Magdalena Melke: 22 kwietnia zatrzymano troje Niemców, oskarżając ich o szpiegostwo na rzecz Chin. Podejrzani są o pracę dla chińskich służb co najmniej od czerwca 2022. Tego samego dnia zatrzymano pod tym samym zarzutem pracownika Maximiliana Kraha, głównego kandydata AfD w wyborach europejskich.
Jaki jest stopień chińskiego szpiegostwa w Niemczech?
Dr Tomasz Morozowski: To jedne z pierwszych przypadków głośnych aresztowań, również osób ze świata polityki – Maximilian Krah jest czołowym kandydatem AfD w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Chciałbym jednak zaznaczyć, że nie jest to skala porównywalna z wpływami rosyjskimi i ma trochę mniej ostry, płytszy wymiar. Chiny pozostają najważniejszym partnerem gospodarczym Niemiec i krajem, z którym Berlin pogłębia relacje dwustronne.
Symptomatyczny jest fakt, że aresztowania nastąpiły kilka dni po powrocie kanclerza Olafa Scholza z wizyty w Chinach do kraju. Problem chińskiego szpiegostwa nie jest jednak czymś nowym dla niemieckich służb, wskazują one na niego od kilku ostatnich lat.
Niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji czy też Federalny Urząd Kryminalny ostrzegały, że chińscy agenci rozbudowują siatkę wpływów w Niemczech, starając się pozyskiwać kontakty pośród niemieckich naukowców, elit politycznych i gospodarczych.
Przykładowo w 2020 roku niemieckie służby wskazywały na aktywność chińskich agentów – może nawet niekoniecznie szpiegów, lecz osób tworzących siatki kontaktów poprzez media społecznościowe, aby potem zapraszać te osoby do Chin na różne konferencje i kongresy w Pekinie i tworzyć lobby skłonne do powielania chińskiej narracji, czy odrzucania krytyki względem Państwa Środka w Europie.
Dobrym przykładem takiego działania jest Maximilian Krah, który wielokrotnie bywał w Chinach, odwiedzając m.in. centrum badawcze Huawei. Następnie lobbował w Niemczech za niewykluczaniem tego operatora z rynku 5G. Stanowi to przykład wpływu chińskiej narracji, która jest w ten sposób rozbudowywana.
Według ustaleń prokuratury przygotowane i realizowane przez oskarżonych umowy obejmowały m.in. części maszyn wykorzystywane w silnikach morskich okrętów wojennych. Zdaniem ministry spraw wewnętrznych Nancy Faeser niebezpieczeństwo chińskiego szpiegostwa jest „znaczne” w sektorach gospodarki, przemysłu i nauki.
Na jakich obszarach skupia się chińskie szpiegostwo w Niemczech? Politycznym, przemysłowym?
W mojej ocenie dotychczas Chiny skupiały się na aspekcie tzw. sharp power – czegoś pomiędzy miękką siłą państwa a typowym zaangażowaniem militarnym czy gospodarczym. Była to działalność balansująca na granicy dopuszczalnych środków w polityce międzynarodowej, dotycząca rozbudowy sieci wpływów.
Dobrym przykładem w świecie akademickim są Instytuty Konfucjusza, których misją jest propagowanie chińskiej kultury i języka. Jednak w Niemczech przybrało to skalę problemu, kwestii wykraczającej poza tradycyjną współpracę akademicką, na co wskazywała niemiecka minister edukacji, sugerując konieczność bliższego monitorowania działalności Instytutów. Przykładowo, podejmowały one próby cenzurowania promocji na niemieckich uczelniach książki, przedstawiającej w niekorzystnym świetle Xi Jinpinga.
Jednak ostatnie wydarzenia – aresztowania konkretnych osób oskarżonych o przekazywanie Chinom na przykład technologii zastosowania militarnego – stanowią nowy wymiar problemu. Wydaje mi się, że to kolejny ostrzegawczy sygnał dla niemieckich służb i elit politycznych.
Również wobec Maximiliana Kraha otwarto wstępne postępowanie dotyczące podejrzeń o przyjmowanie środków finansowych zarówno z Rosji, jak i z Chin – jest ono niezależne od oskarżeń padających w stronę jego współpracownika Jiana G. Moim zdaniem, Pekin oddziałuje w Niemczech wielopoziomowo, dążąc zarówno do rozbudowy sieci wpływów, jak również do pozyskiwania konkretnych nowych technologii czy wrażliwych informacji.
