Pomoc przeszła
2 listopada lider Republikanów mówił tak: „Mamy zobowiązania wobec całego świata, ale najpierw musimy zająć się naszym własnym krajem. Tak długo jak będą otwarte granice, sami otwieramy się na zagrożenie”. 17 stycznia po spotkaniu z prezydentem Bidenem tak opowiadał na konferencji prasowej: „Powiedziałem tylko to, co mówię od miesięcy – priorytetem jest zmiana prawa granicznego”.
Czy Mike Johnson zmienił poglądy? Ma 219 Republikanów w Izbie, do dowolnego głosowania proceduralnego potrzebuje 218 głosów. Pierwsze miesiące pełnienia przez niego funkcji było sprawdzaniem większości, sił regionalnych koalicji i poszczególnych komitetów. Próbował być spikerem lat 80 – przygotowującym pole politykom do szukania kompromisu. Jak pamiętamy – zakończyło się to klinczem i potrójnym bliskim zamknięciem rządu. Teraz zupełnie zmienił strategię, pogodził się ze swoją funkcją przywódcy mniejszości (pomimo formalnie skromnej przewagi Republikanów w Izbie) i postawił sobie za cel przygotowanie takiej ustawy, którą poprze przynajmniej połowa jego partii (tzw: Hastert Rule).
Cztery osobne ustawy, ponad 95 miliardów dolarów. Plan Johnsona był w istocie całkiem prosty. Niczym Nancy Pelosi negocjująca w 2007 roku pakiet finansowania kampanii w Iraku rozdzielił pakiet na kilka osobnych druków, by przeciwnicy każdego z nich mieli pole do wyrażenia swojego sprzeciwu. Tak jak się stało w sobotę: przeciwnicy pomocy Ukrainie mogli zagłosować na nie, ale obok tego poprzeć pozostałe rozwiązania, które już uważali za korzystne. To jednak nie koniec – każda z tych ustaw była bardzo precyzyjnie przygotowana, by znaleźć kompromis między postulatami Demokratów i Republikanów (choć nie wszystkich: o tym zaraz).
Pomoc dla Ukrainy została podzielona na trzy filary: bezpośrednie wsparcie militarne, pożyczka na cele gospodarcze oraz rozwojowe (to dokładnie to, co proponował Donald Trump), i przekazanie zysków z przejętych aktywów rosyjskich. Dodatkowo, wspomniane pożyczki mogą być po 15 listopada 2024 roku obniżone o 50 procent – co jest ukłonem w stronę sceptycznych Demokratów. Jest zobowiązanie prezydenta do przekazania rakiet dalekiego zasięgu ATACMS – o czym mówiło skrzydło jastrzębie. Nawet w ustawie o Indo-Pacyfiku znalazł się zapis, że nierozliczone salda z programu pomocowego można przenieść na pomoc Ukrainie. W przypadku Izraela przeznaczono 9,5 miliarda dolarów na program pomocy humanitarnej: był to warunek klubu progresywnego partii Demokratycznej. W ustawie łączonej w kontekście zobowiązania do sprzedaży TikToka wydłużono okres na zbycie go ByteDance do jednego roku (to był akurat postulat Senacki).
A czego zabrakło? Zabrakło odwrócenia decyzji Joe Bidena dotyczącej ograniczenia eksploatacji złóż gazu ziemnego. To zapowiadał przed kilkunastoma dniami Johnson; ostatecznie tego nie znajdziemy. Z jakiego powodu? Otóż najbardziej zyskałby na tym stan Luizjana (którego reprezentantami jest Johnson oraz numer dwa w partii Steve Scalise), co mogłoby wywołać tarcia. I ważniejsze – zniechęciło by to Demokratów do głosowania, a arytmetyka była jasna: bez nich większości by nie było. Ustawa graniczna przywracająca część polityk z czasów prezydentury Trumpa (mur na granicy, obozy detencyjne) została przesunięta do osobnego głosowania (i bez zaskoczenia przepadła – ⅔ ustawowej liczby głosów dzisiaj jest większością nierealną dla tak kontrowersyjnego prawa).
