Republikanie i ich opieszałość ws. Ukrainy
Spiker Mike Johnson „posiada” obecnie 219 głosów, na papierze jest to większość, stanowiąca przewagę nad demokratami o siedmiu reprezentantów. Z tym jednak, że w procedurze legislacyjnej Kongresu federalnego do głosowań proceduralnych potrzebna jest bardzo często większość kwalifikowana, w tym wypadku 218. Republikanie w praktyce dysponują więc większością jedynie dwóch głosów – a wybory uzupełniające wakaty dopiero w maju.
Przykładowo: jednym z etapów prac nad każdym projektem jest zgoda większości na tryb przeprowadzenia dyskusji. Jeśli zaproponowane zasady nie uzyskają poparcia 218 – ustawa nie może być dalej procedowana. Co więcej: opozycja mogłaby wnieść własne zasady debaty, albo nawet zaproponować prace nad innym prawem (w ten sposób proukraińscy politycy mogliby wymusić głosowanie nad pomocą zagraniczną).
Cofnijmy się do stycznia 2023. Podczas wyborów spikera uformowała się grupa zaciekłych przeciwników ówczesnego lidera partii Kevina McCarthy’ego – przez media określona Never Kevin. Źródła tego konfliktu wymagałyby szerszego opisu i wyjaśnienia genezy sięgającej aż do roku 2014, na ten moment wystarczająca jest informacja, że sprawa związana była z blokowaniem inicjatyw klubu Freedom Caucus (grupy najbardziej prawicowych Republikanów) dotyczących obstrukcji prac pod przewodnictwem ówczesnej spiker Nancy Pelosi.
Wszyscy Never Kevin to reprezentanci silnie konserwatywnych okręgów, po drodze uzyskujący poparcie prezydenta Donalda Trumpa. Ponad połowa z nich wywodzi się z trzech stanów: Arizony, Florydy lub Teksasu, w każdym z nich stanowa Partia Republikańska boryka się z radykalizacją i umocnieniem ruchów populistycznych. Plan McCarthy’ego na wybory w listopadzie 2022 był prosty: strategicznie poprzeć w prawyborach takich kandydatów, którzy pozwolą:
a) osłabić liczebność klubu Freedom Caucus;
b) uzyskać na tyle stabilną większość, że głosy 15-20 polityków nie miałyby znaczenia.
Dziś wiemy, że plan zupełnie się nie powiódł. I by przekonać do siebie Freedom Caucus podczas wyborów spikera – zaoferował im szereg ustępstw. Jednym z nich było zredukowanie wydatków federalnych (niepowodzenie w tej materii, tj. zamrożenie długu zadłużenia i prowizorium budżetowe na poziomie dotychczasowych wydatków, zakończyło się jego odwołaniem), oraz miejscami w Komisji Regulaminowej.
I to ostatnie jest ciężarem, z którym obecny spiker Mike Johnson musi się mierzyć. Otóż Komisja Regulaminowa nazywana jest najpotężniejszą ze wszystkich komisji w Izbie – i jest w tym wiele prawdy. To ona opiniuje sposób przeprowadzenia debaty i może wprowadzać środki bezpośrednie mające wpływ na jej kształt – dlatego od lat 90. obie partie nieformalnie zgodziły na to, że większość w niej musi być stabilna, od lat wynosi więc 9-4. Ale McCarthy dał członkom Freedom Caucus trzy miejsca (zajęli je Chip Roy, Ralph Norman i Thomasa Massie), więc gdy chcą zablokować działania Johnsona, głosują wraz z demokratami a republikanie przegrywają głosowanie 6-7. Dokładnie w ten sposób zablokowali i prace nad ostatnio dyskutowaną reformą podatkową, i grudniową autoryzacją programu FISA (chodzi o sekcję 702: autoryzację programu podsłuchów dla służb – przyp. aut.). Bezpośrednie przekazanie ustawy do dyskusji wymaga większości dwóch trzecich – na dziś to zupełnie nierealne, i Mike Johnson o tym dobrze wie.
Więc nawet gdyby projekt pomocy zagranicznej się pojawił: na pewno spotka się ze sprzeciwem w Komisji Regulaminowej, wskutek czego prace się wydłużą.
