Magdalena Melke: Zacznijmy może od podstawy. Czym w ogóle są projekty fintechowe?
Mateusz Zawistowski, dyrektor zarządzający ffVC: Fintech to obszar technologiczny zajmujący się usługami finansowymi i polega na utechnologicznieniu procesów w branży finansowej, w której dotychczas działaliśmy analogowo czy za pośrednictwem kontaktów międzyludzkich. Rozpoczął się ok. 15 lat temu, od tamtej pory udało się zdigitalizować już część procesów.
Pierwszy istotny podział polega na rozróżnieniu fintechu B2C i B2B. Fintech B2C to tzw. fintech konsumencki, dotyczący wszystkiego, z czym jako klienci indywidualni mamy do czynienia na co dzień. Należy do niego m.in. nowa aplikacja bankowa, programy lojalnościowe, kryptopłatności dokonywane codziennie przez indywidualnych użytkowników w relacjach konsument-firma.
Druga, olbrzymia gałąź – dla mnie osobiście bardzo ekscytująca – to fintech B2B, fintech dotyczący relacji między przedsiębiorstwami. Tematy związane z tą gąłęzią należą do trochę bardziej skomplikowanych i dotyczą budowy infrastruktury bankowej, dygitalizacji procesów takich jak zdalny onboarding (włączenie nowego członka w grono klientów przez instytucję finansową). Procesy te są istotne również z tego względu, że najczęściej są one silnie regulowane przez prawo, zarówno w kontekście globalnym, jak i unijnym. W przypadku UE mówimy o konieczności harmonizacji części przepisów przez dyrektywy unijne, co jest szczególnie istotne.
Czemu fintech B2B można określić jako ekscytujący?
W fintechu B2B możemy realnie upatrywać zmian tego, w jaki sposób funkcjonujemy. W latach 2015-2020 powstało wiele tzw. neo-banków, czyli instytucji, które z definicji miały być technologiczne. W Polsce takim bankiem jest np. Aion Bank, założony przez byłego twórcy Alior Bank. Powstał on tylko w formule digitalowej – nie posiada oddziału w Polsce, zarejestrowany jest w Belgii i można z niego korzystać jedynie poprzez aplikację mobilną. Natomiast oferta produktowa pozostaje ciekawa, a konto możemy założyć skanując dowód osobisty. Rozmawiamy z czatbotem, przelewy wykonujemy z telefonu na telefon, nie mamy praktycznie żadnej interakcji z fizyczną bankowością.
Wydaje mi się, że o ile perspektywa pełnej digitalizacji procesu jest atrakcyjna dla młodszego pokolenia, o tyle może być onieśmielająca albo przerażająca dla osób starszych. Co z kwestią cyfrowego wykluczenia oraz kwestiami bezpieczeństwa naszych danych?
Obawy dotyczące bezpieczeństwa podnoszone przy digitalizacji usług bankowych wynikają z tzw. błędu przesunięcia kategorialnego. Jeżeli wyobrazimy sobie, jak działa tradycyjna bankowość – przychodzimy do banku, mówimy, że „ja to ja” i przedstawiamy dowód osobisty, podpisujemy dokumenty i wychodzimy z pożyczką – spotykamy się z dwoma zasadniczymi błędami w postrzeganiu, że jest to bezpieczna procedura.
Po pierwsze, ja to nie muszę być ja – dowód zawsze może być skradziony. Proces raportowania kradzieży dowodu między komisariatem policji a oddziałem banku w oddalonej od nas miejscowości najczęściej zajmuje chwilę. Po drugie, tradycyjne metody dotyczące zabezpieczenia podpisem są wysoce wadliwe, ponieważ może on się zmienić w wyniku chociażby choroby lub wypadku.
Fintech szczególnie mocno wszedł w obszar digitalizacji procesów zapewniających bezpieczeństwo. Jeżeli onboardujemy się w banku nie w fizycznym oddziale a za pomocą aplikacji, musimy zeskanować np. swoją twarz – poprzez to badane są nasze dane biometryczne, które umożliwiają identyfikację w taki sam sposób, w jaki przechodzimy przez bramki na lotnisku. Jeżeli alternatywna ścieżka jest taka, że musimy się zweryfikować poprzez konto w innym banku. Bazujemy np. na tym, że posiadam konto w banku, którego klientem jestem ostatnie 10 lat, gdzie wielokrotnie dokonywałem osobistych transakcji. Wówczas szansa na to, że ktoś nieuprawniony będzie miał dostęp do tego konta jest relatywnie mniejsza, niż gdybym przyszedł do banku z dokumentem fizycznym i próbował dokonać operacji.
