Magdalena Melke: Jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej agresji na Ukrainę, Białoruś udostępniła swoje terytorium rosyjskim wojskom, niemniej jednak nie dołączyła oficjalnie do wojny ani nie zdecydowała się na bezpośredni udział w niej białoruskiej armii.
W jakim stopniu Łukaszenka jest gotów wspierać działania wojenne Moskwy na Ukrainie i czy posiada “karty przetargowe” wobec Putina?
Kamil Kłysiński, główny specjalista Zespołu Białorusi, Ukrainy i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich: Stopień uzależnienia Białorusi od Rosji jeszcze nigdy nie był tak wysoki, jak obecnie. Poprzez swoje działania – które miały na celu przede wszystkim utrzymanie jego władzy – Łukaszenka doprowadził do izolacji kraju ze strony Zachodu. Sytuacja ta ma miejsce licząc od wyborów prezydenckich w 2020 roku i związanych z nimi protestów oraz demonstracji. Z powodu ich brutalnego tłumienia oraz represji wobec opozycji, Łukaszenka spotkał się z zasłużonym ostracyzmem ze strony Zachodu – nie jest uznawany za legalnego prezydenta Białorusi, partnera do rozmów czy negocjacji, a kraj został obłożony daleko idącym embargiem handlowym.
W związku z tym zależność Mińska od Moskwy bardzo wzrosła. Rosja jest obecnie jedynym istotnym partnerem gospodarczym Białorusi. Handel z pozostałymi ważnymi partnerami, np. Chinami, odbywa się za pośrednictwem Rosji – bez dostępu do rosyjskich portów morskich i linii kolejowych białoruski eksport, import, nie istnieje. Blisko 70 procent w formie bezpośredniej wymiany handlowej i 90 procent jeśli weźmiemy pod uwagę tranzyt towarów przez Rosję, dokonuje się za pośrednictwem wschodniego sąsiada.
Pozostałe granice Białorusi – z Polską, Łotwą, Litwą – pozostają „granicami konfliktu nieufności”, mocno ograniczonymi. Szczególnie ruch towarowy przez granicę z Polską jest poważnie zredukowany, w pełni działa jedynie przejście graniczne Brześć-Terespol, pozostałe natomiast są zamknięte lub ruch na nich jest obostrzony. Przykładowo, przejście Kukuryki-Kozłowicze jest otwarte jedynie dla przewoźników towarowych z Polski.
Bez wątpienia zaistniała sytuacja jest dużym obciążeniem dla Białorusi i samego Łukaszenki. Warto przy tym dodać, że w związku z wojną granica z Ukrainą nie funkcjonuje, podobnie jak handel – Białoruś straciła miliardy dolarów w wyniku rosyjskiej agresji. W 2021 roku wartość eksportu na Ukrainę wynosiła ponad 5 mln dolarów, co plasowało ją na pozycji drugiego najważniejszego partnera gospodarczego Mińska. Obecnie z istotnych partnerów pozostaje tylko Rosja i ewentualnie Chiny.
Białoruś niemal całkowicie zależy od Rosji. Niemniej jednak, uprzedzając ewentualne pytania o aneksję: patrząc na wyniki gospodarcze, narrację historyczną czy kwestie wojskowe można powiedzieć, że do aneksji Białorusi brakuje jedynie formalnego podpisu ze strony Putina. Jednak Putin potrzebuje sojuszników, prezydentów, z którymi może się spotykać. Z tego względu, gdyby Rosja wchłonęła Białoruś, przestałoby istnieć państwo związkowe Białorusi i Rosji w formie organizacji integracyjnej stworzonej z dwóch państw. Można powiedzieć, że proces integracyjny zostałby brutalnie zakończony.
Czy chce Pan powiedzieć, że aneksja nie dokonuje się z powodów PR-owych?
Być może zabrzmi to brutalnie, ale Łukaszenka doprowadził do takiego poziomu zależności Białorusi, którą de facto rządzi i w pełni kontroluje, że gdyby po stronie rosyjskiej pojawiło się „życzenie” aneksji, Mińsk musiałby je spełnić. Rosja kontroluje Białoruś poprzez Łukaszenkę. W przypadku scenariusza aneksji, Zachód wstawiłby się za narodem białoruskim, jednak sam Łukaszenka stracił całkowicie swoją wiarygodność i nie jest postrzegany jako partner do rozmów. Znalazł się w beznadziejnej sytuacji i utrzymuje się u władzy przede wszystkim dlatego, że Putin potrzebuje formalnie suwerennej Białorusi, aby tworzyć wrażenie sojuszu.
