Magdalena Melke: Jak podaje Reuters, od czasu objęcia prezydentury przez Joe Bidena w 2021 roku zaobserwowano rekordową liczbę migrantów, nielegalnie przekraczających granicę USA-Meksyk – wyniosła ona ok. 2 mln osób. Głosy o budowie muru na granicy podnosiły się już podczas pierwszej prezydentury Trumpa.
Z czego wynika obecny kryzys na granicy i jak długo de facto następowała jego eskalacja?
Andrzej Kohut, amerykanista, autor podcastu „Po amerykańsku” i książki „Ameryka. Dom podzielony”: Problem narastał przez ostatnich kilka dekad. Pierwszy duży kryzys migracyjny nastąpił we wczesnych latach 2000, później ruch migracyjny został ograniczony przez kryzys finansowy w 2008 roku, kiedy USA musiała mierzyć się z jego konsekwencjami gospodarczymi. Mniej więcej w okresie, w którym Donald Trump wygrywał wybory, m.in. mówiąc o budowie muru na południowej granicy USA, sytuacja była w zasadzie najlepsza na przestrzeni ostatnich 25 lat w kontekście liczby prób nielegalnego przekroczenia amerykańskiej granicy.
W drugiej połowie kadencji Trumpa liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy zaczęła rosnąć, co wiązało się naturalnie z lepszą sytuacją gospodarczą w USA, wyjątkowo niskim bezrobociem, a także presją migracyjną z nowych krajów. W ciągu ostatnich lat byli to nie tylko imigranci z Meksyku, lecz również z Hondurasu, Gwatemali, Salwadoru czy Wenezueli. W związku z tym w latach 2018 i 2019 obserwowano szybki wzrost liczby prób nielegalnego przekraczania granicy.
Wszystkie te zjawiska zostały wyhamowane przez pandemię i niepewność związaną z rozprzestrzenianiem się nowej choroby, zawirowaniami gospodarczymi czy błyskawicznie rosnącym bezrobociem w USA (w szczytowym momencie sięgnęło ono według oficjalnych danych kilkunastu procent). Wprowadzono również dodatkowe restrykcje na czas pandemii, takie jak możliwość natychmiastowej deportacji każdej osoby złapanej na próbie nielegalnego przekroczenia granicy – ze względu na bezpieczeństwo sanitarne.
Okoliczności, które spowodowały zahamowanie migracji w 2020 roku przestały mieć znaczenie w 2021 roku – sytuacja gospodarcza ustabilizowała się, COVID nie „straszył” już tak jak wcześniej, dlatego liczba migrantów ponownie wzrasta. Dodatkowym elementem wspierającym zjawisko było dojście prezydenta Joe Bidena do władzy, ze względu na sam wizerunek Bidena, który w czasie kampanii krytykował niehumanitarne – jego zdaniem – działania administracji Trumpa. W trakcie pierwszych tygodniach prezydentury Biden zniósł niektóre najbardziej kontrowersyjne rozporządzenia Trumpa, m.in. wstrzymał budowę muru czy politykę „Remain in Mexico” – zasadę, zgodnie z którą wnioskujący o azyl oczekują na decyzję po meksykańskiej stronie granicy.
W wyniku tych działań fala migracyjna nabiera tempa. Rośnie błyskawicznie, w ostatnich miesiącach liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy jest już większa niż podczas dużej fali we wczesnych latach 2000.
Jednymi z najmocniej omawianych kwestii pozostaje republikańska ustawa graniczna HR2, która nie posiada poparcia demokratów oraz przedstawiony w październiku przez Biały Dom wniosek o finansowanie skierowany do Kongresu, zapewniające dodatkowe 106 mld dolarów, wiążący w sobie cel wzmocnienia obronności Ukrainy oraz amerykańskich służb granicznych.
Czemu demokraci nie chcą zgodzić się na ustawę HR2, a republikanie zaakceptować wniosku o finansowanie?
W 2023 roku administracja Bidena zaczęła się poważnie obawiać o przyszłość kolejnych pakietów finansujących amerykańską pomoc dla Ukrainy ze względu na to, że przynajmniej w części obozu republikańskiego zaczęły narastać wątpliwości co do kontynuacji finansowania, a jeśli tak, to w jakiej wysokości.
W związku z tym Biden zaczął szukać możliwości połączenia głosowania nad pakietem pomocowym dla Ukrainy z inną kwestią, mniej kontrowersyjną z punktu widzenia republikanów. Jednym z pomysłów było połączenie kwestii Ukrainy z kwestią Tajwanu, Izraela, a także wzmocnieniem ochrony południowej granicy USA.
Tak naprawdę otworzyło to furtkę do negocjacji pomiędzy republikanami a demokratami, ponieważ republikanie uznali to za dobrą okazję, by wymusić na demokratach istotne zmiany w amerykańskim prawie migracyjnym
Utworzono ponadpartyjny zespół negocjacyjny w amerykańskim senacie, gdzie rzeczywiście negocjowane są pewne zmiany w prawie azylowym czy humanitarian parole (jest to możliwości wpuszczania do USA obywateli wybranych państw, ze względu na jakieś szczególne okoliczności, dotyczyło to np. mieszkańców Ukrainy).