I dlatego zacząć trzeba było od Kevina McCarthy’ego – bo grupa Never Kevin liczyła sobie 10 osób. Dzisiaj działania Mike’a Johnsona krytykują dokładnie ci sami ludzie. Freedom Caucus liczy sobie około 46 członków, przeciwników działania spikera jest tam obecnie około 20. Trzeba pamiętać, że większość republikańska to dwa głosy. Można też wspomnieć przy tym, że do obalenia spikera Kevina McCarthy’ego wystarczyło osiem głosów republikańskich. Dziś wystarczyłoby sześć.
Jakie są motywacje Freedom Caucus? To klub utworzony w 2015 roku na bazie sprzeciwu wobec działań republikańskiego mówcy Boehnera, początkowo zbierając działaczy ruchu herbacianego i libertarian – w tym, chociażby, gubernatora Florydy i ostatniego kandydata do nominacji prezydenckiej Rona DeSantisa. Celem klubu jest walka o konserwatywny program społeczny i ład fiskalny, mały rząd, walkę z polityką socjalną i twarde rozprawienie się z nielegalną migracją. Są przy tym na tyle radykalni, że jej członkowie odpowiadali za zamknięcie rządu w 2013 i 2018 roku. Obecnie kończą się obie transze prowizorium budżetowego (1 oraz 8 marca) i o to toczy się gra: Freedom Caucus chce cięć w budżecie, na które demokraci kontrolujący Senat się nie zgadzają. Z tym, że oni zdolni by byli, by po raz kolejny rząd zamknąć. W kwestii Ukrainy zawsze byli przeciwni pomocy, co wiązało się z ich głębokim izolacjonizmem.
Ich również można podzielić na trzy skrzydła, w kontekście pomocy Ukrainie wszyscy sprzeciwili się również październikowemu projektowi pomocowemu – chociaż stanowisko skrzydła prawicowego jest nieco bardziej umiarkowane.
Z drugiej strony politycznego sporu jest Republican Governance Group – liczący sobie 46 osób klub republikanów umiarkowanych. To najczęściej reprezentanci okręgów kompetytywnych, w których wybory w 2020 roku wygrywał prezydent Joe Biden. Chociażby najgłośniejsi nowojorczycy, którzy wbrew zaleceniom przywództwa chcieli usunięcia z Izby George’a Santosa, znanego ze sfałszowania swojej biografii oraz szeregu przestępstw finansowych. To obecnie jedyny kanał rozmów Mike’a Johnsona z demokratami, na każdym innym poziomie, w tym w relacjach z prezydentem, doszło tutaj do zamrożenia kontaktów.
Governance Group staje się tym bardziej niezależne, im mocniej partia skręca w stronę populizmu. Nie akceptują metod Freedom Caucus, a w kontekście zagranicznym mówią wprost o potrzebie zarówno pomocy Ukrainie, jak i wsparciu wschodniej flanki NATO. Problem leży w tym, że jest rok wyborczy – i jako, że w ich regionach mogą pojawić się silne demokratyczne nazwiska, dla dobra swoich kampanii nie mogą iść na konflikt z władzami Partii Republikańskiej. Muszą się wycofywać: chociaż doszło do głosowania nad pakietem zagranicznym – byliby otwarci do poparcia.
Jeśli ktoś z Państwa śledził wybory spikera w październiku, mógł przeczytać o pewnym niecodziennym, szeroko komentowanym epizodzie z kandydaturą Steve’a Scalise – lidera większości, od lat drugiej osoby w partii. Otóż w ciągu trzech godzin zdążył on zarówno rozpocząć, jak i zakończyć starania o uzyskanie większości potrzebnej do elekcji. Spotkał się ze zbyt dużym oporem Freedom Caucus. Powód, dla którego tak nagle wystartował, wyszedł na jaw później: przewodniczący Komisji ds. Sił Zbrojnych Mike Rogers poparł Scalise – mówimy tu o największym stronniku Kevina McCarthy’ego. Poprzedni spiker miał za sobą około 80 reprezentantów, głównie z południa (i często konkurujących w tych regionach z członkami Freedom Caucus, szczególnie w Arizonie). To dało mu wiarę w zdobycie urzędu, a nam pokazało ile osób chciałoby kontynuacji polityki zaproponowanej przez byłego spikera.
