Magdalena Melke: Javier Milei wygrał wybory prezydenckie w listopadzie ubiegłego roku, osiągając 56 procent poparcia, ale wzbudzając jednocześnie wiele wątpliwości i głosów ostrej krytyki zarówno w kraju, jak i w reszcie świata. Anarchokapitalista i libertarianin o charakterystycznej fryzurze; ekonomista, który na wiecach pojawiał się z piłą łańcuchową w dłoni, symbolizującą głębokie cięcia budżetu w Argentynie.
Jak po dziewięciu miesiącach broni się prezydentura Javiera Mileia?
Dr Joanna Gocłowska-Bolek, latynoamerykanistka, Uniwersytet Warszawski: Javier Milei przejął gospodarkę w katastrofalnym stanie – absolutnego chaosu i rosnącej hiperinflacji. Argentyńska gospodarka jest zadłużona, w zasadzie nie zapewnia perspektyw pracy i rozwoju młodym Argentyńczykom. Najpewniej był to główny powód, dla którego tak wielu młodych oddało głos właśnie na Mileia w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Jego wybór w dużym stopniu odzwierciedlał długo narastające frustracje argentyńskiego społeczeństwa, wynikające z warunków gospodarczych kraju.
Javier Milei przebojem wszedł do polityki krajowej, trzymając w ręku piłę łańcuchową symbolizującą cięcie podatków. Drugą najbardziej medialną propozycją była „dolaryzacja”. Na tych dwóch filarach oparł swoją kampanię wyborczą, nie licząc oczywiście umiejętności kreowania swojego wizerunku w mediach społecznościowych i „festiwalu” szeroko komentowanych wizyt zagranicznych.
Rzeczywiście, od początku kadencji Milei wprowadził bardzo odważne decyzje, co doprowadziło przede wszystkim do pogłębienia, już występującej, silnej polaryzacji odbioru społecznego jego osoby. Główną decyzją Mileia stało się obcięcie wydatków publicznych – zlikwidowano połowę ministerstw, które prezydent uznał za niepotrzebne, zwolniono dziesiątki tysięcy urzędników państwowych, a wielu z nich nie uzyskało przedłużenia kontraktów. Milei ograniczył dotacje oraz wydatki na reklamę, zawiesił niektóre przetargi, słowem – wprowadził oszczędności, aby wreszcie uzyskać nadwyżkę budżetową.
To sprawiło, że na rynek trafiło wiele osób bezrobotnych, które wcześniej pracowały jako urzędnicy państwowi czy pracownicy edukacji. Milei obciął również wiele dodatków do nauczycielskich pensji – nauczyciele z pewnością stali się obecnie jedną z najbardziej poszkodowanych grup, ponieważ część ich pensji była opłacana z funduszu publicznego. Kiedy zostało to zlikwidowane, stanęli oni przed sytuacją pracy za pensję niewystarczającą na przeżycie.
Rozumiem, że możemy to uznać za wyraz słynnego libertariańskiego podejścia Mileia. Z nagłówków medialnych wynika, że z działaniami dotyczącymi cięć budżetowych wiązały się akcje protestacyjne, jak chociażby te z początku czerwca bieżącego roku na ulicach Buenos Aires.
Protestują osoby, które najwięcej straciły na przedstawianych reformach i takie, które obawiają się o swoją przyszłość – liczni Argentyńczycy, którzy wcześniej cieszyli się konkretnymi przywilejami albo po prostu w wyniku reform stracili pracę.
Najgłośniejsze protesty odbyły się właśnie w czerwcu bieżącego roku, kiedy do parlamentu trafił mega-pakiet ustaw przygotowany przez Mileia.
Chciałabym skupić się na kwestiach ekonomicznych oraz dekrecie, w którym na okres dwóch lat uchwalono gospodarczy stan wyjątkowy, dzięki któremu Milei mógłby zmieniać ustawy za pomocą dekretów prezydenckich.
Czy Milei ma rzeczywisty plan na naprawę argentyńskiej gospodarki, czy jest to jednak działanie pokazowe?
