.
Czy zabicie Hanijja w tym momencie opłacało się Izraelowi?
Z politycznego punktu widzenia jest to pewien sukces Izraela – jeśli przyjmujemy, że za zamachem stoi IDF. Izrael był w stanie przeprowadzić operację w stolicy swojego największego wroga, znajdującej się blisko dwa tysiące kilometrów od swoich granic i zabić gościa honorowego władz irańskich, który dzień wcześniej uczestniczył w inauguracji prezydenta Masuda Pezeszkiana i witał się z pozostałymi prominentnymi gośćmi. Pomimo ostrzeżenia przez irańskie służby, Izraelowi udało się go dosięgnąć z chirurgiczną precyzją. Jeśli IDF było w stanie to zrobić, to znak, że nikt nie jest bezpieczny i w każdej chwili osoby czy organizacje walczące z Izraelem mogą podzielić los Isma’ila Hanijja.
Jest Pan teraz w Iranie, co mówi się na temat śmierci Haniyeha i jak jest ona odbierana? Wspomniał Pan już, że Haniyeh przybył do Iranu na inaugurację nowego prezydenta, Masuda Pezeszkiana i był jednym z czołowych gości ceremonii inauguracyjnej. Mimo tego ani Iran, ani Izrael nie wskazują winnego całego zajścia.
Milczenie obu stron jest dobrym znakiem. Wbrew pozorom, ani Izrael, ani Iran nie dążą do otwartej, bezpośredniej konfrontacji, ponieważ jej wynik jest niepewny, a zwycięstwo jednej ze stron wiąże się nierozerwalnie z dużym kosztem. Dlatego Tel-Awiw i Teheran dbają o to, aby zawsze zostawić pole do wycofania się i nie iść o krok za daleko.
Biorąc pod uwagę, że nie pojawiły się oficjalne oskarżenia, a Izrael nie przyznał się do ataku, przypuszczam, że nie dojdzie do otwartej eskalacji.
Czy Pańskim zdaniem może dojść do sytuacji podobnej do tej z kwietnia bieżącego roku, kiedy Iran przeprowadził bardziej efektowny niż efektywny atak na Izrael?
Raczej nie. To niezwykle mało prawdopodobny scenariusz, ponieważ Izrael musiałby również odpowiedzieć na „odpowiedź PR-ową” ze strony Iranu. Oba kraje weszłyby wtedy w spiralę eskalacyjną, a – tak jak wspomniałem – żadnej ze stron nie zależy na tym, aby uwikłać się w nierozwiązywalny konflikt. Irańska odpowiedź będzie raczej długofalowa i obliczona na to, aby substancjalnie zaszkodzić Izraelowi na dłuższą metę.
Wróćmy do nastrojów społecznych w Iranie – czy działalność Hezbollahu i Hamasu jest wspierana przez Irańczyków?
I tak, i nie. Oczywiście irańskie władze jednoznacznie stoją po stronie Hezbollahu i Hamasu oraz wszelkich antyizraelskich organizacji.
Natomiast opinie społeczeństwa są dużo bardziej zniuansowane. Republika Islamska ma swoich zagorzałych krytyków, którzy będą odsądzać od czci i wiary każdego, kto z nią współpracuje. Z drugiej strony – i tych ludzi jest o wiele więcej – Republika ma swoich zagorzałych sympatyków, akceptujących i uznających za słuszne wszystko, co rząd z najwyższym przywódcą na czele zrobi.
Pomiędzy skrajnymi biegunami znajduje się całe spektrum opinii. Od technokratycznych, mówiących, że Iran powinien wspierać politycznie i dyplomatycznie Palestyńczyków, jednak ze względu na problemy gospodarcze powinien skupić się na sytuacji wewnętrznej, a nie wysyłać środki finansowe i broń za granicę. Pokaźna grupa jednak twierdzi, że jakkolwiek sprawa Hamasu jest słuszna, to Iran nie powinien się w nią zbyt mocno angażować, aby samemu nie ucierpieć.
Większość Irańczyków popiera zaangażowanie Teheranu w sprawę palestyńską. Natomiast opinie, dotyczące zasięgu formy wsparcia, są bardzo mocno podzielone.