Piotr Brzyski: Jaki jest cel polityki Viktora Orbána? Obserwujemy zbliżenie ze środowiskami konserwatywnymi w Europie, dialog z Mińskiem i Moskwą oraz wizyty w Chinach.
Dr Jakub Bornio, Instytut Studiów Europejskich Uniwersytetu Wrocławskiego i Instytut Europy Środkowej w Lublinie: Analizując zarówno cele, jak i ogólny wymiar polityki zagranicznej Węgier możemy odnaleźć jej racjonalne przesłanki, związane z obiektywnymi czynnikami czy też po prostu z wymiernymi interesami. Moglibyśmy tu wymienić np. poczucie braku zagrożenia atakiem militarnym ze strony Rosji, wynikłe z położenia geograficznego w Kotlinie Panońskiej, krótką granicę z Ukrainą oraz znaczne oddalenie od linii frontu, uzależnienie Węgier od dostaw surowców energetycznych z Rosji, czerpanie korzyści przez węgierskich gigantów gospodarczych takich jak MOL czy OTP Bank ze współpracy z Rosją oraz inne czynniki, które nie pozwalają zaprzepaścić relacji obustronnych. Jednocześnie ważnym elementem w polityce zagranicznej Węgier jest taka dywersyfikacja jej wektorów, aby nie stanąć po żadnej ze stron. Tu ważne jest również konsekwentne utrzymywanie dobrych relacji z Chinami.
Wielowektorowa polityka zagraniczna, poza tymi wcześniej wspomnianymi wymiernymi czynnikami, jest efektem również pewnej diagnozy, której dokonał premier Orbán i w którą zdaje się wierzyć. Po pierwsze, według niego świat się policentryzuje – wyłaniają się nowe bieguny geopolityczne w skali globalnej oraz w regionach, co rodzi ryzyko konfliktów regionalnych czy wręcz wojny hegemonicznej. Po drugie, trwa zmierzch liberalizmu i jednoczesny wzrost konserwatyzmu, którego przedstawicielem jest sama partia Fidesz. To bardzo mocno wybrzmiało w dorocznym przemówieniu, wygłoszonym niedawnym do etnicznych Węgrów w rumuńskim Tușnad [Băile Tușnad – przyp. red.], a tezy te wybrzmiały w tym samym miejscu już w roku 2014 w chyba najsławniejszym jak dotąd przemówieniu Orbána, traktującym głównie o zmierzchu liberalizmu.
Z tych dwóch diagnoz wynikają konkretne wnioski i strategia działań dla Węgier. Nauczone doświadczeniem pierwszej i drugiej wojny światowej Węgry nie mogą dać się wplątać w konflikt hegemoniczny. W skali globu jest nim rywalizacja chińsko-amerykańska, a w skali regionu wojna rosyjsko-ukraińska, czy – ujmując szerzej – konflikt zachodnio-rosyjski. Dodatkowo, Węgrzy nie mogą się skonfliktować z żadnym z regionalnych mocarstw, tj. Niemcami, Rosją i Turcją. Stąd muszą utrzymywać równy dystans do każdego z biegunów i starać się współpracować z każdym graczem. Stąd polityka pokoju, ostatnie wizyty dyplomatyczne itd. Poza tym, w związku ze zmierzchem liberalizmu, Viktor Orbán stara się budować szeroki obóz stronnictw konserwatywnych. Stąd jego rozmowy i wspieranie polityków takich jak: Alaksandr Łukaszenko, Marine Le Pen, Robert Fico, Donald Trump, Bidzina Iwaniszwili, politycy polskiego Prawa i Sprawiedliwości czy wreszcie spotkania z Władimirem Putinem i Xi Jinpingiem.
Węgry objęły 1 lipca przewodnictwo w Unii Europejskiej. Jedną z pierwszych wizyt była „podróż pokoju” do Ukrainy, Rosji i Chin. Jak Europa ma rozumieć takie działania?
Przede wszystkim do tych wizyt dodałbym czwartą, czyli uczestnictwo w szczycie NATO, a na jego marginesie spotkanie na Florydzie z Donaldem Trumpem w myśl polityki równego dystansu, o której mówiłem przed chwilą.