Milei przebojem wkroczył do polityki, mówiąc „oto jestem i działam” – podniósł przysłowiową już piłę łańcuchową, obcinając wydatki publiczne czy dewaluując peso o ponad 50 procent. Obecnie za dolara należy zapłacić ok. 900 peso. Warto podkreślić, że jeszcze pod koniec XX wieku przez całą dekadę był utrzymywany parytet na poziomie jedno peso do jednego dolara, co pokazuje niesamowitą skalę zmiany i tego, w jaki sposób odbija się ona na sytuacji gospodarczej Argentyny i stanie dobrobytu obywateli. Warto podkreślić, że Argentyńczycy przestali ufać swojej walucie i gromadzą oszczędności przede wszystkim w dolarach.
W związku z tym pomysłem Mileia jest „ściągnięcie” dolarów do Argentyny, ponieważ dolarowe oszczędności obywateli kraju sięgają połowy wielkości PKB. Dlatego Mileiowi wydaje się, że można na nich bazować, w przypadku realizacji pomysłu „dolaryzacji”. Z drugiej strony, Argentyna praktycznie nie posiada rezerw walutowych. Jeżeli „dolaryzacja” miałaby zostać przeprowadzona, państwo musi posiadać zasoby dolarowe, aby wykupić peso z rynku – co jest w najbliższych miesiącach, a pewnie i latach, niemożliwe.
Pomysł „dolaryzacji” został na razie odłożony w czasie, choć Milei się z niego oficjalnie nie wycofuje i wspomina o wprowadzeniu walut konkurencyjnych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyglądał się pomysłom Mileia dotyczącym „dolaryzacji” z pewnym niezadowoleniem i ostrożnością, ponieważ Argentyna jest krajem najbardziej zadłużonym wobec MFW i ma do spłacenia 44 mld dolarów. Milei musi również podejmować decyzje prowadzące do spłaty tej kolosalnej kwoty i to w sytuacji, gdy Argentyna wciąż walczy z hiperinflacją.
Wiele z reform gospodarczych obecnego prezydenta okazało się trudnych do wprowadzenia. Przykładem może być również dążenie do absolutnej prywatyzacji każdego sektora. Takie założenie było zawarte w pakiecie blisko 800 reform (argentyński parlament naturalnie nie zgodził się na przyjęcie ich wszystkich).
W rozważaniach gospodarczych nie można zapomnieć o polityce. Javier Milei doszedł do władzy jako ekonomista, który chce zmienić system gospodarczy Argentyny o 180 stopni. Natomiast w parlamencie posiada on jedynie 15 procent głosów w izbie niższej oraz siedmiu senatorów w izbie wyższej. To absolutnie zbyt mało, aby przebojem przegłosowywać tak daleko idące ustawy.
Parlament raz po raz odrzucał ustawy Mileia. Kiedy po czasie udało się wynegocjować znaczne uszczuplenie wspomnianej mega-ustawy do ponad 300 zapisów, wówczas w czerwcu bieżącego roku niższa izba parlamentu przegłosowała pakiet Mileia. Jest to chyba pierwszy poważny polityczny sukces Mileia – warto podkreślić, że jego osiągnięcie zajęło prezydentowi ponad pół roku.
Czy biorąc pod uwagę kontrowersyjny wizerunek oraz wzbudzanie skrajnych emocji, Mileiowi trudno jest nawiązać koalicję w parlamencie oraz trwalsze sojusze polityczne?
Chciałabym trochę zniuansować obraz Javiera Mileia. Jest on bez wątpienia osobą, wypowiadającą się w sposób „konfliktogenny”, a swoimi działaniami zraził do siebie wielu polityków w kraju i na świecie. Idealnym przykładem może być odwołanie ambasadora Hiszpanii z Buenos Aires, co nie jest dobrą wiadomością dla obu krajów.
Wydaje mi się, że w Europie skupiamy się – niestety – głównie na otoczce medialnej. Milei jest ekscentryczny, wypowiada się w sposób obrażający wielu polityków, nie liczy się ze słowami, a ponadto utrzymuje swój, powiedzmy, charakterystyczny wygląd, na dodatek kontaktując się ze swoim zmarłym psem, który jest jego doradcą w sprawach ekonomicznych… Jednak jeżeli skupimy się jedynie na tym, nie ujrzymy pełnego obrazu.
