Piotr Brzyski: Jakie są przyczyny zamieszek w Wielkiej Brytanii. Czy możemy zdefiniować ich podłoże?
Dr Przemysław Biskup, ekspert ds. polityki brytyjskiej, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: Przyczyny zamieszek są złożone i korzeniami sięgają ok. 20-30 lat wstecz. To, z czym mamy obecnie do czynienia, to jest efekt „kropli, która przelała czarę”. Jest to nieprzepracowana przez Brytyjczyków masowa migracja, która miała początek za rządów Tony’ego Blaira. W tej chwili obserwujemy efekty różnych procesów, związanych z tym zjawiskiem. Integracja społeczna niektórych wspólnot etnicznych i religijnych w niektórych częściach kraju stanowi spore wyzwanie. Zamieszki mają również podłoże ekonomiczne, są np. związane z presją na płace ze strony świeżych fal imigrantów.
Nie bez znaczenia jest również poczucie zagrożenia. W tym roku odnotowano rekordową liczbę drobnych przestępstw, które są bardzo uciążliwe, np. kradzieży ze sklepów. W Wielkiej Brytanii, z uwagi na ograniczony dostęp do broni palnej, mamy też znaczy wzrost przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu z użyciem broni białej – noży czy maczet. W ciągu ostatnich kilku tygodni mieliśmy kilka takich zajść. W jednym z nich ucierpiały małe dzieci, co spotkało się z ostrą reakcją społeczną.
Jak przewiduje Pan dalszy rozwój sytuacji?
Dużo zależy od tego, jak postąpi nowy rząd Partii Pracy. Na chwilę obecną stara się on ograniczyć i tłumić trwające zamieszki metodami policyjnymi. Jest to zrozumiałe – w obecnej sytuacji i krótkiej perspektywie. Dla przyszłości kluczowa jest jednak odpowiedź na pytanie, czy można rozwiązać wspomniane już przeze mnie kwestie, które leżą u podstaw całego buntu społecznego.
Czy można połączyć zamieszki z brexitową obietnicą zakończenia migracji do Wielkiej Brytanii?
Tak, Partia Konserwatywna nie uporała się z tym problemem i nie rozwiązała go wbrew obietnicom. Postulat ten brał się ze zbyt wysokiej fali migracji, która rozpoczęła się jeszcze w latach 90. XX wieku.
Jakie wyzwania w takim razie stoją przed Wielką Brytanią? Czy po czternastu latach władzy partia konserwatywna zostawiła nowemu rządowi jakieś „pułapki”?
Moim zdaniem „pułapka” to zbyt mocne słowo. Zostawiła na pewno wiele kwestii, które wymagają rozwiązania przez obecnie rządzących.
Należy do nich kontynuacja zbrojeń, co wiąże się z potrzebą znalezienia środków na związane z tym wydatki. Reforma systemu służby zdrowia jest również pilna – system ten jest niezwykle kosztowny i stanowi największą pozycję w budżecie Wielkiej Brytanii. Wciąż występują w nim zaległości w procedurach, związanych jeszcze z okresem COVID, liczone w milionach procedur medycznych.
No i wspomniana już newralgiczna kwestia, czyli polityka migracyjna. Obecnie przeżywa ona ewidentny kryzys zaufania publicznego, przy jednoczesnym bardzo dużym napływie ludności do Wielkiej Brytanii. Wiąże się to ze zmianami na rynku pracy. Pracodawcy brytyjscy przyzwyczajeni są do taniej i łatwo dostępnej siły roboczej z zagranicy.
Co czeka rządzącą Partię Pracy? Czy widzimy już zmiany, których przyczyną są niepokojące obecnie zamieszki? Czy to sygnał ostrzegawczy dla rządzących?
Zamieszki mogą być przyczyną takiej korekty. Może ona odbywać się bez zapału i niechętnie. Jeśli jednak występują problemy o takim nasileniu, jak obecnie obserwowane, to wymuszają one prędzej czy później jakieś reakcje ze strony rządzących.
Jedną z pierwszych decyzji nowego rządu Partii Pracy było wyrzucenie do kosza umowy ekstradycyjnej w sprawie deportacji nielegalnych imigrantów do Rwandy. Umowa ta miała wiele wad i uważam, że była słusznie krytykowana. Niemniej, co charakterystyczne, obecny rząd nie posiadał planu zapasowego. Nie zastąpiono umowy lepszą wersją i bez wypracowania alternatywy po prostu ją skasowano. Pozostał więc nierozwiązany problem.
Nowy rząd teoretycznie chce wynegocjować umowę o readmisji nielegalnych imigrantów z Unią Europejską. Jednak, obserwując ostatnie wybory parlamentarne we Francji – z której przybywa ich do Wielkiej Brytanii najwięcej – można założyć, że szansa na taką umowę jest znikoma.
Wreszcie, wielu polityków Partii Pracy nie uważa imigracji za problem. Jednak w obecnej sytuacji będą chyba musieli wziąć pod uwagę głos społeczeństwa.
Czy możemy spodziewać się zmian personalnych w rządzie? Czy do tego rozwiązania nie dojdzie?
Na tym etapie, moim zdaniem, rząd będzie bronić stanowiska, że radzi sobie dobrze. Ale z czasem jest to możliwe. Myślę, że premier Keir Starmer będzie jednak chciał, aby ktoś inny przyjął odpowiedzialność za porażki polityki zwalczania zamieszek, jeśli będzie taka potrzeba. Sytuacja ta najbardziej obciąża szefową resortu spraw wewnętrznych Yvette Cooper. Ona będzie pierwszą osobą do rozliczania.
Czy kwestie migracji i napięta sytuacja wewnętrzna mogą wpłynąć na politykę zagraniczną w kwestii wschodniej flanki NATO?
Na pewno zmieni to priorytet polityczny w polityce krajowej. Pojawia się raczej pytanie, czy może się to odbić na szerszym programie państwa brytyjskiego. Kwestia wschodniej flanki NATO jest priorytetowa dla brytyjskiej polityki zagranicznej, ale sfera międzynarodowa w większości demokracji jest wtórna wobec polityki krajowej. Realnie podstawowym wyzwaniem, które widzę dla brytyjskiego zaangażowania w naszym regionie, jest finansowanie. Budżet już jest napięty i jeśli będą potrzebne dodatkowe środki na policję, co w obecnych okolicznościach i kwestiach przestępczości, wspomnianej na początku wydaje się dość oczywiste, to pojawia się pytanie, czy środki te zostaną znalezione kosztem świadczeń społecznych, czy wsparcia dla Ukrainy.
Trzeba tu uwzględnić, że w okresie pandemii i początków wojny praktycznie wszystkie europejskie rządy, w tym brytyjski, wydawały ogromne pieniądze na programy osłonowe, które wiązały się z emisją długu publicznego. Te programy trzeba obecnie spłacać. Nowy rząd brytyjski jest w tej niekomfortowej dla siebie sytuacji, że nie może po prostu wydać dodatkowych pieniędzy na rozwiązanie problem migracji – musi je gdzieś znaleźć już w budżecie, kosztem różnych świadczeń. A jak wiemy, w demokracji cięcia wydatków społecznych nigdy nie są popularne.