Węgry, jak wspomniałem, mają ten komfort związany z położeniem – Rosja nie zagraża im tak, jak państwom bałtyckim, Polsce, Rumunii czy Mołdawii. Dlatego Budapeszt może sobie na nieco więcej pozwolić w kontaktach z Moskwą. Poza czynnikami, o których już powiedziałem, wizyty o które Pan pyta mają określone funkcje w polityce wewnętrznej na Węgrzech. W kontekście relacji z Ukrainą jest to kwestia dbania o mniejszość węgierską w tym państwie. Viktor Orbán ukazuje Węgrom, że konserwatyzm, który on reprezentuje to nie tylko trend węgierski, ale ogólnoświatowy. Podkreśla, że należy szukać kontaktów ze środowiskami konserwatywnymi, niekoniecznie zaś ze zdegenerowanym zachodnim mainstreamem. Zwróćmy uwagę, jak Zachód został skrytykowany przez obóz Fideszu chociażby w kontekście ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.
Jednocześnie, mimo że nie powinien tego robić bez konsultacji z państwami czy instytucjami UE, których przecież Węgry są częścią, Orbán stawia się w roli reprezentanta Unii Europejskiej, odbywając podróże do tych krajów, tworząc wizję walki na rzecz pokoju i chęci negocjacji oraz dialogu z Rosją w imieniu całej Unii Europejskiej. Tworzy to trochę iluzję oraz dostarcza pociski rosyjskiej propagandzie. Jednocześnie pozwala na wykreowanie wizerunku polityka sprawczego, z którym liczą się najwięksi i który nie jest izolowany na użytek wewnętrzny.
W takim razie, jeśli stwarza pozory, nie konsultuje działań, dlaczego Orbán nadal chce być członkiem Unii Europejskiej i NATO? Znana jest jego wypowiedź o braku aktywności armii węgierskiej poza granicami kraju.
To pytanie jest dość trudne i niejednoznaczne. NATO i UE to, mimo wszystko, nadal fundamenty polityki zagranicznej Węgier. W polityce Węgier musimy wyróżnić dwa wymiary. Jeden to narracja, wystąpienia, wielkie słowa najszerzej komentowane w przestrzeni publicznej – ona pozwala na dodawanie paliwa do propagandy antagonistów NATO i UE i obłaskawianie przez Viktora Orbána innych liderów o podobnych poglądach. Drugi to realne działania, które często umykają. W wymiarze narracji Orbán twierdzi, że NATO prze do wojny z Rosją, a z drugiej strony utrzymuje wydatki na wojsko na poziomie 2% PKB, pozyskuje partnerów na rozwój swojego przemysłu zbrojeniowego i na import uzbrojenia z państw NATO. Węgry zawarły kontrakty z Niemcami, Francją, Norwegią, a ostatnio nawet ze Szwecją. Węgierskie wojska biorą udział w manewrach wojskowych poza granicami państwa, jak również stacjonują na ich terenie natowskie jednostki i siedzibę ma dowództwo. Węgierska armia, o czym głośno się nie mówi, szkoli medyków pola walki z Ukrainy oraz przekazuje paliwo – oficjalnie na potrzeby cywilne np. karetek, ale nie wiadomo, jakie jest rzeczywiste przeznaczenie.
Żeby dopełnić obraz oraz nieco go zniuansować dodam, że nie wszystko jest tak jednoznacznie optymistyczne. Niejednokrotnie słyszałem historie, że węgierscy oficerowie nie są dopuszczani do informacji sojuszu lub są od nich izolowani. Trudno powiedzieć, czy wynika to z rzeczywistych przecieków, czy z chęci penalizacji Węgier za ich niejednoznaczną postawę.
Z pozycją w Unii Europejskiej to dość zawiła sprawa. Unia to nie jest wirtualny twór. Za strukturami stoją państwa i politycy o określonych poglądach, to oni tworzą instytucje unijne i politykę organizacji. Różna wizja rozwoju UE, fundamentalne spory ideologiczne, kwestie różnie rozumianej praworządności czy wreszcie nieliberalne zmiany systemowe na Węgrzech kładą się cieniem na relacjach Węgier z instytucjami UE, które zdominowane są przez Europejską Partię Ludową (do której Fidesz przecież długi czas należał) oraz Socjalistów i Demokratów.
Od kilku lat Orbán starał się tworzyć alternatywną grupę polityczną w Parlamencie Europejskim. Udało mu się to dopiero po ubiegłorocznych wyborach. Grupa stworzona 8 lipca nosi nazwę „Patrioci dla Europy”, a w jej skład wchodzą europosłowie węgierscy, austriaccy, belgijscy czy czescy.
