Magdalena Melke: Dlaczego Erdoğan zasugerował większe zaangażowanie Turcji w wojnę w Strefie Gazy akurat teraz – szczególnie, że Ankara zaprzeczała, aby odgrywała bezpośrednią rolę w działaniach militarnych Baku w Górskim Karabachu?
Dr Mateusz Chudziak, Zakład Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej w Szkole Głównej Handlowej (SGH): Turcja od dłuższego czasu uważa się za rzecznika sprawy palestyńskiej i przejawia ambicje, aby stać się liderem świata arabskiego oraz muzułmańskiego. Wojna w Strefie Gazy dała Ankarze nowy pretekst, aby przedstawić siebie jako głównego rzecznika Palestyńczyków – szczególnie, że jedne z najważniejszych krajów arabskich, takie jak Egipt, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Jordania do 7 października ubiegłego roku znajdowały się na prostym kursie, mającym znormalizować ich stosunki z Izraelem. Do tego służyły m.in. Porozumienia Abrahamowe. Celem było utworzenie pewnego rodzaju frontu przeciwko Iranowi, który w ciągu ostatnich 14 lat i od rozpoczęcia wojny domowej w Syrii rozwinął swoje wpływy na Bliskim Wschodzie.
Kiedy doszło do ataku Hamasu 7 października 2023 roku, a następnie do odwetu Izraela, wszystkie wymienione wcześniej kraje arabskie nie mogły kontynuować rozwijania relacji z Izraelem, ponieważ nie pozwoliliby na to ich własne społeczeństwa. W związku z tym przed Turcją otworzyła się kolejna furtka, aby wystąpić w roli rzecznika Palestyny. Od początku obserwowanej przez nas fazy konfliktu izraelsko-palestyńskiego Ankara twardo występuje po stronie Palestyny.
Wracając do Pani pytania – nie można powiedzieć, aby się Turcja wypierała swojego udziału w wojnie w Górskim Karabachu oraz Libii. Prorządowe media tureckie nagłaśniały dostawy tureckiej broni dla armii azerbejdżańskiej mówiąc, że były one decydujące dla rozstrzygnięcia konfliktu. Jedyna różnica jest taka, że Turcja nie wysłała bezpośrednio swojego wojska do Górskiego Karabachu, a pomoc w postaci dostaw broni, sprzętu, technologii wojskowych i amunicji.
Czy Pańskim zdaniem wypowiedź Erdoğana, dotycząca możliwej ingerencji Turcji, była bardziej PR-owym zagraniem czy realną deklaracją?
Uściślijmy: w wypowiedzi Erdoğana nie było mowy o bezpośrednim zaangażowaniu wojska, jednak zostało to w ten sposób odczytane. Pojawiły się komentarze o groźbach militarnego zaangażowania w konflikt w Strefie Gazy, na podstawie których zaczęły powstawać rozmaite analizy. Zaznaczmy: nie, nie dojdzie do tureckiej interwencji.
Pamiętajmy jednak, że w marcu bieżącego roku odbyły się wybory lokalne w Turcji, podczas których partia rządząca AKP osiągnęła wynik wysoce niezadowalający – m.in. dlatego, że wyrosła jej prawicowa, islamistyczna konkurencja w postaci Odnowionej Partii Dobrobytu.
W trakcie kampanii wskazywała ona, że rząd niewystarczająco pomaga Palestynie. Dlatego prezydent Erdoğan jeszcze mocniej zaangażował się w konflikt w Strefie Gazy. Dodatkowo społeczeństwo tureckie popiera Palestyńczyków i jest to widoczne ponad podziałami politycznymi.
W dużej mierze wypowiedź Erdoğana była skalkulowana na użytek wewnętrzny, a chodziło w niej bardziej o sposób zaangażowania, widoczny w Libii czy Karabachu, jednak z większym naciskiem na to, aby odgrywać później rolę w procesie pokojowym.
W tym tygodniu przywódca Hamasu Isma’il Hanijja został zabity podczas wizyty w Teheranie. W rozmowie z prezydentem USA Joe Bidenem Erdoğan stwierdził, że zadało to „ciężki cios rozmowom o zawieszeniu broni” i ma pokazywać, że rząd Netanjahu (IDF jest podejrzewane o dokonanie zamachu) chce, aby „ogień w Strefie Gazy” rozprzestrzenił się regionalnie. Wcześniej dowódcy Hamasu odwiedzali Turcję.
Czy kontakty Turcji z przedstawicielami Hamasu również można odczytywać jako zagranie na użytek polityki wewnętrznej?
Jeszcze w czasach dyskutowania o członkostwie Turcji w UE, pośród wielu głosów sprzeciwu podnoszono argument, że Ankara wspiera organizację terrorystyczną Hamas, w związku z czym trudno wyobrazić ją sobie jako członka Unii.
