Magdalena Melke: 17 kwietnia blisko 20 tys. demonstrantów zebrało się w Tbilisi, aby protestować przeciwko działaniom rządu. Ustawa o „zagranicznych agentach” miała zostać wprowadzona już w 2023 roku, jednak po szeroko zakrojonych protestach partia rządząca zdecydowała się z niej wycofać, obiecując, że nie wróci do proponowanego projektu. Obecnie ustawa przeszła pierwsze czytanie, przy sprzeciwie opozycji i 83 deputowanych z Gruzińskiego Marzenia.
Dlaczego Gruzińskie Marzenie próbuje ponownie wprowadzić prawo o „zagranicznych agentach”?
Dr Jakub Bornio, Instytut Studiów Europejskich Uniwersytetu Wrocławskiego i Instytut Europy Środkowej w Lublinie: Rzeczywiście, rok temu mieliśmy do czynienia z próbą przeforsowania wspomnianego prawa. Dawałoby ono rządowi pewien lewar nad organizacjami pozarządowymi, które mogą być wobec niego opozycyjne. Natomiast w 2023 roku sytuacja była diametralnie inna, ponieważ Gruzja nie otrzymała jeszcze wtedy statusu państwa kandydującego do UE.
Dzisiaj Tbilisi jest w innej sytuacji – Gruzja jest już państwem kandydującym, wobec czego ten argument został wytrącony z ręki Brukseli. Pod tym względem byłoby o wiele łatwiej przeprocedować wspomniane prawo.
Niemniej jednak partia Gruzińskie Marzenie musi liczyć się z nastrojami społecznymi, a gruzińskie społeczeństwo jest niezwykle proeuropejskie. Wskaźniki mówią o ponad 80 procent poparcia wobec członkostwa w UE.
Czemu w takim razie zdecydowano się na ponowną próbę?
Po pierwsze, ponieważ można – Gruzja stała się krajem kandydującym do UE, więc zniknął lewar brukselski. Po drugie, stanowi to próbę zmobilizowania elektoratu Gruzińskiego Marzenia przed wyborami parlamentarnymi w październiku.
Jaką część elektoratu chce zmobilizować Gruzińskie Marzenie? Pozostałe, antyunijne 20 procent społeczeństwa?
Nie określiłbym go jako antyunijne, a raczej pro-Gruzińskie Marzenie. Jednak mobilizacja własnego elektoratu nie jest jedynym elementem działania partii. Głównym celem jest bardzo mocne osłabienie NGO-sów, mediów i społeczeństwa obywatelskiego, które czerpią finansowanie z zagranicznych grantów i przepływów pieniężnych, głównie z Zachodu. Niejednokrotnie ujawniają skandale korupcyjne i działają na rzecz osłabienia Gruzińskiego Marzenia, jednocześnie budując własną pozycję polityczną.
W ujęciu systemowym wprowadzenie ustawy pozwoli Gruzińskiemu Marzeniu na większą kontrolę i oskarżanie ruchów opozycyjnych o bycie zagranicznymi agentami, przedstawianie ich jako wrogów państwa.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, że procedowanie ustawy to również próba odsunięcia uwagi od innych problemów, z którymi musi mierzyć się Gruzja. W ujęciu makroekonomicznym co prawda udało się zwiększyć PKB (głównie przez zacieśnienie relacji ekonomicznych z Rosją), jednak dalej obserwujemy dosyć duży wskaźnik bezrobocia – na poziomie około 15 procent. Tbilisi doświadcza również problemu masowej emigracji, która depopuluje Gruzję i jest związana z czynnikami ekonomicznymi. Zbiega się ona z relatywnie dużą imigracją ze strony Rosjan, skupem nieruchomości, dużym przepływem pieniężnym. Do tego dochodzą skandale korupcyjne na różnym szczeblu, choć przede wszystkim na wysokich szczeblach władzy, a także kwestie łamania praw człowieka i metod pacyfikacji antyrządowych protestów.
Gruzińskie Marzenie chce stworzyć rzeczywistą możliwość kontroli i deprecjonowania wszelkich organizacji antyrządowych. Jednocześnie ustawa stanowi przykrywkę dla o wiele szerszych problemów, jakich doświadcza kraj. A to wszystko przed październikowymi wyborami.