Spiker-Pokerzysta
Właśnie, wracając do strategii Johnsona: znalazł kompromis, ale zupełnie pominął najbardziej populistyczne skrzydło Republikanów Klub Wolności. Ten, który dążył do zamknięcia rządu, na sztandar wziął wspomnianą wyżej reformę prawa imigracyjnego, a w zeszłym roku doprowadził do odwołania Kevina McCarthy’ego z urzędu speakera. Obecny mówca próbował przez pierwsze cztery miesiące działać wraz z nimi, ale wyjątkowo się na tej współpracy sparzył. I miał prosty wybór: albo zostanie twarzą konserwatywnego klinczu obliczonego na wybory; albo personifikacją zgniłego kompromisu. Mimo wahać i małych zwrotów, wybrał ostatecznie to drugie. Nie tylko po raz kolejny zignorował postulaty Freedom Caucus (w przypadku budżetowym zrobił dokładnie tak samo), tak przy rosnącym buncie zagroził wyrzuceniem z Komisji Regulaminowej (najpotężniejszej, głosującej nad przebiegiem debaty nad ustawami) dwóch z trzech jego członków.
Blefował dodatkowo w kontekście poprawek – na konferencji prasowej zapowiadał otwartą formułę (każdy reprezentant może złożyć własną poprawkę i będzie ona głosowana), okazało się, że jest ona wpół-otwarta i wyjątkowo silnie moderowana. Bo tu kolejny aspekt planu spikera: dlaczego cztery ustawy w Izbie, by potem i tak je połączyć i wysłać do Senatu? To proste, bo mniejszy zakres każdego projektu zawęża potencjalny zakres poprawek. Był to ruch ryzykowny, bo przegłosowanie rozwiązania niekorzystnego dla jednej ze stron mogłoby zabić jej poparcie, ale Johnson – co widzimy chociażby po liczbie poprawek do ustawy o pomocy dla Izraela wynoszącej zero – dobrał tylko te, przy których czuł ponadpartyjny konsensus.
To, co powinno zwrócić uwagę, to rozkład głosów nad poprawką Marjorie Taylor Greene dotyczącej obniżenia wszelkiej pomocy dla Ukrainy do zera. 71 polityków poparło to rozwiązanie – to dużo więcej niż sam Klub Wolności (45 członków). A przy samej ustawie pomocowej widzimy sprzeciw aż 112. To ponad połowa partii; to też większa część największego klubu Republikańskiego Republican Study Committee (pomimo, że jej liderzy wsparci Johnsona).
Trzeba napisać jedno: linia sprzeciwu wobec pomocy Ukrainie nie biegnie pomiędzy zwolennikami a sceptykami byłego prezydenta Trumpa. Jest kilkunastu polityków czynnie wspierających go, a będących rzecznikami wsparcia dla Kijowa (August Pfluger z Teksasu; Mike Garcia z Kalifornii). Przeglądając listę głosujących doliczyłem się aż 23. reprezentantów powiązanych z liberalnymi lub umiarkowanymi klubami i komitetami. To blisko 20 procent sprzeciwu. Ale idąc dalej: przeciwko zagłosowała delegacja z Teksasu, z Michigan, Georgii, Arizony. Reprezentanci z Illinois, ale i Nowego Jorku. To nie oznacza, że w Izbie jest 112. przeciwników Ukrainy (albo izolacjonistów) – to symbol trawiącej USA polaryzacji.
Na brak poparcia wpływa szereg czynników: popadające w radykalizacje partie stanowe, ale również rosnące ceny energii. Mieszkańca Nowego Jorku dotyka dzisiaj wysoka cena mieszkań, energii, produktów spożywczych (szczególnie, że od 2012 roku obserwujemy stałą liczbę 40-50 procent Amerykanów popierającą ograniczenie interwencji międzynarodowej). Sprawy zagraniczne nigdy nie były osią kampanii wyborczych, ale tutaj stanowią nęcące hasło: zamiast 95 miliardów dla państw trzecich, można zainwestować w uwolnienie energii i finansowanie infrastruktury.
