Magdalena Melke: Stosunki między Turcją a Rosją postrzegane są dość niejednoznacznie. Jakie są punkty wspólne, a jakie sporne dla obydwu państw?
Agnieszka Legucka, analityczka ds. Rosji w programie Europa Wschodnia w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych: Relacje turecko-rosyjskie rzeczywiście pozostają niejednoznaczne. Putin i Erdoğan znają się od lat, a systemy polityczne, w których funkcjonują, rządzą się swoimi prawami. Można powiedzieć, że Moskwa i Ankara jednocześnie współpracują i rywalizują.
Współpraca między Rosją i Turcją realizuje się na kilku płaszczyznach. Pierwszą z nich jest turystyka, a konkretniej: turystyka z Rosji do Turcji, stanowiąca duże wsparcie finansowe, szczególnie po wprowadzeniu zachodnich sankcji po inwazji na Ukrainę. Warto pamiętać, że kiedy Turcja zestrzeliła rosyjski samolot, Moskwa na znak protestu wstrzymała ruch turystyczny. Było to jednym z powodów, dla których Erdoğan wyjaśnił (w narracji rosyjskiej „przeprosił”) zaistniałą sytuację.
Drugą płaszczyznę współpracy stanowi obszar energetyki, aczkolwiek również ona nie jest jednoznaczna. Przykładowo, Rosja od lat buduje elektrownię atomową w Turcji i za każdym razem politycy pokazują jak ważny, strategiczny i przełomowy jest to projekt. Niemniej jednak, przynajmniej od kilku lat stopień jego rozwoju pozostaje na etapie oficjalnych deklaracji, nie realnych działań.
Trzecia płaszczyzna to dostęp do rosyjskiego rynku, głównie mowa tutaj o produktach rolnych. W momencie, w którym gospodarka turecka przeżywa duże problemy związane z wysoką inflacją, rosyjski rynek zbytu zyskuje na znaczeniu dla Ankary. Z kolei dla Moskwy korzystne jest otwarcie tureckiej gospodarki na gaz i ropę, ponieważ Rosja po zamknięciu rynku europejskiego znalazła trzech głównych odbiorców. Należą do nich Chiny, Indie i Turcja.
Pamiętajmy, że Ankara gra na kilku frontach w zakresie energetyki, pozyskując surowce energetyczne z Kaukazu Południowego, Azerbejdżanu i Bliskiego Wschodu, więc nie jest mocno uzależniona od Rosji. Jednocześnie, we własnej wizji Ankara staje się gazowym i energetycznym hubem. Chciałabym jednak podkreślić, że kiedy słucha się przemów Erdoğana podczas rozmów z Putinem, kwestia energetycznego hubu przewija się w nich od dawna i jak na razie nie została sfinalizowana.
Budowa Turkish Stream, odpowiednika Nord Stream na Morzu Czarnym, była powodowana antagonizmem rosyjsko-ukraińskim. Moskwa chciała wykorzystać południowy szlak dostępu do Europy. Obecnie strategia pozostaje mniej adekwatna w kontekście wojny, choć być może Erdoğanowi uda się sprzedawać rosyjski gaz do Unii Europejskiej. Osobiście w to wątpię, jednak nie zmienia to faktu, że Turcja chętnie weszłaby w rolę energetycznego pośrednika.
Omawiając kwestie bezpieczeństwa również nie widzimy jednoznaczności w stosunkach Moskwa-Ankara. Owszem, Turcja nabyła od Rosji zestawy rakietowe obrony powietrznej S-400, za kupno których Stany Zjednoczone nałożyły na Turcję blokadę dotyczącą transferu F-35. Dochodzi do tego kwestia skomplikowanej sytuacji w Syrii i na Kaukazie Południowym. Turcja popiera Azerbejdżan, z kolei Rosja wspiera Armenię – dwa kraje, które pozostają w konflikcie w związku z obszarem Górskiego Karabachu.
W jaki sposób ta niejednoznaczna współpraca i rywalizacja są korzystne dla obydwu państw?
Połączenie współpracy i rywalizacji między Rosją i Turcją podbija piłeczkę wewnętrznego prestiżu dla obydwu polityków. W Turcji nastroje prorosyjskie pozostają dość duże. Były wysokie również przed wojną, głównie ze względu na popularyzowany przez Erdoğana antagonizm ze Stanami Zjednoczonymi. Sympatia dla Rosji pozostaje duża, mimo tego, że pełnoskalowy konflikt Moskwy z Kijowem utrudnił życie Turkom, którzy chcieliby współpracować zarówno z Rosją, jak i z Ukrainą.
Aneksja Krymu przez Rosję oraz jej silniejsza obecność na Morzu Czarnym zdecydowanie nie jest w interesie Turcji i są to kwestie, które Ankara podnosi na forum NATO. Natomiast w samym Sojuszu Północnoatlantyckim niektórzy nazywają Turcję koniem trojańskim, a niektórzy zwracają uwagę na konieczność „podziału pracy”.
