Dwa zdjęcia od hektara
Jak zaznaczało wielu protestujących, postulaty protestu bazują na dwóch filarach. Pierwszy z nich dotyczy ustaleń Zielonego Ładu, które z coraz większą mocą – i w coraz szybszym tempie – zaczynają obowiązywać polskich rolników. Zdaniem zgromadzonych, wiele z wprowadzanych ustaleń jest niepraktycznych i nieprzystających do rzeczywistości rozdrobnionej struktury polskich gospodarstw rolnych. Zamiast ułatwiać prowadzenie gospodarki – utrudniają ją.
“Najbardziej problematyczną kwestią pozostaje ugorowanie, tzn. obowiązek zostawienia odłogiem ok. czterech procent powierzchni gruntów” – zaznacza Pan Bartłomiej, rolnik z gminy Żarnowiec. “Kolejnym przykładem bezsensownych ekoschematów jest chociażby konieczność dowodzenia, że obornik jest wywożony w danym terminie na dane pole. Do tego stopnia, że aby wywieźć obornik, powinniśmy na hektar gruntu zrobić dwa zdjęcia z geotagowaniem, aby udowodnić, że obornik został wywieziony w to konkretne miejsce”.
Kwestie ugorowania, a także nawozów i zbytniej biurokratyzacji procesów zachodzących w gospodarstwach rolnych wracają jak bumerang w wypowiedziach wielu protestujących. Jako przykład bezsensownych z punktu widzenia rolników rozwiązań, podawano często termin przyorania obornika, który miałby być określony ustawowo. Wskazywano, że przy stopniu rozdrobnienia polskich gospodarstw, wypełnienie wskazanego ustawowo terminu może być fizycznie niemożliwe.
“Nie może być tak, że pan z Brukseli decyduje o tym, kiedy wjeżdżam w pole. Ja wiem kiedy mam wyjechać w pole, a nie, że zostało odgórnie ustalone, że można to robić dopiero np. od 15 marca. Kiedy warunki pozwalają na rozpoczęcie prac już na początku lub końcu marca” – zaznaczał Pan Andrzej z gminy Janowiec Kościelny, prowadzący hodowlę bydła mlecznego i produkcję roślinną.
Protestujący wskazywali również na problematyczną kwestie niektórych ekoschematów. Najczęściej podnoszonym problemem były kwestia zakazu orki czy pasów ekologicznych, stanowiących siedem i pół metra wolnej przestrzeni od wszelakiej zieleni i cieków wodnych. “ Nie wolno nam chronić tego obszaru poprzez stosowanie nawozów, nie ma to sensu. A jeśli z naszym rozdrobnieniem połączymy te siedem metrów i cztery procent, to czasem okazuje się, że połowa gospodarstwa ma być nieużytkowana” – podkreślał Pan Mariusz z wsi Panigródz w województwie wielkopolskim. “Orka, zabieg wykonywany od stuleci, ktoś teraz wymyślił, że nie wolno tego robić. Mamy to zostawiać na zimę w odłogu, leżące i zarastające. Jest wiele takich przykładów”.
Wyraźnie skarżono się również na brak klarownej komunikacji procesów związanych z Zielonym Ładem. “Widzimy zbyt dużą biurokratyzację. Mówimy o tym, że Zielony Ład wprowadzono w 2019 roku. Być może i tak, ale jedynie w Brukseli. Nasze agencje restrukturyzacji do tej pory nie wiedzą jak to policzyć, skompatybilizować” – podkreślał Pan Andrzej. “Na dobrą sprawę rolnicy dowiedzieli się o Zielonym Ładzie w zeszłym roku, przed samym rozpoczęciem prac polowych. Nie wiedzieliśmy do końca co możemy posiać, jak możemy posiać, kiedy możemy to zrobić”.
Protestujący podkreślali, że nie są osamotnieni w swoim niezadowoleniu. Nierzadko wskazywano na protesty w pozostałych krajach członkowskich Unii Europejskiej, które odbiły się szerokim echem w Niemczech, Francji, Hiszpanii czy Belgii. “My jako mała Europa nie zbawimy świata. W Brazylii czy Ameryce mamy potężne przedsiębiorstwa i gospodarstwa rolne, które nie przejmują się zielonymi regulacjami. A tutaj chcą nas sprowadzić do zera, abyśmy zostali bez niczego” – powiedział jeden z protestujących.
Tranzyt ok, ale bez rozładunku w Polsce
Drugim filarem protestów była powracająca kwestia produktów rolnych pochodzących z Ukrainy. Protestujący wspominali nie tylko o zbożu, lecz również o owocach czy produktach mlecznych, które zgodnie z ich wypowiedziami zalewają polski rynek, a ich wwóz do naszego kraju jest niedostatecznie kontrolowany.