Innym scenariuszem jest skanowanie dowodów osobistych, które obecnie zawierają w sobie komponent biometryczny. Technologia umożliwia weryfikację, czy dowód jest prawdziwy czy nie. Istnieje także weryfikacja dwupoziomowa – aby wykonać przelew, musimy zarówno kliknąć potwierdzenie na komputerze, jak i na aplikacji mobilnej. Wszystkie te rozwiązania sprawiają, że możemy, mówiąc kolokwialnie, korzystać z usług bankowych skąd chcemy. Osobiście nie byłem w banku 3 lata i nie mam takiej potrzeby, co dramatycznie ułatwia mój sposób życia.
Digitalizacja procesów, które tradycyjnie odbywały się fizycznie i przeniesienie ich 1:1 do wersji cyfrowej jest jednym wymiarem fintechu.
Wydaje mi się, że o ile perspektywa pełnej digitalizacji procesu jest atrakcyjna dla młodszego pokolenia, o tyle może być onieśmielająca albo przerażająca dla osób starszych. Jaki jest Pański komentarz dotyczący cyfrowego wykluczenia?
Jest to bardzo dobre pytanie. Z pewnością część tradycyjnej bankowości pozostanie z nami przez długie, długie lata – istnieją nadal kwestie wymagające fizycznej ingerencji, z tego względu fizyczny oddział banku nadal warto mieć. Nawet banki o zdalnej formule funkcjonowania inwestują w helpdeski i pomoc telefoniczną, aby w lepszy sposób komunikować się z osobami nieprzyzwyczajonymi do nowoczesnych technologii.
Pamiętajmy jednak, że wykluczenie z bankowości nie ogranicza się jedynie do wykluczenia cyfrowego. Przykładowo, ludzie mieszkający w małych, hiszpańskich miejscowościach często nie mają dostępu do oddziałów banku, które są zamykane ze względu na brak rentowności. Globalizacja jednak w znacznym stopniu wymusza obcinanie kosztów i optymalizację – z tego względu w 20-30 tys. miastach południowej czy centralnej Hiszpanii nie ma oddziałów fizycznych. W związku z tym użytkownicy są podwójnie wykluczeni, zarówno w kontekście tradycyjnej bankowości, jak i braku cyfrowej alternatywy.
W jaki sposób odbywa się finansowanie projektów fintechowych?
To bardzo ciekawy wątek. W Polsce jesteśmy trochę endemiczny, ponieważ nasz fintech obraca się głównie wokół sektora bankowego. Na Zachodzie z kolei jest on o wiele bardziej zdecentralizowany i istnieje więcej podmiotów, które aktywnie konkurują z bankami. Osobiście, z perspektywy inwestora, jest to dla mnie słodko-gorzka refleksja – z jednej strony brakuje mi różnorodności projektowej na polskim rynku, z drugiej strony jest to wynikiem siły polskiego sektora bankowego, który jest bezpieczny i zdygitalizowany. Bardzo dobrze funkcjonuje i posiada szeroką ofertę dla swoich klientów.
Może od razu spytam – jakie są inne obszary (oprócz sektora bankowego) w których na Zachodzie wykorzystuje się fintech a u nas jeszcze nie? Z jakiego powodu nasz sektor bankowy najmocniej rozwija obszar fintechu?
Przykładem mogą być płatności. Na Zachodzie istnieje aplikacja Venmo, która umożliwia przelewy w czasie rzeczywistym pomiędzy dwoma telefonami. Jest to prywatny biznes, finansowany przez fundusze inwestycyjne. Venmo ograniczyło częściowo używanie czeków, które były bardzo popularne w USA, obecnie nadal się z nich korzysta.
W Polsce z kolei mamy przelewy na telefon poprzez Blik – aplikację wysokiej jakości, którą stworzyło kilka banków w Polsce. Rozwiązało to problem nieefektywności opłat i przelewów pomiędzy klientami.
