Myślenie dwutorowe
Jak podano na początku roku, Izrael zdecydował się na wycofanie pięciu brygad wojska, czyli kilku tysięcy swoich żołnierzy z Gazy. Wojska lądowe Sił Obrony Izraela (IDF) wkroczyły do Strefy 27 października 2023 roku, po okresie intensywnych ostrzałów artyleryjskich przeprowadzanych w ramach akcji odwetowej za terrorystyczny atak Hamasu z 7 października. Skrajne islamskie ugrupowanie zamordowało ok. 1200 i porwało 240 osób.
Zdaniem informatora Reutersa, wyższego rangą izraelskiego urzędnika, intensywna kampania Izraela przeciwko Strefie Gazy i Hamasowi będzie kontynuowana „przynajmniej sześć miesięcy”, a IDF nadal spodziewa się ciężkich walk w Strefie przez większość 2024 roku. W cytowanej wypowiedzi urzędnik zaznaczył także, że część z wycofanych żołnierzy trafi na północną granicę kraju z Libanem, gdzie trwa systematyczny ostrzał rakietowy Hezbollahu. Potwierdzeniem tych słów jest również cytowana przez The Guardian wypowiedź ministra obrony Yoava Gallanta: „Poczucie, że wkrótce przestaniemy, jest błędne. Bez wyraźnego zwycięstwa nie będziemy mogli żyć na Bliskim Wschodzie”.
Zdaniem Michała Wojnarowicza, analityka ds. Izraela w programie Bliski Wschód i Afryka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM), w Izraelu panuje dwutorowe myślenie dotyczące Strefy Gazy, dzielące się na stricte operacyjne oraz polityczne. „Widzimy zmianę charakteru prowadzenia działań zbrojnych przez Izrael w Strefie Gazy – mniejszymi siłami, bardziej punktowo. Jest to również taktyka, na którą od wielu tygodni naciska USA, aby chociaż minimalnie poprawić sytuację ludności cywilnej. Naturalnie pozostaje pytanie, na ile ta taktyka okaże się skuteczna” – zaznacza ekspert.
„Pozostaje również [otwarta] kwestia politycznej przyszłości Strefy Gazy. Pojawiają się informacje o pomysłach na bardzo lokalne zarządzanie Strefą Gazy przez miejscowe klany palestyńskie, na poziomie samorządowym, tak, aby struktury Hamasu nie kierowały ludnością Gazy” – mówi Wojnarowicz. „Wymagałoby to jednak pewnego porozumienia między ludnością palestyńską a izraelską. Pojawiają się pomysły, aby w tworzeniu nowych struktur uczestniczyły osoby związane lokalnymi władzami, ale niepowiązane z Hamasem, ani niewykonujące poleceń z Autonomii Palestyńskiej (AP). Władze izraelskie wielokrotnie powtarzały, że nie widzą szans na powrót do Strefy Gazy Autonomii Palestyńskiej w tym konkretnym momencie i układzie władzy panującym w Ramallah, z prezydentem Mahmudem Abbasem na czele”.
Oliwy do ognia w już i tak gorejącym konflikcie dolewają komentarze części prawicowych, izraelskich polityków, mówiące o przesiedleniach Palestyńczyków poza Strefę Gazy – m.in. ministrów Bezalela Smotricha i Itamara Ben-Gvira. Jak podaje Reuters, 14 listopada minister finansów Smotrich zadeklarował poparcie dla apelu dwóch członków izraelskiego parlamentu, mówiący o konieczności przyjęcia przez kraje zachodnie rodzin z Gazy, które wyraziły chęć relokacji.
Choć minister określił to jako „właściwe rozwiązanie humanitarne”, większość świata arabskiego obawia się powtórzenia scenariusza masowych wywłaszczeń Palestyńczyków, jakie miało miejsce w 1948 roku, kiedy tworzono państwo Izrael. Minister Smotrich, wykluczony z gabinetu wojennego, ponowił swoje oświadczenia na koniec 2023 roku. Jak cytował Reuters: „To, co należy zrobić w Strefie Gazy, to zachęcać do emigracji. Jeśli w Gazie będzie 100 tys. lub 200 tys. Arabów, a nie dwa miliony Arabów, cała dyskusja następnego dnia będzie zupełnie inna”.
Zastępca Haniyeha nie żyje
We wtorek 2 stycznia poinformowano o śmierci zastępcy szefa Hamasu, który był odpowiedzialny za założenie wojskowego skrzydła organizacji, Brygad al-Kassama. Saleh al-Arouri zginął na południowych przedmieściach Bejrutu w wyniku ataku izraelskich dronów na biuro Hamasu, razem z czterema innymi Palestyńczykami oraz trzema Libańczykami. Jak podawał Reuters, celem ataku miało być spotkanie urzędników palestyńskiej organizacji terrorystycznej z frakcją islamistów Dżama’a Islamiya w Libanie.