“Handel z Ukrainą, który został poluzowany ze względu na rosyjską inwazję, skutkuje obecnie napływem zboża do Europy. Oczywiście miał to być tranzyt, jednak osobiście znam takie przypadki, że zdarzał się nielegalny handel na miejscu: zatrzymywano zboże, kukurydzę i pozostałe produkty rolnicze” – zaznacza Pan Bartłomiej.
“Takie działanie nie powinno mieć miejsca, powoduje ono spadek cen dla polskich rolników. Kontrole być może są, jednak ich obejście nie jest szczególnie trudne. Znam przypadek, gdzie rolnik nabył 250 ton pszenicy i ziarna kukurydzianego, które było przeznaczone na tranzyt właśnie” – dodaje.
Kwestia niedostatecznych kontroli pojawiała się niemal we wszystkich rozmowach, podobnie jak wskazywanie, że przy jej zapewnieniu, protestujący nie mieliby problemu z tranzytem ukraińskich produktów. “Problem jest jeden i prosty: pomóc im to zboże wywozić, ale kontrolować, że ma ono wyjeżdżać tranzytem. Niech ono jedzie do naszych portów i dalej, ale niech nie będzie pod pretekstem tranzytów rozładowywane u nas. Chcemy kontroli przewozów, obecnie nie ma żadnej” – podkreślał Pan Mariusz.
Rolnicy wskazywali także, że ukraińscy rolnicy nie są zobowiązani do spełniania wszystkich wymogów Unii Europejskiej, jakie z kolei muszą wypełniać rolnicy znad Wisły. Oprócz zboża, poruszano również kwestie importu owoców. Jak zaznaczał jeden z protestujących, Pan Jarosław: “Import jest tak duży że minister powiedział nam, że w tym roku można malin nie zbierać. Jesteśmy pod ścianą, nie wiemy, czy mamy likwidować plantacje, co mamy robić”.
“Jeśli na naszym rynku brakuje owoców, możemy je ściągać. Jednak przynajmniej częściowo nie są one badane, nie wiemy, co jest dodawane do tych malin. A po drugie po co mamy je ściągać z Ukrainy, jeśli mamy własne, które spełniają wszystkie unijne przepisy? To nas boli, że my musimy przestrzegać przepisów, a wszystko jest ściągane z Ukrainy tylko po to, aby duże koncerny zarobiły na tym pieniądze” – dodaje.
W wielu wypowiedziach powtarzał się motyw “zalewania” polskich rolników ukrainskimi produktami. “Tracimy i my i konsumenci, którzy nie wiedzą, co jedzą. W sklepach teraz nie wystarczy patrzeć na kod kraju pochodzenia, bo importer z polskiej firmy ściągnie maliny z Ukrainy, ale nie oznaczy ich w ten sposób, tylko włoży je w polskie opakowania. Konsument o tym nie wie. Podczas strajków w końcu zaczęły się jakieś kontrole – 51 ton malin już zeszło z rynku, tylko dlatego, że był w nich plastik” – podkreśla Pan Jarosław.
“Teoretycznie według ukraińskich deklaracji rolnictwo musi spełniać wymogi UE i być może tak jest względem legalnie dostarczanych towarów na rynek europejski. Problemem jednak pozostaje to, co trafiało na rynek unijny w postaci nielegalnego zachowywania tranzytu” – zaznacza Pan Bartłomiej. Zaznaczył również, że sam protest nie jest antyukraiński, a niektóre hasła i transparenty które mają taki wydźwięk wynikają z obecności niepożądanych na proteście zwolenników niektórych opcji politycznych.
Stale przewijającym się motywem była również kwestia rozdrobnienia polskiego rolnictwa i dużych konglomeratów rolniczych, znajdujących się na Ukrainie. Zdaniem protestujących nie wolno zapominać, że w Ukrainie dostępne są ogromne połacie gruntu, a gęstość zaludnienia jest tam o wiele mniejsza niż w Polsce. W związku z tym polscy rolnicy czują, że nie mogą konkurować z tamtejszymi gospodarstwami. Dodatkowo wskazują na ich powiązania z największymi przedsiębiorstwami rolnymi z Europy Zachodniej.
Protest przedłużył się o dwie godziny i zakończył o 17:00. Liderzy związków rolniczych odbyli rozmowy z Marszałkiem Sejmu RP Szymonem Hołownią oraz szefem KPRM Janem Grabcem, jednak wyszli z nich rozgoryczeni, z poczuciem, że nie otrzymali od rządu żadnych konkretnych propozycji rozwiązań ich problemów. Zapowiedzieli kontynuację strajków w całej Polsce.