Republikanie w Senacie byliby najwyraźniej skłonni wykorzystać tę sytuację, aby wprowadzić zmiany w prawie migracyjnym. Kłopot polega na tym, że wydaje się, iż republikanie w Izbie Reprezentantów – a przynajmniej ich najbardziej radykalna część – w ogóle nie jest tym zainteresowana i z góry uznaje, że efekt tych negocjacji będzie niedostateczny, że można na demokratach wymusić daleko bardziej idące ustępstwa.
W tym miejscu pojawia się wspomniana ustawa HR2, którą rzeczywiście republikanie przegłosowali jeszcze w pierwszej połowie 2023 roku w Izbie Reprezentantów. Nie ma ona jednak szans na poparcie demokratów w Senacie, a tym bardziej na prezydencki podpis, z tego względu, że administracja Bidena musiałaby się zgodzić na rozwiązania nielicujące z tym, co zapowiadała wcześniej odnośnie humanitarnego traktowania nieudokumentowanych imigrantów. W ustawie HR2 znajdują się chociażby takie kwestie sporne, jak system elektronicznej weryfikacji, gdzie pracodawcy byliby zobowiązani do sprawdzania statusu imigracyjnego każdej osoby, którą pragną zatrudnić, ograniczenie możliwości ubiegania się o azyl w USA, czy kontynuacja budowy muru granicznego.
W związku z tym propozycja, aby zajmować się ustawą HR2, jest raczej próbą zablokowania negocjacji, niż realną próbą wprowadzenia zmian, które w tej ustawie są zawarte. Część republikanów w Izbie Reprezentantów mówi o tym coraz wyraźniej, podobnie jak Donald Trump, że tak naprawdę nie chodzi o osiągnięcie żadnego kompromisu, a z problemem kryzysu migracyjnego republikanie poradzą sobie sami, kiedy będą już mieli republikańską administrację. Tymczasem należy pozwolić, aby kryzys się toczył, ponieważ silnie szkodzi administracji Bidena i może przyczynić się do jego przegranej w wyborach. W związku z tym nie należy prowadzić do złagodzenia kryzysu i należy pozwolić, aby administracja mierzyła się z nim dalej.
Zbliżają się listopadowe wybory. Czy i jeśli tak, to jaką rolę odgrywają republikańscy sojusznicy Trumpa w zaostrzaniu konfliktu? Jaka część republikanów realnie chce osiągnąć porozumienie i załagodzić kryzys na granicy, a jaka część jest nastawiona na to, że może on przyczynić się do wygrania listopadowych wyborów?
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że panel negocjacyjny w Senacie, przynajmniej u swoich początków, był przedsięwzięciem podejmowanym w poważny sposób przez obie strony. Wydaje się, że republikanie w Senacie wierzyli, że wprowadzenie pewnych zmian w prawie migracyjnym jest możliwe. Senacki republikański lider, Mitch McConnell, był przekonany, że tak właśnie należy postąpić. Zaznaczmy jednak, że jest on politykiem pragmatycznym i cierpliwym, konsekwentnym w wykorzystywaniu tego rodzaju okazji.
Początkowo największy opór wobec negocjacji – ze strony republikanów – wypływał z dość niewielkiej grupy polityków w Izbie Reprezentantów. Kłopot polega na tym, że w Izbie republikanie od 2023 roku mają większość, jednak wynosi ona raptem kilka głosów. Jeśli Republikanie chcą coś przegłosować własną większością – a powinni to robić, aby pokazać wyborcom swoją sprawczość – muszą głosować niemal jednomyślnie. Dlatego też nawet kilkanaście głosów potrafi zaważyć na tym, czy republikanie są w stanie czy też nie są w stanie czegoś przegłosować. Bardzo mocno wpływa to na pozycję spikera Izby Reprezentantów, Mike’a Johnsona.
Republikanie mierzą się z tym problemem przy okazji każdego głosowania okołobudżetowego, gdzie radykalne skrzydło domaga się równie radykalnych cięć budżetowych – nawet za cenę doprowadzenia do czasowego zamknięcia rządu. Wyczerpuje to do pewnego stopnia kapitał polityczny, który posiada spiker Izby Reprezentantów. Aby nie doprowadzić do zamknięcia rządu, decydował się na głosowanie wspólnie z demokratami. Ponieważ w sytuacjach budżetowych korzysta on z takiego rozwiązania, to tak naprawdę w trosce o własną pozycję nie może tego zrobić przy żadnym innym głosowaniu. Tym sposobem niewielka grupa republikańskich polityków jest w stanie blokować rozmaite rozwiązania.
Coraz wyraźniej widać również, że Donald Trump najpewniej będzie kandydatem republikańskim w 2024 roku. Dlatego też nawet ci politycy, którzy do tej pory być może byli do niego nastawieni sceptycznie, zaczynają uznawać, że najbliższy czas nie przyniesie znaczącej zmiany i im szybciej zgłoszą akces do jego obozu, tym większe korzyści mogą z tego wyciągnąć – a przynajmniej nie ucierpieć na tym. Wiadomo, że Trump równie chętnie nagradza swoich lojalistów, co zwalcza tych, którzy tej lojalności nie okazali.
W związku z tym ten obóz będzie się konsolidował wokół Trumpa. Jeżeli Trump, nadając mu ton uzna, że ugoda z demokratami jest niepotrzebna i należy ją zarzucić, to można się spodziewać, że politycy pójdą tym tropem – niedawno sygnalizował to Mitch McConnell, pokazując, że partia republikańska nie pójdzie w kontrze do woli Donalda Trumpa w tej kwestii.
Wkrótce ukaże się druga część rozmowy.