Potwierdziły się informacje o przekazaniu Ukrainie przez USA rakiet balistycznych krótkiego zasięgu MGM-140 ATACMS. I to potwierdziło w spektakularny sposób, niszcząc w atakach na dwa rosyjskie lotniska łącznie kilkanaście śmigłowców. Według źródeł New York Times Ukraina dostała na chwilę obecną około 20 pocisków w wersji M39 wyposażone w 950 podpocisków kasetowych M74, które rozrzucane są na dużym obszarze dokonując zniszczeń sprzętu i siły żywej. Jest to najstarsza wersja pocisków ATACMS, produkowana w latach 1990-1997.
ATACMS może być wystrzeliwany zarówno z kołowych zestawów M142 HIMARS jak i M270 MLRS. Oba systemy znajdują się na wyposażeniu sił zbrojnych Ukrainy w ilości łącznie około 40 egzemplarzy. M39 ma zasięg 160 km. Pocisk może manewrować w locie, utrudniając jego zestrzelenie przez obronę przeciwlotniczą.
Ukraińcy apelowali o dostawy tych rakiet już od ponad roku. Wcześniej jednak Biały Dom nie dawał zielonego światła tłumacząc, że w zapasach USA jest „zbyt mało pocisków rodziny ATACMS”. Amerykanie tłumaczyli również, że dostawy pocisków balistycznych mogą doprowadzić do większej eskalacji i ataków odwetowych ze strony Rosji. Nie wiadomo co wpłynęło obecnie na decyzję USA. Fakt jest jednak taki, że Ukraińcy muszą szybko wykorzystać potencjał otrzymanego sprzętu.
Kuć żelazo póki gorące
Pierwszy atak Ukraińców został przeprowadzony modelowo. Do ataku wykorzystano co najmniej osiem pocisków – dwa zostały wystrzelone na lotnisko w Ługańsku, a sześć na lotnisko w Berdiańsku. Wersja pocisku M39, za sprawą jej kasetowej głowicy, doskonale nadaje się do likwidacji celów powierzchniowych m.in. znajdujących się na lotniskach samolotów, śmigłowców czy innej infrastruktury towarzyszącej. Nie wiadomo póki co czy poza wersją z podpociskami kasetowymi Ukraińcy otrzymali inne typy rakiet ATACMS, jednak według ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dymytro Kuleby, Kijów i Waszyngton zgodził się na „ciągłe dostawy tego typu rakiet”. Kuleba wyraził również nadzieje, że Ukraina otrzyma również rakiety o zasięgu 300 km.
Z perspektywy Ukrainy najważniejsze teraz to maksymalnie wykorzystać potencjał otrzymanego uzbrojenia. Czas jest ważny. Rosjanie będą starać się na różny sposób przeciwdziałać ukraińskim atakom zarówno wzmacniając obronę powietrzną i ochronę lotnisk, ucząc przeciwlotników i dostosowywać posiadany sprzęt do zwalczania celów takich jak ATACMS. Najszybszym ruchem będzie jednak rozśrodkowanie sprzętu i przeniesienie go jeszcze dalej od linii frontu co pozwoli uchronić go od zniszczenia jeszcze na płytach postojowych. Dlatego z perspektywy maksymalizacji „zysków” Ukraina powinna jak najszybciej dokonywać kolejnych ostrzałów rosyjskich strategicznych obiektów jak lotniska, lądowiska, magazyny amunicji i miejsca koncentracji czy polowe punkty remontowe sprzętu.
Storm Shadow Asem, ATACMS Jokerem
Dostawy brytyjskich pocisków Storm Shadow było kluczowe w przeprowadzaniu punktowych ataków na rosyjskie cele daleko od linii frontu. Storm Shadowy doskonale sprawdziły się w rażeniu punktów dowodzenia czy określonych obiektów o wysokiej wartość. Storm Shadow pozwolił obudzić strach w rosyjskich dowódcach, którzy nie mogli czuć się bezpiecznie nawet w budynku dowództwa Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu, daleko od miejsc działań zbrojnych. Pociski te mają jednak dwie zasadnicze wady – pierwszą jest ich wysoka cena, a więc niski stan liczbowego posiadania. Cele, które mają trafić, muszą być priorytetowe i dobrze zidentyfikowane.
