Alijew: Erywań to historyczne miasto Azerbejdżanu
Jak poinformował Nikol Paszynian w przemówieniu podczas obchodów Dnia Armii Armeńskiej: „Przedstawiliśmy Azerbejdżanowi propozycję mechanizmu wzajemnej kontroli zbrojeń i podpisania paktu o nieagresji, jeśli podpisanie traktatu pokojowego napotka opóźnienia”. Zaznaczył jednocześnie, że Erywań musi „ponownie rozważyć strategiczne myślenie w strefie bezpieczeństwa i zdywersyfikować międzynarodowe relacje w tej sferze”. Paszynian podkreślił także, że Armenia jest gotowa na zakup nowoczesnej broni.
Azerbejdżan oficjalnie zaprzeczył roszczeniom terytorialnym wobec Armenii i wykluczył nowy konflikt ze swoim sąsiadem. Jednak 13 stycznia bieżącego roku prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew opublikował nagranie, w którym twierdził, że stolica Armenii – Erywań – należała do Azerbejdżanu, jest jego starożytnym miastem i została „bez powodu” przekazana Armenii w XX wieku. Podobne alegacje pojawiają się regularnie od wielu lat w narracji azerbejdżańskiej, a „przekazanie” Erywania często jest określane przez Baku jako „niewybaczalny krok” i „zbrodnia historyczna”.
Według Kacpra Ochmana, analityka Kaukazu Południowego i Azji Centralnej, wypowiedź Alijewa zdecydowanie była przeznaczona na użytek wewnętrzny. „Od początku niepodległości Armenii i Azerbejdżanu istnieje i przez pewien czas będzie istnieć spór o narrację historyczną. Azerbejdżan odwołuje się do różnych bytów państwowych, chanatów, które zajmowały różne terytoria w zależności od okresu historycznego – m.in. dzisiejszy Erywań. Podobna narracja pojawia się w ormiańskiej historii. Przykładowo, niektórzy politycy ormiańscy bądź naukowcy są zdania, że wschodnia Anatolja to tereny ormiańskie. Argumenty historyczne wykorzystywane są do modelowania tożsamości narodowej” – komentuje analityk.
Podobnego zdania jest Wojciech Górecki, główny specjalista w Zespole Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej Ośrodka Studiów Wschodnich: „Wypowiedź Alijewa pokazuje mobilizację władzy i twardą postawę obrony azerbejdżańskich interesów” – mówi ekspert. „W propagandzie Baku funkcjonuje określenie »zachodni Azerbejdżan«, którym określa się obecną Armenię. Rzeczywiście, istniał tam kiedyś chanat erywański, a Azerbejdżan uważa się za jego spadkobiercę. Jest to po prostu jeden ze środków propagandowych, mający obecnie na celu przymuszenie Armenii do jak najszybszego podpisania traktatu pokojowego zgodnie z życzeniami Baku”.
Zbliżające się przedterminowe wybory prezydenckie w Azerbejdżanie, zaplanowane na 7 lutego, dodatkowo podnoszą temperaturę dyskusji. Jak podaje Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, główne partie opozycyjne zapowiedziały bojkot wyborów, powołując się na „represyjną atmosferę, masowe aresztowania i strach” panujące w Azerbejdżanie. Począwszy od listopada, w kraju aresztowano kilku członków Abzas Media pod zarzutem przemytu obcej waluty, a także członka opozycyjnej partii Musawat pod zarzutem nadużyć finansowych.
Zdaniem Góreckiego, opozycja w Baku jest „słaba i rozbita”, a sam Azerbejdżan jest państwem autorytarnym. „Zaznaczmy jednak, że Alijew rządzi w oparciu o kontrakt społeczny i powinien słuchać głosu obywateli. Dlatego też potrzebuje sukcesu propagandowego. Niemniej jednak nie musi obawiać się kontrkandydata w nadchodzących wyborach – o wiele bardziej zwraca uwagę na możliwość występowania spontanicznych, oddolnych ruchów społecznych” – mówi ekspert.
