Magdalena Melke: Pierwsze pytanie będzie najbardziej oczywiste, ale jednocześnie najbardziej rozległe i skomplikowane: dlaczego na terytorium Górskiego Karabachu zależało w takiej mierze zarówno Armenii, jak i Azerbejdżanowi? Jakie jest tło konfliktu?
Wojciech Górecki, główny specjalista w Zespole Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej Ośrodka Studiów Wschodnich: W każdym kaukaskim konflikcie należy zastanowić się, od którego momentu chcemy zacząć narrację, aby nie cofnąć się do zbyt odległej historii, a jednocześnie dotknąć jej na tyle wymiernie, aby kontekst konfliktu pozostał zrozumiały.
Wydaje mi się, że najlepiej będzie zacząć od początku Związku Sowieckiego i włączenia Karabachu do Republiki Azerbejdżanu, a nie do Republiki Armenii, pomimo dominacji w regionie ludności ormiańskiej.
Mówimy tutaj o polityce narodowościowej Stalina?
Z jednej strony tak, oczywiście. Był to zabieg mający na celu lepsze kontrolowanie narodów. W poszczególnych republikach z mniejszości narodowych rekrutowali się funkcjonariusze aparatu przemocy albo tak prowadzono granice między republikami, aby istniały zatargi, dzięki którym Moskwa mogła lepiej kontrolować swoje terytorium.
Oczywiście tak, była to podstawowa przyczyna tego, że Górski Karabach znalazł się w sowieckim Azerbejdżanie. Jednak kolejną przyczyną były kwestie gospodarcze – wspomniany region jest bardziej otwarty w sensie transportowym i geograficznym na Azerbejdżan, nie na Armenię, od której oddzielają go wysokie góry. Jedyna linia kolejowa, która dochodziła do Stepanakertu – Chankendi po azerbejdżańsku, to oficjalna nazwa tego miasta – prowadziła od strony Azerbejdżanu.
Konferencja pokojowa w Paryżu również przyznała Górski Karabach Azerbejdżanowi, o czym warto pamiętać.
Na jakiej podstawie przyznano Górski Karabach Azerbejdżanowi?
Za tym przemawiały argumenty historyczne, ale przede wszystkim transportowe, logistyczne i geograficzne. Przeważyły one nad ormiańskim argumentem demograficznym i odwoływaniem się do ciągłości ormiańskiego osadnictwa. Zacytuję tutaj jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych znawców Azerbejdżanu, profesora Columbia University Tadeusza Świętochowskiego, który nazwał ten konflikt „konfliktem geografii z demografią”. Moim zdaniem jest to najbardziej trafne określenie konfliktu karabaskiego.
Niestety, nie ma tutaj idealnego rozwiązania, jednak w ramach państwa sowieckiego próbą pewnego kompromisu było nadanie Górskiemu Karabachowi statusu obwodu autonomicznego. Nie była to republika autonomiczna, jednak zaznaczało to odrębność regionu od reszty Azerbejdżanu i stanowiło jakieś zabezpieczenie ludności ormiańskiej.
Póki państwo sowieckie istniało, granice między republikami nie miały znaczenia, jednak w razie konfliktów Moskwa posiadała narzędzia, aby na nie oddziaływać poprzez mniejszości narodowe. Można określić to jako miny z opóźnionym zapłonem, podkładane w różnych regionach tak, aby w razie ruchów odśrodkowych eksplodowały w późniejszym czasie.
Do końca epoki stalinowskiej sytuacja w Górskim Karabachu była w miarę stabilna, później natomiast Ormianie, którzy cały czas byli tam większością, zaczęli podejmować starania, aby zmienić przynależność Górskiego Karabachu i przyłączyć region do sowieckiej Armenii – poprzez petycje czy lokalne protesty.
Ormianie opierali swoje roszczenia głównie na bazie argumentu demograficznego?
Tak. Choć argument demograficzny jest również związany z historią. Tak jak powiedziałem, zawsze należy zastanowić się, od jakiego momentu w historii o danym konflikcie mówimy. W Górskim Karabachu znajdziemy zabytki kultury ormiańskiej oraz nieprzerwane przez setki lat ślady osadnictwa ormiańskiego, jednak to również pozostaje przedmiotem sporu.
Narracja Azerbejdżanu jest taka, że Ormianie masowo znaleźli się w Górskim Karabachu dopiero w XIX wieku, kiedy wielu Ormian napłynęło na te tereny w wyniku wojen rosyjsko-perskich i rosyjsko-tureckich. Ale rozwinięcie tego wątku zajęłoby nam kolejną rozmowę.
