Magdalena Melke: Tomasz Szmydt pracował w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym (WSA) w Warszawie od 2012 roku, w 2017 był członkiem powołanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości komisji weryfikacyjnej, zajmującej się sprawami reprywatyzacji w Warszawie. W 2019 roku był zaangażowany w ujawnioną „aferę hejterską” – grupa sędziów i polityków miała deprecjonować innych sędziów, sprzeciwiających się tzw. dobrej zmianie, poprzez akcje w mediach społecznościowych.
Jak długo Szmydt mógł mieć kontakt z białoruskimi czy rosyjskimi służbami? Czy, a jeśli tak, to w jaki sposób można było go zwerbować?
Płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu: Nie przepadam za spekulacjami. Trudno wskazać konkretną datę jego zwerbowania. Jednak patrząc na to, w jaki sposób ten człowiek znalazł się na Białorusi, co mówi i robi dzisiaj, obserwując okoliczności jego przedostania się do Mińska przez Turcję, możemy wnioskować, że najpewniej sędzia Tomasz Szmydt był agentem obcych służb (białoruskich bądź rosyjskich).
Czy był to agent zwerbowany 10-15 lat temu – trudno powiedzieć. Z dostępnych opisów obstawiam, że była to długotrwała współpraca. Być może Szmydt był również inspirowany do tego, aby obrać tę a nie inną drogę zawodową, dzięki czemu mógł mieć kontakt z wieloma środowiskami politycznymi, z każdej strony spektrum.
Warto zaznaczyć, że ucieczka Szmydta wygląda na eksfiltrację. Wskazywał na to również gen. Marek Dukaczewski. Eksfiltracja to operacja wyprowadzenia zagrożonego agenta poprzez zaplanowany i zorganizowany wcześniej kanał przerzutowy.
Pańskim zdaniem wygląda to na wieloletnią współpracę, w którą Szmydt był mocno zaangażowany jako cenny agent strony białoruskiej lub rosyjskiej?
Tak, jak najbardziej. Wszystkie wątpliwości czy luki w życiorysie Szmydta również na to wskazują. Znajomi mówią o jego tajemniczości, unikaniu ujawniania informacji o życiu osobistym. Wspomina się o tym, że miał mieć partnerkę Ukrainkę i w związku z tym jeździł za naszą wschodnią granicę.
Nie zapominajmy jednak o oddzielaniu faktów od mitów. Jeśli Szmydt mówił, że jeździł na Ukrainę, aby spotykać się z rodziną swojej partnerki, to tak naprawdę nie wiadomo, czy jeździł tam w tym celu. Nie możemy być nawet pewni, że jeździł na Ukrainę – być może była to jedynie droga okrężna przedostania się do Białorusi. Należy zachować duży dystans do pojawiających się informacji. Niemniej jednak wszystkie fakty pojawiające się w przestrzeni publicznej uwiarygodniają hipotezę, że Szmydt był długoletnim agentem obcego wywiadu.
Mnie osobiście ta sytuacja – nagłe zniknięcie Szmydta, pojawienie się w Mińsku, odżegnywanie się od współpracy ze służbami specjalnymi i wypowiadanie się przeciwko państwu polskiemu – bardzo przypomina sytuację z 1963 roku, kiedy zniknął Kim Philby.
Philby był członkiem tzw. piątki z Cambridge, agentów zwerbowanych przez NKWD. Został eksfiltrowany za pośrednictwem statku, który przybył do Bejrutu. Nagle pojawił się w Moskwie, gdzie snuł dokładnie taką samą narrację przeciwko Wielkiej Brytanii, odcinając się równocześnie od jakichkolwiek związków ze służbami specjalnymi. Z czasem wszystko zostało ujawnione.
Sędzia Szmydt miał zajmować się m.in. sprawami zażaleń na odmowy dostępu do informacji niejawnych czy dostępu do tajemnic organizacji międzynarodowych. Przykładowo, 16 maja miał orzekać w sprawach z udziałem szefa ABW czy szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, a 4 czerwca miał zaplanowane rozprawy związane z odmowami wydania poświadczeń bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych, w tym o klauzulach NATO SECRET, SECRET UE oraz EU SECRET.
Jakie konsekwencje może mieć pozyskanie osoby o takiej wiedzy i doświadczeniu przez białoruskie służby? Jakie informacje mogą pozyskać Rosjanie i Białorusini?
Skala szkód dopiero zostanie oceniona przez służby bezpieczeństwa, czyli Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w oparciu na wiedzy o przebiegu kariery Szmydta w wymiarze sądownictwa. Potencjalnie musimy wskazać, że miał on dostęp do informacji, które znajdowały się w aktach postępowań sądowych, związanych z procedurą odwoławczą funkcjonariuszy i żołnierzy, rozpatrywanych przez sędziego w ramach pracy w Wydziale II w WSA. Pozornie może się wydawać, że są to nieistotne rzeczy, jednak personalia oficerów i poznanie ich historii zawodowej mogą być cenne dla służb obcego wywiadu.