Javier Milei rzeczywiście ma pewien pomysł na argentyńską gospodarkę i zdołał przekonać do swojej wizji ponad połowę obywateli, którzy na niego zagłosowali. Milei zasadniczo nie ma własnej partii politycznej – w trakcie wyborów stanął na czele powołanej ad hoc koalicji La Libertad Avanza (pol. Wolność Postępuje).
Jednak parlamentarzyści muszą się z nim liczyć widząc, że mandat społeczny Mileia jest bardzo szeroki. Podczas wyborów Argentyńczycy pokazali, że w większości mają dość kirchneryzmu i peronizmu, który dominował w polityce kraju przez większość pierwszego ćwierćwiecza XXI wieku. Być może Milei osobiście nie jest skłonny do zawierania sojuszy, jednak otoczył się osobami z otoczenia centroprawicowego Mauricio Macriego – byłego prezydenta, który pomiędzy kadencjami kirchneryzmu starał się przeprowadzić własne reformy. Przykładowo, kluczową osobą dla pomysłów gospodarczych z kręgu Mileia jest Luis Caputo, obecny minister gospodarki, który wcześniej sprawował to samo stanowisko za czasów Macriego.
Javier Milei w jakiś sposób buduje pewnego rodzaju sojusze polityczne i wydaje się, że fakt przegłosowania w parlamencie mega-ustawy (nawet jeśli okrojonej) pokazuje, że stara się on realizować swoje zamysły przywódcze. Szczególnie uwidacznia to wspomniany już dekret, dotyczący gospodarczego stanu wyjątkowego, gdzie w trakcie dwóch lat Milei będzie miał możliwość zmian ustaw w kwestiach dotyczących gospodarki, energetyki i finansów za pomocą dekretów prezydenckich. Milei zastrzegł możliwość indywidualnej interwencji, bez konieczności odwoływania się do opinii kongresu.
Rozumiem, że nie demonizowałaby Pani Mileia i raczej patrzyła na pragmatyczne aspekty jego rządów. Jednak chciałabym zapytać o Dzień Pamięci Prawdy i Sprawiedliwości obchodzony w marcu. Upamiętnia on 30 tysięcy ofiar siedmioletniej dyktatury wojskowej lat 1976-1983, która obaliła rządy demokratyczne. Milei podważył dotychczasowe stanowisko mówiąc, że junta nie uprawiała terroru państwowego, co wywołało głosy o rewizjonizmie historycznym prezydenta. Czy Milei wykazuje takie zapędy?
Taki trend jest widoczny, jednak wydaje mi się, że – naturalnie generalizując – Argentyńczycy wydają się to tolerować, kładąc o wiele większy nacisk na naprawę gospodarki. Obywatele są w stanie zaakceptować wiele pomysłów Mileia, pod warunkiem, że postawi on argentyńską ekonomię na nogi.
Przykładowo, poglądy prezydenta dotyczące kwestii społecznych są nieakceptowalne dla dużej części Argentyńczyków, ponieważ Buenos Aires przez wiele lat była liderem przemian w kierunku bardziej liberalnym, związanym z narracją dotyczącą feminizmu. Milei neguje ten kierunek i jest przeciwny chociażby aborcji, pojawiają się pogłoski o zakazie rozwodów.
Osobiście uważam, że te pomysły nie zostaną wdrożone i stanowią element kolorytu Mileia. Pamiętajmy jednak, że zdecydowanie nie jest to priorytet Argentyńczyków. Jeśli popatrzymy na sytuację ekonomiczną poszczególnych gospodarstw domowych, to jest ona tragiczna – i się pogarsza. Poprzednie dziesięciolecie doprowadziło do stanu, w którym 60 procent osób znajduje się poniżej granicy ubóstwa, z czego 15 procent zastanawia się, czy będzie mogło zjeść kolejny posiłek.
Postawiłabym wielki znak zapytania, w którą stronę uda się Javier Milei i co mu się uda zrobić w polityce i gospodarce krajowej. Nie jest to jednak pierwszy prezydent w Argentynie, który wprowadza całkowicie odmienny projekt gospodarczy w kraju. Na dzisiaj trudno stwierdzić, na ile Mileiowi uda się postawić na nogi argentyńską ekonomię, jednak dwa obszary, o których wspominałyśmy na początku – obcięcie wydatków publicznych oraz próba opanowania inflacji i stabilizacji waluty – są działaniami, których Argentyna potrzebowała.