W wywiadzie udzielonym dla MSNBC, doradca premiera Izraela Benjamina Netanjahu, Mark Regev, nie wziął odpowiedzialności za przeprowadzony atak, deklarując: „Ktokolwiek to zrobił, dokonał chirurgicznego uderzenia przeciwko przywódcom Hamasu”. Podkreślił również, że „ktokolwiek tego dokonał, musi być jasne: że nie był to atak na państwo libańskie”.
Według Wojnarowicza, śmierć Saleha al-Arouriego stanowi realizację politycznych zapowiedzi, które przywódcy Izraela poczynili od samego początku konfliktu – że żaden przywódca Hamasu nie może się czuć bezpiecznie.
Niemniej jednak, jak zaznacza ekspert, wybór miejsca ma znaczenie: „Czym innym jest próba zamachu na decydentów znajdujących się w Katarze czy też w Turcji, a czym innym atak na Bejrut. Przede wszystkim chodzi o inne koszty polityczne oraz same możliwości techniczne jego przeprowadzenia. Warto zaznaczyć, że śmierć Saleha al-Arouriego namiesza w polityce Hamasu, ponieważ był on odpowiedzialny za kontakty z Iranem, Syrią i Hezbollahem. Dodatkowo jego usunięcie zmieni układ sił w strukturach organizacji” – podkreśla analityk PISM.
Od początku wojny wśród międzynarodowych komentatorów pojawiają się obawy, dotyczące możliwości rozlania się konfliktu na pozostałe obszary Bliskiego Wschodu. Zgodnie z listopadową wypowiedzią irańskiego ministra spraw zagranicznych, Hosejna Amira Abdollahiana, rozszerzenie konfliktu na obszary poza Strefą Gazy jest „nieuniknione”, a zabicie Saleha al-Arouriego ponownie wzmocniło obawy części analityków i decydentów.
„Póki co Hezbollah wydaje się być stonowanym w swoich reakcjach, jednak najpewniej nie będzie mógł pozwolić sobie na brak jakiejkolwiek odpowiedzi wobec takiego ataku. Do tej pory organizacja kontynuuje model angażowania izraelskich sił na północnej granicy poprzez stały ostrzał. Działanie Hezbollahu zostanie najpewniej nieco osłabione przez to, że teraz będzie ciężej wykorzystywać libańskie struktury Hamasu do działania zastępczego” – mówi Wojnarowicz.
22 tysiące „strat koniecznych”?
Jak podaje Agencja ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA), według Ministerstwa Zdrowia Gazy (kontrolowanego, jak wszystkie instytucje w Strefie, przez Hamas), od 7 października zeszłego roku w Strefie Gazy straciło życie co najmniej 21 978 Palestyńczyków. Według doniesień, 70 procent ofiar stanowiły kobiety i dzieci. W ciągu ostatnich trzech miesięcy blisko 85 procent populacji (ok. 1,9 mln osób) zostało przesiedlonych w ramach samej Strefy, w wielu przypadkach kilkukrotnie.
Tak tragiczny bilans ofiar odzwierciedla strukturę demograficzną Strefy. Jak podaje Financial Times, zagęszczenie ludności w Strefie Gazy znajduje się na podobnym poziomie, co w Londynie, a na obszarze 365 kilometrów kwadratowych mieszka do 2,5 mln ludzi. Dodatkowo, mediana wieku populacji Gazy wynosi poniżej 20 lat.
„Powiedziałbym, że w Izraelu widać pewien dwugłos. Z jednej strony wszystko to wpisywane jest w nieuniknione straty wojny z Hamasem. Taki sposób myślenia ułatwia fakt, że sondaże z końca 2023 roku wskazują, że działania podjęte przez Hamas cieszą się poparciem wśród Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu oraz w Strefie Gazy” – podkreśla Wojnarowicz. „Dlatego też często panuje podejście, że armia izraelska powinna prowadzić swoje działania do momentu zwycięstwa. Nie zapominajmy również, że w przekazie medialnym w Izraelu widać o wiele więcej spraw izraelskich, takich jak zakładnicy w Strefie Gazy czy sposób walki i ofiary w armii izraelskiej”.
Niemniej jednak analityk PISM zaznacza, że pojawia się refleksja, że cele przedstawione przez izraelskich polityków natychmiast po zamachu okazały się zbyt ambitne i trudne do wdrożenia. „Można powiedzieć, że obecny rząd Izraela stał się zakładnikiem własnych obietnic z października 2023 roku, dotyczących unicestwienia Hamasu. Pytanie, w jakim momencie izraelski rząd mógłby zadeklarować sukces – czy będzie nim śmierć przywództwa wojskowego w Strefie Gazy, uwolnienie zakładników? Jeżeli odrzucimy podbicie Strefy Gazy i wyłapanie wszystkich członków Hamasu – co jest szalenie trudne, czasochłonne i kosztowne – to faktycznie nie wiadomo, co może być taką granicą” – podkreśla Wojnarowicz.