Rozwiązanie miałoby polegać na podziale obowiązków między państwa, które są przeciwne Rosji i między państwa mniej zantagonizowane wobec Moskwy, które rozmawiają z nią pomimo rozpoczęcia wojny. W kuluarach Turcja mówi o tym, że może pełnić rolę mediatora między Zachodem a Rosją. Porozumienie czarnomorskie (tzw. umowa zbożowa) była jednym z efektów wysiłków Erdoğana na polu dyplomatycznym. Przynajmniej na jakiś czas uratowała ona produkcję i eksport zboża ukraińskiego oraz zabezpieczyła tranzyt przez Morze Czarne.
W poniedziałek 4 września w Soczi odbyło się spotkanie prezydenta Putina z prezydentem Erdoğanem, na którym omawiano m.in. kwestie zerwanej 17 lipca umowy zbożowej. Jak zaznaczał po spotkaniu Putin, Rosja „nie jest przeciwna umowie” i jest gotowa do niej wrócić „gdy tylko zostaną wypełnione zobowiązania wobec nas [Rosji]”. Mowa tutaj o eksporcie rosyjskich produktów rolnych.
Czy Moskwa rzeczywiście jest jakkolwiek zainteresowana wznowieniem porozumienia?
Rosja obecnie nie jest zainteresowana wznowieniem umowy zbożowej, ponieważ – moim zdaniem – chce wyprzeć Ukrainę z rynków afrykańskich i azjatyckich.
Czy Rosja, poprzez takie sformułowanie komunikatu, chce zyskać sympatię krajów globalnego Południa?
Najpewniej tak, choć przyznam, że dokonuje tego w dość pokraczny sposób, który nie jest pozytywnie odbierany chociażby w Afryce. Największy problem polega nie tyle na tym, że Ukraina nie będzie mogła wysyłać zboża. Putin przerysowuje trochę podawane przez siebie statystyki, wskazujące na państwa zachodnie jako najbardziej korzystające z umowy zbożowej. Nie jest to prawdą, ponieważ największym beneficjentem tranzytu ukraińskiego zboża były Chiny, a dopiero później państwa zachodnie i państwa rozwijające się. Pekin zdecydowanie nie jest zadowolony z nieprzedłużenia umowy zbożowej.
Dlaczego jednak kraje afrykańskie pozostają zaniepokojone zaistniałą sytuacją, skoro nie pozyskiwały one ukraińskiego zboża w największej ilości? Przede wszystkim wiąże się to z globalnymi cenami żywności. W momencie wystąpienia Rosji z umowy zbożowej ceny zboża oraz pszenicy znacząco wzrosły. Stanowi to największy problem państw Afryki, również reżimów, które borykają się z niestabilnością społeczną.
Brak importowanych zbóż nie będzie mógł być tak łatwo zastąpiony w koszyku produktów konsumowanych przez biedniejszych ludzi, co może wywołać niepokoje społeczne. Podniesienie światowych cen może doprowadzić w dłuższej perspektywie do rewolt czy buntów. W związku z tym zapewnienia Władimira Putina – powtórzone również we wczorajszej rozmowie z Erdoğanem – o tym, że Rosja przekaże pośrednio (przez Turcję) lub bezpośrednio tony zboża są nieefektywne.
Podczas niedawnego szczytu Rosja-Afryka prezydent Putin zadeklarował bezpłatny transport 25-50 tys. ton zboża do sześciu państw afrykańskich, m.in. Burkina Faso czy Mali. Czy oferta Kremla została poszerzona?
Oferta stanowi raczej próbę przekupstwa Turcji, aby zarobiła na transferze zboża – nie tylko do wspomnianych sześciu państw, ale też do pozostałych krajów afrykańskich. Moskwa wysyła komunikat: rozumiemy, że nie jesteście zadowoleni z naszego wystąpienia z porozumienia czarnomorskiego, ale możecie też zarobić na obecnej sytuacji.
Jednak jeżeli Rosja nie jest członkiem porozumienia czarnomorskiego, globalne ceny zbóż gwałtownie rosną. Nawet jeśli Moskwa przekaże tony pszenicy i pozostałych produktów bezpośrednio do Afryki, nie zrównoważy to sytuacji na światowym rynku. Moim zdaniem biznes nie oczekiwał przełomu, ponieważ ceny pozostały stabilne nawet po poniedziałkowych rozmowach w Soczi.
Rosji zależy na tym, aby globalne, wysokie ceny zbóż utrzymały się: po pierwsze, eksportowane przez nich towary są droższe, po drugie, część elity wewnętrznej bogaci się na całym procederze.
Długoterminowo Kreml chce wyprzeć Ukrainę ze światowych rynków zboża i pszenicy. Jak widać wyraźnie, ostatecznym motywem jest również zniechęcenie Zachodu do Kijowa poprzez przesył zboża ukraińskiego drogą lądową przez Rumunię i Polskę. Jeżeli weźmiemy pod uwagę ilość problemów wynikających z tranzytu, zarówno pod względem relacji dwustronnych między Polską a Ukrainą, jak i między Polską a Unią Europejską, wycofanie się z umowy zbożowej przedstawia jedynie dodatkowe korzyści dla Rosji.