Przypomnijmy, jak wygląda procedura postępowania w takich wypadkach. Sędzia rozpatruje odwołania dwojakiego rodzaju w przypadku postępowań sprawdzających: odwołania od decyzji o braku przyznania poświadczenia bezpieczeństwa oraz decyzje o cofnięciu poświadczenia bezpieczeństwa w konsekwencji postępowania kontrolnego.
W drugim przypadku osoby, które nie zgadzają się z cofnięciem poświadczenia, mogą odwoływać się do premiera. Jeśli podtrzyma on decyzję szefa ABW czy też Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), to dana osoba ma prawo złożyć odwołanie do WSA, a później apelację do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
We wspomnianej dokumentacji znajdują się materiały, obrazujące postępowanie sprawdzające. Imiona i nazwiska osób, które są niezadowolone z orzeczeń szefów służb specjalnych i potencjalnie mogą zostać łatwiej zwerbowane przez obcy wywiad.
Każda służba specjalna gromadzi dane dotyczące personelu służb rozpracowywanych. Dokumenty, nazwiska i dane uzyskane przez sędziego Szmydta mogły potencjalnie trafić w białoruskie i rosyjskie ręce – teoretycznie już od 2012 roku. Niesamowicie ważne jest wskazanie, od kiedy Szmydt mógł być agentem obcego wywiadu.
Nie zapominajmy, że Wydział II WSA rozpatruje nie tylko kwestie postępowań sprawdzających, ale również wszelkie odwołania od decyzji szefów służb, kształtujących stosunek służbowy funkcjonariuszy. Każda decyzja, dotycząca przebiegu służby danego funkcjonariusza od momentu jego zatrudnienia do momentu jego zwolnienia, wszystkie kary, nagrody, przeszeregowania – wydawana jest w formie decyzji administracyjnej. Z kolei ona podlega zaskarżeniu i właśnie temu służy odwołanie, z którego chętnie korzystają funkcjonariusze, odwołując się od decyzji, które uważają za krzywdzące.
Również te elementy mogą stanowić ważne informacje dla zagranicznego wywiadu, dzięki czemu byłby on w stanie zwerbować czy wykorzystać niezadowolonych funkcjonariuszy państwa polskiego.
W jaki sposób w tym momencie Szmydt może się przydać Białorusinom i Rosjanom?
Z pewnością propagandowo, jednak – ponownie przywołując przykład Kim’a Philby’ego – Szmydt może również aktywnie pracować jako konsultant, szkoleniowiec, analityk i uczestnik kursów dla tajnych służb, opiniując akty i decyzje dotyczące funkcjonowania polskich jednostek.
Szmydt funkcjonował na zapleczu świata polityki od wielu lat, miał dostęp do kulis sprawowania władzy w Polsce. Nie ma znaczenia, czy zajmował konkretne formalne stanowisko, czy nie – obracał się wśród ludzi tworzących wymiar sprawiedliwości. Wszystkie dane mogły trafić do Moskwy przez Mińsk.
Onet podał, że Szmydt znajdował się pod obserwacją kontrwywiadowczą ABW od dłuższego czasu (przynajmniej kilku miesięcy). Jednocześnie minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak zdementował te doniesienia, mówiąc, że służby nie odnotowały wyjazdu Szmydta do Białorusi w czerwcu 2023 roku i nie podjęły wobec niego żadnych kroków.
Czy polskie służby miały prawo go wówczas zatrzymać lub prześwietlić? Czy ucieczka Szmydta do Mińska to porażka polskich służb? Co należałoby zrobić lepiej?
Nie dysponując szczegółami sprawy trudno odnieść się do tych kwestii – możemy jedynie teoretyzować. Dzisiejsze służby nie ponoszą odpowiedzialności za ucieczkę Szmydta, jednak tak już jest, że za dane zdarzenie zawsze odpowiadają obecnie funkcjonujące służby. Dlatego też odium całego wydarzenia spada właśnie na nie, nawet jeśli nie są bezpośrednim winowajcą – szczególnie, jeśli Szmydt był wieloletnim agentem, na co wszystko wskazuje.
Drugie zastrzeżenie: w całej sytuacji z sędzią Szmydtem nie powinno chodzić o przepychanki polityczne i wskazywanie winowajców palcami. Biorąc pod uwagę pojawiające się informacje, dotyczące choćby jego oświadczeń majątkowych, prawdopodobieństwo tego, że powinien znaleźć się na radarze służb, było wysokie.
Jeśli to się nie stało, to politycy powinni przede wszystkim zastanowić się, w jaki sposób zweryfikować wszystkie podejrzenia, nie opierając się przede wszystkim na relacjach samych służb. Dlaczego? Ponieważ służby w pewnym sensie są zainteresowane tym, aby przedstawić siebie w jak najlepszym świetle. Zadaniem rządu powinno być obecnie wypracowanie wewnątrz administracji modelu kontroli i nadzoru nad służbami.
