Pożar frachtowca, śmierć załoganta
Jak poinformowała holenderska straż przybrzeżna, w środę 26 lipca na Morzu Północnym doszło do pożaru na frachtowcu przewożącym ponad 3,5 tys. samochodów, w tym 497 aut elektrycznych – w jego wyniku zginął jeden z załogantów, kilka osób zostało rannych. Statek Fremantle Highway, wyczarterowany przez japońskie przedsiębiorstwo K Line, płynął z niemieckiego portu Bremerhaven do Egiptu, zapalił się ok. 30 kilometrów na północ od holenderskiej wyspy Ameland.
Służbom udało się ocalić 22 z 23 członków załogi. Niektórzy członkowie zeskoczyli z pokładu statku do morza i zostali wyłowieni przez łódź ratunkową. Część z nich doznała złamań kości oraz poparzeń, pojawiały się również problemy z oddychaniem. Wszyscy poszkodowani zostali przewiezieni do szpitali w północnej Holandii.
Niestety, strażacy do tej pory nie są w stanie ugasić płomieni. Obecnie statek dryfuje w kierunku zachodnim, w piątek rano znajdował się 17 kilometrów na północ od holenderskiej wyspy Terschelling. Fremantle Highway otoczony jest kilkoma statkami przeznaczonymi do pomocy w akcji ratowniczej, w tym wysłanym z Niemiec holownikiem Fairplay 30, któremu udało się nawiązać w miarę stabilne połączenie z uszkodzoną jednostką. Dodatkowo w okolicy znajdują się dwa inne holowniki, statek pomocniczy dla służb ratowniczych oraz statek, który jest w stanie wydobywać ropę.
Jak poinformował rzecznik holenderskiej, rządowej agencji zarządzającej gospodarką wodną Holandii, dzisiaj zostanie podjęta kolejna próba opanowania pożaru. Jak podaje RTL Nieuws, przyczyną zapłonu był najpewniej wybuch akumulatora jednego z samochodów elektrycznych.
Katastrofa ekologiczna?
Statek znajduje się w pobliżu łańcucha holenderskich i niemieckich wysp na Morzu Wattowym, popularnych wśród turystów i wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, gdzie obszar opisany jest jako “największy nieprzerwany system międzypływowych równin piaszczystych i błotnych na świecie”, stanowiąc jedno z najważniejszych miejsc dla ptaków wędrownych.
Jak podaje TVN24, zdaniem rzecznika straży przybrzeżnej, możliwe są trzy scenariusze: uszkodzona jednostka zostanie bezpiecznie odholowana po ugaszeniu pożaru, zatonie bądź służby będą musiały poczekać do momentu samoistnego wygaszenia ognia. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że pożary wywołane zapłonem akumulatorów aut elektrycznych są szczególnie trudne do opanowania i ugaszenia, przede wszystkim z powodu znacznego zapotrzebowania na wodę niezbędną do schłodzenia i ugaszenia płonącej baterii. Akumulatory EV składają się z wielu ogniw, poprzez co czas palenia pojazdu znacznie się wydłuża. Dodatkowo wykorzystywana jest piana sprężona oraz proszek gaśniczy.
Źródła: apnews.com, tvn24.pl, forsal.pl