Istotne jest, że w okresie pieriestrojki w Armenii powstał Komitet Karabach, który otwarcie zażądał przyłączenia Górskiego Karabachu do Armenii. Zaczęło dochodzić do lokalnych potyczek, potem nastąpił pogrom Ormian w Sumgaicie, niedaleko Baku (oficjalnie zginęło ok. 30 osób), prawdopodobnie sprowokowany przez KGB. Spowodowało to masowy odpływ ludności ormiańskiej z Azerbejdżanu. Kolejny pogrom dokonany został w Baku, gdzie życie straciło dalsze kilkadziesiąt osób.
Kiedy ludność ormiańska ze terenów Azerbejdżanu przepełniona traumą pogromów napłynęła do Armenii, wywołało to antyazerbejdżańskie rozruchy tam oraz w Górskim Karabachu i spowodowało z kolei odpływ ludności azerbejdżańskiej. Sytuację komplikował fakt, że w Górskim Karabachu istnieje miasto Szusza, w którym większość mieszkańców stanowili Azerbejdżanie (choć na terenie całego Górskiego Karabachu było ich niewielu). Traf chciał, że pochodziło stamtąd wielu wybitnych twórców kultury azerbejdżańskiej, co zwiększyło traumę ludności azerbejdżańskiej związaną z opuszczeniem regionu.
Moskwa początkowo wspierała Azerbejdżan, ponieważ nie zależało jej na zmianie granic pomiędzy republikami związkowymi, aby nie tworzyć precedensów, jednak po rozpadzie ZSRR Kreml zmienił kierunek i zaczął wspierać Ormian. W ten sposób chciał powstrzymać Azerbejdżan, który jest bogaty w ropę naftową, przed transportem surowca z pominięciem Rosji na rynki światowe, co mu się w ostatecznym rozrachunku nie udało. Natomiast Ormianie zyskali bardzo duże wsparcie. W latach 1992-1994 toczyła się pierwsza wojna karabaska, podczas której Ormianie objęli kontrolę nie tylko nad prawie całym Górskim Karabachem, który był enklawą, ale także nad obszarami pomiędzy nim a Armenią i Iranem, a częściowo również z zachodniej strony Górskiego Karabachu, gdzie z kolei dominowała ludność azerbejdżańska, która została zmuszona do ucieczki.
Na przejętych terenach powstała Republika Górskiego Karabachu – nieuznane, separatystyczne parapaństwo. Nie uznali jej nawet Ormianie. W sumie z terenów zajętych przez Ormian wyjechało około pół miliona wewnętrznych przesiedleńców azerbejdżańskich (ponadto z samej Armenii – dodatkowo prawie 200 tysięcy uchodźców). Należy tu wspomnieć, że przesiedleńcy wewnętrzni mają mniejszą ochronę międzynarodową, ponieważ nie opuścili granic swojego państwa, które powinno otoczyć ich opieką (uchodźcy to ci, którzy uciekli do innego państwa). Ormian, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia Azerbejdżanu było około 400 tysięcy.
W tym miejscu musimy zrozumieć traumę azerbejdżańską – kraj, który wtedy liczył ok. 7 mln osób, zderza się z falą przesiedleńców wewnętrznych i uchodźców, którzy stanowią ponad 10 procent społeczeństwa, traci kontrolę nad kilkunastoma procentami swojego terytorium, a dodatkowo Moskwa wspiera Ormian. Historia nie rozpoczęła się od – bezdyskusyjnej – ogromnej tragedii Ormian, obecnie zmuszonej do ucieczki z Górskiego Karabachu, czego nie usprawiedliwiam. Niemniej jednak chciałby zarysować szerszy kontekst sytuacji.
Do 2020 roku mieliśmy do czynienia z bardziej lub mniej stabilną sytuacją w rejonie konfliktu: istniała nieuznana międzynarodowo Republika Górskiego Karabachu, toczyły się mało owocne rozmowy pokojowe. Armenia reprezentowała w nich Górski Karabach, ale nie uznała oficjalnie republiki, ponieważ nie chciała zostać uznana za agresora, jednak wszechstronnie ją wspierała. Azerbejdżan uważał z kolei – zgodnie z prawem międzynarodowym – że Górski Karabach jest częścią tego państwa.