Tutaj widać zdecydowanie Mike Johnsona: on nie mógł przewidzieć, w jaką stronę te głosowanie pójdzie. Faktem jest, że taki wynik głosowania był efektem bardzo wielu czynników – Donald Trump opowiedział się za jego przywództwem; trwa kampania wyborcza, i nie można sobie pozwolić na odwoływanie speakera i destabilizację programu zbierania funduszy (szczególnie, że Republikanie i tak są za Demokratami); wspomniane Republican Study Committee stanęło za nim; a on sam przegłosował ustawy budżetowe oraz autoryzację programu FISA – tj. wypracował stałą większość. Jednak tutaj zwyciężyła polityka, partykularne interesy każdego z członków Izby. Zamiast wypracować stabilną większość, woleli zagłosować przeciw i (prawdopodobnie wiedząc o wsparciu Demokratycznym) zamanifestować symbolicznie swoją opozycję.
Johnson wygrał i przegrał jednocześnie, jednak symbolem kryzysu partii jest właśnie ten jeden obrazek. To ugrupowanie nie jest zdolne do wspólnego programu. Jednak Johnson ma jedną – acz kluczową – przewagę nad swoim poprzednikiem: McCarthy’emu nie ufano (i w opozycji, i w samej partii). Johnson rozczarował odejściem od konserwatywnej agendy, ale było to do przewidzenia, staje się w tym przewidywalny. Paradoksalnie więc: jest bardziej godny zaufania. A czy zostanie odwołany? To osobny temat.
Co dalej z kolejnymi pakietami?
I na koniec: co teraz? Kijów nie może spodziewać się kolejnego pakietu pomocy zagranicznej, na pewno do listopada tego roku. Tak naprawdę nadchodząca w tych wyborach zmiana pokoleniowa w obu Izbach może spowodować, że i w przyszłym Kongresie podobna ustawa dla Ukrainy może się nie pojawić. Sama treść tego jednego pakietu również wzbudza sporo spekulacji. O szczegółach pomocy dla Kijowa Departament Stanu i Pentagon mają poinformować w ciągu 45 dni od wejścia w życie ustawy. Wspomniane przejmowanie aktywów rosyjskich (powiązanych z rządem lub Bankiem Centralnym) to sprawa bez precedensu w całej historii USA.
Dotychczas tylko dwa razy państwo zdecydowało się na taki krok: w latach 50. i 90. – w obu celem podstawą było orzeczenie Sądu Najwyższego z 1921 roku, nie ustawa. I chodziło o odszkodowanie dla pokrzywdzonych przez Czechosłowację i Kubę obywateli USA. Tutaj prezydent ma prawo zająć aktywa (po zmianie dokonanej przez Johnsona, również w imię kompromisu) i poinformować o tym odpowiednie organy. A do tego współpracować w tym celu z organizacjami międzynarodowymi (wyróżnione jest G7), a uzyskane pieniądze przeznaczyć jedynie na cele odszkodowania dla Ukrainy (nie militarne czy gospodarcze: kolejna próba zmiękczenia tych dyskutowanych przepisów). Trudno stwierdzić jak to się potoczy, być może to również pieśń 2025 roku.
Ukraina musiała czekać ponad rok na kolejny pakiet pomocy. Z perspektywy działań wojennych wewnętrzna wojna w Partii Republikańskiej nie ma większego znaczenia: liczy się efekt, a w tym wypadku jego brak. Trudno mówić więc o sukcesie. Ale dla przywództwa partii te głosowanie było bardzo istotne. To nie tylko stabilizacja pozycji lidera mniejszości (pomimo reprezentacji partii rządzącej), ale również proste sprawdzenie, ile osób ma za sobą. Tak, Ukraina ma poparcie większości Republikanów – tylko nie przekłada się to na głosowania. Johnson zapewne utrudnił sobie (jeśli nie pogrzebał) drogę ku uzyskaniu reelekcji na fotelu lidera w styczniu 2025 roku. Ale przegłosował ustawę uderzającą w TikTok, REPO, szereg sankcji – pomimo ogromnej niepewności (bo nie wiemy, jak inaczej by się historia potoczyła, gdyby w listopadzie czy styczniu zachował się inaczej). Ustabilizował poparcie, dzięki czemu cały proces legislacji przeszedł bez problemów i chaosu. W Senacie zaś przywódca większości Mitch McConnel już zapowiedział wsparcie projektu, gdy piszę te słowa kolejna dziesiątka pochwaliła Johnsona. Wiele może się zmienić, ale wydaje się istnieć stabilna większość.