Drugim przykładem takiego fintechu jest wprowadzanie customizacji, która w Europie dzieje się na relatywnie niewielką skalę. Gdy spojrzymy na ofertę karty kredytową w Stanach Zjednoczonych a na Starym Kontynencie, są to dwa zupełnie różne modele biznesowe. W USA istnieje rozbudowany system punktowy związany z kartami kredytowymi, system nagród i zachęt do korzystania sprawia, że realnie częściej z niej korzystamy. W Polsce, w Europie, jest to o wiele prostsze a oferta kart pozostaje relatywnie uboga. Stanowi to po prostu endemiczną różnicę rynku.
Z czego wynikają te różnice?
Po pierwsze, struktura opłat w USA i Europie jest zupełnie inna, siłą rzeczy przekłada się to na dwie zupełnie różne rzeczywistości fintechowe. Polska na tle Europy, czy nawet tle globalnym, wyróżnia się pod względem infrastruktury, tzn. polska infrastruktura bankowa była budowana w dużej mierze w późnych latach 90. czy dwutysięcznych aby sprostać wyzwaniom regulacyjnym i klienckim. Natomiast infrastruktura bankowa np. we Włoszech była budowana w latach 80. Przestarzałość systemów utrudnia wdrażanie nowych technologicznie rozwiązań, ciężko rozwijać tam nowe produkty, ponieważ stają się one bardziej kosztowochłonne.
Polska to niejako przeskoczyła, wkroczyliśmy w cyfrową dekadę dobrze przygotowani na bankowość elektroniczną. Podobnie jak weszliśmy dobrze przygotowani na smartfony – gdy świat używał jeszcze internetu kablowego, my rozwijaliśmy 3G. Potraktowałbym to zdecydowanie jako polski sukces ostatnich 30 lat. Bardzo ograniczyło to koszty dalszej transformacji cyfrowej.
Ciekawym przykładem podobnej historii jest obecna sytuacja płatności mobilnych w Afryce, które stoją na bardzo wysokim poziomie – można tam dokonywać przelewów w czasie rzeczywistym telefonami z WAP, z bardzo uproszczonym internetem. Rozwiązano problem tam, gdzie my, w Europie, nawet go nie widzieliśmy, a przelewy nadal potrafią „iść” w ciągu jednego czy dwóch dni.
Wracając do finansowania projektów.
Obserwujemy rozwój w spółkach czy bankach, natomiast o wiele ciekawszym i prawdziwie rewolucyjnym sposobem pracy w tym sektorze jest współpraca z venture capital, funduszy inwestycyjnych, które inwestują w spółki technologiczne na wczesnym etapie. Stanowią one inwestycje wysokiego ryzyka, w które inwestor jest często zaangażowany dosłownie od pierwszej linijki kodu. Faktycznie, fintech jest jedną z branż, które odniosły największy sukces w świecie venture capital. Wszystkie duże marki fintechowe które kojarzymy, np. Revolut, N26, Monzo, to są albo banki digitalowe sponsorowane przez venture capital albo projekty, które od początku były budowane przez przedsiębiorców z udziałem tych funduszy.
Ta ścieżka rozwoju zakłada realizację wielu rund finansowania następujących po sobie w celu zrównolegnienia wzrostu grupy klientów i dojrzałości produktowej z wielkością finansowania. Faktycznie, gdy popatrzymy na rok powstania Revoluta (2015) i to, gdzie jest dzisiaj i jaką rolę zajmuje w naszym życiu, widzimy jego ogromny i szybki wzrost. Ukazuje to rewolucyjność tego typu współpracy. Zaznaczam jednak, że jest to specyficzny przypadek – Revolut zasłynął możliwością dokonywania przelewów między krajami w o wiele efektywniejszy sposób. N26 był pierwszym bankiem w Niemczech, który był w pełni cyfrowy i jak na niemiecką bankowość była to zupełna rewolucja – pamiętajmy, że w wielu miejscach nad Renem nadal nie można płacić kartą.
To projekty z lat 2012-2015, które obecnie są miliardowymi biznesami. Kiedy nałożymy na siebie tempo ich realizacji i ich faktyczny wpływ na gospodarkę cyfrową, to jest to bardzo, bardzo krótki okres. Najmłodsze banki w Polsce mają po kilkanaście lat.
Czy jest mowa o wsparciu projektów fintechowych na poziomie rządowym lub unijnym?