Freedom Caucus nie ufa Scalisowi: ma to związek i z jego pozycją (to niejako łącznik partii z lobbystami; swoją karierę w Luizjanie rozpoczął od budowy – wraz z korporacjami zajmującemu się produkcją filmów i serialu – przyjaznego środowiska dla biznesu w tym stanie), i niezależnością z której jest znany. A do tego ma za sobą nawet osiemdziesięciu ludzi.
Dlatego na razie nie będzie też próby odwołania spikera Johnsona – jego przeciwnicy wiedzą, że byłby on faworytem w wyścigu (i to takim, którego nawet demokraci mogliby – pod pewnymi warunkami – zaakceptować).
Mając ten obraz, wszystkie wątki zaczynają się łączyć w momencie ujrzenia dokładnych wyników głosowania nad ostatnią transzą pomocy dla Ukrainy, która była głosowana w październiku 2023 roku i przeszła większością 331-117. Poparło go ponad 100 republikanów; byli to zarówno umiarkowani, jak też stronnicy Kevina McCarthy’ego.
W Izbie Reprezentantów Republikański spiker (lata 1999-2007) Dennis Hastert wypracował zasadę Hasterta. Przewodniczący partii powinien wprowadzać do Izby tylko takie projekty, które mogą uzyskać ponad połowę głosów partii rządzącej. Pomijając to, że po nim tylko Nancy Pelosi faktycznie się jej trzymała: to jest pomysł Mike’a Johnsona na utrzymanie stanowiska.
Nie znamy jego poglądów na wiele tematów, w tym o projekcie pomocy zagranicznej – to ogromna wada jego przywództwa, ten frustrujący polityków brak zdecydowania, ale powtarza on jedno: jeśli projekt będzie popierany przez klub, to będzie głosowany. Wydaje się, że jest on przekonany, iż kolejne głosowanie w którym klub będzie podzielony (albo w którym przejdzie projekt krytykowany przez Freedom Caucus) zakończy się dla niego utratą stanowiska. Mówi on, że Ukrainę trzeba wspierać, ale dodaje że priorytet ma granica (i nierealny do wprowadzenia projekt HR2 przywracający część polityki imigracyjnej z czasów Donalda Trumpa). Do tego należy dodać zbliżające się negocjacje budżetowe (gdy izba powróci do pracy 28 lutego, będzie miała na prace 72 godziny) – priorytetowe, przed którymi nie chce on prowokować swoich krytyków.
Ale jeśli Johnson miałby pewność, że ma większość do wsparcia Ukrainy, to do głosowania dojdzie. Sęk w tym, że musiałyby się wydarzyć dwie rzeczy:
1) demokraci musieliby się zobowiązać, że w razie próby obalenia spikera zagłosują za jego pozostaniem;
2) musiałby przekonać jeszcze około 80. republikanów (mając już – z góry – poparcie umiarkowanych).
I o punkt drugi toczy się obecnie gra: największym klubem republikańskim jest Republican Study Committee mający 170 członków. Zrzesza on establishment, w programie mówiący o umiarkowanym konserwatywnie ustawodawstwie społecznym, obniżce podatków i ochronie prawa do broni. Obecny spiker Mike Johnson był liderem drugiego szeregu tego klubu, osobiście odpowiadał on za kontakty właśnie z Freedom Caucus (będąc samemu osobą głęboko religijną). Wszyscy z 80. stronników McCarthy’ego pochodziło właśnie z RSC. I to oni są najbardziej rozdarci, i od nich zależy przyszłość pakietu zagranicznego. Albo wierząc w to, że zdoła on ustabilizować sytuację wesprą Johnsona w każdej decyzji, którą podejmie. Albo wiedząc o potrzebie ustępstw w celu osiągnięcia relatywnego sukcesu część z nich potrafiłaby zagłosować wbrew zaleceniom Johnsona.
Dlatego tak trudno przewidzieć, jaka będzie przyszłość pomocy dla Ukrainy. Wiemy, że w Izbie jest projekt tożsamy z tym senackim, ale w którym zupełnie zniknęło wsparcie pozamilitarne, przykładowo gospodarcze. To na pewno jest próba zachęcenia części republikanów. Ale wszystko zależy od finalnej decyzji spikera, ale również jak zostanie ona przedstawiona – i odebrana przez tych, którzy są w establishmencie.