Z założenia nie wykorzystuje się ich do likwidacji magazynów amunicji, punktów koncentracji sprzętu itp. Ukraińcy czasami to robili, jednak wynikało to z tzw. „braku laku”. Storm Shadow okazał się Asem w ukraińskim arsenale, jednak Rosjanie mając świadomość ich stanu posiadania wkalkulowali ryzyko ich użycia w „straty”. Drugą wadą jest ich skomplikowana głowica, które predestynuje użycie ich do celów silnie umocnionych jak np. bunkry, schrony, kwatery dowodzenia. Ich głowica nie daje optymalnego efektu w niszczeniu celów obszarowych, rozproszonych na otwartej przestrzeni. I znów – Ukraińcy również używali Storm Shadow do ataków na takowe, jednak tylko wtedy, gdy kalkulacja i analiza potencjalnego wpływu ataku nie dawała im innego wyjścia. ATACMS przy wadach Storm Shadow czy SCALP-ER wydaje się Jokerem na kilka ukraińskich problemów.
Po pierwsze, pocisków różnych typów rodziny MGM-140 wyprodukowano ponad 1500 sztuk. Około 1/3 użyto w obu operacjach Pustynna Burza. W arsenale amerykańskim wciąż powinno znajdować się około 1000 pocisków, z czego większość wyprodukowana w latach 90 – co oznacza konieczność wykonania drogiego odtworzenia przydatności bojowej, lub ich kosztownej utylizacji. MGM-140 może być przekazywany w kolejnych partiach, tak jak normalnym jest, że w praktycznie każdym kolejnym pakiecie wsparcia z USA znajduje się pozycja „HIMARS munitions” (Amunicja do systemów HIMARS). Na nikim to już nie robi wrażenia, a z perspektywy Ukrainy daje ona ogromną przewagę np. w zwalczaniu rosyjskiej artylerii. Przekazywanie kolejnych małych partii (co jest słuszne w kontekście rosyjskich prób ataków na ukraińskie magazyny amunicji) nie jest wykluczone w najbliższej przyszłości. Przekroczono kolejny rubikon i złamano kolejny temat tabu w kontekście wsparcia Ukrainy.
Kolejną przewagą ATACMS jest charakterystyka głowicy. Dzięki 950 podpociskom M74, które rozsypują się z wewnątrz korpusu rakiety i detonują nad powierzchnią ziemi potrafią pokryć spory obszar rażenia. To rozwiązanie idealne do zwalczania celów zlokalizowanych na dużym obszarze, rozproszonym i schowanym za np. wałami z ziemią. W przypadku jednolitej głowicy, promień niszczącego działania odłamków to maksymalnie 200-300 metrów. W przypadku MGM-140 Block I z podpociskami M74 obszar rażenia sięga nawet 33000 metrów kwadratowych – każdy z 950 podpocisków razi odłamkami w promieniu 10-15 metrów. Otrzymana przez Ukraińców wersja pocisku nadaje się również do niszczenia składów amunicji zlokalizowanych na dużych obszarach. Zasięg 160 km pozwala na prawie (m.in. Krym) całkowite pokrycie okupowanego terytorium Ukrainy.
Oznacza to, że Rosjanie nie mogą obecnie czuć się bezpiecznie praktycznie w żadnym miejscu na Ukrainie (poza okupowanym Krymem). To może znacznie utrudnić logistykę działania rosyjskiej armii, ale także destrukcyjnie wpłynąć na jakość wsparcia śmigłowcowego rosyjskiego lotnictwa armijnego. Sami Ukraińcy przyznają, że powolna ofensywa poza rozbudowaną linią obronną na Zaporożu spowodowana jest aktywnym wykorzystaniem śmigłowców szturmowych przez Rosjan.