Nie chcę również bronić polityki Viktora Orbána i nie takie jest moje zadanie, ale niekiedy mocno krytykuje się Węgry za niektóre kwestie, za które nie krytykuje się innych.
Nie przypominam sobie, żeby Niemcy w okresie 2014-2022 ktoś określał koniem trojańskim Europy pomimo tego, że budowali drugą nitkę Nord Stream. Polityka, o której ostatnio jest głośno, to kolejny przykład. Polityka wizowa wobec rosyjskich turystów w Europie jest dość liberalna. Nadal wydają im wizy Grecy, Cypr, Hiszpania, Włochy i Francja. Tajemnicą poliszynela jest, że wielu „rosyjskich wizytatorów” o różnym rodowodzie instytucjonalnym dostaje się do Europy przez Austrię, gdzie zawsze traktowano ich dość liberalnie.
Skoro jesteśmy przy polityce wizowej – wiemy, że Węgry zamierzają wydawać wizy pracownicze dla Rosji i Białorusi. Z czego wynika taka decyzja? Czy negatywne głosy wobec tego posunięcia to właśnie bycie „kozłem ofiarnym” Europy?
Przede wszystkim, to państw objętych mechanizmem tzw. Karty Narodowej jest zdecydowanie więcej. Poza wspomnianymi dokumenty takie otrzymają obywatele Ukrainy, Mołdawii, Serbii, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry i Macedonii Północnej.
Mechanizm ten jest dwufilarowy. Po pierwsze, to odpowiedź na potrzeby węgierskiego rynku pracy i wydawanie wiz pracownikom. Po drugie, to wydawanie wiz dla biznesmenów, właścicieli przedsiębiorstw czy CEO organizacji biznesowych – oficjalnie po to, żeby dokonywali inwestycji na Węgrzech. Nieoficjalnie mówi się o utworzeniu furtki dla Rosjan i Białorusinów, z którymi Węgrzy prowadzą biznesy np. przy rozbudowie elektrowni atomowej w Paks, którą buduje Rosatom czy w związku z działalnością wspomnianych już MOL-u i Banku OTP. Tworzy to również ryzyko swobodnego dostępu do wiz dla osób potencjalnie niepożądanych w strefie Schengen czy grożących bezpieczeństwu państw regionu, m.in. taką funkcję przez lata pełnił zlokalizowany w Budapeszcie Międzynarodowy Bank Inwestycyjny, który miał tam swoją siedzibę w latach 2019-2023. Status organizacji międzynarodowej, „wymuszał” przyznawanie wiz i pozwalał podróżować rosyjskim wizytatorom na Węgry, a wiec realnie po całej strefie Schengen. Prace nad „Kartą Narodową” ruszyły właśnie po wyjściu MBI z Węgier.
Realnie więc w polityce wizowej wobec Rosji niewiele się zmieni. Jest to inny mechanizm, ale zasada ta sama. Nadmienię też, że ruch który wykonały Węgry jest dozwolony i zgodny z unijnymi mechanizmami. Problemem jest to, że funkcjonowanie Schengen oparte jest na wzajemnym zaufaniu pomiędzy państwami-stronami, które oddają ochronę swoich granic państwom, do których osoba wjeżdża. Nadszarpnięte ostatnio zaufanie do Węgier jest ewidentnie problemem.
Mówiąc o zaufaniu, Viktor Orbán powiedział „Polacy prowadzą obłudną politykę. Takiej hipokryzji ze strony państwa nigdy nie widziałem”. Oskarżył nasz kraj o handel z Rosją. Jakie są polsko-węgierskie relacje? Po dobrych stosunkach za poprzedniego rządu obecnie możemy obserwować ich ochłodzenie.
Rząd Zjednoczonej Prawicy miał dobre stosunki z Węgrami. Zmiana tak naprawdę nastąpiła w 2022 roku, kiedy oba państwa przyjęły trochę inną optykę wobec konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Zacieśniały swoją współpracę w Grupie Wyszehradzkiej oraz miały podobny kurs polityczny. Ze strony polityków PiS pojawiała się miejscami nawet frustracja, związana z postawą Węgier wobec Rosji, szczególnie w kontekście importu węglowodorów. Węgry zresztą stały się wtedy w Polsce tematem tabu. Od zmiany rządu w Polsce obserwujemy pogłębianie problemu i dalsze ochładzanie wzajemnych relacji.