To prawda – niektórzy przywódcy Hamasu nadal rezydują na terenie Turcji, a Hamas posiada tam swoje przedstawicielstwo. Od wielu miesięcy władze tureckie werbalnie oraz moralnie wspierają Hamas. Jeszcze wiosną bieżącego roku Erdoğan mówił o wywieranych na niego naciskach, aby uznał Hamas za organizację terrorystyczną, na co odparł, że w żadnym wypadku to nie nastąpi, ponieważ uznaje tę organizację za ruch narodowo-wyzwoleńczy.
Po zamachu na Hanijję w prorządowej prasie tureckiej aż kipi od tekstów, dotyczących męczeństwa przywódcy Hamasu, zamordowanego w „zdradzieckim ataku” itd. Bezpośrednio po śmierci Hanijji minister spraw zagranicznych Turcji udał się do Kataru, gdzie spotkał się z byłym przywódcą Hamasu (obecnie zastępcą Hanijji) Chaledem Maszalem, któremu złożył kondolencje. Niewykluczone, że udzieli Maszalowi poparcia w trakcie wybierania nowego przywódcy organizacji.
Bezpośrednio przed śmiercią Hanijji głośno mówiono również o potencjalnym wystąpieniu przywódcy Hamasu w Wielkim Zgromadzeniu Narodowym Turcji, teraz być może pojawi się tam Maszal.
Rozumiem, że kontakty z Hamasem przynajmniej częściowo wpływają pozytywnie na wizerunek Erdoğana w kontekście polityki wewnętrznej. Czy może być to zabieg, którego celem jest odzyskanie poparcia części grup społecznych po marcowych wyborach lokalnych?
Oddziałuje pozytywnie przede wszystkim na bardzo skrajną i zatwardziałą w swoich poglądach część elektoratu. Z pewnością takie deklaracje znajdują oddźwięk wśród grup, które głosowały chociażby na Odnowioną Partię Dobrobytu.
Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Erdoğana jest post-islamistyczna. Co prawda wywodzi się ze środowisk nazywanych w Turcji İslamcılar (pl. islamiści), przy czym islamizm turecki jest nurtem politycznym, który ma niewiele wspólnego z tym, co kojarzy nam się z islamizmem z nagłówków gazet i zachodnich mediów w ogóle. Nie chcą tworzyć teokracji na wzór Iranu czy Arabii Saudyjskiej.
Pamiętajmy również, że AKP powstała jako partia centroprawicowa. Wygrywając wybory w 2002 roku i rządząc przez kolejne dekady, zagospodarowała neokonserwatywny czy też neoliberalny turecki elektorat partii, dominujących w polityce krajowej w latach 80. i 90. Nie mam przekonania, że ci wyborcy patrzą przychylnym okiem na ugrupowania pokroju Hamasu. Nie wydaje mi się również, aby ugrupowania lewicowe, świeckie, z innych niż AKP powodów pro-palestyńskie, były entuzjastyczne wobec tej organizacji.
Informatorzy Reutera podali, że od października Turcja blokuje współpracę między NATO a Izraelem, który ma status partnera Sojuszu i utrzymuje z nim bliskie stosunki. Informatorzy stwierdzili, że zdaniem Ankary NATO nie powinno podejmować współpracy z Izraelem jako partnerem, dopóki konflikt się nie zakończy.
Jaka jest turecka polityka wobec Izraela i na czym zależy Erdoğanowi? Co Turcja chciałaby zyskać na Bliskim Wschodzie?
Obecna polityka Turcji wobec Izraela jest jawnie wroga, a Izrael jest uznawany przez Ankarę za państwo terrorystyczne, dokonujące rzezi na Palestyńczykach. Wzajemne stosunki państw w ostatnich latach były sinusoidalne. Przykładowo, w 2010 roku wybuchł wielki skandal dotyczący transportu pomocy humanitarnej dla Strefy Gazy przez statek Mavi Marmara, który został przejęty przez izraelskie siły specjalne – zginęło wówczas dziewięć osób, w tym obywatele Turcji i jedna osoba z obywatelstwem turecko-amerykańskim. W wyniku tego zdarzenia obniżono rangę stosunków dyplomatycznych między państwami.
Kilka lat później stosunki się polepszyły, by potem ponownie się ochłodzić – wiosną bieżącego roku Erdoğan ogłosił zamrożenie wszelkich kontaktów handlowych z Izraelem. Nie wydaje mi się, aby miało to ulec znaczącej poprawie w najbliższym czasie.
Ankara od dłuższego czasu prowadzi politykę tzw. neoosmanizmu, czyli odbudowy nie tyle Imperium Osmańskiego, co odbudowy pozycji Turcji jako ośrodka cywilizacyjnego, do którego cały Bliski Wschód miałby równać. Zaś sama Turcja, z racji swojego dziedzictwa osmańskiego, miałaby być naturalnym przywódcą państw Bliskiego Wschodu. Obecnie nie ma wypowiedzi czy ideologicznej obudowy neoosmańskiej wokół działań, służących realizacji tego celu, natomiast ambicje i realna polityka pozostały. Turcja chce stać się liderem, krajem, który jest wzorem udanego połączenia religijności muzułmańskiej i demokracji.