„Niezamierzony” nalot
Obywatele Polski, Australii i Wielkiej Brytanii, a także palestyński kierowca i jedna osoba z obywatelstwem amerykańsko-kanadyjskim znaleźli się wśród siedmiu zabitych pracowników organizacji pozarządowej WCK, która dostarcza pomoc żywnościową i przygotowuje posiłki dla potrzebujących. Działa od 2010 roku i do tej pory była zaangażowana m.in. w zorganizowanie pierwszego transportu pomocy do Gazy korytarzem morskim z Cypru.
Pomimo koordynacji ruchów z Siłami Obronnymi Izraela (IDF), konwój składający się z dwóch pojazdów opancerzonych oznaczonych logo WCK oraz dodatkowym pojazdem został trafiony po rozładowaniu ponad 100 ton pomocy humanitarnej przywiezionej do Strefy Gazy drogą morską, gdy opuszczał magazyn w Deir al-Balah.
Jak zaznaczyła Erin Gore, dyrektorka generalna World Central Kitchen: „To nie tylko atak na WCK, to atak na organizacje humanitarne pojawiające się w najstraszniejszych sytuacjach, gdy żywność jest wykorzystywana jako broń wojenna. To jest niewybaczalne”. Z kolei szef kuchni José Andrés zaznaczył: „Nie można ratować zakładników bombardując każdy budynek w Gazie. Nie można wygrać tej wojny, głodząc całą populację”.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu przyznał, że w „niezamierzonym” izraelskim nalocie zginęli „niewinni ludzie”. „Niestety w ciągu ostatnich 24 godzin miał miejsce tragiczny przypadek, w którym nasze siły w sposób niezamierzony uderzyły w niewinnych ludzi w Strefie Gazy. To się zdarza na wojnie, sprawdzamy to do końca, jesteśmy w kontakcie z rządami [państw z których pochodziły ofiary] i zrobimy wszystko, aby to się więcej nie powtórzyło“ – cytował premiera izraelski dziennik Haaretz.
IDF oświadczyło, że przeprowadza dokładną analizę „tragicznego incydentu” i podejmuje szeroko zakrojone wysiłki, aby umożliwić „bezpieczne dostarczanie pomocy humanitarnej”. Wojsko zaznaczyło, że „ściśle współpracuje z WCK w ich kluczowych wysiłkach na rzecz dostarczania żywności i pomocy humanitarnej mieszkańcom Strefy Gazy”.
„Antysemici pozostaną antysemitami”
Śmierć wolontariuszy wywołała międzynarodowe oburzenie, podobnie jak w gruncie rzeczy nieprzepraszająca postawa premiera Netanjahu. Ostra krytyka nadeszła ze strony Wielkiej Brytanii, która do tej pory była jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników Izraela. Londyn określił sytuację jako „coraz bardziej nie do zniesienia”, a „zdecydowanie zbyt wielu pracowników organizacji humanitarnych i zwykłych cywilów straciło życie w Gazie”.
Śmierć wolontariuszy WCK może również wpłynąć na poziom wsparcia Białego Domu dla działań Izraela. Prezydent Joe Biden, wieloletni sojusznik Izraela, zasugerował w czwartek premierowi Netanjahu, że jeśli ten nie zwiększy wysiłków chroniących palestyńskich cywilów i pracowników zagranicznych organizacji pomocowych w Gazie, Waszyngton może ograniczyć swoje wsparcie dla Izraela.
Dosadniej wyraził się sekretarz stanu USA, Antony Blinken: „Jeśli nie zobaczymy zmian, które musimy zobaczyć, nastąpią zmiany w naszej polityce”. 5 kwietnia Nancy Pelosi podpisała list od kilkudziesięciu demokratów w Kongresie skierowany do Bidena i Blinkena, wzywający do zaprzestania transferów broni do Izraela. W efekcie Izrael zdecydował się na otwarcie dwóch nowych szlaków wjazdu pomocy humanitarnej do Strefy Gazy.
Ze względu na śmierć Damiana Sobola, który był jednym z wolontariuszy WCK, napięta atmosfera przeniosła się także do Polski. Oliwy do ognia dolała postawa ambasadora Izraela w Warszawie, Jakowa Liwnego. Zaledwie kilka godzin po informacjach o ostrzale konwoju WCK, Liwne zareagował na oskarżenia o popełnienie przez Izrael zbrodni wojennej, mówiąc: „antysemici zawsze pozostaną antysemitami”.
W swoich kolejnych wypowiedziach medialnych, Liwne wyraził ubolewanie wobec śmierci wolontariuszy, zapewniał również, że władze Izraela dokładnie zbadają przyczyny tragedii. W środę na platformie X przekazał również kondolencje z powodu śmierci Polaka. Unikał jednak jednoznacznych przeprosin. Postawa ambasadora wywołała oburzenie, a Liwne został wezwany do polskiego MSZ.
Jak przekazał wiceminister Andrzej Szejna, podczas spotkania ambasador Izraela przeprosił za tragiczne wydarzenia do jakich doszło w Strefie Gazy. „Pan ambasador przeprosił. Przeprosił za to zdarzenie bez precedensu w historii cywilizowanego świata” – zaznaczył Szejna. „Nota protestacyjna i cała rozmowa przebiegała w charakterze nie tyle żądań, ale jasnych oczekiwań ze strony Polski. Po pierwsze oczekujemy śledztwa transparentnego, w którym strona Polska i inne państwa (…) [uzyskają dostęp] do wszystkich informacji”. Wiceszef MSZ wspomniał również o udziale Prokuratury Okręgowej w Przemyślu w sprawie i żądaniu dotyczącym wypłaty odszkodowania dla rodziny Damiana Sobola.