Finansowanie publiczne w branży technologicznej opiera się na dwóch nogach. Pierwsza z nich dotyczy finansowania funduszy venture capital. Ponownie, specyfika rynku europejskiego jest taka, że 60 procent funduszy venture capital posiada u siebie inwestorów publicznych, czyli tych z kapitałem pochodzącym albo bezpośrednio z budżetów państw, albo z UE. Istnieją duże agendy europejskie, jak np. EIF (European Investment Fund), agendy narodowe takie jak KFW (Kreditanstalt für Wiederaufbau, niemiecki panstwowy bank rozwoju) czy PFR (Polski Fundusz Rozowju), będące dystrybutorami środków unijnych. Inwestują one w fundusze inwestycyjne, które dalej inwestują w kolejne projekty.
Druga noga, na której opiera się finansowanie technologii fintechowym w Polsce, to granty. Niemniej jednak w tym wypadku należy być ostrożnym i zastanowić się nad efektywnością wykorzystania tych środków. Kiedy porównamy działanie naszego NCBiR z francuskim odpowiednikiem polskiego PFR, BPI France, okaże się, że nad Sekwaną inwestycje w fundusze inwestycyjne miały o wiele lepsze wyniki niż bezpośrednie rozdawnictwo pieniędzy spółkom. Niestety, granty powodują, że często wspomniane projekty mają doniosłe znaczenie akademickie, za którym nie idzie ich efektywna komercjalizacja. W Polsce wiele milionów złotych zostało ulokowanych w projektach akademickich, które z trudem można wykorzystać w sektorze prywatnym, zapewne też ze względu na zbyt późną współpracę między uczelnią a biznesem oraz rozmijanie się pragmatyki wykorzystania badań przez biznes w czasie rzeczywistym a abstrakcyjnym podejściem akademickim do rozwiązania problemu. Czas pracy nad projektem musi być zrównany z procesem pracy na rynku i weryfikacji, jaka jest dokładnie jego potrzeba (ang. product market feed).
Należy pamiętać, że w Polsce nadal budujemy ekosystem między biznesem a akademią, który jest tworzony w USA od lat 60. a w Wielkiej Brytanii od lat 90. Musimy połączyć świat badań i rozwoju, finansów oraz instytucji publicznych i korporacji wdrażających omawiane produkty. Banki mogą budować własne systemy wewnętrzne, jednak proces biurokracji w instytucji finansowej zajmuje dużo czasu, więc mogą one skorzystać z tego, że młodsze, bardziej elastyczne organizacje zbudują te technologie szybciej i mogą być ich dostawcami, dzięki czemu nastąpi korzystna synergia działań – duże organizacje posiadają rozbudowaną bazę klientów.
Jakie są największe, najbardziej znaczące projekty fintechowe w Polsce?
Chciałem zaznaczyć, że fintech w Polsce jest dość ciekawym przypadkiem. Możemy mówić o dwóch rewolucjach. Pierwsza z nich (lata 2008-2012) została wykorzystana przede wszystkim przez sektor bankowy, trochę nie udało się to na gruncie sektora prywatnego. Obecnie posiadamy świetną infrastrukturę płatnościową. Druga rewolucja fintechowa wydarzyła się w połowie 2018 roku.
Istnieje wiele ciekawych projektów, znajdujących się na relatywnie wczesnym etapie. Jedną z najbardziej znanych inicjatyw jest Ramp, platforma do onrampingu i offrampingu, czyli zamiany kryptowalut do waluty fiducjarnej i na odwrót – można go zdecydowanie określić jako polskiego jednorożca (ang. unicorn), spółek wycenianych na powyżej 1 mld dolarów. Na wcześniejszym stadium znajdują się np. Symmetrical Piotra Smolenia, TransactionLink Mateusza Pniewskiego. Zajmują się m.in. infrastrukturą ekstrakcji danych z bankowości (TransactionLink) czy działalnością z zakresu HR finance, czyli zarządzaniem listą płac w firmach (Symmetrical).
Chciałbym podkreślić, że bardzo ważne jest to, aby w fintechu nie nakładać presji na wczesne, spektakularne sukcesy. Pomimo ogólnej percepcji jest to branża, w której zanim spółka przejdzie przez 12 lat rozwoju zanim wejdzie na giełdę. Jest to ciężka, skomplikowana praca osób pracujących w wielu sektorach – IT, finansowym. Moim zdaniem efekty polskiego fintechu zobaczymy w pełnej krasie w latach 2025-2030.