Zwycięstwo Ormian było jednak pyrrusowe – Armenia znalazła się w izolacji, z zamkniętymi granicami z Azerbejdżanem i Turcją, ominięta przez wszystkie szlaki komunikacyjne w regionie, biedna, z kryzysem demograficznym. Z kolei Azerbejdżan, dzięki zapasom ropy i gazu i sojuszowi z Turcją był coraz bogatszy i przeznaczał coraz więcej pieniędzy na zbrojenia. W pewnym momencie w 2020 roku nastąpiło przesilenie w postaci drugiej wojny karabaskiej.
Przechodząc do wydarzeń z września tego roku, kiedy to Baku w błyskawicznej akcji zajęło Górski Karabach. Z jakiego powodu Armenia nie poparła działań Republiki Górskiego Karabachu i jakie konsekwencje wewnętrzne będzie to miało dla premiera Nikola Paszyniana?
Cofnijmy się jeszcze do 2020 roku. W wyniku 44-dniowej wojny Azerbejdżan zajął część Górskiego Karabachu oraz terytoriów okupowanych, po czym nastąpiło zawieszenie broni na warunkach wynegocjowanych przez Władimira Putina. Strona ormiańska oddała wszystkie tereny okupowane wokół Górskiego Karabachu, w sumie dwie trzecie nieuznanej republiki. Z kolei dwie trzecie samego Górskiego Karabachu (w granicach sowieckiego obwodu autonomicznego) dalej kontrolowali Ormianie. Nowe status quo trwało do 19 września tego roku.
Azerbejdżan chciał skonsumować owoce zwycięstwa 2020 roku, chciał też realizacji punktów porozumienia kończącego wojnę: otwarcia szlaków komunikacyjnych, aby mieć lądowy kontakt ze swoją eksklawą, Nachiczewanem. Od grudnia 2022 roku Baku blokowało w różnej postaci Górski Karabach, okresowo zamykając drogę przez korytarz laczyński, łączący go z Armenią. W nieuznanej republice doszło do kryzysu humanitarnego. Baku twierdziło, że jest otwarte na to, aby produkty dostarczać tam od strony Azerbejdżanu, jednak nie było na to zgody Ormian.
19 września doszło do krótkotrwałej operacji militarnej Azerbejdżanu. I okazało się jak słabe są struktury parapaństwa ormiańskiego, które się praktycznie rozpadło. I nastąpiła najbardziej tragiczna w tym wszystkim rzecz, jaką był exodus ponad 100 tys. Ormian. Tak jak powiedziałem, Baku zgodnie z prawem międzynarodowym i zasadom integralności terytorialnej i nienaruszalności granic, ma prawo do Górskiego Karabachu. Jednak obowiązywanie integralności terytorialnej nie oznacza, że można robić na swoim terenie dowolne rzeczy.
Zdaniem premiera Paszyniana była to czystka etniczna. Oczywiście nikt tych ludzi wprost nie popędzał lufami karabinów, jednak towarzyszyła im atmosfera strachu, dlatego też zdecydowali się wyjechać.
Podnoszone są argumenty dotyczące tego, że strona azerbejdżańska zapewniała o bezpieczeństwie Ormian z Górskiego Karabachu. Czy komunikaty te były prawdziwe, czy jednak funkcjonowały bardziej dla postronnych obserwatorów?
Poziom nieufności między Azerbejdżanami a Ormianami jest skrajnie wysoki. Jednak oprócz wspomnianych deklaracji i zapewnień o możliwości pozostania Ormian były też zapowiedzi, że osoby, które występowały przeciwko państwu azerbejdżańskiemu i złamały azerbejdżańskie prawo zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. W bardzo szerokim rozumieniu każdy, kto walczył i wspierał Ormian z Górskiego Karabachu mógłby więc czuć się zagrożony. Istniała również obawa o to, co się stanie, gdy zaczną wracać azerbejdżańscy przesiedleńcy lub ich potomkowie, który mogliby kierować się logiką zemsty.
Paszynian nie wsparł Górskiego Karabachu, ponieważ Armenia była za słaba i nie chciała narażać się na atak ze strony Azerbejdżanu. Wiedziała też, że nie może liczyć na wsparcie Rosji, ponieważ Paszynian doszedł do władzy w wyniku oddolnej rewolucji i jest bardzo nielubiany na Kremlu. Ostatnie wypowiedzi Putina czy innych przedstawicieli władz rosyjskich w kontekście konfliktu karabaskiego można odczytywać jako nawoływania do obalenia Paszyniana.