Naturalnie, zawsze istnieje pewne ryzyko, że przy zbyt oczywistych zmianach i manipulacjach przy białoruskiej państwowości mogłoby dojść do destabilizacji kraju. Podobna obawa pojawiła się podczas ubiegłorocznej żywej dyskusji o ryzyku powszechnej mobilizacji na Białorusi i wprowadzeniu jej sił zbrojnych do wojny na Ukrainie. Łukaszenka nie chciał do tego dopuścić i do dzisiaj tego nie chce. Zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że białoruskie społeczeństwo jest nastawione pacyfistycznie, nie posiada mentalności imperialnej, nie znajduje się w bańce informacyjnej o „wielkiej potędze i chwale” tak jak część rosyjskiego społeczeństwa. Można powiedzieć, że Białorusini są obecnie nastawieni na przetrwanie, więc Łukaszenka się do tego dostosowuje. Dodatkowo białoruska armia nigdy nie była specjalnie wielka, szacunkowo składa się z 50 tys. żołnierzy, z czego ok. 15 tys. jest ewentualnie gotowych do działań bojowych.
Biorąc pod uwagę protesty z 2020 roku, w jakim stopniu Łukaszenka zwraca uwagę na poparcie i nastroje społeczne? Czy w jakikolwiek sposób jest to dla niego niezbędne do utrzymania władzy?
Moim zdaniem najchętniej w ogóle nie zwracałby na to uwagi, jednak pozostają tzw. kwestie bazowe, które mogą stanowić problem. Przykładowo, dla elektoratu Łukaszenki – który w większości posiada niskie wykształcenie, mieszka na prowincji i jest zorientowany przede wszystkim na bezpieczeństwo osobiste oraz zapewnienie odpowiedniego poziomu funkcjonowania – taką kwestią było wprowadzenie białoruskiego wojska do walk. Taki ruch byłby dla tych ludzi niemal załamaniem całego ich świata. Baćka (czyli Łukaszenka) stanowi dla nich gwarant tego, że ich mężowie, synowie, bracia nie będą ginąć. To bardzo ważny aspekt stabilizujący sytuację społeczną w Mińsku, dlatego też Łukaszenka to tyle razy podkreślał i obiecywał np. w noworocznym orędziu w Sylwestra 2022 r., że nie będzie wojny ani ryzyka śmierci. Jak na razie słowa dotrzymuje, choć zaznaczmy, że wszystko zależy od Putina, który też specjalnie nie nalega, gdyż zdaje sobie zapewne sprawę z nastrojów społecznych oraz niskiej użyteczności bojowej białoruskiej armii.
Reżim Łukaszenki trzyma się na Putinie?
Zdecydowanie tak, na Putinie i na Rosji.
Przejdźmy do informacji związanych z rozmieszczeniem na białoruskim terytorium taktycznej broni jądrowej (TBJ) w maju tego roku. Warto zaznaczyć, że Polska i państwa bałtyckie od lat znajdują się w zasięgu broni jądrowej rozmieszczonej w obwodzie królewieckim. W jakim celu Mińsk i Moskwa tak mocno nagłośniły rozmieszczenie TBJ trzy miesiące temu?
Propaganda i odstraszanie. Zerwijmy również z przekonaniem, że Łukaszenka posiada jakikolwiek wpływ na rozmieszczoną broń jądrową – nikt go nie dopuści do żadnego przysłowiowego „czerwonego guzika”. Broń jądrowa znajduje się pod całkowita kontrolą Federacji Rosyjskiej i Putina.
Przekazane informacje stanowią zimnowojenną próbę zastraszania Zachodu. Zarówno armia, jak i władze rosyjskie działają właśnie w tym duchu. Stanowi to również kolejny przykład przydatności „niezależnego” Łukaszenki – gdyby Putin rozmieścił TBJ na anektowanej Białorusi, byłoby to jedynie przemieszczeniem broni po terytorium Federacji Rosyjskiej. Natomiast teraz pokazuje, że istnieje państwo, które przyjmuje rosyjską broń jądrową, tworząc blok militarny z Rosją. Uważam, że jest to działanie nakierowane zarówno na użytek wewnętrzny, jak i zewnętrzny, na przykład pod adresem państw Afryki, Ameryki Południowej czy Azji.
