Milei wybawcą czy zgasi światło?
W Ameryce Łacińskiej mówi się, że w historii regionu istniały trzy systemy gospodarcze: kapitalistyczny, socjalistyczny i argentyński. Pogląd ten wynika z oceny skuteczności polityk gospodarczych przyjmowanych przez argentyńskie rządy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, które kończyły się zazwyczaj spektakularnym fiaskiem.
Argentyna 2023 roku w niewielkim stopniu przypomina zamożny kraj z ubiegłego wieku. Kraj niegdyś posiadający jeden z najwyższych na świecie PKB na mieszkańca i zaawansowany system zabezpieczenia społecznego, znany jest dziś bardziej z niekończących się kryzysów gospodarczych, wysokiej inflacji i małej wiarygodności na arenie międzynarodowej.
Obecnie roczna inflacja osiągnęła 160 procent, a kraj jest największym dłużnikiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Argentyna ma obecnie ponad 40 procent populacji żyjącej w biedzie i 7 procent w ubóstwie. To poczucie upadku materializuje się także w percepcji kraju za granicą. Aż do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku świat patrzył na zamożną Argentynę jako punkt odniesienia w stosunkach z Ameryką Południową. Dzisiaj nie ma po tym śladu.
W kontekście problemów gospodarczych trawiących kraj od kilkudziesięciu lat możemy zrozumieć dojście do władzy Javiera Milei. W ciągu ostatnich 40 lat Argentyńczycy postanowili dać szansę różnym modelom rozwoju, próbując powstrzymać ten upadek: od neoliberalizmu Carlosa Menema (1989-1999) po nacjonalizm gospodarczy Nestora Kirchnera (2003-2007) i jego żony Cristiny (2007-2014).
Niewiele jednak osiągnięto, jeśli chodzi o wyniki. Korupcja jest powszechna a w wielu przypadkach podjęte decyzje były błędne. Na przykład za rządów Alberto Fernandeza (2019–2023) nieudolność gospodarcza rządu doprowadziła kraj do konieczności wprowadzenia kontroli cen i kapitału oraz „kreatywnych” rozwiązań mających na celu złagodzenie niedoboru waluty obcej.
Milei obiecuje wzrost gospodarczy polegający na natychmiastowym zniesieniu kontroli systemu finansowego i cen oraz wygaśnięciu wsparcia usług publicznych. Nowy prezydent broni także dolaryzacji gospodarki i zamknięcia Argentyńskiego Banku Centralnego, który jego zdaniem jest odpowiedzialny za wysoką inflację w kraju. Część z tych działań została już ogłoszona i będzie wymagać wielkiego poświęcenia ze strony argentyńskiego społeczeństwa w 2024 roku.
Na przykład ceny biletów komunikacji miejskiej w Buenos Aires wzrosły w samym grudniu o 2500 procent. Oczekuje się, że ogólna stopa inflacji, wahająca się od 6 procent do 12 procent miesięcznie, osiągnie w styczniu 60 procent, co tworzy, przynajmniej tymczasowo, scenariusz hiperinflacji, . Prezydent twierdzi, że Argentyńczycy pozytywne rezultaty tego poświęcenia zobaczą w kolejnych latach, jednak wśród ekonomistów nie ustają wątpliwości. Wielu twierdzi, że wywołanie szoku gospodarczego wpędzi kraj w poważną recesję, jeszcze bardziej ograniczając dochody argentyńskiego rządu i tworząc w ten sposób błędne koło. Inni, w tym MFW, chwalili wprowadzone niedawno środki, twierdząc, że sytuacja w kraju jest nadzwyczajna i wymaga drastycznych i zdecydowanych środków i decyzji. Tak naprawdę o sukcesie lub porażce polityki Milei zadecydują nastroje Argentyńczyków na ulicach. Społeczeństwo tego kraju słynie w regionie z tego, że szybko traci cierpliwość do rządu – jakikolwiek by on nie był.
