Magdalena Melke: W jaki sposób kryzys energetyczny w UE wpłynął na amerykański sektor gazowy, podaż surowca i samo LNG?
Dr Anna Mikulska: Z perspektywy USA, największym rynkiem gazu pozostaje rynek krajowy. W dużym stopniu ceny kształtujące się na Henry Hub są uwarunkowane wewnętrznym popytem. Rzeczywiście, ze względu na powstanie nowych terminali LNG, gaz wydobywany
i kolejno skraplany w terminalach spowodował pewne podwyższenie cen. Im wyższe ceny w USA, tym większa zachęta do wzmożenia wydobycia. W tym momencie ceny znacząco się obniżyły, do poziomu ok. 2 dolarów, przez co miejsca wydobycia gazu są zamykane. Co ważne, jednocześnie charakteryzują się elastycznością, szybko można je ponownie uruchomić – w perspektywie kilku miesięcy naturalnie.
Obecnie wszystkie istniejące terminale zostały w większości zakontraktowane i nie pojawi się więcej dodatkowych wolumenów gazu, dopóki nie powstaną nowe placówki. Jedynym dodatkowym wolumenem będzie Freeport, jest to jednak wynik odbudowy wcześniejszego ograniczenia produkcji ze względu na pożar z czerwca 2022 roku Niemniej jednak niskie ceny zniechęcają do wydobycia gazu, a gdy zostanie ono zmniejszone, niezbędny będzie czas do nadrobienia poprzedniego poziomu produkcji.
Gaz przesyłany do terminali LNG najczęściej jest już zakontraktowany. Zazwyczaj odbywa się to na zasadzie tolling agreement – firma posiadająca gaz przesyła go do firmy LNG, której jedynym zadaniem jest skroplenie surowca, a następnie jego dalsze przesłanie. Więc tak naprawdę amerykańskie firmy LNG można określić kolokwialnie jako „przejściówki” – chyba jedynie Tellurian rozwija plan, gdzie sam będzie wydobywał, skraplał i przesyłał gaz.
Jaki efekt na rynek gazowy wywarła wojna w Ukrainie?
Zdecydowanie zmieniła podejście amerykańskiego rządu do produkcji gazu czy też ropy naftowej. Administracja prezydenta Bidena, która rozpoczęła kadencję z pewnym “impetem klimatycznym”, będąca w dużym stopniu przeciwna przemysłowi gazowemu i naftowemu, zwolniła tempo po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. Widać tutaj pewne „rozdwojenie jaźni”. Z jednej strony uświadomiono sobie, że amerykański gaz jest podstawą bezpieczeństwa energetycznego nie tylko w USA, lecz także wśród sojuszników w Europie. Wystarczy sobie wyobrazić, jak wyglądałaby obecna sytuacja UE, gdyby w 2019 roku Stany przestały wydobywać gaz (czy też ropę naftową). Dlatego też nacisk przeciwko wydobyciu surowców naturalnych został trochę złagodzony, a głosy wskazujące na to, że USA są ważnym elementem nie tylko rynku gazu czy ropy, ale też globalnego bezpieczeństwa energetycznego, stają się lepiej słyszalne. Z drugiej strony, administracja zarzuca firmom zbyt duże zarobki wynikające ze sprzedaży paliw kopalnych, sugerując ich ograniczenie. To zdecydowanie niespójne stanowisko.
Jeszcze w 2019 roku senat USA zagłosował przeciw programowi “Green New Deal”, który miał wśród swoich założeń rezygnację z paliw kopalnych, przejście na 100 procent bezemisyjne źródła energii w ciągu kolejnej dekady, a także inwestycje infrastrukturalne i tworzenie nowych miejsc pracy. Jak w tym momencie wygląda polityka środowiskowa i klimatyczna w USA?
Myślę, że całkowite odejście od paliw kopalnych w Stanach jest niemożliwe. Obecnie ważną kwestię stanowi negocjowanie pozwoleń na produkcję. Senator Joe Manchin w akcie IRA (Inflation Reduction Act) powiązał ją z pozwoleniami na zieloną energię. Oznacza to, że w przypadku wydania zgody na budowę farmy wiatrowej czy fotowoltaicznej, nie będzie można wstrzymać analogicznych inwestycji dotyczących wydobycia gazu bądź ropy. Biznes amerykański jest jak najbardziej zainteresowany kontynuacją wydobycia paliw kopalnych.
Niemniej jednak patrząc globalnie, większość państw inwestuje w ten lub inny sposób w odnawialne źródła energii lub źródła bezemisyjne (przykładowo atom). Chiny (pomimo wysokiego uzależnienia od węgla), notują jednocześnie największy przyrost OZE. Powstaje pytanie: jakie są napięcia między amerykańskim biznesem a administracją związane z zielonym, technologicznym skokiem naprzód?
Uważam, że nie można tego określić jako napięcie, raczej jako zjawisko “kija i marchewki”. Administracja zachęca do rozwoju technologii niskoemisyjnych lub takich, które spowodują obniżenie emisyjności obecnego wydobycia. Wprowadzony akt IRA stanowi dużą zachętę inwestycyjną do obierania „zielonej” ścieżki – wodór, technologie CCS (wychwytywania i magazynowania CO2 – przyp. red), elektromobilność. To sygnał od administracji o opłacalności nisko- i bezemisyjnych technologii, wspomaganiu takich inicjatyw. Podejście inne niż w Europie, gdzie bardziej stosuje się „zasadę kija” – tak mamy zrobić, musimy się dostosować, jak nie to płacimy kary.
