Lekceważąca polityka
W ostatnich kilkunastu miesiącach słychać o kolejnych problemach infrastruktury krytycznej zlokalizowanej na Bałtyku. Sabotaż gazociągów Nord Stream, „awaria” gazociągu Balticconnector łączącego Estonię i Finlandię, uszkodzenia podwodnych kabli łączności i energetycznych. Te i wiele innych, mniej medialnych zdarzeń, staje się powoli rzeczywistością spokojnego i zimnego Morza Bałtyckiego. Akwen ten przez wielu nazywany jest „wewnętrznym jeziorem NATO”. To twierdzenie uśpiło przez lata, również w Polsce, wielu odpowiedzialnych za proces ochrony interesów nad Morzem Bałtyckim. A tych z Polskiej perspektywy, jest lub niedługo będzie niemało: Baltic Pipe, Naftoport w Gdańsku, Gazoport w Świnoujściu, planowany gazoport FSRU w Zatoce Gdańskiej, Morskie Farmy Wiatrowe w wyłącznej strefie ekonomicznej, kabel łączący Polskę i Szwecję czy wreszcie trzy największe bałtyckie porty. O błędach i zacofaniu modernizacji Marynarki Wojennej napisano (również ja) już wiele artykułów, felietonów czy komentarzy. Ten kolejny nie ma na celu szukania winnych. Ci znajdą się szybko, jak wydarzy się „coś złego”.
A to, że się wydarzy nie jest dziś kwestią dyskusyjną. Dyskusyjne jest jedynie kiedy i gdzie będzie miało to miejsce.
Polska w procesie dywersyfikacji i uniezależnienia się energetycznego od Rosji uzależniła się od Bałtyku. To Bałtykiem trafia do nas ropa, paliwa – m.in. diesel czy LPG, gaz, prąd (ze Szwecji) oraz węgiel, który trafia zarówno do części elektrowni i ciepłowni, jak też i do milionów gospodarstw domowych w Polsce.
Ostatni przykład z uszkodzeniem Balticconnectora prawdopodobnie przez kotwicę chińskiego statku towarowego Newnew Polar Bear, chociaż odbił się szerokim echem nie jest wcale krytyczny – ani dla Finlandii, ani dla Estonii. Oba te państwa nie korzystają szeroko z gazu ziemnego. Sam gazociąg – o rocznej dwukierunkowej przepustowości 2,6 mld metrów sześciennych też nie jest magistralą o strategicznym znaczeniu w naszym rozumieniu. Zarówno Finlandia, jak i Estonia mają możliwości sprowadzania gazu bez konieczności korzystania z Balticconnectora, a i samo zużycie gazu pozostaje niewielkie – fińskie na poziomie około 2,5 mld metrów sześciennych rocznie, estońskie na poziomie ok 0,4 mld metrów sześciennych rocznie. Magistrala ta miała charakter użyteczny z perspektywy m.in. handlu i obrotem gazem, jego magazynowaniem w łotewskich magazynach gazu, jednak nie jest „być lub nie być” bezpieczeństwa energetycznego tych państw.
Ryzyko uzależnienia
Czy tak samo byłoby w przypadku Polski, gdyby doszło do uszkodzenia Baltic Pipe o podobnej skali? Warto przypomnieć, że gazociąg ten ma 275 km długości na obszarze Morza Bałtyckiego i ponad 120 km długości do wpinki na obszarze Morza Północnego (nie licząc prawie 300 km odcinka Europipe II do którego wpina się Baltic Pipe). Morska część Balticconnector mierzy około 80 km.
Dla Polski Baltic Pipe dziś jest kluczową infrastrukturą pozwalającą na importowania gazu. Obok Gazoportu w Świnoujściu obie te inwestycje w ostatnich miesiącach odpowiadały za około 75 procent zapotrzebowania Polski na gaz. Odliczając wzmożony popyt związany z zatłaczaniem podziemnych magazynów gazu, Baltic Pipe i terminal LNG pokrywają w całości dobowe zapotrzebowanie Polski na gaz ziemny poza sezonem grzewczym, gdzie zużycie wzrasta wykładniczo. Według wyliczeń dr. Tomasza Włodka z AGH, Baltic Pipe w pierwszych trzech kwartałach 2023 roku odpowiadał za dostawy 4,92 mld metrów sześciennych gazu. Poprzez terminal LNG w Świnoujściu sprowadziliśmy 4,4 mld metrów sześciennych gazu.