Jak zaznacza Michał Wojnarowicz, analityk ds. Izraela w programie Bliski Wschód i Afryka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM), widać pewien schemat w narracji wojennej Izraela. „Przede wszystkim wskazuje się na kontekst prowadzenia działań zbrojnych i odgórną odpowiedzialność Hamasu, który wywołał wojnę 7 października. Zwraca się również uwagę na możliwość działań ze strony Hamasu, jako przykład podając m.in. bombardowanie szpitala al-Ahli – Human Right Watch przyznało, że była to rakieta palestyńska”.
Zniszczyć Hamas
„Jednocześnie, obecnie obserwujemy o wiele mniej ataków rakietowych przeprowadzonych przez Hamas. Przede wszystkim format przeprowadzonego ataku, gdzie auta konwoju były kolejno niszczone, stawiał pod znakiem zapytania twierdzenia o przypadkowym działaniu IDF. Być może zawiódł obieg informacji – uważano, że w konwoju znajduje się cel wojskowy i podjęto decyzję o ataku” – komentuje Wojnarowicz. Niemniej jednak zgodnie z informacjami podanymi przez World Central Kitchen, trasa konwoju została wcześniej uzgodniona z Siłami Obronnymi Izraela.
„Być może osoby, które wiedziały o planowanym konwoju nie uprzedziły osób odpowiedzialnych za działania operacyjne w tym obszarze, albo to ostrzeżenie zostało zignorowane. Nie zapominajmy, że presja na wyjaśnienie ataku będzie o wiele większa ze względu na obecność obcokrajowców – szczególnie, że wśród ofiar byli obywatele państw proizraelskich, takich jak Wielka Brytania. O wiele trudniej będzie tę sprawę przemilczeć, a w ciągu ostatnich miesięcy takich przypadków nie brakowało” – zaznacza Wojnarowicz.
Jak podaje Reuters, w wydanym oświadczeniu grupa terrorystyczna Hamas stwierdziła, że atak miał na celu zastraszenie pracowników międzynarodowych agencji humanitarnych i zniechęcenie ich do udzielania pomocy Palestyńczykom. Wielu analityków również zaznacza, że atak był przeprowadzony z premedytacją, a ludzi “zabijano na raty”, jak to określił na antenie Poslat News dr Wojciech Szewko z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Zdaniem dr Szewki Izraelowi mogło chodzić o zniechęcenie organizacji humanitarnych do pomocy w Gazie.
„Jeżeli założymy, że faktycznie był to celowy atak na konwój w celu pokazania, że Izrael może robić co mu się żywnie podoba i pozbyć się organizacji humanitarnych ze Strefy Gazy aby zagłodzić Palestyńczyków, powstaje pytanie, po co NGO-sy dostały pozwolenie izraelskich władz w pierwszej kolejności” – zaznacza Wojnarowicz. „Izrael sam zaprosił WCK do współpracy”.
W efekcie izraelskiego ostrzału WCK oświadczyło, że wstrzymuje swoją działalność w regionie. Wkrótce ma podjąć decyzje dotyczące przyszłości swoich inicjatyw w tym obszarze. Począwszy od grudnia ubiegłego roku, ONZ ostrzega przed falą głodu grożącą północy Strefy Gazy. Najnowsze raporty wydawane przez Światowy Program Żywnościowy (WFP) stanowią dowód „gwałtownego popadnięcia w głód i choroby”, a zespoły organizacji były świadkami „bezprecedensowego poziomu desperacji” w Strefie. Według opublikowanego w zeszłym miesiącu raportu wspieranego przez Organizację Narodów Zjednoczonych, ponad 70 procent 2,3-milionowej populacji Gazy stoi w obliczu „katastrofalnego głodu”.
„Plan Netanjahu nie zmienił się od początku wojny i zakłada realizację trzech głównych celów: likwidację Hamasu, uwolnienie zakładników i sprawienie, aby Strefa Gazy nie stanowiła źródło zagrożenia dla Izraela. Przy czym decydenci są świadomi, że realność osiągnięcia tych zamierzeń się zmienia” – podkreśla Wojnarowicz. „Wyznaczone cele są tak szeroko zakrojone, że Netanjahu nie może się z nich już wycofać, ponieważ wszystko będzie uznane za polityczną porażkę – przynajmniej w ocenie jego własnego obozu politycznego”.
Zdaniem eksperta PISM Netanjahu liczy, że uda mu się wyprzedzić moment, kiedy świat powie Izraelowi dość i zacznie wprowadzać konkretniejsze sankcje czy zerwie relacje dyplomatyczne. Ma również świadomość, że obrazy z 7 października już nie przemawiają do światowej opinii publicznej. „Netanjahu na pewno liczy na wygraną Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich i na to, że pomimo ogromu nacisków społecznych, Waszyngton się nie ugnie i pozycja Izraela jako sojusznika USA na Bliskim Wschodzie będzie zbyt ważna dla amerykańskiej administracji.” – mówi Wojnarowicz.