Korytarz zangezurski
Najbardziej palącą kwestią w rozmowach pokojowych pozostaje kwestia tzw. korytarza zangezurskiego, dzięki któremu Baku zyskałoby dostęp do Nachiczewania – autonomicznej jednostki administracyjnej Azerbejdżanu, stanowiącej terytorium położone między Armenią, Iranem i Turcją. „Korytarz zangezurski pozostaje otwartą puszką Pandory i wszyscy, którzy zakładali, że reintegracja Karabachu przez Azerbejdżan zbliży nas do pokoju na Kaukazie Południowym i nakreślili perspektywę zakończenia konfliktu, mylą się” – komentuje Kacper Ochman.
W porozumieniu z 2020 roku, zawartym między Armenią a Azerbejdżanem, znalazł się zapis mówiący o odtworzeniu połączeń transportowych między obydwoma państwami, a także Azerbejdżanem a Nachiczewaniem. Niemniej jednak do tej pory nie ustalono, w jaki sposób należałoby tego dokonać. Baku nalega na stworzenie eksterytorialnego w praktyce połączenia, którego bezpieczeństwo będzie gwarantowane przez państwo trzecie. Jednak Armenia zdecydowanie nie zgadza się na podobne rozwiązanie, nawet gdyby bezpieczeństwo było gwarantowane przez USA.
„Obie strony stoją twardo przy swoich stanowiskach: Azerbejdżan i Turcja są za korytarzem zangezurskim, który w pewnym sensie mógłby odciąć Armenię od jednej z jej dwóch ostatnich granic, czyli Iranu. Erywań nie zgodzi się na eksterytorialny korytarz czy na jakiekolwiek zmiany na mapie, które mogłyby odciągnąć go od Teheranu” – podkreśla Ochman.
Rosja i UE na Kaukazie
Jak wskazuje Wojciech Górecki, Unia Europejska zaczyna odgrywać coraz większą rolę w regionie. „Niemniej jednak problemem pozostaje zakończenie kadencji Rady Europejskiej i związana z nią zmiana przewodniczącego” – zaznacza ekspert. Jak podaje Politico, Charles Michel, obecny przewodniczący Rady Europejskiej, 12 stycznia ogłosił swoją decyzję o kandydowaniu do Parlamentu Europejskiego, co przedwcześnie zakończyłoby jego obecną kadencję przewodniczącego Rady. Po trzech tygodniach zmienił zdanie, decydując się pozostać na swoim stanowisku do listopada. „Charles Michel świetnie rozumiał Kaukaz i inicjował wiele formatów pokojowych. Nie mamy gwarancji, że kolejny przewodniczący będzie równie obeznany w tematyce, związanej z tym regionem” – komentował ekspert.
W ciągu ostatnich lat Unia Europejska zwiększyła swoja obecność w regionie Kaukazu Południowego, m.in. poprzez misję obserwacyjną EU Mission in Armenia (EUMA), którą uruchomiono na ponad dwuletni mandat w lutym zeszłego roku. W grudniu 2023 roku zdecydowano się na jej powiększenie ze 138 pracowników do 209, a prowadzone przez nią patrole podnoszą koszty ewentualnej interwencji zbrojnej ze strony Azerbejdżanu.
Pomimo starań Brukseli, Południowy Kaukaz zawsze będzie dla Rosji bliską zagranicą, a Moskwa w mniejszym bądź większym stopniu pozostanie aktywna na jego terenie. „Warto zwrócić uwagę na to, że Rosja zrobiła krok do przodu względem Francji i USA w kontekście armeńskiej elektrowni jądrowej Metsamor, pokrywającej ok. 30 procent zapotrzebowania kraju na energię elektryczną” – mówi Ochman. „Pod koniec 2023 roku Rosatom podpisał porozumienie z Armenią o renowacji i przedłużeniu pracy elektrowni do 2036 roku, co stanowi sukces Rosji – pojawiały się bowiem spekulacje o wejściu Francuzów bądź USA”.