Mimo wszystko obraz polityczny Gruzji i motywacje Gruzińskiego Marzenia pozostają zawiłe. Tbilisi kandyduje do UE, wśród decydentów w Brukseli pojawiają się jednak wątpliwości, czy Gruzińskie Marzenie realnie chce dołączenia Gruzji do Unii – przykładem może być obwinienie NATO za rosyjską inwazję na Ukrainę przez gruzińskiego premiera.
Dlaczego można odnieść wrażenie, że partia rządząca „puszcza oko” do Putina, skoro obywatele widzą ekonomiczne zawłaszczanie kraju przez Rosjan, a Abchazja i Osetia Południowa pozostają samozwańczymi republikami? Skąd ta ambiwalencja?
Głównym celem każdej partii politycznej jest przetrwanie w systemie, jakikolwiek by on nie był. Żadna partia polityczna, która spotyka się z „problemem” wysokiego poparcia dla jakiejś idei – w tym wypadku dołączenia do UE – nie jest w stanie otwarcie sprzeciwić się dążeniom społeczeństwa i ich uargumentować. Byłoby to samobójstwo polityczne.
Wówczas jednak działania przeprowadza się w miękki sposób, przykładowo łącząc kwestie dołączenia do Unii Europejskiej z ruchami LGBTQ+, które z kolei nie mają zbyt wysokiego poparcia w gruzińskim społeczeństwie.
Z mojej perspektywy źle, że Bruksela nie dostrzega tego fenomenu i usilnie stara się forsować te kwestie, ponieważ zapewnia tym samym narracyjną amunicję Gruzińskiemu Marzeniu, co do którego motywacji polityki zagranicznej nie mamy żadnej pewności.
Partia rządząca najpewniej nie wykazuje głębokiej i szczerej chęci związania się z UE, ponieważ byłoby to równoznaczne z koniecznością oczyszczenia systemu politycznego i walki z korupcją, co automatycznie oznacza osłabienie Gruzińskiego Marzenia na scenie politycznej – nadal obserwujemy niejasne dla nas układy „klanowe” w polityce gruzińskiej.
Czy określanie Gruzińskiego Marzenia partią prorosyjską jest słuszne?
Niestety nie jestem w stanie tego określić z całą pewnością – obraz pozostaje skomplikowany. Analizując sytuację musimy wziąć pod uwagę doświadczenia historyczne kraju oraz jego wielkość. Różnica potencjału między Moskwą a Tbilisi jest olbrzymia. Gruzja jest w 20 procentach okupowana przez Rosję, a widmo rosyjskiego zagrożenia nadal ciąży nad państwem. Gruzińskie Marzenie musiałoby być ślepe, aby tego nie widzieć.
Z drugiej strony, Tbilisi odbudowuje się gospodarczo, będąc swego rodzajem korytarzem transportowym do omijania zachodnich sankcji nałożonych na Kreml. Przekierowała znaczną część swoich produktów eksportowych na rynek rosyjski, z kolei inwestycje rosyjskie kierują się do Gruzji.
Dodatkowo Zachód ma małe możliwości (i małe chęci) do pomocy Gruzji w przypadku ewentualnego konfliktu militarnego i działań w Osetii i Abchazji. Pomimo zaangażowania na Ukrainie, działania militarne skierowane w stronę Tbilisi nie wymagałyby od Kremla wielkiego wysiłku. Zwróciłbym jednak uwagę, że jest to również spowodowane systematycznym rozmontowywaniem gruzińskiej armii od 2012 roku – co może być właśnie argumentem za prorosyjskością Gruzińskiego Marzenia. Nie dokonuje się żadnych inwestycji w nowoczesne typy uzbrojenia czy same siły zbrojne.
Czy nie jest to dziwne działanie, biorąc pod uwagę zamrożony konflikt w Abchazji i Osetii Południowej?
Dokładnie. Sytuacja z Osetią jest o tyle skomplikowana, że nie ustalono żadnej stałej linii demarkacyjnej, a przesunięcia granicy następują ciągle, choć są niewielkie. Nie powoduje to żadnej reakcji ze strony gruzińskiego rządu.
Z drugiej strony malutka Gruzja nie jest w stanie zrobić nic wobec ogromnej Rosji, jeśli Zachód nie ma możliwości ani ochoty do ewentualnego wsparcia Tbilisi w razie konfliktu.