Premier Armenii mówił o osamotnieniu Armenii w Strasburgu, w Parlamencie Europejskim. Jedynym wyjściem pozostaje dla niego obrona własnego kraju i próba zakończenia konfliktu przez podpisanie porozumienia. Obecnie nie mówimy już o konflikcie karabaskim, a o konflikcie armeńsko-azerbejdżańskim, w którym mamy granice niezdelimitowane, a państwa nie utrzymują ze sobą stosunków dyplomatycznych.
Co z armeńską prowincją Sjunik (którą prezydent Alijew określa mianem zachodniego Azerbejdżanu) oraz korytarzem zangezurskim do Nachiczewania? Czy istnieje ryzyko nowego konfliktu?
Azerbejdżan eskaluje swoje żądania. Jeśli chodzi o Sjunik, część historycznego Zangezuru, Baku chce uzyskać poprzez tę krainę w południowej Armenii drogę do Nachiczewanu. Armenia deklaruje, że otworzy szlaki komunikacyjne i umożliwi tranzyt, jednak chce zachować kontrolę nad drogą.
Obecnie spór dotyczy tego, którędy ta droga ma przebiegać. Azerbejdżan chciałby, aby przebiegała ona wzdłuż rzeki Araks i aby w praktyce był to eksterytorialny korytarz, jednak Erywań boi się odcięcia od Iranu, dlatego chce, aby droga biegła w głębi kraju i była kontrolowana przez Erywań. Tak jak wspominałem, obecnie dwie najdłuższe granice Armenii (z Turcją i Azerbejdżanem) pozostają od trzech dekad zamknięte, otwarte pozostają jedynie granice z Gruzją i Iranem.
Iran również jest przeciwny odcięciu od Armenii, co pokazuje, że w żadnym stopniu konflikt ormiańsko-azerbejdżański nie jest konfliktem religijnym (wierzący Ormianie są chrześcijanami, Irańczycy – szyickimi muzułmanami). Ormianie w takiej sytuacji nie mieliby możliwości wpływania czy kontrolowania tego tranzytu.
Z jakiego powodu Baku zależy na Nachiczewanie?
Azerbejdżan chciałby mieć połączenie lądowe z Turcją, z którą graniczy eksklawa nachiczewańska. W styczniu tego roku prezydent Alijew powiedział, że korytarz będzie otwarty bez względu na to, czy to się podoba Armenii czy też nie. W związku z tym istnieje prawdopodobieństwo, że jeżeli stronom nie uda się porozumieć w krótkim czasie, umownie – do końca tego roku, to Baku siłą zajmie korytarz zangezurski.
Jak donosi Reuters, premier Paszynian oświadczył we wtorek 17 października, że jest gotów podpisać porozumienie pokojowe z Baku do końca roku i zagwarantować bezpieczeństwo etnicznym Azerbejdżanom w Armenii, jednak Azerbejdżan oskarża Erywań o podważanie procesu normalizacji stosunków. Jak może dalej przebiegać ułożenie stosunków?
Baku nabrało wiatru w żagle i w sytuacji, gdy Rosja jest bierna, a uwaga świata skupiona jest gdzie indziej, chce ugrać jak najwięcej.
Natomiast „zachodni Azerbejdżan”, którym to mianem azerbejdżańska propaganda określa nieraz Armenię, jest konstruktem propagandowym. Powrót azerbejdżańskich uchodźców do Armenii jest obecnie niemożliwy. Ale podbijając żądania, Alijew wzmacnia swoją pozycję negocjacyjną. Ostatnio podniósł kwestię azerbejdżańskich wiosek, okupowanych przez Ormian.
W czasach sowieckich istniało kilka eksklaw azerbejdżańskich w Armenii, które zostały zajęte na początku konfliktu. Istniała też eksklawa ormiańska w Azerbejdżanie, która też wtedy została zajęta. Kwestia ta nie była podnoszona, ponieważ nie dotyczyła Górskiego Karabachu, jednak obecnie Alijew wspomina o tych wioskach właśnie po to, aby podbić stawkę negocjacyjną.
Rosja nie wsparła Armenii w trakcie tego konfliktu – co mówi to o stosunkach ormiańsko-rosyjskich i pozycji Moskwy w regionie?