Jak wypada stan polskiego fintechu w porównaniu do pozostałych krajów UE oraz jak w porównaniu wypada fintech UE na tle USA czy pozostałych części świata, np. Azji?
W Polsce zdecydowanie mamy bardzo silną bankowość. Współpraca z tym sektorem będzie z pewnością fascynującą przygodą dla polskiego fintechu. Byłoby fantastycznie, gdyby za wzrostem siły polskiej bankowości (która jest silna i stabilna) na tle regionu i – mam nadzieję – Europy szła polska myśl techniczna polskich start-up’ów i firm technologicznych. Stanowi to duże wyzwanie, ponieważ z jednej strony istnieje ryzyko łatwej kanibalizacji tych firm przez banki (łatwo jest budować coś jedynie in-house i gromadzić know-how wewnątrz, co powoli zabija innowacyjność). Tym samym w przypadku ograniczenia technologii do wewnętrznych rozwiązań firmy trudno jest daną technologię rozpowszechnić globalnie, ogranicza to skalowalność. Z drugiej strony polskie banki (w roli klientów fintechu) byliby doskonałym źródłem zarówno pieniędzy, jak i doświadczenia i budowania przewagi technologicznej polskich firm.
Pojawia się tutaj kwestia pewnego wyzwania, w którym fintech jest endemiczny. Fintech dotyczy branży finansowej, która z definicji musi sprostać wymogom bezpieczeństwa, w związku z czym jest silnie regulowana, a to ogranicza jej skalowalność. W UE mamy wielu krajowych regulatorów, struktur biznesowych i prawnych charakterystycznych dla pewnych krajów. Z tego powodu w jednym państwie ciężko jest zbudować tego jednorożca – jedynym krajem w Europie w którym można tego dokonać z trochę większą łatwością są Niemcy, jednak również tylko na rynku B2C. Spowodowane jest to głębokim rynkiem wewnętrznym, dużą liczbą miast i ludności oraz wysokim poziomem zamożności – dość unikatowa sytuacja w skali europejskiej.
Jednak generalnie główną siłą spółek technologicznych jest ich możliwość globalnego działania. W przypadku fintechu jest to mocno utrudnione, co stanowi duże wyzwanie dla UE. Z jednej strony odpowiedzialnego podejścia do wykorzystywania technologii w sektorze finansowym, z drugiej do budowania ekosystemu unifikującego rynek i ułatwiającego wychodzenie poza rodzimy rynek. Zbudowanie faktycznego, obustronnego level-playing field i możliwości działania w różnych jurysdykcjach.
Chciałbym jednak trochę schłodzić optymizm, jaki może występować wobec europejskiego fintechu. Mamy wrażenie, że fantastycznie się rozwijamy i Polska zapewne rozwija się szybciej niż inne kraje UE. Niemniej jednak musimy mieć świadomość, że wzrost funduszy technologicznych był ponad czterokrotny w USA, w Europie niemal dwukrotny, a w krajach azjatyckich i Bliskiego Wchodu jest niemal trzykrotny. Stany bezprecedensowo wspierają branże fintechu, co odzwierciedla się w głębokości rynku, propozycjach dla klientów oraz ilości ludzi zatrudnionych w sektorach. Zbudowali go jako jeden ze swoich filarów rozwoju gospodarczego. Największe pytanie dla Europy brzmi: jak zunifikować się jako rynek przy jednoczesnym zachowaniu suwerenności, na którą każdy klient będzie uczulony.
Jaka jest europejska pozycja Polski w rozwoju fintechu?
Powinniśmy być realistami – Polskę cały czas dzieli wiele od najbardziej rozwiniętych ekosystemów fintechowych. Technologie w Europie „dzieją się” głównie w Londynie i Wielkiej Brytanii, Berlin również na razie nas wyprzedza, jednak szybko go gonimy. Jednak nie możemy spoczywać na laurach, cały czas – jako systemowi innowacyjnemu – brakuje nam przestawienia się na myślenie produktowe zamiast usługowego. Kulturze usługowej brakuje elementu skalowalności.