Czy pańskim zdaniem ambiwalencja działania Gruzińskiego Marzenia wynika z braku zaufania do UE? Tego, że Zachód nie wesprze Tbilisi, jeśli zdecyduje się ono w pełni oprzeć na Brukseli?
Tak. Jednak wszystkie poprzednie zagadnienia nie przestają obowiązywać w prowadzonej przez nas analizie: brak zaufania do Zachodu, brak dużej zbieżności ideologicznej, brak chęci potrzeby zbliżenia politycznego ze względu na zagrożenie oczyszczenia systemu z korupcji…
Gruzji byłoby również o wiele ciężej konkurować ekonomicznie na rynku europejskim niż na rynku rosyjskim, ze względu na wysokie standardy produkcji, bliskość geograficzną czy choćby kwestie transportu towarów. Moim zdaniem rządząca partia Gruzji opiera się na współpracy z Rosją, zdając sobie sprawę z tego, że stanowi to dla Gruzji zagrożenie.
Czy istnieje opozycyjna partia, która mogłaby budować swoją przewagę na mocnych prounijnych nastrojach społecznych i wygrać nadchodzące wybory?
Istnienie takiej partii jest trudne ze względów systemowych i okopania obecnego reżimu w strukturach władzy. Proponowana ustawa jedynie mocniej ograniczyłaby możliwości powstania jakiekolwiek stronnictwa opozycyjnego.
Obserwujemy rozmaite ruchy skupione wokół Saakaszwilego i środowiska post-Saakaszwilowskiego, jednak z zachodniej perspektywy nie dostrzegamy tego, że jego rządy były również bardzo różnie oceniane w samej Gruzji. Opozycja w Gruzji jest niezwykle zdefragmentyzowana.
Być może prezydentka Salome Zurabiszwili wyrośnie na liderkę ruchu opozycyjnego? Jeden z uczestników protestów z 2023 roku został skazany na dziewięć lat pozbawienia wolności za napaść na funkcjonariusza. Prezydentka powiedziała, że go ułaskawi. Również poprzez wetowanie poszczególnych ustaw pokazuje pewne sygnały polityczne mówiące o tym, że odżegnuje się od polityki Gruzińskiego Marzenia. Pamiętajmy jednak, że prezydenckie weto mają w gruzińskim systemie wartość bardziej symboliczną, ponieważ można je obalić głosami zwykłej większości parlamentarnej. Dodatkowo, Zurabiszwili została wystawiona do wyborów właśnie przez Gruzińskie Marzenie i jej powiązania z partią są nadal znaczące, a ona sama nie ma za sobą innych struktur partyjnych.
W przypadku tworzenia partii opozycyjnej problemem może okazać się również obsadzenie miejsc w parlamencie – w kontekście zaangażowania politycznego kilkudziesięcioprocentowa część gruzińskiego społeczeństwa jest obojętna. Nie chce głosować. Uważa, że nie ma na kogo głosować.
Jak wspominaliśmy o wysokich wskaźnikach poparcia dla UE, tak postawy wobec napływu kapitału i ludności rosyjskiej są bardzo zróżnicowane. Część osób w sposób ostentacyjny odmawia wynajmu swoich lokali Rosjanom, inna część osób czerpie korzyści ekonomiczne świadcząc usługi, za co również ciężko ich winić.
Obraz polityczny Gruzji pozostaje skomplikowany, szczególnie jeśli dodamy do tego przeświadczenie obywateli – które jest niejako usankcjonowane obecną sytuacją geopolityczną – że Zachód nie będzie w stanie przybyć z pomocą w przypadku napięć i konfliktów z Kremlem. Perspektywę Zachodu również należy zrozumieć w sytuacji, kiedy „Gruzja sama nie chce sobie pomóc”.
Potencjał gruziński również nie przedstawia się zbyt optymistycznie. Cokolwiek mówilibyśmy o sytuacji na Ukrainie, trudno wyobrazić mi sobie zorganizowanie bojówek, będących w stanie siłą odebrać władzę i utrzymać sprawnie działające państwo, jeśli doszłoby do eskalacji z Moskwą czy republikami separatystycznymi. Dochodzi również kwestia geografii – Zachód nie przerzuci w tak łatwy sposób sprzętu wojskowego i dostaw pomocy humanitarnej do Tbilisi, jak do Kijowa. Dzieli nas chociażby wysoce zmilitaryzowane Morze Czarne.
Dziękuję za wywiad.
Dziękuję.