Po pierwsze, Rosja jest zbyt słaba i na tyle skoncentrowana na Ukrainie, że nie jest w stanie angażować się w innych częściach świata. Po drugie, świadczy to o iluzoryczności integracyjnych formatów post-sowieckich kontrolowanych przez Rosję, w rodzaju OUBZ – Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, która miała być post-sowieckim NATO. Okazało się, że gdy jeden z członków Układu, Armenia, naprawdę jest zagrożona, to nikt się tym nie interesuje. Po trzecie, świadczy to o osobistej niechęci do Paszyniana. Zdecydowanie nie jest on ulubieńcem Kremla. Zanim doszedł do władzy, jeszcze jako opozycyjny deputowany domagał się wystąpienia Armenii z wszystkich organizacji postsowieckich kontrolowanych przez Moskwę. Co prawda później stwierdził, że zobowiązania Armenii wobec Rosji będą dotrzymane, jednak Kreml takich rzeczy nie zapomina.
Rosyjski brak zaangażowania jest formą ukarania Paszyniana i chęcią, aby w Armenii doszedł do władzy polityk prorosyjski. Jednak nastroje w Armenii ulegają zmianie na niekorzyść Rosji, a sama Moskwa nie ma dużej przestrzeni do interwencji. To, że parapaństwo Górskiego Karabachu (będące pod protektoratem Rosji) przestało istnieć, jest na niekorzyść Moskwy i świadczy o słabnięciu jej pozycji. Mimo wszystko Kreml najpewniej liczy na dojście w Armenii do władzy prorosyjskiego polityka. Wtedy, być może, udzieliłby Ormianom jakiegoś wsparcia.
Niemniej jednak Rosja nadal ma tyle możliwości nacisku na Armenię, że nie obawia się pełnej utraty wpływów. Posiada tam bazę wojskową, a na mocy wcześniejszych porozumień granice Armenii są chronione m.in. przez rosyjskich pograniczników (a jest to formacja, która podlega pod FSB). Moskwa posiada aktywa w gospodarce, kontroluje energetykę kraju i koleje armeńskie.
Próby zmiany orientacji politycznej przez Paszyniana wysyłane do Unii Europejskiej, poprzez chociażby ratyfikację statutu rzymskiego, na mocy którego jest zobligowana do wydania Putina Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu, było odbierane w Moskwie jako wrogie i desperackie gesty. Gdyby jednak realne interesy Rosji zostały zagrożone, myślę, że byłaby w stanie przynajmniej spróbować temu zapobiec.
Biorąc pod uwagę podpisane przez Unię Europejską umowy gazowe z Baku i niedawny kryzys energetyczny w Europie oraz wojnę między Izraelem a Strefą Gazy na Bliskim Wschodzie, gdzie Armenia może szukać pomocy czy zainteresowania wśród zachodnich partnerów?
Unia Europejska zaangażowała się w konflikt ormiańsko-azerbejdżański po wielu latach dość biernej postawy. Na początku tego roku powstała dwuletnia misja obserwacyjna wzdłuż granic obu państw, której obecność z pewnością podnosi polityczne koszty ewentualnego ataku Azerbejdżanu na południową Armenię. Oczywiście UE nie wyśle tam sil zbrojnych, ponieważ ich nie posiada. Uważam jednak, że dobrym rozwiązaniem byłoby poszerzenie mandatu misji i objęcie nim również terenów wzdłuż granicy z Iranem, tam, gdzie ewentualnie miałaby przebiegać droga, łącząca zasadnicze terytorium Azerbejdżanu z Nachiczewanem. Zwiększyłoby to jeszcze bardziej koszty polityczne ataku i pokazało wsparcie dla Armenii.
Należy jeszcze wspomnieć o silnym zaangażowaniu Francji, która pozycjonuje się jako adwokat Erywania. Po drugiej wojnie karabaskiej francuski senat niemal jednogłośnie wezwał do uznania niepodległości Górskiego Karabachu, co zirytowało Baku. Azerbejdżan uważa, że Francja przeszkadza w normalizacji relacji między oboma krajami i sprzyja konserwacji konfliktu. Paryż zapowiedział otworzenie w Sjuniku swojego konsulatu. Co ciekawe, zapowiedziała to również Rosja, a od zeszłego roku swój konsulat ma tam Iran. Gdyby nastąpił atak Azerbejdżanu na Sjunik, najpewniej w grę i tak weszłyby sankcje przeciwko Baku – nawet przy podpisanej umowie gazowej. Dalego mimo wszystko uważam, że w interesie Baku pozostaje obecnie pokojowe rozwiązanie konfliktu z Armenią i mam nadzieję, że do niego dojdzie.
Dziękuję za wywiad.
Dziękuję.