Od pierwszego tygodnia rządów potężne argentyńskie związki zawodowe i ruchy studenckie organizują protesty na ulicach Buenos Aires przeciwko rozpoczętej właśnie polityce rządu. Administracja Milei zasygnalizowała jednak, że będzie niewielkie pole do dialogu: na przykład Minister Kapitału Ludzkiego zapowiedział 18 grudnia, że rząd będzie dążył do obcięcia świadczeń socjalnych tym, którzy wyszli na ulice w ramach protestu. Postawienie na konfrontację jest ryzykowne: tylko 40 z 257 posłów w Izbie Niższej i 7 z 72 zasiadających w Senacie oficjalnie popiera prezydenta. Jeżeli Milei zbyt szybko zmarnuje swój kapitał polityczny, czyniąc się niepopularnym, może spotkać go próba usunięcia ze stanowiska przez parlament lub nawet perspektywa buntu – takiego jak ten, przed którym stanął były prezydent Fernando De La Rua w 2001 roku. Jeśli Milei chce realizować swoją politykę, będzie musiał negocjować z klasą polityczną, tą samą, którą demonizował przez całą kampanię wyborczą.
Z zewnętrznego punktu widzenia argentyński prezydent również stoi przed wyzwaniami. W nadchodzących latach kraj będzie musiał zapłacić dziesiątki miliardów dolarów zaległych płatności na rzecz MFW. Prawie wszyscy ekonomiści ostrzegają, że renegocjowanie warunków spłat zadłużenia będzie konieczne i będzie wymagać od Milei dużych umiejętności politycznych. Nowy rząd stoi także przed wyzwaniem związanym z radykalną retoryką wyborczą prezydenta. Milei ostrzegał w kampanii wyborczej, że „nie chce stosunków z krajami socjalistycznymi” i często atakował rządy Brazylii i Chin za ich lewicową politykę. Oba kraje odpowiadają za prawie jedną trzecią handlu zagranicznego Argentyny.
Jeśli chodzi o Brazylię, Milei wysłał Luli pragmatyczne sygnały, zapraszając go na ceremonię inauguracji. Niemniej jednak brazylijski prezydent nadal oczekuje na dalsze odprężenie po tym, jak Milei nazwał go „skorumpowanym i komunistycznym”. Prezydent Argentyny zasugerował, że chciałby usunąć Argentynę z południowoamerykańskiego bloku Mercosur, gdyż uważa to za przeszkodę w przyszłych negocjacjach handlowych – Mercosur może podpisywać umowy handlowe jedynie wspólnie z innymi blokami lub krajami, gdyż posiada standardową taryfę celną na import. Jak dotąd Milei nie wydaje się skłonny do kontynuowania tego pomysłu, co jeszcze bardziej skomplikowałoby sytuację gospodarczą Argentyny.
Jednak Javier Milei zasadniczo zmienił stanowisko Argentyny z innych punktów geopolitycznych. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, dla którego w zeszłym roku priorytetem było wejście kraju do grupy BRICS, Milei zadeklarował zdecydowane wsparcie dla Ukrainy i ostro skrytykował rosyjski rząd. Podczas ceremonii inauguracji entuzjazm nowego argentyńskiego przywódcy nie pozostał niezauważony podczas rozmowy z Wołodymyrem Zełenskim, który otrzymał z Argentyny dwa helikoptery Mi-17.
Analizując to wszystko, misja Javiera Milei jako prezydenta Argentyny wydaje się trudna i prawie niewykonalna. Musimy jednak zachować ostrożność w przewidywaniach. Milei podczas kampanii wyborczej był niezwykle szczery, mówiąc społeczeństwu Argentyny, że zanim sytuacja się poprawi, sytuacja znacznie się pogorszy. Biorąc pod uwagę wyrazisty głos argentyńskiego prezydenta (rekordowe 55,7 procent poparcia), wyborcy doceniają jego przesłanie. Czas pokaże, czy w nadchodzących miesiącach przyspieszenie inflacji i wzrost bezrobocia wywołany liberalnym szokiem nowego rządu nie wyczerpają cierpliwości tych samych wyborców, zanim pojawią się pozytywne rezultaty. Sukces tego projektu może być punktem zwrotnym w Ameryce Łacińskiej, regionie, który z ogromną nieufnością podchodzi do liberalnych poglądów ekonomicznych.