Czy istnieje rzeczywiste zagrożenie związane z rozmieszczeniem TBJ dla Polski i państw bałtyckich, czy jego rozmieszczenie jest związane głównie z wojną na Ukrainie?
To trudne pytanie, skierowane bardziej do ekspertów od wojny na Ukrainie i rosyjskiej polityki zagranicznej i obronnej. Moim zdaniem jest to przede wszystkim działanie informacyjne nastawione na zastraszanie, typowa zimnowojenna taktyka – przestarzała i jak widzimy, nieskuteczna. Przypomnę jedynie, że Rosjanie narysowali już dziesiątki „czerwonych linii”, których ani Ukraina, ani Zachód jakoby nie mogły przekroczyć ze względu na groźbę uderzenia jądrowego, co się ostatecznie nie wydarzyło. Przykładem może być ostrzeżenie, że zaatakowanie terytorium Federacji Rosyjskiej przez Ukraińców (do którego wliczono również okupowaną część obwodu Chersońskiego czy Zaporożskie) będzie skutkowało odpowiedzią nuklearną – nic takiego się nie dzieje. Rosja wie, że użycie broni jądrowej zbyt wiele by ją kosztowało.
W jaki sposób Rosja chce dalej wykorzystywać Białoruś w kontekście wpływu na UE oraz NATO? Jaki udział w tych działaniach ma rozmieszczanie tam Grupy Wagnera?
Moim zdaniem, Łukaszenka nie chciał pojawienia się Grupy Wagnera na Białorusi – zabieganie o ich obecność byłoby z jego strony nielogiczne i absurdalne, szczególnie w kontekście wydarzeń związanych z niedawnym, czerwcowym nieudanym puczem w Rosji i innych działań Prigożyna. Moim zdaniem Łukaszenka został przymuszony przez Putina, który chciał rozładować istniejący konflikt. Przyjęcie wagnerowców może być elementem destabilizującym otoczenie Łukaszenki, które – jak można przypuścić – zdecydowanie źle odebrało obecność najemników. Białoruski sektor siłowy do tej pory był hołubiony przez Łukaszenkę, a przybycie Grupy Wagnera może być odebrane jako potencjalne zagrożenie dla dotychczasowego układu sił, podważenie jego autorytetu.
Kolejnym zagrożeniem jest możliwość tego, że wagnerowcy wymkną się spod kontroli – nie jest to formacja idealnie i zawsze podporządkowująca się „wyższej instancji”, orientuje się przede wszystkim na swoich bezpośrednich dowódców. Najemnicy to ludzie nawykli do adrenaliny, walki, działania, o olbrzymim doświadczeniu frontowym i umiejętnościom wojskowym. Łukaszenka stara się to skanalizować poprzez wmawianie swojemu otoczeniu – i nam – że są to instruktorzy wojskowi, którzy „świetnie” wyszkolą białoruską armię. Poprzez kampanię propagandową tego typu chciano ukazać ich przydatność oraz brak zagrożenia z ich strony.
Być może Łukaszenka również chciał poeksperymentować z przestrzenią informacyjną i postraszyć Zachód – jego wypowiedź dotycząca wagnerowskiej „wycieczki do warszawy i Rzeszowa” zrobiła w zaledwie kilka godzin błyskotliwą karierę w polskich mediach. Niemniej jednak pominięto, że zaraz po tych słowach Łukaszenka dodał wiele tłumaczące zdanie. Cytując: Władimirze Władimirowiczu, ja trzymam tych wagnerowców w centralnej części kraju z daleka od granic, tak jak się dogadaliśmy. Wskazuje to na istnienie pewnej umowy między Mińskiem a Moskwą odnośnie statusu wagnerowców na Białorusi oraz ich zadań. Z pewnością ustalono, aby nie wysyłać ich na granicę. Zbytnie „rozrabianie” Grupy Wagnera jest niebezpieczne zarówno dla Białorusinów, jak i w dalszym aspekcie dla samej Rosji.
Czyli obstawia Pan, że informacje dotyczące możliwego przekraczania czy obecności Grupy Wagnera blisko białoruskich granic jest przede wszystkim psychologiczne i propagandowe? Co z doniesieniami z Łotwy?