Przerwanie pracy którejś z tych dwóch inwestycji w wymiarze analogicznym do zatrzymania pracy Balticconnectora stanowiłoby ogromny problem dla systemu gazowniczego i wywołałoby komplikacje w całej gospodarce. Brakujące wolumeny gazu można dostarczyć do Polski poprzez rewers fizyczny na gazociągu Jamalskim z Niemiec (przy potencjalnym posiadaniu wolnych wolumenów) oraz zwiększyć wykorzystanie terminala LNG w Kłajpedzie i przesył gazu przez GIPL, jednak nie jest to ekonomicznie i operacyjnie optymalne rozwiązanie. Jeżeli sytuacja miałaby miejsce w sezonie grzewczym, podczas silnych mrozów, należałoby się opierać na rezerwach strategicznych i PMG.
„Zimnowojenne” ocieplenie na Bałtyku
Według fińskich służb, Balticconnector został uszkodzony w wyniku uderzenia w magistralę kotwicą statku, prawdopodobnie pływającego pod banderą Hongkongu Newnew Polar Bear. Jednostka na zdjęciach została uchwycona bez jednej ze swoich kotwic, a sama marszruta jednostki wskazuje, że była ona obecna w obszarze Balticconnectora w czasie, kiedy doszło do incydentu. Poza uszkodzeniem gazociągu, Estończycy twierdzą, że ta sama jednostka uszkodziła również m.in. kable telekomunikacyjne pomiędzy Szwecją a Estonią. Nie jest znana dokładna przyczyna tego zdarzenia. Czy doszło do awarii systemu kotwic i ciągnięcia jej po dnie w czasie żeglugi, czy było to celowe działanie mające na celu uszkodzenie ważnej infrastruktury. Bez względu na motywacje, zdarzenie to unaoczniło kolejną potencjalną możliwość uszkodzenia podmorskiej infrastruktury. Wbrew pozorom, wcale nie trzeba do tego nurków, bomb i wybuchów. Interesujący jest fakt, że duża część Balticconnectora została przysypana materiałem skalnym w celu jego ochrony przed uszkodzeniami zewnętrznymi m.in. kotwicami. Tam, gdzie doszło do incydentu, nie identyfikowano takich zagrożeń i nie zabezpieczono rury.
Podobnie, nie wszędzie zabezpieczony jest Baltic Pipe. Tam, gdzie uznano za prawdopodobne ryzyko m.in. zrzucenia kotwicy przez statki, tam rurę zabezpieczono – czy to w formie wkopania w dno morskie czy zwałowania materiału skalnego. Do rozważenia pozostaje kwestia, czy nie powinno się zabezpieczyć fizycznie magistrali na całej jej długości?
Odnośnie Baltic Pipe, warto również mieć na uwadze, że jego integralną częścią jest zarówno gazociąg Europipe II, jak i 120 km wpinka z Europipe II do duńskiego wybrzeża. Awaria, uszkodzenie lub zniszczenie którejś z tych magistral automatycznie oznacza brak przepływu (lub znacznie ograniczony przepływ) gazu poprzez Baltic Pipe biegnącym po dnie Bałtyku. Obie te instalacje położone są na Morzu Północnym, a my jako witalnie zainteresowani ich bezpieczeństwem, również powinniśmy mieć świadomość brania odpowiedzialności po naszej stronie. Głosy krytykujące modernizację Marynarki Wojennej w oparciu na budowie fregat, wskazujące, że na Bałtyku nie znajdzie się dla nich miejsce, kompletnie nie rozumieją zarówno funkcjonowania polskiej energetyki, jak i źródła pochodzenia strategicznych surowców do jej codziennego funkcjonowania.
Interes Polski nie kończy się na Bałtyku, warto abyśmy o tym pamiętali. Tymczasem samo Morze Bałtyckie również będzie coraz „gorętszym” obszarem, ale wcale nie z powodu, z którego cieszyliby się turyści.