Istnieją okoliczności usprawiedliwiające dla ABW. Przede wszystkim Tomasz Szmydt był sędzią, korzystającym z immunitetu i specjalnego statusu, dzięki któremu w naturalny sposób miał dostęp do sytuacji niejawnych. Sędziowie korzystają z uprzywilejowanej pozycji w stosunku do większości obywateli. Czynniki te niewątpliwie utrudniają działalność operacyjną, chociaż oczywiście nie usprawiedliwia to w pełni braku orientowania się w możliwym problemie przez służby.
Nie zapominajmy, że liczba sędziów orzekających w tych sprawach w WSA jest relatywnie niewielka, więc wypracowanie formuły ich ochrony kontrwywiadowczej nie powinno stanowić problemu organizacyjnego, choć zdaję sobie sprawę, że może generować problemy innej natury.
Obecnie sędziowie nie przechodzą procedury uzyskania poświadczenia bezpieczeństwa, nie są sprawdzani przez ABW i niemal bez weryfikacji otrzymują dostęp do materiałów niejawnych.
Czy Pańskim zdaniem taka procedura powinna być wprowadzona? Czy przeciążyłoby to ABW?
Mówiąc bardzo bezpośrednio, problem przeciążenia ABW nie jest naszym problemem. Dlatego też od wielu lat apeluję, aby wspomnianego poświadczenia bezpieczeństwa nie wydawało ABW, tylko specjalnie do tego powołana instytucja.
Postępowanie sprawdzające jest niezwykle zbiurokratyzowanym procesem, który nie musi znajdować się w kompetencjach służb specjalnych. W niektórych krajach europejskich, jak np. w Polsce, służby zarezerwowały sobie pozycję, określaną jako krajową władzę bezpieczeństwa, która umożliwia im nie tylko przeprowadzanie postępowań, lecz również wydawanie decyzji administracyjnych w postaci poświadczenia bezpieczeństwa.
To błąd, ponieważ z jednej strony ABW jest obciążone dodatkowymi zadaniami, a z drugiej strony uzyskuje nieprawdopodobną władzę nad społeczeństwem. ABW decyduje o tym, gdzie dana osoba może pracować, do jakich dokumentów ma dostęp. Obserwowaliśmy wiele przypadków, gdzie w wyniku presji politycznej odbierano poświadczenie bezpieczeństwa, aby zmusić kogoś do zwolnienia stanowiska.
Moim zdaniem możliwym rozwiązaniem problemu mogłoby być zobowiązanie kandydatów na sędziów do poddania się procedurze poświadczenia bezpieczeństwa. Trudniejsza sytuacja dotyczy sędziów już powołanych przez prezydenta na swój urząd – nie wiem, czy jest to możliwe do przeprowadzenia pod kątem konstytucyjnym.
Obecnie mamy do czynienia z wyłomem w systemie, trwającym od ponad dwudziestu lat, który pozwala na przeprowadzanie niebezpiecznych operacji przez zagraniczne służby. Luka prawna dotyczy również ministrów konstytucyjnych bądź innych najwyższych urzędników państwowych, którzy są wymienieni w ustawie o ABW. Nie przewiduje ona również sytuacji, w której dana osoba będzie poddana postępowaniu kontrolnemu, bo pojawią się podejrzenia, że nie daje ona rękojmi zachowania tajemnicy.
Nie istnieje możliwość odebrania dostępu do informacji niejawnych w inny sposób niż odwołanie danej osoby ze stanowiska. Co jednak zrobić z posłem, który został wybrany w wyborach powszechnych?
Wspomniane problemy nie są niczym nowym i na pełną skalę rozpoczęły się w 2000 roku, kiedy wprowadzono pierwszy raz ustawę o ochronie informacji niejawnych. W pierwotnej wersji z 1999 roku, przewidywała konieczność poddania się sędziów i prokuratorów procedurze sprawdzającej, jednak przepis to nakazujący został wycofany po protestach środowiska i wyroku Trybunału Kostytucyjnego w 2000 roku. W debacie publicznej podnoszono argument zbyt dużej władzy służb nad sędziami i prokuratorami.
Wszyscy obecnie rozważają, jak można zmusić sędziów do poddawania się postępowaniu sprawdzającemu. Jest to faktycznie zagadnienie warte uwagi, jednak w istocie problemem równie ważnym, jak procedura dostępu do informacji niejawnych, jest model kontroli osób, dysponujących dostępem do informacji niejawnych, czy właściwie się z nimi obchodzą. Jeśli dana osoba otrzyma poświadczenie bezpieczeństwa, w wyniku postępowania sprawdzającego wszczyna się postępowanie kontrolne – wadliwe rozwiązanie, ale jest.
Natomiast w przypadku większości sędziów, prokuratorów, posłów i senatorów brak jest procedury przewidującej cofnięcie dostępu do tajemnicy. To bardzo poważna luka, powodująca, że niezależnie od nawet stwierdzonego występowania przesłanek, uzasadniających cofnięcie poświadczenie bezpieczeństwa wobec tzw. zwykłych osób, wobec osób z tej grupy uprzywilejowanej dostępu do tajemnic cofnąć nie ma jak.
Dziękuję za wywiad.
Dziękuję.