Ka-52 czy Mi-28 wyposażone w nowoczesne pociski przeciwpancerne o zasięgu od 8 do ponad 10 km (ATAKA, Wichr, LMUR) pozwalają na w miarę swobodne operowanie tych śmigłowców na styku linii frontu i niszczenia ukraińskich prób przedarcia się. Dlatego tak ważne z perspektywy Ukrainy było zlikwidowanie lotniska w Berdiańsku. To tam znajdowała się główna baza wypadowa rosyjskich śmigłowców uderzeniowych. Znajduje się ona 100 km od linii frontu. Śmigłowce Ka-52 i Mi-28 posiadają bojowy zasięg na poziomie około 450 km. Tj. lot do miejsca działania i powrót. Obecnie lotnisko w Berdiańsku pozwalało na wykonywanie misji w pełnym obciążeniu bojowym z odpowiednim zapasem długotrwałości lotu w rejonie frontu.
Teraz Rosjanie będą musieli znaleźć inne bezpieczne schronienie dla swoich śmigłowców co może spowodować, że czas dolotu śmigłowców do strefy działania znacznie się wydłuży, zmniejszy się czas przebywania maszyn w obszarze, a także zredukowany zostanie udźwig maszyn w m.in. pociski rakietowe. Najbliższym lotniskiem jest Mariupol zlokalizowany ok. 130 km od linii frontu jednak… to miejsce również jest w zasięgu ATACMS. Kolejnym lotniskiem zdolnym do przyjęcia dużej liczby maszyn bojowych jest Dżankoj na Krymie oddalony o 220 km od zaporoskiej linii frontu. Tutaj ATACMS w wersji M39 nie dosięgną, jednak zasięg lotu śmigłowców nie pozwoli na optymalne wykonywanie misji (chyba, że dokonywane będą międzylądowania na dotankowanie w improwizowanych punktach). Dłuższy dolot sprawi również szybsze zużywanie się silników maszyn, a to w konsekwencji może doprowadzić do wzrostu liczby awarii i pozabojowych katastrof, które i tak są w przypadku Rosji gigantyczne.
Kolejnym plusem z perspektywy Ukrainy jest rozciągnięcie rosyjskich sił przeciwlotniczych. Teraz poza samolotami i śmigłowcami sił powietrznych Ukrainy, Storm Shadowami, SCALPami, dronami różnych typów dojdzie do kolejne zmartwienie w postaci pocisków balistycznych. A z tymi Rosjanie już wcześniej mieli kłopoty, jeszcze kiedy w arsenale Ukrainy znajdowały się systemy balistyczne krótkiego zasięgu Toczka-U o zasięgu 80-120 km. Jeszcze w pierwszych miesiącach pełnoskalowej inwazji Ukraińcy kilkukrotnie udanie porazili rosyjskie cele tymi pociskami m.in. rosyjskie lotnisko Milerowo w pierwszych dniach wojny. Te kilkanaście otrzymanych ATACMS może znacznie wpłynąć na taktykę użycia rosyjskiej obrony, jej dodatkowo rozciągnięcie i obciążenie a i dodatkowo, narazić ją samą na ataki. O ile w przypadku atakowania stanowisk OPL (np. S-400 na Krymie) rakietami typu Neptun czy Storm Shadow/Scalp kończyło się z reguły zniszczeniem jednej wyrzutni, to skutecznie przeprowadzony atak z użyciem ATACMS z pociskami M74 może zniszczyć całą baterie łącznie z radarami, wozami dowodzenia i samymi wyrzutniami.
Nie gamechanger, ale efektywne narzędzie
ATACMS nie zmieni zasad gry w wojnie na Ukrainie. Rosjanie wciąż będą mieć przewagę w lotnictwie i śmigłowcach, choćby mieli wykonywać ograniczone loty czy bardziej ryzykować życie załóg i stan samego sprzętu. Tak samo wciąż mają możliwość elastycznego reagowania, dostosowania się do okoliczności tak, jak dostosowało się ukraińskie lotnictwo (również to frontowe) od początku inwazji. Jednak ATACMS jest użytecznym narzędziem, które dobrze wykorzystane może być szalenie efektywne, nawet w małych ilościach. A to, że Ukraińcy potrafią być efektywni widzieliśmy na tej wojnie już nie raz. Atak z zaskoczenia na Berdiańsk i Ługańsk jest tego niewątpliwym dowodem. Może także dostawy ATACMS sprawią, że na Ukrainę trafią niemieckie Taurusy? Pożyjemy, zobaczymy.