W Stanach by to nie zadziałało, zbyt wiele gospodarki amerykańskiej opiera się na różnorodności energetycznej. Tak naprawdę w USA będą rozwijać się wszelkie źródła energii, a ponieważ administracja wysłała sygnał o wspieraniu zielonych technologii, z pewnością firmy w nie zainwestują. Chociaż „kij” częściowo również jest widoczny, przykładem może być ustawa o metanie, gdzie rzeczywiście firmy są zobowiązane do jego wyłapywania w trakcie produkcji energii.
Niemniej jednak tak naprawdę wszystko będzie się rozwijać i wiele dylematów zostanie rozwiązanych poprzez mechanizmy rynkowe – wygrają technologie, które okażą się najtańsze. Pomimo tego, że USA nadal znajdują się w czołówce emitentów gazów cieplarnianych, jednocześnie są krajem, który w największym stopniu je zredukował. Nie stało się to z powodu konkretnej polityki czy prawa skupiającego się na ograniczeniu emisji, a poprzez zastąpienie węgla mniej szkodliwym (i tańszym) gazem, który zaczął być wydobywany po 2008 roku jako wynik rewolucji łupkowej. Zadziałał mechanizm rynkowy. Gaz nie musi być również traktowany jedynie jako przejściowe źródło energii. Jeżeli okaże się, że można będzie rozbudować duże CCS w Zatoce Meksykańskiej, być może stanie się niskoemisyjnym źródłem energii.
Warto zwrócić tutaj uwagę na Chiny, które w dużym stopniu postawiły na produkcję technologii związanych z OZE. Natomiast gdy spojrzy się na to, skąd ChRL realnie uzyskuje energię, nadal jest to w ok. 60% węgiel. Jeżeli jako państwo chcemy się dalej rozwijać, potrzeba nam więcej energii niż jej obecnie posiadamy. Warto wspomnieć o tym, ile energii z OZE w Chinach jest „ucinanej” – farmy słoneczne są znacznie oddalone od energochłonnych centrów, w związku z czym pokaźna część energii jest wytracana podczas przesyłania. Produkcja jest wysoka, natomiast zużycie niekoniecznie.
Jak ocenia Pani kwestię bezpieczeństwa energetycznego w kontekście źródeł niskoemisyjnych lub bezemisyjnych?
Przede wszystkim w rozmowach o OZE zapomina się o kilku podstawowych rzeczach. W kontekście bezpieczeństwa energetycznego warto podkreślić (bo nikt nie zwraca na to uwagi, szczególnie w Europie), że dąży się do niego niezauważając, że jedną z podstawowych cech jest zróżnicowanie źródeł. W UE podchodzi się do tego zagadnienia niezwykle jednotorowo – zróżnicowanie rozumiane jest jako rezygnacja z paliw kopalnych i dostaw z Rosji. Jednak jakie jest tak naprawdę zróżnicowanie energii, jeżeli patrzy się jedynie na OZE czy wodór? Stawia się wtedy nacisk głównie na elektryczność. Dochodzi tutaj kwestia wykształcenia odpowiednio wysokich temperatur w branży przemysłowej, uzyskiwanych najczęściej przy spalaniu gazu lub węgla.
Zatem jakie jest podejście amerykańskiego biznesu i administracji do OZE oraz energetyki jądrowej?
Rozwój OZE zależy jedynie od tego, czy firmy będą chciały w nie zainwestować czy też nie, możliwości znajdują się na stole – kredyty, różnego rodzaju zachęty. Powstaje jedynie kwestia zwrotu z inwestycji. Niemniej jednak warto zauważyć pewien problem dotyczący OZE – mówi się o LCOE, podkreślając taniość źródeł odnawialnych. Jeżeli rzeczywiście koszty energii produkowanej przez OZE są tak niskie, kto będzie zainteresowany inwestycją w coś, co w pewnym momencie będzie miało zero wartości? Jest to realny problem. Nie wspominając o tym, że tak naprawdę energia z OZE nie jest tak tania, ponieważ otrzymuje przede wszystkim wysokie dofinansowanie, a do LCOE powinno się włączać wysokie koszty back’up-u, jakie zawsze towarzyszą farmom wiatrowym czy słonecznym.
Administracja silnie naciska na energetykę jądrową. Dodatkowo istnieje poparcie na tą technologię zarówno ze strony Demokratów, jak i Republikanów – w dużym stopniu mówi się o SMR-ach i zaangażowaniu w eksport technologii jądrowych. Przykładem jest budowa elektrowni atomowej w Polsce czy też w Czechach przez Westinghouse. Patrzy się również na micro reactors, obecnie technologia ta przechodzi rozmaite testy. Wielu senatorów porusza kwestie atomu przy dyskusjach o bezpieczeństwie energetycznym, wskazując na to, że USA nadal brało paliwo do reaktorów z Rosji, co jest problemem. Natomiast apetyt na budowę nowych obiektów w USA jest problematyczny ze względu na składowanie odpadów radioaktywnych – Yucca Mountain planowana jest od wczesnych lat osiemdziesiatych i do tej pory nic się na tym polu nie zostało wykonane. Wszystkie odpady przenosi się na tymczasowe składowiska, więc zdecydowanie należy rozwiązać ten problem.
Pierwsza część rozmowy z dr Anną Mikulską znajduję się pod tym linkiem