Dwie trzecie niemieckich firm, ankietowanych przez Niemiecką Izbę Handlową w Chinach, skarżyło się na „nieuczciwą konkurencję” w Państwie Środka, a niemiecki przemysł motoryzacyjny znalazł się pod presją taniego chińskiego importu.
Od kiedy Niemcy nabrali rezerwy do współpracy z Chińczykami w zakresie technologii i biznesu?
Rokiem przełomowym był 2016, gdy chińskie przedsiębiorstwa przejęły dwie niemieckie perły nowoczesnego przemysłu, firmy KUKA i Midea, producentów robotów przemysłowych i AGD. Stanowiło to sygnał ostrzegawczy w Niemczech, również dla władz. Podjęły wówczas środki wzmożenia odsiewu inwestycji zagranicznych – szczególnie we wrażliwych, przyszłościowych sektorach, aby nie dopuszczać do przejęć skutkujących drenażem myśli technologicznej.
Dostrzeżono problem, wprowadzono nowe regulacje, kolejne z nich są przedstawiane – choćby po to, aby zdefiniować, czym są wrażliwe sektory i co należy chronić przed szkodliwymi (z punktu widzenia państwa) przejęciami.
Oczywiście Niemcy to nadal państwo otwarte na wolną konkurencję gospodarczą i inwestycje zagraniczne. Firmy niemieckie także nadal angażują się aktywnie na rynku chińskim, co stanowi drugą stronę problemu – z jakimi wyzwaniami mierzą się niemieccy przedsiębiorcy w Chinach, jak na przykład utrudniony dostęp do przetargów publicznych czy przejmowanie własności intelektualnej.
Niemiecki biznes zwraca uwagę na chińskie naciski i formułował swoje oczekiwania jeszcze przed niedawną wizytą kanclerza Scholza w Pekinie, tak, aby zadbał on o zrównanie warunków konkurencji. Obecnie producenci chińscy, dotowani przez państwo, mają ułatwiony dostęp do rynku w porównaniu z firmami zagranicznymi, przez co europejskie firmy mają problem z konkurencyjnością.
Berlin stoi tutaj jednak przed dylematem, ponieważ chiński rynek pozostaje dla niego kluczowy w kontekście pozyskiwania środków finansowych i korzyści dla niemieckich przedsiębiorstw – przede wszystkim związanych z sektorem motoryzacyjnym czy chemicznym. Największe firmy nie są chętne do opuszczania chińskiego rynku czy ograniczania swojej aktywności na nim, wręcz przeciwnie.
W latach 80. XX wieku Berlin nawiązał intensywne stosunki gospodarcze z Pekinem, które utrzymuje do dzisiaj. Berlin zdecydował się na bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Państwie Środka w wysokości 12 mld euro w 2023 roku, a Chiny odpowiadają za około 50 procent światowej sprzedaży samochodów Volkswagen.
Czy możemy mówić o gospodarczym uzależnieniu Niemiec od Chin? Jeśli tak, to w jakim stopniu i czy Berlin posiada kartę przetargową wobec Pekinu?
Z jednej strony widzimy uzależnienie Berlina od Pekinu. Patrząc na konkretne sektory, np. motoryzację, uzależnienie jest głębokie i ryzykowne. Jeśli niemieccy producenci chcą produkować auta elektryczne, potrzebują do nich baterii konstruowanych z użyciem metali ziem rzadkich, za których globalne wydobycie i przetwarzanie w ogromnej większości odpowiadają Chiny.
Z drugiej strony, biorąc pod uwagę całokształt niemieckiej gospodarki, Chiny pozostają najważniejszym partnerem wymiany handlowej Niemiec (od 2016 roku), jednak główną rolę odgrywa tutaj import do Niemiec. Patrząc łącznie na import i eksport, pozostałe państwa – takie jak Stany Zjednoczone, Holandia czy państwa Grupy Wyszehradzkiej – są porównywalnymi partnerami dla Berlina. Nie jest tak, że zakłócenie czy odcięcie się gospodarcze od Chin wiązałoby się z totalną ekonomiczną katastrofą dla Niemiec.
Niemniej jednak w Niemczech podejmuje się dyskusję odnośnie tego, aby nie powtórzyć błędu ryzykownego uzależnienia od jednego państwa, tak, jak to się stało w przypadku Rosji. Stąd właśnie pojawiające się pomysły tzw. deriskingu czy dywersyfikacji polityki gospodarczej.