Oczywiście wszystko się może wydarzyć, jednak Łotysze nie byli w stanie udowodnić, jakoby wagnerowcy mieli atakować ich granice. Osobiście nie widzę przekonywujących dowodów w tym kierunku, nie wspominając, że granica z Łotwą jest najbardziej zalesioną i najmniej zaludnioną z granic. Nie miałoby to żadnego praktycznego wymiaru.
Pamiętajmy że wagnerowcy są przede wszystkim ludźmi nawykłymi do zarabiania dużych pieniędzy, nawet jeżeli od czasu do czasu trafi się wśród nich najemnik-ideowiec. Podczas pobytu na Białorusi otrzymują niższy żołd, co choćby wiemy z czatów i informacji wymienianych pomiędzy ich partnerkami lub żonami. Moim zdaniem naturalnym kierunkiem dla Grupy Wagnera pozostaje Afryka i być może w ciągu najbliższych tygodni bądź miesięcy będą tam wysyłani. Wskazuje na to również fakt, że obóz we wsi Cel, gdzie rezydują, jest tymczasowym obozem letnim i znajduje się w centralnej części kraju (z daleka od wszystkich granic).
Podsumowując, uważam, że na razie znajdujemy się w punkcie zawieszenia. Łukaszenka chciałby pozbyć się wagnerowców i wszystko to, co o nich mówi, ma na celu stworzenie wrażenia, że kontroluje sytuację.
W niedzielę w Warszawie odbyła się Konferencja Nowa Białoruś, gromadząca białoruską opozycję demokratyczną oraz uchodźców z Białorusi. Jak informował wicepremier Zjednoczonego Gabinetu Przejściowego Białorusi Paweł Łatuszka, podjęto na niej chęć przystąpienia do UE.
W jaki sposób ocenia Pan wysiłki białoruskiej opozycji oraz Swiatłany Cichanouskiej po 2020 roku aby obalić reżim Łukaszenki? Co zmieniło się w tej kwestii po 2022 roku?
Ta konferencja jest ważna i osobiście doceniam, że się odbyła. Przyjęte deklaracje mają zdecydowanie charakter przełomowy. Wcześniej białoruska opozycja nie przyjmowała tak jednoznacznych deklaracji odnośnie członkostwa w Unii Europejskiej czy stosunków z Rosją. Jedna z nich mówi otwarcie o wolnej Białorusi, która wyjdzie z Państwa Związkowego z Rosją, z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, który jest blokiem wojskowym z Rosją, z Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, wypowie umowy o sojuszu wojskowym z Rosją i Regionalnym Zgrupowaniu Wojsk.
Zdecydowanie jest to rewolucja. Naturalnie, było to wcześniej sygnalizowane przez Swiatłanę Cichanouską na jesieni zeszłego roku w Monachium, ale w formie deklaracji pisemnej spotykamy się z tym po raz pierwszy. Jest to bardzo ważny sygnał, który ułatwia wiele przyszłych ustaleń i pokazuje orientację geopolityczną opozycji, która zerwała ze sceptycyzmem wobec potępienia Rosji czy możliwością neutralności Białorusi. Jest to też „zasługa” agresywnej i niszczycielskiej polityki Rosji wobec Ukrainy, a także Białorusi.
Warto przy tym nadmienić, iż białoruska opozycja uważa, że Białoruś jest okupowana przez Rosję i po zwycięstwie Ukrainy i upadku Łukaszenki Białoruś powinna być deokupowana.
Jeśli chodzi o samą białoruską opozycję, pozostaje to trudnym tematem. Nie jest ona skuteczna, jednak należy być sprawiedliwym i zaznaczyć, że w obecnych warunkach nie ma ona dużego pola działania. Łukaszenka zastraszył społeczeństwo, kontroluje je, a represje mają wymiar totalitarny. W obecnych warunkach nie można oczekiwać od nich demonstracji ulicznych, byłyby one niekiedy aktem samobójczym pozbawionym sensu. Opozycja w otwartej formie może działać jedynie poza granicami kraju. Swiatłana Cichanouska działa przede wszystkim na arenie międzynarodowej, mówiąc o sytuacji jaka panuje w Mińsku, biorąc udział w spotkaniach i konferencjach. Natomiast, jak przyznaje sama opozycja, współpraca z Białorusinami na miejscu jest mocno ograniczona i niestety kontakt najpewniej będzie się nadal pogarszał.