Jednak stosunki Armenii z Rosją nie są tak zażyłe, jak kiedyś. „Premier Paszynian odmówił udziału we wszystkich szczytach organizowanych przez Moskwę, oprócz jednego szczytu Wspólnoty Niepodległych Państw. Dodatkowo, ludzie z jego otoczenia politycznego brali udział w szczytach proukraińskich” – zaznacza Ochman. Jednocześnie, jak podkreśla Górecki, obie strony konfliktu nadal liczą się z interesem Kremla w regionie, a wykształconych przez lata powiązań nie da się tak szybko zerwać.
Pozostaje również pytanie, kto stanie się gwarantem osiągniętych porozumień pomiędzy Baku a Erywaniem. „Rosja obecnie nie jest zainteresowana tym, aby doszło do takowego porozumienia, a jeśli już, to jedynie pod jej egidą – czego oczywiście nie chcą obie zaangażowane strony” – zaznacza Górecki. „Bardzo istotną kwestią jest to, za czyim pośrednictwem zostanie zawarty pokój oraz gdzie zostanie podpisany. Mogłoby się to stać np. w Tbilisi. Nie wyklucza się również cząstkowego porozumienia pod egidą UE czy Rosji. Obie strony muszą się liczyć z wpływem Moskwy. Najbardziej perspektywiczna pozostaje jednak ścieżka zachodnia – jeśli nie UE, to być może USA lub Wielka Brytania, być może z jakimś udziałem Turcji”.
Francuskie wsparcie
Wśród państw UE żywo zainteresowanych regionem wyróżnia się Francja. W połowie stycznia bieżącego roku francuski senat przyjął uchwałę, żądającą nałożenia sankcji na Azerbejdżan w związku z ofensywą wojskową, przeprowadzoną we wrześniu 2023 roku. W rezolucji wezwano także do zapobiegania dalszym próbom agresji, naruszeniom integralności terytorialnej Armenii oraz do zagwarantowania ludności ormiańskiej prawa do powrotu do Górskiego Karabachu na warunkach zapewniających jej „bezpieczeństwo i dobrobyt”.
„Francja jest najbardziej zainteresowana tym, co dzieje się na Kaukazie, ponieważ zawarła szereg porozumień oraz deklaracji z Armenią, m.in. w sektorze sił zbrojnych” – zaznacza Ochman. Już w październiku zeszłego roku francuski minister sił zbrojnych Sébastien Lecornu deklarował: „Nawet jeśli nie jesteśmy częścią tych samych sojuszy wojskowych i politycznych, zakładamy tę relację obronną, która opiera się na prostej zasadzie, że musisz być w stanie bronić siebie i swojej ludności cywilnej”. We wrześniu 2023 roku Francja wysłała attaché wojskowego do francuskiej ambasady w Erywaniu. Armenia podpisała kontrakt na zakup trzech radarów Ground Master 200 z firmą Thales, a także kolejny z firmą Safran na sprzęt, w tym lornetki i czujniki.
Jednocześnie Baku zobowiązało się do zwiększenia ilości wysyłanego gazu do UE, a w lipcu 2022 roku przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen złożyła wizytę Alijewowi, przeznaczając 60 mln euro z funduszy UE na projekt mogący przynieść krajowi do 2 mld euro inwestycji. Azerbejdżan określono również „kluczowym partnerem” w zakresie dostaw gazu ziemnego, zapowiadając rozbudowę południowego korytarza gazowego.
„Koncerny energetyczne poszukują gazu w innych częściach Morza Kaspijskiego – przykładowo, obserwujemy duży udział francuskiego Total czy BP” – podkreśla Ochman. „Wydaje mi się, że również z tego wynika zbilansowana francuska polityka. Rezolucja francuskiego senatu nie posiada żadnej mocy wiążącej i w pewnym sensie zamyka obieg polityki sankcji wobec Baku. Podobnie jest w USA. Proszę zwrócić uwagę, że w obydwu państwach istnieje ogromna diaspora ormiańska, jednak jej działania lobbingowe nie są w stanie przebić się z komunikatem na wyższy poziom niż komisje parlamentarne czy deklaracje senackie. Total ma się dobrze w Azerbejdżanie i będzie poszukiwał kolejnych złóż, również w nowych miejscach. Deklaracje deklaracjami, a wielka polityka wielką polityką”.