Przemysł motoryzacyjny pozostaje niemieckim asem w rękawie, ponieważ firmy chcą wejść w konkurencję z Chinami, również w zakresie elektromobilności. Na razie idzie to ciężko, ponieważ Pekin ma sporą przewagę. Do innych obszarów należą wszystkie „zielone” technologie, takie jak turbiny wiatrowe czy panele słoneczne.
Pomimo dużej ilości chińskich produktów tego typu na globalnym rynku, Niemcy jak na razie ostrożnie patrzą na zdecydowane kroki np. nakładanie ceł na import chińskich produktów do UE, obawiając się odwetu ze strony Pekinu, który mógłby uderzyć w niemiecki przemysł w Państwie Środka. Innym uzależnieniem wartym obserwacji są półprzewodniki.
Trudno wskazać konkretną przewagę Niemiec w relacjach z Chinami. Myślę, że Berlin nadal jej poszukuje, czy to decydując się na rozwój technologii wodorowych, czy odnawialne źródła energii czy inne nowe technologie. Trudno oczekiwać, aby nastąpił pełen decoupling z Chinami, oczekiwałbym bardziej działań ukierunkowanych na ograniczenie największego ryzyka ekonomicznego.
Kwietniowa wizyta kanclerza Scholza w Pekinie była najdłuższą i najważniejszą podróżą zagraniczną od czasu objęcia przez niego urzędu pod koniec 2021 roku.
Jaki jest stosunek obecnego niemieckiego rządu do Pekinu? Na ile Berlin będzie zwracał uwagę na Waszyngton przy robieniu interesów z Pekinem?
Należy z pewnością rozróżnić to, w jaki sposób na wspomniane kwestie patrzy niemiecki biznes, a w jaki niemiecki rząd. Obecna koalicja rządząca po raz pierwszy przygotowała w 2023 roku rządową strategię, w której pojawiły się sygnały o zmianie postrzegania Chin. Stwierdzono, że nie można kontynuować polityki stricte biznesowej z czasów rządów Angeli Merkel i niezbędny jest większy realizm oraz selektywność współpracy. Pekin stał się partnerem, konkurentem i systemowym rywalem jednocześnie.
Zmianę nastawienia do Państwa Środka można również zaobserwować w niemieckiej debacie. Partie takie jak Zieloni również postrzegają Chiny bardziej sceptycznie i dążą do rewizji polityki niemieckiej. Minister gospodarki i środowiska Robert Habeck odpowiada za większość nowych pomysłów i rozwiązań, które mają zachęcać niemieckie firmy do dywersyfikowania rynków azjatyckich.
Jednak drugą stroną medalu, przemawiającą za utrzymywaniem relacji z Chinami, jest niemiecki biznes, szczególnie największe korporacje. Małe i średnie przedsiębiorstwa niemieckie nie mają problemu z ograniczaniem uzależnienia od Chin, ponieważ nie jest ono tak głębokie. Niestety to właśnie najwięksi gracze – jak pokazała również delegacja towarzysząca Olafowi Scholzowi w Pekinie, złożona z szefów m.in. Siemensa, BASF, Volkswagena, BMW – niejako „kierują” niemiecką zagraniczną polityką gospodarczą na kierunku chińskim.
Kanclerz Scholz stara się balansować te dwa bieguny. Z kolei ministra spraw zagranicznych, Annalena Baerbock, jest bardziej sceptycznie nastawiona do Pekinu. Mamy w Niemczech do czynienia z pewnym rozkrokiem i próbą znalezienia kompromisu. Moim zdaniem utrudnia to realizację dobrych zamierzeń, ujętych we wspomnianej strategii chińskiej z 2023 roku.
Powstaje pytanie, czy nie będzie za późno, jeśli dojdzie do przełomu w konflikcie o Tajwan i jakie oczekiwania sformułują wówczas USA wobec państw europejskich, na przykład dotyczące odcinania się od Pekinu, nakładania sankcji gospodarczych. Berlin nie stanie wówczas przed poważnym dylematem.
Przypadek zalewu europejskiego rynku chińskimi panelami fotowoltaicznymi czy turbinami wiatrowymi stanowi nauczkę i sprawia, że UE podejmuje pewne działania wcześniej, aby nie dopuścić do podobnej sytuacji. Z pewnością nad Renem w ostatnich latach obserwujemy większy realizm w postrzeganiu Chin. Pojawiła się percepcja konieczności dbania o własne interesy i niepodążania ślepo w uzależnienia i współpracę z Chinami – co nie jest równoznaczne z jej zrywaniem.
Dziękuję za wywiad.
Dziękuję.