Bibi stracił zaufanie Izraela
Sytuacja na politycznej scenie Izraela również pozostaje napięta, a premier kraju, Benjamin Netanjahu, doświadcza najniższego poparcia społecznego od początku swojej kariery politycznej. „Regularne badania wykonywane przez Israel Democracy Institute wskazywały na to, że jedynie ok. 15 procent ankietowanych chciałoby, aby po zakończeniu wojny Netanjahu pozostał premierem, co stanowi jego twardy elektorat. Zmieniły się wyniki sondażu dotyczące najbardziej preferowanego kandydata na premiera, gdzie liderem pozostaje Benjamin Ganc” – mówi ekspert. Jednocześnie, wielu Izraelczyków popiera strategię Netanjahu, mającą na celu „zmiażdżenie” samego Hamasu.
Sondaż przeprowadzony przez Israel Democracy Institute wykazał również spadający poziom optymizmu dotyczący przyszłego bezpieczeństwa oraz demokratycznego charakteru kraju. Głównym nazwiskiem wymienianym jako potencjalny premier Izraela po wojnie stał się minister gabinetu wojennego, Beni Ganc, którego popularność wydaje się rosnąć – podobnie jak jego partii, Jedności Narodowej.
Zdaniem analityka PISM, premier Netanjahu znajduje się obecnie w najniższym punkcie swojej kariery politycznej: „Niemniej nie zmienia to tego, że będzie walczył do końca. Powiedziałbym, że Netanjahu swoją wizję polityki utożsamia z najlepszą wizją dla Izraela. Widać w tym głęboką wiarę, że jego sprawczość i działania zapewnią Izraelowi sukces oraz bezpieczeństwo. Warto podkreślić, że sukces w Strefie Gazy – jakkolwiek nie zostanie on określony – jest ostatnią rzeczą, która może uratować polityczną karierę Netanjahu i pokazać, że choć doszło do pewnych »zaniedbań« (mówiąc eufemistycznie), to jednak udało się pokonać Hamas”.
Obecne nastroje społeczne wobec premiera nie wskazują na istnienie możliwości jakiegokolwiek „łatwego zwycięstwa”. Jak donosił Times of Israel, na początku grudnia doszło do spotkania członków rodzin zakładników z premierem Netanjahu i pozostałymi członkami gabinetu wojennego. Zdaniem gazety, zgromadzenie odbywało się w „napiętej i wrogiej atmosferze”, a niektóre rodziny opuściły je wcześniej niż zaplanowano. Wiele rodzin mówiło o poczuciu ignorowania ich przez premiera.
„Większość Izraelczyków widzi w środkach wojskowych szansę na odzyskanie zakładników, jednak niekoniecznie w formie fizycznego odbicia, a raczej wywarcia na Hamas presji, która zmusi organizację do podjęcia kolejnej rundy rozmów negocjacyjnych. Po ataku w Bejrucie najpewniej te negocjacje zostaną wyhamowane” – mówi Wojnarowicz.
W trakcie niemal tygodniowego, listopadowego rozejmu uwolniono 105 zakładników, w zamian za zwolnienie z izraelskich więzień 180 Palestyńczyków. 78 z nich stanowiły kobiety i dzieci. Łącznie do tej pory udało się uratować 110 zakładników porwanych 7 października, z czego czterech zostało wypuszczonych przez Hamas, a jeden został odbity przez IDF. Niestety, pod koniec grudnia izraelscy żołnierze przypadkowo zabili trójkę zakładników przetrzymywanych w Strefie Gazy, myląc ich wołanie o pomoc z podstępem terrorystów mającym wciągnąć ich w zasadzkę.
Według eksperta PISM, przypadkowe zastrzelenia zakładników czy też pojawiające się w coraz większej ilości informacje o zaniedbaniach sprzed 7 października będą oddziaływać na postrzeganie społeczne IDF: „Póki co jesteśmy w momencie, kiedy panuje przeświadczenie: dopóki nasi chłopcy tam są, to wstrzymamy się z krytyką. Na pewno jednak przyjdzie czas rozliczeń i reform. Pamiętajmy jednak też, że ok. jednej szóstej żołnierzy IDF, którzy zginęli w Gazie, poniosła śmierć w wyniku tzw. friendly fire i izraelskich kul, co rzutuje na percepcję operacji w Strefie”.