W przemówieniu w Tușnad, do którego się Pan odwołuje, Viktor Orbán przedstawił szeroką narrację, której istotnym elementem była Polska. Skrytykował on Europę za bezmyślne poddawanie się woli USA, a jako przykładem posłużył się milczeniem Niemiec wobec aktu sabotażu rurociągu Nord Stream, którego mieli dokonać Amerykanie. Mówił, że Europa nie jest już tą suwerenną Europą, którą była za czasów Schrödera i Chiraca, kiedy liderzy osi Paryż-Berlin potrafili przeciwstawić się interwencji w Iraku. Według niego dziś w Europie politykę dyktuje nowa oś Londyn-Warszawa-Kijów, wsparta przez państwa bałtyckie i skandynawskie. I w tym kontekście przeszedł do krytyki Polski, której zarzucił de facto ambicje geopolityczne czy też do pewnego stopnia rewizjonizm w Europie Środkowo-Wschodniej, którymi miałyby być chęć wyprzedzenia Niemiec i pokonania Rosji. Ta diagnoza ma uzasadnienie, ale traktowanie jej jako zarzut jest z polskiej perspektywy dość nieracjonalne. Tu dodał, że postawa Polski jest największą hipokryzją, którą on w Europie widział od dekady, bo podczas gdy rząd Polski „umoralnia” Węgry, sam robi interesy z Rosją kupując surowce przez proxy.
Nasze relacje będą się ochładzać. Wynika to z kwestii optyki i różnic, również ideologicznych, o których wspomniałem.
A jak rysuje się przyszłość Węgier? Czy możemy ją przewidzieć?
Na to pytanie nie odpowiem jednoznacznie. Jest to bardzo trudne i zależy od wielu czynników.
Na Węgrzech funkcjonuje powiedzenie: „Nie jest tak dobrze jak w Hiszpanii, Portugalii czy innych państwach starej Unii, ale jest lepiej niż w Rumunii”. To powiedzenie zaraz się zdezaktualizuje, ponieważ Rumunia się dynamicznie rozwija, w przeciwieństwie do gospodarki Węgier. To w sposób obrazowy pokazuje problemy, z jakimi premier Orban za chwilę się będzie zmagał. Polityka multiwektorowości nie przynosi jak dotąd takich skutków, na jakie Węgrzy liczą. Przemysłowi węgierskiemu brakuje inwestycji. Centra, na które orientują się Węgry, nie transferują oczekiwanych technologii. Nawet inwestycje Rheinmettallu utrzymują status Węgier jako montowni, nie jako kraju, do którego można transferować technologię. Dla Fideszu pewną nadzieją ma być produkcja baterii, ale to z kolei niesie za sobą ryzyka ekologiczne. Rosjanie są atrakcyjni, ponieważ pozwalają na utrzymywanie niższych cen surowców i ogrzewania, które przekładają się następnie na poparcie społeczne dla Fideszu. Chińczycy trudnią się projektami infrastrukturalnymi. Ale to nadal nie są rzeczy, które pchnęłyby gospodarkę do przodu.
Jednocześnie możemy przyjąć hipotezę, że w USA wygrywa Donald Trump, z którym – jak wspomniałem – Orbán ma dobre stosunki. I możemy założyć, że w takim wypadku na Węgrzech pojawią się inwestycje amerykańskie. Na to z pewnością liczy premier Orbán, ale z perspektywy amerykańskiego biznesu wymagałoby to horyzontu znacznie dłuższego niż jedna kadencja. Nie chcę tego brać za pewnik, ale nie możemy wykluczyć takiej możliwości.
Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że na Węgrzech istnieje zapotrzebowanie na alternatywę dla Fideszu. Relatywnie wysoki wynik uzyskała parta TISZA pod przywództwem Pétera Magyara. Należy pamiętać, że partia Pétera Magyara to również konserwatyści, którzy zapewne w zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa byliby gotowi wejść do euroatlantyckiego mainstreamu, ale zmiany wewnętrzne na Węgrzech nie musiałyby być tak oczywiste
Z dużym prawdopodobieństwem mogę stwierdzić jednak, że jeżeli Viktor Orbán będzie rządzić dalej na Węgrzech, jego polityka nie zmieni drastycznie kursu.