Ogromnym sukcesem Polski jest zdecydowanie ucieczka z pułapki średniego rozwoju – wydawało się, że nasze software house’y przestaną być konkurencyjne gdy przestaną być najtańsze, jednak tak się nie stało. Dzisiaj wykrywają nie ceną, a jakością. W pewnym sensie Polska myśl inżynieryjna odżywa w nowym wydaniu, w rozumieniu infrastruktury cyfrowej. Powinniśmy skupić się na kulturze produktowej, dzięki której pokonamy bariery wzrostu gospodarczego powodowane przez ograniczenie do własnego rynku, jednak aby to osiągnąć, musimy bardzo intensywnie wspierać eksport polskich produktów. Niezbędne jest tutaj wsparcie administracji.
Dobrym przykładem jest Berlin, który zdecydował się po 2008 roku na stworzenie ekosystemu gromadzącego młodych ludzi chętnych do wprowadzania innowacji – zobaczył swoją szansę i przewagę konkurencyjną wobec innych niemieckich miast w możliwości zaoferowania „fajnego” miejsca do życia i pracy na mniej utartych szlakach. Dzięki temu podejściu jest to jedno z najważniejszych start-up’owych miast w Europie.
Pandemia zaburzyła ten rozwój, co jest z kolei szansą dla Warszawy. Przez dwa lata mogliśmy „zdalnie” nadrabiać dystans jaki dzielił nas od Niemiec, jednak powinniśmy pójść za ciosem – musimy zbudować daleko idącą agendę. Nie jesteśmy drugą Doliną Krzemową, jednak w porównaniu do pozostałych ekosystemów europejskich polski fintech i innowacje prezentują się dobrze, często korzystniej np. od Wiednia czy Madrytu. Nie powinniśmy mieć kompleksów, powinniśmy wykorzystać naszą szansę, dobrze się sprzedać zagranicznym ekspertom, aby wejść do pierwszej ligii.
Stworzenie spójnego ekosystemu, który będzie odpowiednio skoordynowany na poziomie wielu sektorów, jest kluczowe dla dalszego rozwoju innowacyjności i fintechu w Polsce, a do tego potrzeba strategii. Mamy zdolne kadry oraz firmy, które biorąc udział w zagranicznych konferencjach i targach na prawdę nie mają się czego wstydzić. Kolejnym aspektem jest „recykling” kadr, wcześniej pracujących na niższych stanowiskach w spółkach technologicznych, które stworzyły już produkt, sprzedały go, a teraz chcą założyć „coś własnego”. Dzięki temu powstają nowe firmy, być może już nie tak innowacyjne, jednak dalej zachęcające do rozwoju i tworzenia kolejnych produktów. W ten sposób działał sektor w Estonii – polegając na nowoczesnych, młodych mentorach biznesu. Obecnie w Polsce jesteśmy na bardzo wczesnym, regionalnym poziomie rozwoju produktów – dopiero czeka nas fala globalizacji naszych start up’ów i fintechów. Wtedy staniemy przed wyzwaniem, czy uda nam się zatrzymać kadry, które stworzyły te spółki, czy jednak zdecydują, że inne kraje są bardziej atrakcyjnym miejscem do pracy.
Co z rozwojem fintechu jeśli chodzi o Azję, Afrykę czy Amerykę Południową?
Obecnie Chiny nie są najbardziej atrakcyjnym miejscem do inwestycji fintechowych ze względu na wojnę handlową i pojawiające się na horyzoncie ryzyka z tym związane, jednak mają na tyle potężny rynek własny, że są w stanie z sukcesem tworzyć aplikacje dostępne jedynie w ChRL, np. WeChat. Dochodzą również obawy dotyczące gromadzenia i wykorzystywania danych wrażliwych, a fintech dotyczy sektora finansowego związanego z bardzo wysokim bezpieczeństwem danych.
Innym ciekawym miejscem są Indie, ponieważ powstaje tam wiele nowych projektów w kraju o ogromnym potencjale skalowalności na rynku wewnętrznym. Przykładowo, indyjski biznes mający 200 mln użytkowników jest duży, ale nie ogromny – to raptem 19 procent penetracji rynku. Kolejnym budzącym się ekosystemem jest Zatoka Perska – po wykorzystaniu „petrodolarów” kierują wzrok na nowe technologie.