Celem Moskwy jest zniechęcenie rządów do dalszego wspierania Ukrainy – czy to militarnie, czy rozwojowo. Dodatkowo, jeżeli dojdzie do rewolt w państwach afrykańskich czy zaostrzenia kryzysów humanitarnych, może to doprowadzić do kolejnych fal migracji w kierunku Europy.
Wszystko to składa się na obraz mówiący, że Rosja chce wymusić ustępstwa ze strony Zachodu na przyłączenie Banku Rolnego do systemu SWIFT czy też zniesienie sankcji na części zamienne do maszyn rolniczych. Pokazuje to z jednej strony siłę zachodnich sankcji i ograniczeń nałożonych na Rosję, a jednocześnie to, że czuje się ona najlepiej w strategii eskalacji konfliktu.
Jak na razie Moskwa wydaje się uzyskiwać wiele korzyści z powodu nieprzedłużenia umowy zbożowej.
Moim zdaniem globalne Południe wcale nie jest zachwycone wyjściem Rosji z porozumienia czarnomorskiego i w dużej mierze niedowierzają Putinowi w jego obecnych deklaracjach. Nie jest wykluczone, że Erdoğanowi uda się za którymś razem przekonać Moskwę do współpracy, jednak obecnie – moim zdaniem – Rosja może więcej zyskać niż stracić na pozostaniu poza porozumieniem.
Zdaniem Ukraińców Rosję powinno przymusić się do powrotu do umowy zbożowej. Rozumieją przez to, że porozumienie będzie obowiązywać, niezależnie od tego, czy Rosja będzie tym zainteresowana czy nie. Kijów nie chce bawić się w rosyjski szantaż.
Druga rzecz, która może przekonać Rosję, to atakowanie przez Ukraińców rosyjskich tankowców ze zbożem na wodach międzynarodowych. Być może to w jakiś sposób skłoniłoby Putina do rozmów, ponieważ wtedy byłby zainteresowany tym, aby Morze Czarne – przynajmniej w zakresie tranzytu zboża – było bezpieczne.
Po poniedziałkowych rozmowach Putin wyraził nadzieję „finalizacji negocjacji w sprawie utworzenia hubu gazowego w Turcji”, o czym wspominała Pani już wcześniej.
Jakie jest prawdopodobieństwo realizacji tego pomysłu i na ile silne są powiązania energetyczne między Rosją a Turcją?
Rosja w dużej mierze zabezpiecza turecki import gazu poprzez Turkish Stream. W przypadku ropy naftowej, wolumeny pozostają nieco niższe, ponieważ istnieje obawa, że tankowce będą obiektem ataku ze strony Ukrainy. Natomiast Turkish Stream został sfinalizowany, jedna z nitek otwarta. Z pewnością obydwa państwa są zainteresowane współpracą na tym polu, zarówno w kontekście gazu, jak i atomu. Aczkolwiek nie określiłabym tempa działań jako zawrotnego.
W 2016 roku Erdoğan publicznie skarżył się, że Morze Czarne staje się „rosyjskim jeziorem” i proponował utworzenie wspólnej rumuńsko-bułgarsko-tureckiej floty NATO w celu zrównoważenia oddziaływania Moskwy. Jakie są napięcia i partykularne interesy obydwu państw w tym rejonie?
Moskwa traktuje Morze Czarne jako akwen rosyjski. Mogliśmy zaobserwować zwiększenie potencjału militarnego Kremla na tym akwenie, szczególnie po aneksji Krymu, który został sowicie dozbrojony. Przykładowo, po wojnie gruzińsko-rosyjskiej Tibilisi zdecydowało się na znaczne ograniczenie swojej floty, uznając, że ich obecność zaniepokoiłaby Kreml.
Moim zdaniem Sewastopol był jednym z powodów, dla których Rosja anektowała półwysep w 2014 roku, w obawie przed tym, że nowe władze Ukrainy wypowiedzą Moskwie umowę dzierżawy. Dzięki temu Kreml posiada kilka atutów na akwenie: zarówno dostęp do zmilitaryzowanego półwyspu, jak i do wód terytorialnych wokół niego (przynajmniej w ocenie Moskwy). Warto zaznaczyć, że znajdują się tam podwodne źródła gazu.
Z kolei Turcja, owszem, składała części państw propozycje, m.in. Rumunii i Bułgarii, jednak należy zdawać sobie sprawę, że Ankara coraz bardziej staje się autorytarna i asertywna w stosunkach międzynarodowych. Z perspektywy Erdoğana Morze Czarne jest akwenem tureckim i fakt wprowadzania przez Rosję nowych okrętów i umacnianie własnej obecności wojskowej zdecydowanie nie jest w interesie Turcji.
Na to wszystko nakłada się jeszcze kwestia tatarów krymskich, za których historycznie Ankara czuje się odpowiedzialna. Z tego też powodu dozbraja ona Ukrainę, zmniejszając tym samym potencjalne zagrożenie na terenie Morza Czarnego ze strony Rosji.
Dziękuję za wywiad.
Dziękuję.